Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8: Przemiana

Jennifer wiedziała, co robi, kiedy przedstawiła Ruth całą listę żądań i nakazów. Podczas polowania wiele rzeczy mogło pójść nie tak. Miasto było pełne ludzi nawet w nocy. Najmniejszy błąd mógł spowodować wykrycie, a co najgorsze wezwanie odpowiednich służb, które zajmowały się wybijaniem takich jak one. Nie mogły dać się nakryć. Musiały to zrobić bez zostawiania niepotrzebnych śladów. Dlatego najrozsądniej byłoby wybrać jakiś klub, gdzie większość ludzi była pod wpływem, albo po prostu wkraść się do czyjegoś mieszkania. Chociaż ta druga opcja też kryła w sobie pewne ryzyko, ale lepsze to, niż polowanie w miejscu publicznym, gdzie każdy mógł je zobaczyć i zadzwonić na numer specjalny. Brunetka przez chwilę stała na środku jezdni, zastanawiając się, gdzie powinna pójść. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że nie znała miasta, ale liczyła, że znajdzie coś odpowiedniego.

Ruszyły przed siebie. Tym razem postanowiła zejść z widoku i przemykać bocznymi uliczkami. Cały czas wypatrywała ofiary, wytężając zmysły. Co chwila zatrzymywała się i nasłuchiwała i wąchała powietrze. To tutaj zbyt mocno cuchnęło alkoholem, papierosami i czymś jeszcze, czego nie chciała nawet nazywać. Na ulicach miasta panował ruch, ciągle ktoś przejeżdżał samochodem, więc nie mogły iść głównymi trasami. Była pod wrażeniem, że nawet w nocy było niemal tak jasno jak w dzień. Obawiała się, że jej lęk będzie dawał o sobie znać, ale na szczęście nie wyczuwała żadnych objawów. Prawdopodobnie pomagał jej fakt, że nad ich głowami świecił księżyc. Szły dobre kilkadziesiąt minut przed siebie, aż niespodziewanie Ruth zatrzymała się.

- Co się stało? – obróciła się na nią, wyglądając wcześniej zza rogu. Przestraszyła się, że tak się zatraciła w wędrowaniu, że zapomniała, że powinny się śpieszyć i że zaczął się ten etap. Przez chwilę myślała, że Ruth umiera. Ale nastolatka tylko pokręciła głową z uśmiechem i wskazała na coś przed siebie. Podążyła za nią wzrokiem i dostrzegła święcący tuż przed nimi szyld klubu.

- Tu będzie okej? – spytała, doskonale rozumiejąc, czego szukały. Jennifer kiwnęła głową z aprobatą. Odwróciła się do nastolatki. Musiała w końcu pokazać jej, jak to się robi.

- Kiedy wybierzesz pierwszą ofiarę, zaciągnij ją w jakieś ustronne miejsce. Nie możemy zostawić żadnych śladów. Oczywiście pójdę z tobą, nie martw się – dodała szybko, widząc przerażenie malujące się na twarzy dziewczyny. – Potem wbijesz kły w jej tętnicę. Kły same ci się wydłużą, jak tylko wejdziesz w tryb polowania.

- A skąd będę wiedziała, jak wejść w ten tryb? – spytała Ruth, wyraźnie wszystko analizując.

- Myśl tylko o krwi. Kiedy już to zrobisz, będziesz mogła rozpoznać grupę. Twój umysł przestawi się na przerwanie. Będziesz wiedziała, zaufaj instynktowi — uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco.

Patrzyła na Ruth, czekając, aż będzie gotowa. Wreszcie kiwnęła głową.

— Możemy iść — powiedziała, starając się, żeby jej głos brzmiał pewnie, ale nie za bardzo jej to wyszło.

Jennifer poprowadziła ją w stronę wejścia i weszły do środka. We wnętrzu panował półmrok, rozświetlany tylko kolorowymi reflektorami z sufitu. W kilku miejscach na ścianach wisiały telewizory. Bar znajdował się po lewej stronie od wejścia, a na środku stało kilkanaście stolików, gdzie siedzieli ludzie i znaczna większość z nich coś piła. Naprzeciwko, na scenie, grał jakiś pewnie lokalny zespół. Klimat był zupełnie inny niż w barze, do którego zaprowadziła ją Abigail. Pewnie dlatego, że nie było tu ani jednej nadnaturalnej istoty, a przynajmniej ona nikogo takiego nie zauważyła na pierwszy rzut oka.

— Kogo mam wybrać, mamo? — spytała Ruth, wyrywając ją ze skupienia, gdy skanowała otoczenie wzrokiem. — Tu jest tyle osób... Takich jak ja. — Wzdrygnęła się.

— Nie jesteś taka jak oni — poprawiła ją stanowczo Jennifer, nie patrząc na szatynkę. — Jesteś łowcą, a oni zwierzyną. Zapamiętaj to sobie, a gwarantuję ci, że ocalisz dzięki temu życie. — Gdy nastolatka nie odpowiedziała, westchnęła. Wiedziała, że będą trudności, ale to była jej potomna i ona musiała ją wyszkolić. — Ruth, nie myśl o tym. Myśl o swoim własnym przetrwaniu i o krwi jak o jedzeniu. Chyba chcesz przeżyć, prawda? To jest dla nas normalne.

— Chcę — szepnęła Ruth, a jej głos lekko zadrżał. Nie mogła jej za to winić. Widziała jednak po wzroku, że dziewczyna zaczynała się skupiać. W końcu zamknęła oczy. Jennifer czekała. Gdy nastolatka otworzyła je ponownie, błyszczały tym charakterystycznym, czerwonym blaskiem. To był początek. Weszła w tryb polowania. — Jestem głodna — powiedziała niskim głosem. Teraz brzmiała zupełnie inaczej. Zupełnie nie przypominała tej przerażonej dziewczyny, która straciła własne człowieczeństwo.

— Świetnie. Częstuj się — rzuciła, machając ręką w stronę tańczących ludzi, ale miała wrażenie, że tamta jej nie usłyszała. Jej zadaniem było dopilnować, żeby Ruth wypiła odpowiednią ilość krwi i nie straciła przy tym kontroli. Na początku łatwo było się zachłysnąć nowym smakiem krwi. Mózg ludzki odbierał go jako obrzydliwy, ale dla wampira był on najlepszym przysmakiem, którego chciało się więcej i więcej. Mógł uzależnić. Jennifer miała nieszczęście spotkać się z kilkoma takimi przypadkami i nie był to przyjemny widok.

Ruth weszła między tańczących i Jennifer szybko ruszyła za nią. Trzymała się w bezpiecznej odległości, kiedy dziewczyna zdecydowała się na mężczyznę z krwią typu B. Ona także weszła w tryb polowania, pozwalając, żeby jej wygląd się zmienił. Między nimi była taka różnica, że Jennifer to kontrolowała i pozostawała świadoma. Ruth była teraz jak dzikie zwierzę. Patrzyła, jak jej podopieczna tańczy przez chwilę z mężczyzną i kładzie mu ręce na ramionach, po czym odchyla głowę do tyłu. Jej zęby błysnęły w ciemności i zaczęły się wyostrzać. Już chciała wbić je w szyję ofiary, ale wtedy Jennifer wkroczyła do akcji. Ruth warknęła, niezadowolona, że przerwała jej atak, ale ona stanowczo pociągnęła tę dwójkę w stronę łazienki.

— Miałaś nie robić tego przy świadkach, pamiętasz? — syknęła, równocześnie rozglądając się nerwowo dookoła, starając się dostrzec, czy ktoś ich nie zdemaskował. Ktoś mógł dostrzec kły i zadzwonić po policję. Tego chciała uniknąć.

— Jestem głodna — powiedziała dziewczyna, jak zacięta płyta. — Mam to gdzieś — stwierdziła obojętnie. — Chcę tylko zjeść.

— I zjesz, ale na pewno nie tutaj — powiedziała stanowczo, używając swojego wpływu na nią. — Ale obiecałaś, że będziesz mnie słuchać i teraz masz to zrobić, jasne?

Ruth skrzywiła się, wyraźnie walcząc z siłą rozkazu. Ale nie mogła się temu oprzeć, nawet będąc w trybie polowania, więc nie miała innego wyboru, jak podążyć za nią. Mężczyzna, widocznie oszołomiony, zrobił to samo. Ruth musiała go jakimś cudem omamić. Chyba, że rodzinka Lysandra nauczyła jej sztuczek przekonywania. Wyglądało na to, że tak, skoro nieznajomy nie uciekł jeszcze z krzykiem. Weszli do damskiej łazienki, a Jennifer oparła się plecami o drzwi, pilnując przy okazji, żeby nikt nie wszedł.

— Możesz to zrobić — skinęła głową na Ruth, która już wyraźnie nie mogła się powstrzymać przez rzuceniem się na ofiarę, z tym że trzymał ją rozkaz. Wreszcie nastolatka ruszyła w kierunku mężczyzny, który wbił się w kąt pomieszczenia.

— Ej, co wy... — zaczął, ale nie dane mu było skończyć. Jennifer patrzyła, jak jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, kiedy Ruth obnażyła kły i warknęła.

— Nie krzycz. Nie będzie bolało — wymruczała wręcz, zbliżając się do niego powoli.

I wtedy nagle skoczyła, zatapiając w jego szyi zęby i wpiła się w żyłę. Nie bawiła się w żadne delikatności. Jej wampirza natura przeważyła nad tą ludzką. Mózg przestał się gubić, w chwili, gdy przełknęła pierwsze krople. Jennifer widziała, jak ciało dziewczyny się wzdryga w pierwszym kontakcie z krwią, ale po chwili piła już bez żadnych oporów. Stała się pełnoprawnym wampirem, przemiana dobiegła końca. Jennifer uśmiechnęła się do siebie, zadowolona. Kiedy uznała, że dziewczynie już wystarczy, podeszła do niej i siłą musiała oderwać ją od mężczyzny.

— Wystarczy, bo go zabijesz. A tego raczej chcemy uniknąć.

Ruth spojrzała na nią i o dziwo kiwnęła głową, już spokojniejsza. Otarła usta rękawem. Dłuższą chwilę milczała, pewnie przyzwyczajając się do nowego stanu rzeczy.

— Łał, ale to było dobre — stwierdziła, po czym nagle zasłoniła sobie usta dłonią. — Mój głos... Brzmi inaczej! W ogóle jest jakoś inaczej, ale nie potrafię stwierdzić, co się zmieniło — przyznała. Nie było śladu po dawnej Ruth.

— Zmieniłaś się — odparła Jennifer z dumą. — Może nie do końca, pewnie zostały w tobie jakieś twoje stare cechy — uznała, przyglądając się jej uważnie. Niedługo powinna zacząć się jej odblokowywać pamięć.

— Idziemy zjeść jeszcze? Ty też musisz! — zawołała, łapiąc ją za rękę i ciągnąc w stronę wyjścia. Jennifer zaśmiała się, pozwalając jej na to. Podobała jej się ta nowa Ruth. Na pewno będzie przydatna.

Żadna z nich nie przejęła się nieprzytomnym mężczyzną z krwawiącą szyją, leżącym pod ścianą na podłodze.

Obie znalazły dla siebie jeszcze kilka ofiar, Jennifer dwie, a Ruth aż cztery. Za każdym razem musiała jej pilnować, żeby nie przesadziła. Bardzo łatwo mogła się zatracić. No i nie chciała nikogo zabić, to była nie tylko jej żelazna zasada, ale też ze względów bezpieczeństwa. W pewnym momencie dały się nawet ponieść muzyce i wirowały na parkiecie. Brunetka bawiła się świetnie, zupełnie tracąc poczucie czasu. Aż w końcu tknęło ją przeczucie.

— Ruth — rzuciła do dziewczyny, mając nadzieję, że jej głos nie brzmi na spanikowany. Dopiero gdy nią potrząsnęła, zwróciła na nią uwagę. — Ruth! Musimy wracać!

— Już? — jęknęła niezadowolona nastolatka, ale posłusznie ruszyła za nią, kiedy zaczęła iść już powoli wykruszający się tłumek. Zbliżał się świt. A one musiały jeszcze przejść przez las, żeby dostać się do bazy. Miały cholernie mało czasu.

— Dopiero, a nie już — syknęła zdenerwowana, wybiegając wreszcie na ulicę. Na szczęście było jeszcze ciemno, ale księżyca już nie było widać nad budynkami. Wygrzebała z torebki telefon i zadzwoniła na numer taksówki, który wcześniej dał jej Lysander.

Mike miał po nie przyjechać za piętnaście minut. Czekały. Jennifer cieszyła się, że przemiana Ruth przebiegła bezproblemowo i obyło się bez wypadków. Szkoda tylko, że nie wiedziała, że z baru obserwował je prawie przez cały czas pewien wysoki, muskularny chłopak.

***

Do bazy dotarły dokładnie w tym momencie, kiedy zaczęło szarzeć. Jennifer odetchnęła z ulgą, jak tylko zamknęła za sobą drzwi przedsionku. Ruth na nią nie czekała; od razu popędziła w stronę schodów i równie szybko z nich zbiegła.

— Jesteśmy! — usłyszała jej radosny krzyk, gdy stanęła na samym szczycie schodów. Ona w przeciwieństwie do swojej podopiecznej nie chciała połamać nóg i się nie śpieszyła. Zresztą, nawet nie musiała. I tak już Ruth oznajmiła wszystkim ich obecność.

— Długo wam się zeszło — rozpoznała głos Nathaniela. Jak zwykle był w nastroju do żartów. — Co wyście tam tyle robiły? Gdzieście w ogóle były?

— Tu i tam — odpowiedziała Jennifer, podłapując jego ton, zanim nastolatka zdążyła cokolwiek wypaplać. Nie musiał wszystkiego wiedzieć.

— Widzę, że przemiana przebiegła pomyślnie, skoro nasza świeżynka wciąż tutaj jest — zauważył mężczyzna, kiedy brunetka stanęła za kanapą, na której siedział. Podążyła wzrokiem w stronę Ruth, która opowiadała coś żywo Abigail i Nyssie. Powoli układały się jej elementy układanki. To była prawdziwa osobowość nastolatki, zanim spotkały ją te wszystkie okropieństwa. Co musiało wydarzyć się w jej życiu takiego, że doprowadziło ją do takiego stanu? Jennifer widziała tylko przebłyski, kiedy wchodziła do jej umysłu, żeby ją przemienić.

— Owszem.

— I mam nadzieję, że nie rzuciłaś się na szyję nikomu obcemu? — mężczyzna błysnął zębami w uśmiechu, choć widziała, że przyglądał się jej czujne. Oceniająco.

— Nie gustuję w przypadkowych facetach — prychnęła Jennifer, krzyżując wojowniczo ręce. Nie miała ochoty znów wysłuchiwać oskarżeń. Zwłaszcza, że nie zrobiła nic złego, przynajmniej w swoim mniemaniu. Nie miała pojęcia, że tamten chłopak był wilkołakiem! Nikt jej nie ostrzegł, że w tamtym barze w ogóle mają prawo być wilkołaki. Abigail powinna ją uprzedzić i teraz poczuła złość na rudowłosą.

— Wyluzuj, młoda, tylko żartowałem — uniósł ręce w pojednawczym geście Nathaniel. — Moja siostra na was czeka. Miałem wam przekazać — Zmienił temat, za co była mu wdzięczna. Nie miała ochoty tego dalej ciągnąć. A mówiąc "moja siostra", miał oczywiście na myśli Minervę. Pamiętała, że on, Joshua i Minerva byli rodzeństwem. Ale nadal nie zdradzili jej nazwiska. Widocznie nie była jeszcze godna zaufania. Nyssa i Lawrence byli jego dziećmi, a Abigail i Lysander Joshuy.

— Rozumiem, dziękuję — odparła, po czym skierowała się w stronę siedzącej na kanapie Ruth.

Nyssa dostrzegła ją jako pierwsza, zanim jeszcze się zbliżyła. Na jej widok szturchnęła rudowłosą łokciem i obie momentalnie przerwały rozmowę. Ruth też zamilkła, wyraźnie zaskoczona, po czym podążyła za ich wzrokiem. Jennifer poczuła, jak coś ciężkiego osiadło się w jej żołądku na widok dziewczyn. Nie rozmawiały ze sobą od tego feralnego wyjścia. Abigail jej unikała, jakby to była jej wina, a Nyssa udawała wiecznie zajętą. Zaczynało to Jennifer frustrować. Nikt jej niczego nie wyjaśnił, a każdy obarczał ją winą! No dobrze, prawie każdy, poprawiła się. Mimo to nie lubiła, kiedy wmawiano jej, że coś zrobiła, chociaż to nie była prawda.

— Ruth, pani Minerva czeka na nas w swoim gabinecie — zwróciła się do podopiecznej. — Czekaj tam na mnie, zanim wejdziesz, dobrze?

— A ty nie idziesz? — zdziwiła się nastolatka, ale już podnosiła się z kanapy. — Nie jestem pewna, czy trafię...

— Odprowadzę ją — rzuciła Abigail od razu. Można się było tego po niej spodziewać.

— Zaraz przyjdę — dodała szybko Jennifer, machając ręką na dziewczynę. — Idź. Muszę jeszcze zamienić z kimś parę słów.

Wymownie spojrzała na Nyssę, która teraz była bardziej zainteresowana niegrającym telewizorem niż nią. Młodsza brunetka patrzyła wszędzie, tylko nie na nią. Miała tego dość. Odczekała, aż Ruth i Abigail znikną na schodach. Dopiero wtedy przerwała ciszę.

— Zamierzasz mnie wiecznie ignorować, Nyssa? — jej głos zabrzmiał o wiele bardziej ostro, niż planowała. — Myślałam, że jesteś inna. Pomyliłam się, jak widać.

— Inna, czyli jaka? — dziewczyna złapała ją za słowo. Wciąż nie podniosła na nią wzroku.

— Taka, co nie przekreśla znajomości przez jeden błąd!

— Czyli się przyznajesz? Wiesz, że gdybyś na serio się na niego rzuciła, to–

— Nikt mi nie powiedział, że macie konflikt z wilkołakami! — krzyknęła Jennifer, teraz już nie panując nad sobą.

— Nie czuję się upoważniona do tłumaczenia się przed tobą — rzuciła Nyssa sucho. — To nie moja rola. Ja... — zaczęła brunetka i urwała, nagle zmieszana. Dopiero teraz odważyła się spojrzeć na Jennifer. — Mogę cię jedynie przeprosić, że nie stanęłam po twojej stronie — dokończyła.

Jennifer zamilkła. Po części w duchu się ucieszyła, bo na to liczyła. Nie chciała kłócić się z Nyssą. Nie chciała tracić swobody, którą miały do tej pory.

-I przepraszam, że cię ostatnio unikałam, ale miałam masę nauki - przyznała się nastolatka. - Co po niektórzy muszą chodzić do szkoły - zauważyła żartobliwie, próbując rozluźnić atmosferę. Udało jej się to. Na dźwięk słowa "szkoła" Jennifer skrzywiła się mimowolnie. To jej o czymś przypomniało.

- Cholera - mruknęła pod nosem, ale Nyssa doskonale ją usłyszała. - Przecież ja też będę musiała chodzić z Ruth do szkoły...

Nyssa zaśmiała się w głos.

***

Kiedy panna Lindsay i Ruth weszły do gabinetu Minervy, okazało się, że była tam jeszcze jedna osoba. Kobieta siedziała przy biurku, tyłem do dziewcząt i musiała chwilę wcześniej beztrosko plotkować z matką klanu. Z miejsca poznała jej rude włosy. Wyglądało na to, że czarownica spędziła tu całą noc i nie zamierzała szybko stąd odchodzić. Sama Minerva również siedziała przy biurku, ale na ich widok wstała.

- No, jesteście nareszcie. Osiwieć można - odezwała się Serena niezbyt przyjemnym tonem. - Nie dość, że muszę wam pomagać, to jeszcze marnujecie mój cenny czas i każecie na siebie czekać - pokręciła głową i odwróciła się w ich stronę tylko po to, żeby wycelować w nie palcem. - Wstyd. Minervo, jeśli będziesz trzymała pod swoim dachem takie niewychowane dziewuchy, to się nie skończy dobrze.

- Wystarczy - przerwała jej starsza wampirzyca, zupełnie jednak nieprzejęta jej repremendą, czego nie można było powiedzieć o niej i Ruth. Podczas pierwszego spotkania z czarownicą Jennifer nie zdążyła sobie wyrobić jeszcze o niej opinii, ale teraz wiedziała, że raczej nie zapała do niej sympatią. - Cieszę się, że wszystko poszło zgodnie z planem - posłała dziewczynom ciepły uśmiech. - W takim razie możemy przejść do następnych spraw. Ruth, pozwól ze mną.

Skinęła na szatynkę głową, a ona, choć niepewnie, wykonała polecenie i podążyła za nią do pokoju obok. Jennifer chciała iść za nimi, ale Serena ją zatrzymała.

- Nie jesteś tam potrzebna - ostrzegła. Dopiero teraz, gdy zbliżyła się do biurka, zauważyła stojącą tam butelkę z fioletowym płynem. Rudowłosa czarownica zauważyła jej wzrok. - Och, to? To jeden z moich wywarów. Będzie ci potrzebny, jeśli będziesz chciała dłużej zostać na powierzchni w trakcie dnia - odsłoniła zęby w paskudnym uśmiechu.

- A co ty będziesz z tego miała? - zapytała podejrzliwie brunetka. Słyszała z opowieści, że wiedźmy są chciwe. I prawie nigdy nie robią czegoś bezinteresownie.

— Bardzo dobre pytanie, złotko. Powiedzmy, że się zastanowię - odparła tajemniczo, przyglądając się jej uważnie. Jakby miała ochotę przewiercić ją wzrokiem na wylot. — A coś czuję, że ty masz mi wiele do zaoferowania.

Jennifer jęknęła. Nie było jej potrzebne kolejne zobowiązanie, ale chyba nie było innego wyjścia. Przełknęła swoją dumę i pokiwała głową.

— Świetnie. Dam ci znać, kiedy coś wymyślę — czarownica wygięła wargi w drapieżnym uśmiechu.

Czekała dobre kilka minut, zanim Ruth i pani Minerva wróciły z powrotem do gabinetu. Nastolatka od razu podskoczyła do niej i wyciągnęła rękę, na której błysnęła bransoletka. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest zaczarowana.

- Co tam robiłyście? - spytała brunetka od razu.

- To ma ją chronić przed słońcem. Mamy kilka takich artefaktów, właśnie na takie przypadki - wyjaśniła kobieta, siadając z powrotem przy biurku. - Nie wolno wam tego zgubić i musicie pamiętać, że oba przedmioty wyciągają z was energię. Dlatego będzie wam potrzebny eliksir Sereny.

- Po zapłatę zgłosicie się później - czarownica uśmiechnęła się z satysfakcją. - Nie robię niczego za darmo. A Minerva wie o tym doskonale, prawda? - zaszczebiotała. Wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie, co Jennifer się nie podobało.

- Tak - odparła druga kobieta zdawkowo. Pewnie musiały to wcześniej omawiać, zanim przyszły.

Macie zażywać eliksir przynajmniej dwa razy dziennie, jeśli chcecie wytrzymać cały dzień w szkole - przykazała im rudowłosa. - Moje zaklęcie to taki trochę miecz obosieczny. Chroni was, ale jednocześnie wyciąga wampirzą energię, żeby mieć z czego chronić - wyjaśniła. Obie pokiwały głowami, na znak, że rozumieją.

Przynajmniej jeden problem miały z głowy. Wysłuchały jeszcze mnóstwo zasad, co wolno im robić w szkole, a czego nie. Najważniejsza zasada brzmiała: nie dać się złapać. Ani rozpoznać. Jennifer będzie musiała ograniczyć używanie hipnozy do minimum. W końcu obie mogły wyjść z gabinetu, żeby przygotować się na misję. Została jeszcze druga kwestia, ale to był raczej problem natury prywatnej. Dziewczyna nie miała pojęcia, jak poradzi sobie ze swoim lękiem przed światłem. Powoli kończył jej się czas. Nawet wyprawa z Lysandrem na magiczną polanę, gdzie były świetliki i zdecydowanie groźne nie były, niewiele pomogła. To było co innego. Dlatego zdecydowała się znaleźć przyjaciela, żeby chociaż odwrócił jej uwagę, bo wiedziała, że będzie się tym zadręczać przez resztę dnia. A tak się składało, że chłopak na dzień wracał do domu, gdziekolwiek się pałętał po nocach. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro