Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV - "Bezimienna"

- Nie rozumiem - mówię, zaczynając nerwowo chodzić po pokoju. - Przecież sprawdziłam dokładnie wszystkie pomieszczenia ... Indira zresztą też.

- Wygląda to tak, jakby ktoś nam ją podrzucił - zauważa piętnastolatka. - Tylko po co ?

Wszyscy pogrążyliśmy się w ciszy, którą po chwili przerywam.

- Jej blizny są świeże, prawda Tyr ? - zwracam się do chłopaka, który z nas wszystkich, najlepiej zna się na medycynie. 

Tyr spogląda na śpiącą dziewczynkę, wtuloną w mundur Indiry. 

- Wygląda to tak, jakby zrobiono to kilka dni temu ... - odpowiada odsłoniwszy dziecku twarz z jej falowanych pasm jasnobrązowych włosów. 

- Co za potwór to zrobił ... - wymawiam te słowa siadając obok Indiry i przypatrując się dziewczynce. 

Nie ma więcej niż siedem lat. Jej włosy sięgają kawałek poza ramiona. Ubrana jest w za duży o dwa rozmiary czarny płaszczyk, szare legginsy i stare adidasy. Wygląda na to, że ktoś miał ją pod swoją opieką i dobrze się nią zajmował. 

- Teraz tylko będziemy musieli znaleźć dla niej jakąś niańkę - zauważa Celeste wypatrując czegoś na zewnątrz. 

Spoglądam pytająco na piętnastolatkę, jakbym pytała "Zrobisz to?". Dziewczyna kiwa lekko głową i z uśmiechem mówi:

- Będę miała asystentkę w pilnowaniu kamer.

Odpowiadam jej uśmiechem, a potem zwracam się do Sean'a:

- Czas wyłączyć bezpieczniki. Nieprzyjaciel nie może wiedzieć, że na niego czekamy. 

Chłopak wychodzi cicho z pomieszczenia, a kilkadziesiąt sekund później, w budynku panuje już ciemność. Mija trochę czasu, zanim moje oczy przyzwyczajają się do mroku.

Kładę się koło Indiry i opieram o jej kościste ramię. Powieki same mi się zamykają, kiedy uświadamiam sobie, że nie spałam ponad 24 godziny. Mój wypoczynek nie trwa za długo, bo wtem słyszę prawie niesłyszalny głos Celeste:

- Zaczyna się ...

Otwieram szybko, ale niechętnie powieki i widzę jasne światła reflektorów chodzące po ścianach. Błyskawicznie wstaję i udaję się do pomieszczenia wcześniej przygotowanego przeze mnie i Celeste. Kiedy wchodzę, dziewczyna stoi już przy oknie z bronią w ręku wycelowaną na drogę.

Biorę szybko moją snajperkę, a karabin kładę przy wielkim otworze i podlatuje do okna obok. Księżyc pomału rozpływa się w świetle poranka, a ciężarówki z każdą sekundą są coraz bliżej. Dźwięk głośnych i wyczerpanych silników dobiega do moich uszu. Echo obijających się opon o nierówne podłoże jest z każdą chwilą donośniejsze. Kładę się pod okno spoglądając na widok rozpościerający się, przez lukę, którą zrobiła mi Celeste. 

Od budynku dzieli ich mniej niż 30 sekund. Instynktownie zaciskam mocniej broń i szukam odpowiedniego kąta, tak, aby zobaczyć powiększony obraz przez celownik. 

Udaje mi się dosłyszeć nerwowe kroki reszty ekipy, które z każdą sekundą są coraz bardziej zagłuszane przez nadjeżdżające pojazdy. Aż w końcu, są już niesłyszalne.

Ciężarówki z przeraźliwym piskiem zatrzymują się obok budynku. Po chwili słychać otwierane drzwi i szybkie kroki wroga. Zdenerwowani tym, że stare samochody stoją im na drodze, każdy przekrzykuje każdego, nie wiedząc co robić. 

Gdyby wiedzieli ... że to śmiertelna pułapka. Może nie zachowywaliby się tak nieostrożnie, lekkomyślnie. Ale ... jest już za późno. Nie cofną czasu, ani naszych śmiercionośnych strzałów. Nie mają pojęcia, że zaraz będą wąchać kwiatki od spodu. Zostało im tylko kilkanaście może kilkadziesiąt sekund ... wtedy będzie już po wszystkim. 

- Gdy byłam mała - zaczęła nagle półgłosem Celeste, zakładając na swój karabin pocisk wyważający - moja babcia powtarzała mi, że "Cisza to najważniejsza część ubioru kobiety". - urywa, a ja nie patrząc na nią, czekam z zaciekawieniem aż dokończy to, co zaczęła. - Ale muszę przyznać ... -  kątem oka widzę, że celuje do jednego z najbliższych pojazdów - że nie wzięłam sobie do serca tej rady.

Chwilę później już wiem dlaczego. Kiedy jej pocisk styka się z niewielką ciężarówką, widzę tylko jak wybucha, dopiero ułamek sekundy później słyszę przeszywający moje uszy huk. 

Ogień kawałek po kawałku rozprzestrzenia się po wraku pojazdu, sycząc przeciągle.

Wykorzystuje chwilowe zdezorientowanie wroga i zaczynam do nich strzelać. Pudłuje dwa razy. O dwa strzały za dużo. 

Kolejny pocisk Celeste wybucha, zabijając przy tym może z trzech żołnierzy. 

Znajduję cel ... Wymierzam w głowę ... i bez chwili zawahania naciskam spust. Martwe ciało żołnierza, bezwiednie osuwa się na żwirowe podłoże. 

Dostrzegam jak jeden z żołnierzy rzuca hak na dach i po chwili zaczyna wspinać się po ścianie. Czekam na odpowiedni moment, kiedy podejdzie prosto pod moją lufę. Zaciskam mocniej broń, a mój palec wskazujący spoczywa na spuście. 3 ... 2 ... 1 ... strzał ! Pocisk przebija mu tętnice szyjną, powodując, że krew rozpryskuje się na wszystkie strony. Wróg gorączkowo łapie się za szyje, nie wiedząc, że robi to na próżno. Tak jak z jego szyi ucieka krew, tak jego życie powoli z niego umyka. 

Dopiero teraz wróg chwyta za broń i wymierza je w naszym kierunku. Automatycznie odsuwam się od luki w bezpieczne miejsce i uzupełniam amunicję. 

- Będą próbowali wparować przez główne wejście - informuje mnie głos Indiry, który dobiega z mojej krótkofalówki. 

- Zajmę się nimi ... Teraz wy zaczynajcie - mówię pospiesznie, chowając sprzęt. 

Sekundę później słyszę jak chłopacy zaczynają strzelać do nieprzyjaciela z innej strony budynku. 

Celeste kuca i zaczyna iść w moim kierunku. Chwile później siedzi koło mnie, tyłem do ściany, o którą się opieramy. W tle słychać głośne strzały pistoletów maszynowych.

- A Ty ? Jaki posiadasz gadżet ? Znam już zabawki wszystkich, oprócz twojej - wypala nagle.

- Zaraz się dowiesz ... - mówię do niej z błyskiem w oku. 

- No nie bądź taka tajemnicza ! - odpowiada udając urażoną, ale tak jak mnie, też jej to nie wychodzi. 

Niespodziewanie pod nami słyszę jak żołnierze wyważają nasze barykady. Celeste też to usłyszała, bo zamierza już wstać, ale prędko usadawiam ją z powrotem. 

Chciała się sprzeciwić, ale uciszyłam ją, podnosząc palec wskazujący na usta.

- Ci żołnierze sądzą, że przeżyją dzięki swojemu wyszkoleniu ... - zaczynam mówić szeptem, a Celeste uważnie mi się przygląda. - Wyważają drzwi i wpadają przez okna z palcami na spustach. Ale jest już za późno ... Zapomnieli o pierwszej zasadzie przeżycia ... - słychać tylko kilka nerwowych kroków, a potem już tylko przeszywające gardłowe wrzaski. - Prawdziwy myśliwy zawsze patrzy pod nogi - kończę, patrząc się na obdrapaną ścianę naprzeciwko.

Celeste przygląda mi się jak zahipnotyzowana jeszcze przez chwilę, po czym nakłada na swoją broń pocisk i kończy męki wrogów leżących w moich pułapkach. Ładunek wybucha z potężnym rumorem, wysyłając przy tym wrogów do piekła. 

Zamieniam swoją  snajperkę na karabin i wskakuje na parter przez otwór w podłodze. Pierwsze co zauważam to martwe ciała plątające się pod moimi nogami. 

Na parterze zabijam jeszcze czterech wrogów, którzy próbowali przez okna dostać się do środka. W tej samej chwili, gdy wpadam do najmniejszego z pomieszczeń na parterze, jeden z wrogów wpada prosto w moją pułapkę. Z jego munduru wylatuje jakaś fiolka, która toczy się w moim kierunku, jakby chciała, żebym odkryła jaka zawartość kryje się w środku. Zręcznym ruchem biorę ją z drewnianego parkietu i otwieram. Ostry zapach tej substancji drażni moje nozdrza. Wylewam mieszaninę na zdartą już ze starości podłogę, która natychmiast wypala wielkie dziury, w drewnianych panelach. 

- Kwas - stwierdzam szybko, widząc jak substancja wżera się coraz bardziej w podłoże. 

Wymierzyłam karabin prosto w głowę wroga, który nawet na mnie nie patrzy. Naciskam spust, ale okazuję się, że magazynek jest już pusty. Wymieniam go błyskawicznie na pistolet i gdy mam już strzelić, czuję na swojej prawej dłoni czyjś dotyk. Odwracam wzrok w tym kierunku i widzę tą małą dziewczynkę, którą niedawno znalazłam. Jej nieobecny wzrok padał na moją twarz. Naciskała ku dołowi moją dłoń, dając mi do zrozumienia, żebym nie strzelała.

- Chce, żebym pozostawiła go żywego - myślę. - Ale ... czy potrafię ? 

Przez chwilę się waham, ale ostatecznie opuszczam broń i jeszcze raz patrzę na żołnierza, który spogląda obojętnym wzrokiem na sufit. Lewą dłonią biorę dziewczynkę za jej małą rączkę i zmierzamy ku schodom. 

                                                                                              ***

- Tyr powiedz, że z tego wyjdzie - zwracam się do chłopaka, który owija bandażem ramię Jason'a. 

- Za kilka tygodni na pewno - odpowiada kończąc obwijać materiałem postrzeloną ranę.

W tej samej chwili, czuję jak ktoś ciągnie mnie za mundur. 

- Powiesz mi, kim jesteś ? - po raz pierwszy usłyszałam cichutki głosik małej dziewczynki. 

Spojrzałam na resztę grupy, których wzrok utkwiony był przez chwilę na mnie. Celeste odwróciła się i wyszła z pomieszczenia, Indira również poszła w ślad za Celeste i opuściła pokój, Tyr nakładał drugą warstwę bandaża, a Jason uważnie mu się przyglądał. Sean'a, Hector'a i Zayn'a nie było na tym piętrze. Spojrzałam na swoje dłonie, oblizałam wargi po czym zaczęłam mówić:

- Mam na imię Michaelle i ... nie jestem szpiegiem, ani wścibską sąsiadką, ale ... widzę wszystko i wszystkich, a nikt nie widzi mnie. Nie jestem duchem ani cieniem. Pozostaje w ukryciu, gdzie czekam na swoją ofiarę. Moim największym sojusznikiem jest ciemność, która mnie osłania. Kiedyś się jej bałam, ale to już przeszłość. Jestem zawsze o krok naprzód. Wymierzam tylko sprawiedliwość ludziom, przez których dzieje się to wszystko ... - ostatnie słowa wymawiam szeptem i kątem oka widzę, że wszyscy na mnie patrzą. 

- A Ty ? Jak masz na imię ? - pytam spoglądającą na mnie dziewczynkę.

Wygląda na zmieszaną i smutną, ale to, co odpowiada, jest jeszcze gorsze:

- Ale ... ja nie mam imienia. 

Patrzę na nią jeszcze bardziej zmieszana i przytulam ją mocno do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro