Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19 Gdy wszystko się sypie... kawałek po kawałku


POV SASUKE

Minęły cztery dni od wiadomości o śmierci naszych rodziców... Gdy wracali do domu na ich samochód spadła ogromna gałąź zabijając ich na miejscu... Niestety z powodu burzy znaleziono ich dopiero po trzech dobach... Ciała były zmasakrowane więc o tradycyjnym pochówku nie było mowy... Trzeba było ich skremować.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że ja cierpiałem podwójnie. Z ojcem nie byłem zbytnio zżyty, ale matka była jedyną radością tego domu... rozumiała mnie i moje decyzje. A poza tym nie mogłem znieść myśli tego co planuje Dekashi...

Nie powiedziała wprost, że odchodzi ale czułem, że tak zrobi. Nie teraz, ale wkrótce... w obliczu wydarzeń jakie nas spotkały i żałoby niezwykle wspierała Sorę... Była najmłodsza więc i najbardziej rozpieszczana w naszej rodzinie. Ciężko jej było cokolwiek organizować w związku z pogrzebem więc większością rzeczy zajęła się Deki.

Jakby tego było mało Itachiemu odbiło... Ciągle kleił się do Deki nie patrząc na okoliczności ani na otoczenie. Tak jakby stres i rozpacz wyprała mu mózg.

Jej zażenowanie na każdym kroku i moja chęć wpieprzenia bratu nie polepszały atmosfery...

Kilkakrotnie starałem się przekonać ją by póki co nie podejmowała żadnych decyzji, by poczekała, ale ona tylko wtedy się blado uśmiechała i zapewniała, że jeszcze będzie dobrze...

Strata matki i ukochanej sprawiała, że każdego dnia miałem ochotę krzyczeć. Nawet Madara nie był w stanie mi pomóc...Moja bezsilność doprowadzała mnie do szaleństwa, a przypominanie sobie mimowolnych scen z piwnicy i jej cudownego ciała, podczas wybierania urn wpędzała mnie dodatkowo w poczucie winy...

..................................................

POV DEKASHI

- Sora Sarbie, musisz wstać... - powiedziałam łagodnie ściągając ją z łóżka

- Po co... oni i tak nie żyją... nie będę udawać przed resztą tej popapranej rodziny, że jestem dzielna i godnie przejmę całe dziedzictwo rodziców – powiedziała Ironicznie

- Po pierwsze to nie ty przejmujesz to dziedzictwo tylko Itachi jako najstarszy z waszej trójki, a poza tym nie rób tego dla poklasku, a dla rodziców– Takumi przywołał ją do porządku bardziej brutalnie

- Nawet nie mam czarnej sukienki... wszystko mam w radosnych kolorach

- Ze względu na wasz klan, musisz włożyć Yukatę – odgarnęłam jej włosy – wszystko już przyszykowałam

- Świetnie... sztywność i pozory ponad wszystko – zadrwiła wstając zła z łóżka i zamykając się w łazience

- Chociaż wstała... - skwitował smutno Takumi i zwrócił się do mnie – a ty jak się trzymasz?

- Kiepsko... - przyznałam wycieńczona. Ostatnie dni były dla mnie koszmarne

- Powiesz mi czemu wczoraj spałaś na kanapie? – zapytał wprost, a ja zrobiłam się czerwona

- Powiedzmy, że Itachi ostatnio nie rozumie słowa „nie"... A ja uważam, że uciekanie od problemu w „taki" sposób mu nie pomoże

- Seks pomaga, ale tylko na chwilę... - powiedział – jeśli chcesz mogę z nim porozmawiać... I tak widzę, jak klei się do ciebie na każdym kroku... nawet na rodzaju urny nie był w stanie się skupić. Nawet nie hamuje go to, że inni się gorszą

- Nie trzeba... poradzę sobie – westchnęłam tak naprawdę spanikowana...

Wczoraj w nocy o mało nie zrobił tego na siłę... jedynie co go powstrzymało to moje zdanie „Co wasza matka pomyślałaby o tobie?"... Przerażał mnie coraz bardziej, ale wiedziałam że nie jest sobą... Stres, poczucie straty i przemęczenie powodowały u niego brak racjonalności...

Gdyby Takumi w pełni wiedział co przeżywam każdej nocy i jak musze się bronić, siedząc w łazience póki Itachi nie zaśnie, na pewno by tego tak nie zostawił. A jeśli Sasuke by się dowiedział, na pewno by go zabił...

Musiałam jednak to przetrzymać. Nie chciałam „ich" porzucać w najgorszej chwili, ale postanowiłam, że tydzień po pogrzebie lecę do Viv... Nawet ona stwierdziła, że to za szybko, że dobije ich tylko swoim działaniem, ale im dłużej tu byłam tym ciężej szło mi podjęcie decyzji.

..................................

Gdy wreszcie uroczystość się rozpoczęła, a ja już miałam dołączyć do reszty klanu w głównym salonie, podszedł do mnie Sasuke i zaciągając w boczny korytarz przytulił mnie do siebie całując w czubek głowy

- Dziękuję, że się wszystkim zajęłaś... - powiedział miękko, a ja przymknęłam oczy... jego dotyk był dla mnie narkotykiem, a właśnie starałam się przejść na odwyk

- Nie masz za co dziękować... to oczywiste – odparłam

- Deki... chciałbym cię o coś zapytać – zaczął, ale Takumi wszedł w tym momencie

- Nie chce wam przeszkadzać, ale Itachi was szuka... lepiej by nie było żadnej rozróby na tym pogrzebie. Sora tego nie wytrzyma – poinstruował nas jednocześnie dając alibi, że byliśmy z nim...

Gdy dołączyliśmy do całego klanu, jak spod ziemi wyrósł przy mnie Itachi i mocno objął. Widziałam wiele zgorszonych spojrzeń w naszą stronę, a ja myślałam, że zaraz spalę się ze wstydu

- Itach... nie wypada... - wyszeptałam, chcąc by mnie puścił, jednak on tylko mocniej mnie złapał.

Nie mogłam się z nim szarpać na środku salonu przy tulu ludziach... z resztą z moją siłą nie miałam szans... Był niezwykle silny... to dlatego w nocy non stop drżałam, czy mu nie odbije i nie weźmie mnie siłą... Jego nieprzewidywalność budziła niepokój nie tylko we mnie. Nawet Sora widziała, że dzieje się z nim coś niedobrego, jednak gdy pochowano już jego rodziców i wszyscy wróciliśmy do domu na stypę, przeszedł samego siebie...

- Chciałbym skorzystać z tej jakże podniosłej okazji i faktu, że cała nasza rodzina się zebrała. – zaczął, a wszyscy zamienili się w słuch.

Ja natomiast popatrzyłam na Sorę, której mina zaalarmowała mi, że to nie było planowane przemówienie i cała się spięłam...

- Każdy z was zapewne zna moją narzeczoną – tu pokazał na mnie, a ja o mało nie zakrztusiłam się swoją sliną – Bardzo wspiera naszą rodzinę w tak trudnej chwili co mi tylko udowadnia, że wybrałem bardzo dobrze. Tego samego zdania była także moja matka... organizowała nasze zaślubiny, a z racji szacunku do niej postanowiłem nie przerywać przygotowań i dodatkowo je przyspieszyć! Wiem, że matka i ojciec poparliby moje działania, dlatego informuję was, że nasz ślub odbędzie się dokładnie za miesiąc.

Jego poważny ton i obłęd w oczach świadczył że nie żartuje. Spojrzałam przerażona na Sorę, która o mało co nie zemdlała na to co odwalał jej brat. Drugi zaś musiał być hamowany przez Takumiego, bo ewidentnie chciał mu przyłożyć. Reszta gości była niezwykle zaskoczona takim obrotem spraw, a Madara podszedł do Itachiego i zaczął mu coś tłumaczyć na ucho.

Ja natomiast nie mogłam się z tego wszystkiego nawet ruszyć...To, że wykorzystał tak delikatną chwilę i fakt, że nawet nie skonsultował tego ze mną, ani nie spytał o zdanie wywołały u mnie falę gniewu, który za wszelką cenę hamowałam. Jedno jednak wiedziałam na pewno... muszę wiać i to jak najszybciej nim sytuacja skomplikuje się jeszcze bardziej...

No i Itachiemu ze stresu lekko odbiło xD

Chce was kochani przy tym poinformować, że opowiadanie zbliża się ku końcowi i jestem wdzięczna, że tak ciągle mnie wspieracie XD DZIĘKUJĘ!

Twoja/Wasza

Juri

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro