Rozdział 15 Gdy los dalej mąci...
Moje życie w pewnym sensie unormowało się do pewnego stopnia. Itachi po moich kilku konkretniejszych rozmowach przestał na mnie naciskać w kwestiach niedorzeczności erotycznych. Ale nie czuł się winny... skąd wiedziałam? Bo powiedział mi to wprost. Postanowiłam przeczekać ten trudny dla niego okres i zacisnąć żeby. Kochałam go, ale moja przeszłość nie była przeze mnie zaplanowana z premedytacją.
Ja też byłam ofiarą tego co nas spotkało. Nigdy nie przestałam kochać jego brata, ale byli zbyt różni bym mogła wybrać w przeciągu jednej chwili, a tego ode mnie oczekiwali. Przeszło mi nawet przez myśl, by całkowicie odejść, ale nim to miałoby nastąpić, chciałabym móc spojrzeć ze spokojem w lustro i stwierdzić, że zrobiłam wszystko by to uratować.
Matka Itachiego zaczęła już nawet planować ślub i przyjęcie, a ja zgadzałam się na wszelkie jej pomysły widząc ile radości jej to sprawia. Sora natomiast zrobiła się mocno osowiała przy tych działaniach, a od Takumiego dowiedziałam się, że jej zdaniem wybrałam złego brata... nie chciała mi jednak tego powiedzieć by mi nie mieszać i sama czekała na rozwój wydarzeń.
Wielokrotnie ze mną rozmawiała i mówiła, że z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia i mi współczuje. Stwierdziła nawet, że mnie podziwia bo ona sama często zastanawia się, który z jej braci jest lepszy i fajniejszy... a na końcu stwierdzała, że najlepsza w tej rodzinie jest tylko ona.
Podobało mi się jej poczucie humoru i umiejętność dostrzeżenia wszystkich stron medalu... Takumi trafił naprawdę na wspaniałą kobietę, a po Vivi stracił wiarę w miłość, którą Sora go obdarzyła...
Rozmyślając o tym wszystkim zaklejałam okna w apartamencie taśmą licząc, że Itachi wróci jak najszybciej. Zbliżała się wichura zapowiadana już od dwóch tygodni i cały nasz rejon był alarmowany o tym by się dobrze przygotować. Koce, prowiant i woda były składowane w ogromnej ilości u nas w domu i w samochodzie na wszelkie ewentualności. Najgorsze jest to, że nie szło przewidzieć kiedy dokładnie wichura uderzy...
We Francji nigdy nie przeżywałam takich warunków atmosferycznych więc niezwykle się denerwowałam. Gdy jednak siedziałam w pracy i doszły nas słuchy z radia by się ewakuować i że wiatr nabiera na sile, zwolniono całe biuro. Każdy chciał jak najszybciej dotrzeć do domów i zebrać bliskich.
Niestety Takumi tego dnia był na konferencji w innym mieście razem z Haruno więc nie mogłam liczyć na jego pomoc... powinniśmy być na niej razem, ale moja kierowniczka odkąd zerwała z brunetem czuła do mnie ogromną niechęć... I pokazywała to nawet odbierając mi wszelkie możliwości kształcenia jak kursy i wyjazdy...
Itachi zdążył jeszcze zadzwonić i poinformować bym czekała na niego w mieszkaniu, a stamtąd pojedziemy do jego rodzinnego domu, który był znacznie oddalony od centrum. Gdy powiedziałam, że mogę od razu tam jechać rozłączyło nas... linie telefoniczne przestawały powoli działać, a burza szła znacznie szybciej. Nie chciałam jednak działać na własną rękę dlatego postanowiłam się zastosować do jego wskazówek.
Czekając aż wróci ze strachem starałam się zabezpieczyć wszystko by ograniczyć straty. Miałam nawet wrażenie, że jestem jedynym lokatorem w budynku, bo większość ewakuowała się do schronów i innych domostw...
Gdy drzwi się otworzyły ucieszyłam się, że Itachi zdążył, ale zamiast niego stal w korytarzu jego brat, którego nie powinno być w kraju od kilku godzin...
................................................
POV ITACHI
- Cholera – warknąłem gdy nas rozłączyło...
Telefony zaczęły szwankować i ponownie gdy połączyłem się z Deki nic nie słyszałem... Ta pieprzona burza musiała przyjść tak nagle, że całe moje plany szlag trafił. Byłem na drugim krańcu miasta na spotkaniu, gdy drzewa zaczynały mocno się giąć do ziemi od podmuchów wiatru.
Podczas takich wichur dom moich rodziców był istnym bunkrem i tam bez żadnych obaw można było przeczekać nawet koszmarne burze. Ojciec specjalnie zaopatrzył go w ogromną piwnicę z generatorem prądu co pozwalało tam przeżyć nawet 2 tygodnie bez dostępu do świata.
Niestety traf chciał, że teraz wszyscy byliśmy w sporej odległości od mojego rodzinnego domu. Rodzice wracali z sąsiedniego miasta z zakupów i hurtowni, a Sora z Deki były w pracy.
Musiałem szybko przeanalizować najlepszą opcję... Mogłem jechać w pierwszej kolejności po siostrę, albo narzeczoną... z Tym, że teraz liczył się najbardziej czas... Sora była bliżej mojej lokalizacji i szybciej mógłbym ją zabrać w bezpieczne miejsce, ale Deki była w naszym apartamencie, który był podatny na zniszczenia.
Gdyby Takumi był w mieście, miałbym rozwiązany problem, jednak w tej chwili musiałem zacisnąć zęby i skorzystać z pomocy mężczyzny, który ostatnimi czasy był moim największym rywalem...
....................................................
POV SASUKE
Siedziałem wpieniony na lotnisku, żałując że nie wyleciałem dzień wcześniej... Wszystkie loty odwołano z powodu złej pogody, a jakby tego było mało nic nie wskazywało na to, że zmieni się to w przeciągu dwóch dni na które zapowiadali niszczycielski żywioł...
Pożegnałem się z bliskimi dziś z samego rana nim pojechałem na lotnisko, ale zastawiałem się czy już siedzą w naszym rodzinnym schronie...
Gdy zadzwonił telefon zaskoczył mnie fakt, że dzwoni mój brat. Zachowywaliśmy się normalnie od czasu wyjawienia wszystkich faktów na temat mnie i Dekashi, ale teraz chciał za każdym razem pokazać swoją wyższość... byliśmy w wielu aspektach tacy sami... sam pewnie też bym pokazywał na jego miejscu gdzie moje miejsce więc nie miałem mu tego za złe...
Nie mogłem walczyć o kobietę, która mnie nie chciała bez względu na to jak bardzo ją kochałem...
- Halo – odebrałem od razu zastanawiając się co się dzieje
- Nie wiem czemu jestem w stanie się tylko do ciebie dodzwonić... - westchnął z ironią po czym dodał - Mniemam, że utknąłeś na lotnisku
- Czuje jak się cieszysz z tego powodu – nie byłem mu dłużny – owszem... Co się stało?
Gdy nakreślił mi sytuację i wyraził swoją prośbę pobladłem... Nie sądziłem że mimo wszystko jest na to gotów by poprosić mnie o pomoc.
- Mam już Sorę ze sobą i pędzimy do domu, ale nie zdążę zająć się Dekashi. Lotnisko jest dosłownie 5 minut drogi od naszego mieszkania. Zabierz ją stamtąd
- Dlaczego nie kazałeś jej od razu jechać do rodziców! – zdenerwowałem się w jednej chwili wiedząc, że jej bezpieczeństwo jest zagrożone. Wszelkie burze w tym regionie często przyczyniały się do wielu szkód, ale o tej już dawno informowano, że nie będzie zwykłą wichurą.
- Myślałem, że zdążę sam o nią zadbać – odparł spokojnie – pojedziesz po nią?
- To jest oczywiste! – gdy to mówiłem już siedziałem za kierownicą samochodu – Dobrze, że chociaż potrafiłeś zadbać o naszą siostrę! – warknąłem zły, że nie dopilnował wszystkiego tylko zapewne był na jakimś pieprzonym spotkaniu...
- Sas..- usłyszałem błagalny ton Sory wiedząc, że jestem na głośniku. Chyba chciała jeszcze coś powiedzieć, ale Itachi ją ubiegł
- Tylko bez numerów Sasuke... w tej chwili jej bezpieczeństwo jest najważniejsze, a nie nasze rozgrywki – powiedział rzeczowo
- Dla mnie od zawsze było to ważne, podobnie jak jej szczęście co doskonale udowodniłem – warknąłem z faktu, że jeszcze mnie poucza. Niestety nasza rozmowa została przerwana w momencie, gdy już widziałem budynek w którym znajdowała się białowłosa. Usłyszałem ostatnie słowa Sory, która mówiła bym „na siebie"... uważał. A przynajmniej miałem takie wrażenie.
Wbiegając do w zasadzie opustoszałego budynku i otwierając drzwi po raz kolejny poczułem ból widząc jej złote oczy, których blask zgasł gdy tylko mnie ujrzała
POV DEKASHI
- Gdzie jest Itachi!? – zapytałam nie wiedząc co sądzić o jego pojawieniu się tutaj. Byłam przerażona tym co dzieje się za oknem i tym, że to właśnie on a nie mój narzeczony stoi przede mną.
- Wiezie Sorę do domu, bo była bliżej. Prosił bym zabrał cię do nich bo inaczej nie zdążymy przed wichurą – odparł konkretnie patrząc na mnie przenikliwie
- On cię poprosił!? – nie wierzyłam własnym uszom – ale przecież powinieneś być teraz w samolocie!
- Nie mam teraz czasu ci tego wyjaśniać Deki – powiedział łapiąc mnie za rękę – i zmuszając bym biegła za nim
- Nie zamknęłam drzwi! – krzyknęłam o mało co nie zabijając się na schodach. Niestety winda została wyłączona już rano
- Wierz mi Deki, że i tak to nic nie da... Jeśli ten budynek będzie dalej stał i tak nie będzie tam co zbierać – powiedział dalej ciągnąc mnie za sobą.
Wiedziałam, że burza miała swoje epicentrum blisko naszego apartamentu, ale nie sądziłam, że też żywioł może być tak silny. Gdy wybiegliśmy z budynku, a ja zobaczyłam, że drzewa są powyrywane z korzeniami i wiatr niczym parasolki targa nimi po całym terenie, zadrżałam z istnej paniki. Jeśli to była zwykłą wichura to jak w tych rejonach wyglądały huragany!? Mina Sasuke nie zwiastowała niczego dobrego, gdy podobnie jak ja zauważył jak jego samochód zaczyna się przechylać
- Nie zdążymy – zawyrokował starając się przekrzyczeć grzmoty
- I co teraz!?? Budynek nie ma podpiwniczenia! – zapytałam cała się trzęsąc i przeczuwając rychłą śmierć. Widząc w jakim stanie jestem Sasuke rozejrzał się dookoła i szybko wszystko analizując krzyknął
- Tędy! – Wbiegliśmy w ciemną uliczkę, a zatrzymując się przy dawno opuszczonym budynku nie mogłam zrozumieć jego logiki działania. Dawno nikt tu nie mieszkał i budynek był wystawiony na sprzedaż. Okna zamurowane, drzwi zamknięte.
Burza nabierała na sile do takiego stopnia, że słyszałam jak pioruny uderzają w pobliskie drzewa, a deszcz lał tak gęsto, że nie widziałam nic na odległość wyciągniętej ręki. Sasuke zaczął wywarzać drzwi, a ja miałam przeczucie że to nic nie da. Po 10 kopnięciu zamek się poluzował i wbiegliśmy do ciemnego, zapleśnionego budynku
- Z tego co pamiętam była tu piwnica – powiedział prowadząc mnie cały czas trzymając za rękę, a ja aż zamrugałam
- Znasz ten budynek!?
- Kiedyś tu mieszkałem... - odparł – chciałem być blisko brata, ale potem dostałem awans i zacząłem podróżować. Mieszkanie nie było mi już potrzebne, a właściciel po pewnym czasie zmarł i budynek trafił na sprzedaż – wyjaśnił uspokajającym tonem starając się wpłynąć na moje samopoczucie – nie martw się, wiem co robię
Teraz oświetlając drogę telefonem szliśmy głęboko w dół, a gdy nikłe światło padło na przestrzeń przed nami zobaczyłam piwnicę, która wyglądała jak z jakiegoś horroru
- Dlaczego mam wrażenie, że kogoś tu zabito...? – powiedziałam przemarznięta, a on automatycznie mnie objął
- Nie bój się Deki... Nic ci nie będzie – powiedział troskliwym tonem.
Nie wiedziałam czego bardziej się bać. Dalej szalejącej burzy nad nami, faktu że muszę spędzić minimum noc w tym okropnym miejscu, czy faktu że najchętniej zostałabym w jego ramionach czując się bezpiecznie...
No i nie ma spokoju Xd
Kocham i ściskam!
Wasza/Twoja
Juri
P.s I nie miejcie mojej Deki tak mocno za złe tego wszystkiego... przyzwyczaiłam się do tego, że ją kochacie z poprzednich opowiadań xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro