Rozdział VIII - "Zdradzeni"
Echo wystrzału rozbrzmiewa jeszcze przez chwilę w wielkim pomieszczeniu, a moje łzy nadal spływają po czerwonych policzkach. Z pistoletu wydobywa się biały niczym mgła dym. Chowam broń do pasa, podchodzę do Hectora i kucam przy nim mówiąc:
- Nie mogłabym tego zrobić, rozumiesz ? Nie mogłabym zastrzelić swojego kompana, za którego jestem nadal odpowiedzialna ... Ale jeżeli złapię Cię na gorącym uczynku, kiedy będziesz próbował zagrozić w jakikolwiek sposób mojej ekipie, zabiję Cię bez chwili zawahania.
Widzę jak Hector odsłania powoli swoje przeszklone oczy, a łzy zatrzymują mu się w połowie drogi, jakby wiedziały, że już po wszystkim.
Chłopak rzuca się na mnie i mocno obejmuje mówiąc zachrypniętym głosem:
- Dziękuję Ci ... Nigdy nie zapomnę tego, że zostawiłaś mnie przy życiu ...
- Nie odbieram ludziom życia, jeśli nie ma takiej potrzeby.
- Wiesz, że nigdy bym nie próbował was podtruć prawda ? - pyta nadal roztrzęsionym głosem.
- Teraz już wiem ... Przepraszam, że tak szybko oskarżyłam Cię o takie coś ... ale ta fiolka w twojej kurtce, mówiła sama za siebie.
- Ktoś próbuje nas wszystkich ze sobą skłócić. Nie możemy na to pozwolić - mówi szeptem patrząc mi w oczy.
- Wiedziałam, że jesteś sprawiedliwa i tego nie zrobisz ! - wrzeszczy zapłakanym głosem Anne, która dołącza do naszego uścisku.
Po chwili przyłączają się wszyscy, oprócz Cedrica i Zayn'a, którzy dziwnie na nas spoglądają.
Ocieram resztki łez na mojej twarzy i śmieję się z pozostałymi.
Po jakimś czasie, słyszę jak drzwi zatrzaskują się z głośnym hukiem. Odwracam głowę w stronę wyjścia i napotykam wzrok Zayn'a.
Wstaję i podchodzę do niego.
- Nie mogłam go zabić - mówię, stanąwszy naprzeciwko chłopaka.
- Nie mam Ci tego za złe, ale obyś później tego nie żałowała - ostrzega mnie.
- O to nie musisz się martwić - zaciskam dłonią materiał jego czarnej koszulki i przyciągam go do siebie. Po raz pierwszy w jego ... oku, dostrzegam zdziwienie. Bardzo mnie to cieszy.
- Na twoim miejscu martwiłabym się raczej o tą pieprzoną misję, która ma się zacząć jutro, z samego rana ...
- O nią będę martwił się później ... - mówi szeptem, po czym wpija się w moje usta.
Całujemy się tylko przez chwilę. Szybko się od niego odrywam i uśmiecham złośliwie.
- Dobra ludzie ! Trzeba iść spać, bo jutro robota sama się nie zrobi ! - zwracam się do grupy głośno ziewając.
Mimo, że wszyscy są przejęci tematem, który naruszyli, posłusznie udają się do swoich pokoi.
Hector przed wyjściem z sali, obejmuje mnie mocno jeszcze raz, po czym wychodzi.
Szmery i rozmowy ucichają coraz bardziej, a po chwili w sali ćwiczeń zostaję tylko z Zayn'em .
- Ciebie polecenie również się tyczy. Nie mam najmniejszego zamiaru, wydawać Tobie specjalnych poleceń ...
- A szkoda ... - mówi uśmiechając się znacząco.
- Zboczeniec ! - wyrzucam z siebie i idę do swojego cieplutkiego kocyka i mięciutkiej poduszki, którzy na mnie czekają.
***
- Obserwuj tamte 3 okna z prawej, a ja zajmę się pozostałymi po lewej - rozkazuję Hector'owi, który w tej misji również pełni funkcję snajpera.
Ulokowaliśmy się w niewielkiej kamienicy, naprzeciwko dwupiętrowego budynku, który jest naszym dzisiejszym celem. Stąd mamy lepszy widok i więcej zdziałamy.
Przez celownik widzę, jak reszta ekipy wchodzi do budynku. Niektórzy wkraczają przez główne wejście, a pozostali przez okna na parterze.
Dostrzegam na pierwszym piętrze ruch. Trzymam palec na spuście, czekając na odpowiedni moment do strzału. Czyjaś głowa wyłania się zza ściany, a ja wykorzystuję tę sytuację i precyzyjnie oddaje strzał.
Zabijam jeszcze trzech wrogów, a gdy już się nic nie dzieje, zamierzam zmierzyć się z wrogiem w bliższym spotkaniu.
- Idę sprawdzić czy parter jest czysty - informuję Hectora i udaję się do budynku naprzeciwko.
Zmieniam snajperkę na Mossberg 500, która jest moją drugą ulubioną bronią.
Ciężki plecak ciąży mi na plecach, dlatego chowam go do wielkiej, ciemnobrązowej szafy, znajdującej się w jednej z sypialni.
Bezszelestnie chodzę po parterze, sprawdzając każde pomieszczenie po kolei. Nad sobą słyszę wyraźne kroki i głośne strzały karabinów maszynowych. Otwieram drzwi do ostatniego pomieszczenia i na wszelki wypadek wrzucam Flash Bang (granat oślepiający). Odwracam się chwilę przed tym jak wybucha. Wchodzę do ogromnej czytelni z palcem na spuście, gdzie roi się od książek.
Nawet nie zdążam sprawdzić tej biblioteczki, bo za sobą słyszę prawie bezgłośne kroki. Odwracam się w okamgnieniu, ale nawet to nie wystarcza. Zanim dostrzegam wroga, dostaję z kolby strzelby w głowę.
Upadam na ciemną wykładzinę z okropnym kłuciem po lewej stronie głowy. Widzę jak przez mgłę, że wróg kopie nogą moją broń.
Wiedząc, że teraz nie jestem mu w stanie nic zrobić, celuje swoją strzelbą w moją głowę, stojąc nade mną.
I kolejny raz, kolejny wyszkolony żołnierz, zapomina o istotnych zasadach, które ja kułam po nocach na pamięć.
"Nieważne w jakim stanie jest twoja ofiara, w dobrym czy krytycznym, zawsze trzeba trzymać się od niej na dystans, jeśli sam nie chcesz stać się ofiarą".
Nie spodziewa się mojego ataku. Czuję zimny metal, który oziębia moją dłoń. Ostatkiem sił podnoszę rękę i sprawnym ruchem wbijam mu nóż w piszczel, a on wydziera się na całe gardło. Zanim z bólu łapie się za nogę, drugi nóż przebija mu tętnice.
Żołnierz osuwa się na wykładzinę, a krew nadal leje się z jego przebitego gardła.
Jakiś ciemny cień wchodzi do pomieszczenia. Otwieram szerzej oczy, ale nadal nic nie widzę. Moja ostrość obrazu jest w fatalnym stanie. Odsuwam się tylko kawałek, bo ktoś pomaga mi wstać.
- Wszystko okey ? - słyszę odbijający się echem głos Zayn'a.
Mija kilkanaście sekund, zanim odzyskuję pełną sprawność nad wzrokiem i słuchem.
Zayn stoi naprzeciwko mnie i podtrzymuje mnie, abym nie upadła. Za jego plecami dostrzegam jakąś twarz, której nigdy przedtem nie widziałam.
Dopiero teraz widzę, że to wróg. Szybko wyciągam pistolet, który został mi jako jedyny.
- Odsuń się ! - wrzeszczę do Zayn'a.
Chłopak nie posłuchał mnie, tylko spuścił moją broń w kierunku ziemi.
- Co Ty robisz do jasnej cholery ? - pytam zdezorientowana.
Wtedy do pokoju wchodzi reszta wrogów z ciałami moich przyjaciół. W niesieniu zwłok, pomaga im ... Jason ? Chyba mam zwidy, mrugam kilkakrotnie powiekami, ale nadal widzę ten sam widok.
- Zabiłeś naszą ekipę ? - pytam łamiącym się głosem. Dlaczego to zrobiłeś ?!
- Nie zabiłem ich ... żyją. Uśpiłem ich. Takie było moje zadanie.
- Zadanie ? O czym Ty pieprzysz ?! - cofam się zdezorientowana o trzy kroki do tyłu.
- Michaelle ta cała wojna i ... nasze historie i w ogóle to wszystko ... to ściema, eksperyment, a zarazem ...
- Jaki eksperyment ?! O czym Ty mówisz ? - przerywam mu, podnoszę broń i mam ją na wysokości jego torsu. Dlaczego przez cały czas nas oszukiwałeś, zwodziłeś, trułeś ?
- Myślisz, że łatwo było mi patrzeć na to wszystko ? Na wasz strach, smutek, niedowierzanie, twoje łzy ...
- Moje łzy ? Skąd to niby wiesz ? Nigdy nie widziałeś jak płakałam...
- Uwierz mi, widziałem i to nie raz. Może i widziałem to, zwierzęcymi oczami, ale zauważałem je za każdym razem. Przy każdym spotkaniu z Tobą, czułem, że się boisz ... Rozrywało mi to serce. Ale jeśli powiedziałbym komukolwiek z was, prawdę, rozstrzelali by nas wszystkich - słucham tego w osłupieniu, nie wierząc w ani jedno jego słowo.
- Zwierzęcymi oczami ? Ty siebie w ogóle słyszysz ?!
Chłopak długo zbiera się na odpowiedź, przez co jeszcze bardziej boję się usłyszeć, to, co ma do powiedzenia.
- Michaelle ... to ja jestem tym wilkiem, który jak Ci wpojono, zabił twojego ojca, a potem chodził za Tobą w lesie. W tym świecie, którego nie znasz, byłem królikiem doświadczalnym, na którym sprawdzano różne gówna o których nawet nie mamy pojęcia - tłumaczy mi i podchodzi do mnie coraz bliżej.
Strzelam z pistoletu obok jego stopy, na znak, aby nie podchodził do mnie bliżej.
- Nie wierzę w to co mówisz ! Rozumiesz ?! Nie wierzę ! Nie dość, że jesteś pieprzonym zdrajcą, to do tego kłamcą ! Ostrzegałeś mnie, żebym uważała na Hector'a, a sam okazałeś się zwykłym dupkiem ! Próbowałeś mnie zmylić ...
Odwracam się do niego plecami i upadam na kolana, błagając, żeby to był tylko zwykły koszmar, a nie rzeczywistość. Nie wybudzam się jednak z żadnego snu tylko w niego popadam, bo koło mojego ucha słyszę tylko "przepraszam" wypowiedziane przez Zayn'a, a po chwili łapie mnie od tyłu i przykłada jakąś śmierdzącą szmatę do mojej twarzy.
Czuję jedynie ten zapach - nieprzyjemny i duszący.
Zaczynam się szarpać i wyrywać, ale to na nic, bo Zayn jest silniejszy. Nie mam żadnych szans.
Tracę siły i już się nie wyrywam ...
Robię się coraz bardziej senna i słaba ...
Po chwili widzę jedynie nicość, a moje bezwładne ciało, mogło już tylko wpaść w ramiona tego skurwiela ...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro