Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I - "List"

 Droga Michaella !

Minęło już kilka miesięcy od naszego ostatniego spotkania. Wojna trwa już 12 lat, a ja nadal nie wierze, że jeszcze żyję. Wiem, że bardzo się o mnie martwisz, dlatego zależy mi, aby ten list do Ciebie dotarł.

Żyję i to jest chyba najważniejsze. Pracuje jako pielęgniarka w jednym z tutejszych szpitali, a także działam w akcjach zbrojnych przeciw okupantowi. Pamiętam, kiedy mnie ostrzegałaś, abym nie działała w tych walkach, ale nie mogłam znieść myśli, że kiedy ja leczę ludzi w ciepłym szpitalu, moi rodacy giną z rąk wroga. Nie martw się o mnie, staram się być ostrożna.

Praca w szpitalu nie należy do najprzyjemniejszych. Ciężko znoszę widok cierpiących ludzi. Tutaj nauczyłam się tego, że moje nieszczęście jest niczym w porównaniu do czyjegoś nieszczęścia. Dzisiaj rano dostałam pod opiekę nową pacjentkę, a konkretniej 5-letnią Sarę. Pierwsze co zauważyłam to przerażenie w jej ciemnobrązowych oczach. Miała na sobie tylko cienki płaszczyk i o wiele za duże siwe spodnie za kostkę. Obejmowała pluszowego króliczka bez oka, kiedy ją po raz pierwszy zobaczyłam. Gdy już ją wykąpałam i ubrałam w czyste ubrania, opowiedziała mi z łamiącym się głosem, o tym co się wydarzyło. Tak jak i w twoim wypadku, jej rodzice zostali zabici na jej oczach. Kiedy to usłyszałam załamałam się, wtedy w mojej głowie pojawiłaś się Ty i pomyślałam, żeby do Ciebie napisać. Od tego ranka kiedy tylko patrzę na Sarę, od razu koło niej widzę Ciebie, gdy miałaś 7 lat. Mam nadzieję, że nie obrazisz się oto, że podarowałam jej wisiorek z wilkiem który dałaś mi w ostatnią noc przed rozłąką. Chcę, aby ją chronił przed tą nieszczęsną wojną, która pochłania wszystko i wszystkich.

Kilka dni temu miały miejsce kolejne łapanki, gdzie został złapany mój chłopak, Mike. Wczoraj został odbity w zamachu na stację kolejową w Enthir. Miał być wywieziony do jakiegoś obozu ... Jest w okropnym stanie. Cały w siniakach i bliznach, odcięto mu nawet dwa palce u lewej ręki. Jeszcze z nim nie rozmawiałam. Nie pozwolili mi wejść do jego sali. To okropne, co się tutaj dzieje ... Mam nadzieję, że u Ciebie jest chociaż troszkę lepiej i że nie żałujesz swojej decyzji o wyjechaniu do swojego rodzinnego miasta.

Przepraszam, ale tutaj zakończę mój list, ponieważ jestem potrzebna przy postrzelonym w nogę chłopaku. Mam nadzieję, że zdołamy wyprzedzić śmierć i się spotkamy. Chciałabym jeszcze, aby twoje "lepsze jutro" w końcu dla Ciebie nadeszło, bo przy Twoim nieszczęściu, tylko to powinno na Ciebie czekać.

Całuję mocno

Cameron

Siedzę w jednym z opuszczonych budynków dławiąc się własną krwią i czytając po raz ostatni cały już w krwi list od mojej jedynej i najlepszej przyjaciółki. Ryczę z bólu który dochodzi z okolicy podbrzusza, a także przez świadomość, że przegrałam tę bitwę, przez co już nigdy nie ujrzę tak mi dobrze znanych zielonych oczu Cameron.

- Pieprzony snajper - myślę sobie. - Że też dałam się tak wykiwać ...

Przed moimi oczami znajduje się okno, przez które rozpościera się widok na zrujnowane miasto, przy promieniach zachodzącego już Słońca.

Jeszcze 5 lat temu żyło tu około 200 tysięcy ludzi. Teraz zostało ich niewielu ... myślę, że z  tysiąc, jak nie mniej. Zdziesiątkowały ich ciągłe epidemie, łapanki uliczne, brak żywności, a także wody pitnej. To, że wytrwałam tu te 4 miesiące, to jakiś cud ... Tylko nadzieja i miłość trzymają mnie jeszcze przy życiu. Ponoć nadzieja, jest matką głupich, ale jednak umiera ostatnia.

Składam list na pół i chowam go do spoconego i przemoczonego płaszcza. Kładę głowę w taki sposób, aby patrzeć przez wielkie okno na miasto w którym się urodziłam. Właśnie taki widok chcę mieć w chwili mojej śmierci.

Resztki podłogi na której leżę są strasznie zimne, ale nie to mi najbardziej przeszkadza. Najgorszy jest zapach krwi który towarzyszy mi w tym pomieszczeniu i obrazy istniejące już tylko w mojej głowie, które mogłam uratować, ale poległam.

Ostatni raz dotykam całego mokrego i lepkiego od krwi bandaża po czym zamykam oczy, przepraszając w myślach Cameron i moje rodzeństwo, które tak długo szukałam, za to, że przegrałam w wyścigu ze śmiercią.

Kiedy czekam już na nadejście mojego końca, z klatki schodowej słyszę czyjeś szybkie kroki. Pierwsza moja myśl jest taka, że to żołnierz który mnie postrzelił, ale to nie on. Kiedy odwracam głowę w stronę drzwi, widzę jak do chłodnego pomieszczenia wchodzi kumpel Cameron, który na mój widok robi się blady. Podchodzi do mnie, po czym zanosi mnie do innego pomieszczenia tego mieszkania w którym nie cuchnie tak bardzo krwią. Kładzie mnie na jakiejś starej wersalce i zmieniając mi bandaż mówi:

- Wyjdziesz z tego, zobaczysz. Nie pozwolę Ci po tym wszystkim tak po prostu odejść, nie teraz.

- Nie jestem godna dalej żyć na tym świecie - odpowiadam chrapliwym głosem, patrząc spod ciążących mi powiek co robi.

- Właśnie, że jesteś. Musisz żyć. Dla mnie, dla Cameron, dla rodzeństwa, dla wszystkich ludzi, za których poświęcasz życie - mówi, a mnie na te słowa ściska w żołądku. Pamiętaj, że jeśli kiedykolwiek upadniesz z obojętnie jakiej przyczyny, zawsze musisz się podnieść i iść dalej - dodaje po chwili patrząc mi w oczy.

- A czy jest sens w tym, żeby po każdym upadku, znowu wstać ?

Na te słowa blednie jeszcze bardziej i przestaje patrzeć mi w oczy. Kończy obwijać wokół mojego brzucha nowy opatrunek, po czym bierze w ręce stary cały czerwony od krwi i spogląda na moją twarz. Wyciąga z kieszeni swoich spodni, wilgotną szmatę i delikatnie obmywa mi nią moje popękane usta, a także okolice oczu. Jeszcze dwie godziny temu nie pozwoliłabym, żeby ktoś mnie niańczył, ale teraz pozwalam sobie na chwile relaksu, jeśli tak mogę to nazwać. 

- Tak ma to sens, uwierz mi. Niedługo wrócę, idę po resztę grupy. Znam jednego lekarza, opatrzy Cię. Tylko nigdzie się nie ruszaj - wymawia ostatnie zdanie z uśmieszkiem na twarzy, po czym wychodzi z mieszkania.

Kładę głowę na lewy bok i patrzę na promienie prawie już niewidocznego Słońca. Gwiazda ta odchodzi, żeby znowu rano nadejść, tak jak ja, tylko ja w porównaniu do Słońca już nigdy z powrotem nie wstanę. Ale czy na pewno ?

****

Nie wiedziałam, że jeszcze kiedykolwiek się obudzę ... Nie chciałam wybudzać się z tej nicości, w której byłam. Nie czułam tam zimna, tęsknoty, rozpaczy ... Wolałam w niej zostać już na zawsze.

Budzę się z tępym bólem głowy. Do tego widzę jak przez mglę i boli mnie podbrzusze. Pierwsze co zauważam to wielkie wybite okno. Na zewnątrz jest ciemno, więc wnioskuje, że jest środek nocy. Leżę na jakiejś sofie, która jest w koszmarnym stanie. Próbuje sobie przypomnieć co się wydarzyło w ciągu paru ostatnich godzin, niestety bezskutecznie. Po dłuższej chwili postanawiam usiąść i od razu tego żałuję. Spadam z hukiem z powrotem na posłanie. 

- Nie bądź taka porywcza Księżniczko - słyszę za sobą dobrze mi znany głos. Należy do osoby, którą jako ostatnią na mojej liście chciałabym teraz zobaczyć ... Zayn. Jego złośliwy głos, powoduje, że wszystko zaczynam sobie przypominać: misja, postrzelenie, ucieczka, list ... Kiedy staje obok mnie wlepiam w niego morderczy wzrok. Gdyby wzrokiem można byłoby zabijać, to już byłby martwy. 

- O! Mój ulubiony kolega mnie odwiedził! - mówię do niego sztucznym, słodkim głosem i uśmiecham się złośliwie. 

- W końcu się przyznałaś - odpowiada papugując mój głos i pochylając się nade mną.

- Mam nadzieję, że wiesz, co to jest sarkazm - odpowiadam patrząc mu w oko ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy po czym spuszczam wzrok i podchodzę jeszcze raz do podniesienia się. Tym razem udaje mi się usiąść, mimo bólu w okolicy brzucha. 

- I tak wszyscy dobrze wiedzą, że mnie kochasz, więc czemu próbujesz sobie wmówić, że jest inaczej ? - pyta mnie swoim wyniosłym tonem, podchodząc do stłuczonego okna, z którego leci chłodne powietrze. 

Chce abym straciła cierpliwość, ale nie ze mną te numery.

- A może to Ty próbujesz sobie wmówić, że Cię kocham ? - odgryzam się. 

W tej chwili stawiam wszystko na jedną kartę i wstaję. Czuję niewyobrażalne rwanie, w miejscu gdzie zostałam postrzelona, a także w głowie. Mimo to, stoję jeszcze przez dłuższą chwilę, próbując zachować równowagę. Niestety, przegrywam z siłami fizyki. Kiedy mam już upaść boleśnie na kolana, niespodziewanie łapie mnie Zayn w swoje szerokie ramiona. Zupełnie zdezorientowana unoszę wzrok. Napotykam jego wzrok, który jest pełen ... troski ? Nie, to niemożliwe. 

- Ty moja mała ryzykantko - mówi po czym zaczyna się śmiać.

Nie znoszę, jak ktoś mnie dotyka, a w szczególności on ! 

- Twoje żałosne komentarze zachowaj dla siebie ! - syczę odpychając go z całej siły.

Niespodziewanie prawą ręką wyjmuję swój nóż z kieszeni, którym przecinam powietrze, a także skórę Zayn'a. 

- Cholera ! - wykrzykuje zasłaniając obiema dłońmi, swoją lewą połowę twarzy. Swoim prawym okiem wbija we mnie mordercze spojrzenie. 

Upuszczam nóż, który zadźwięczał jasno stykając się z podłogą. Zasłaniam dłońmi usta. Nie zamierzałam tego zrobić. Zupełnie nad tym nie panowałam. Tak ukazałam słabość, że już z niczym sobie nie radzę, raniąc go. Z jednej strony jestem przerażona, tym, co właśnie zrobiłam, ale z drugiej strony zasługiwał na to. Teraz zabije mnie, jestem tego pewna. Rozglądam się po pokoju szukając ucieczki, ale nic nie widzę poza rozbitym oknem, zniszczonymi ścianami, niedziałającym już od kilku lat kaloryferem i wielkim drewnianym stołem na którym jest ... apteczka ?

Chwiejnym krokiem podchodzę do niej i ją otwieram. W środku znajduję wszystko co jest mi potrzebne: woda utleniona, nożyczki i kawałek gazy. 

Ucinam gazę na jeszcze mniejszą, po czym składam ją na pół i jeszcze raz na pół. Gdy jest już złożona odwracam się w stronę łóżka. Nie spuszczając wzroku z gazy ruszam przed siebie, ale kiedy stawiam pierwszy krok, uderzam w coś głową. Unoszę wzrok i widzę nad sobą Zayn'a. Nawet nie słyszałam, gdy podszedł. Dopiero teraz widzę, jak wielka jest jego rana nad brwią. Nie potrafię odczytać z jego twarzy, czy jest zły czy nie. 

Kładzie obie dłonie na blat stołu, powodując, że nie mam żadnej drogi ucieczki. Po raz pierwszy w życiu, boje się go, ale nie daje tego po sobie poznać, tylko przykładam swoją dłoń z gazą do jego rany, a drugą kładę na jego prawym policzku. Kiedy gaza przesiąka jego krwią, kątem oka widzę, jak błądzi wzrokiem po moim ciele. Mam ochotę wydłubać mu te jedyne oko, które mu pozostało, ale tego nie robię. 

Tak naprawdę, to nigdy go nie dopytałam o jego lewe oko. Słyszałam tylko plotki, że to jego ojciec tak go załatwił, ale to tylko pogłoska.

Nieoczekiwanie Zayn sięga lewą ręką do swojej kieszeni spodni i wyciąga ten sam nóż, którym go zraniłam. Odwracam wzrok od jego twarzy i patrzę na zakrwawiony nóż. Bierze go nad moją głowę. Przestraszona zerkam na jego twarz, ale nadal nie mogę nic z niej odczytać. Odwracam głowę w prawą stronę i zamykam oczy, czekając na cios.

Nóż ostatecznie nie przebija mojej głowy, lecz stół stojący za mną. Wahając się, otwieram oczy i odwracam wzrok w stronę Zayn'a. Chyba zauważył mój lęk w oczach, bo bierze mój podbródek w dłonie, unosi tak, abym patrzyła mu w oko i mówi z uśmiechem na ustach:

- Wyglądasz tak słodko i niewinnie, kiedy jesteś przestraszona. Chyba będę zmuszony częściej, straszyć Cię nożem.

- Jeszcze słowo, a nie skończy się na jednej ranie ! - grożę mu, spychając jego dłonie z mojego podbródka. 

Z jego pociętej skóry nadal sączy się krew, więc znowu przykładam mu gazę. Kiedy jest już cała przesiąknięta krwią, wymieniam ją na nową. Gdy miękki materiał znowu dotyka jego skórę, Zayn zakłada moje ciemnobrązowe włosy za ucho i kładzie swoje dłonie na moją talie. Jestem oburzona tym gestem. Powinnam zepchnąć jego łapska i cisnąć w nim tą całą gazą, lecz coś mnie powstrzymuje. Może to, że jestem lodowata, a on ogrzewa mnie swoimi ciepłymi dłońmi. Przez moje ciało przebiega dreszcz. On najwyraźniej to poczuł.

- Wiesz, powinnaś znaleźć sobie jakiegoś chłopaka, który sprawiłby, żebyś w końcu zmiękła - mówi ze swoim dobrze mi już znanym, złośliwym uśmieszkiem. 

- A Ty zaraz będziesz musiał znaleźć sobie dobrego chirurga plastycznego, bo tak Ci zdeformuję tą twoją piękną twarzyczkę - mówię w połowie na poważnie, a w połowie się śmiejąc.

On wykrzywia swoje usta w krzywy grymas, po czym odpowiada:

- A po co mi jakiś chirurg plastyczny, skoro mam przed sobą taką seksowną panią doktor ? 

Zaczynam się śmiać. A on po chwili dołącza do mnie. Chyba po raz pierwszy śmieję się z nim, ale nie złośliwie, tylko tak naprawdę. 

Tą miłą chwilę przerywa nam ból, który pojawił się znienacka w mojej głowie. Zanim tracę przytomność, czuję, że Zayn łapie mnie w swoje ramiona i coś wykrzykuje. Nie tylko on coś krzyczy, lecz ktoś jeszcze, jednak tego głosu nie zdążam dopasować do żadnej osoby.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro