Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12: Brak kontroli

Lipiec zaczął się pełną parą. Już od pierwszych dni z nieba lał się skwar, a w nocy było bardzo ciepło. Młodzież rozpoczęła trwające dwa tygodnie wakacje. Jennifer spędzała dnie w kryjówce, a pod wieczór przeważnie albo spotykała się z Evanem, Amber i Oliverem, albo siedziała nad jeziorem i coś czytała. Odszedł jej na razie przykry obowiązek wychodzenia za dnia do szkoły z Ruth. Jej potomkini nie sprawiała jak na razie żadnych problemów, ale cały czas miała ją na oku, żeby przypadkiem nie spowodowała tragedii przez ciężki do opanowania głód. Ten łapał Ruth kilka razy w ciągu dnia i musiały szukać jedzenia wśród nastolatków, co było niestety ryzykowne. Szatynka wciąż uczyła się funkcjonować. Przez pierwsze kilka lat istnienia jako wampir, głód był znacznie bardziej odczuwalny i ciężej było go zaspokoić. Później pragnienie było mniejsze, wraz z nabyciem większej pojemności mrocznej energii.

Kiedy dziewczyna wróciła do kryjówki po tym, jak pozałatwiała swoje sprawy rodzinne, wyglądała na zagubioną. Lawrence i Nyssa ciągle wykłócali się o zbliżającą się imprezę, na którą podobno było zaproszone pół szkoły. Abigail próbowała ich pogodzić, ale z marnym skutkiem.

— Nie będziesz robiła tematycznej imprezy! Wiesz, ile z tym roboty? Ludzie chcą się tylko upić!

— Ale można się przy tym świetnie bawić! Będą konkursy, zabawy...

— O co się oni właściwie kłócą? — zapytała Jennifer rozbawiona. Siedziała przy barku i po raz kolejny czytała bajkę, którą znalazła wtedy w bibliotece, jak tu przyjechała. Miała wrażenie, że miała jakiś głębszy sens, ale nie mogła na to wpaść. Abigail westchnęła, stając za ladą.

— Lawrence urządza imprezę na zakończenie szkoły u swojej ludzkiej dziewczyny. On i Nyssa mają troszkę inne pojęcie zabawy — wyjaśniła, nadal niezadowolona, że nie udało jej się pogodzić rodzeństwa. Jennifer zmarszczyła brwi.

— Lawrence ma dziewczynę? — zapytała głupio. — Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że któraś go zechciała z tym jego wrednym charakterkiem, jeśli mam być szczera.

— Uwierz mi, potrafi być pociągający, jeśli zechce — zaśmiała się głośno rudowłosa. — Ma całkiem spore powodzenie wśród rówieśniczek, co tylko zwiększa i tak jego wybujałe ego.

Jennifer nachyliła się do niej konspiracyjnie, zaaferowana. Obejrzała się kontrolnie przez ramię, ale Lawrence i Nyssa dalej byli zajęci sobą, więc nie było możliwości, żeby usłyszeli.

— A co na to jego dziewczyna? — zapytała szeptem. — Bo z tego, co zrozumiałam, impreza będzie u niej, a nie tu.

— Rose nie miała w tej kwestii nic do gadania. Ona miała tylko załatwić wolny dom — odparła Abigail, przeczesując włosy i odrzucając lekko głowę do tyłu. — Nie podoba mi się, jak Lawrence ją traktuje, bo to dobra dziewczyna, ale za bardzo uległa. I w dodatku w nim zakochana — dodała ze zbolałą miną. — Jestem prawie pewna, że Lawrence wpływa na nią wampirzym urokiem. Nie, żebym to pochwalała — zastrzegła od razu rudowłosa. — Ale wiesz, jak z nim jest. Zrobi tak, jak będzie chciał i nie da mu się przemówić do rozsądku. Jest pod tym względem cholernie uparty.

— Po tym, co mówisz, nie wiem, czy kiedykolwiek zmienię podejście do niego — przyznała panna Lindsay. — I nie wiem, czy mam ochotę wybrać się na imprezę, na której będzie on.

— A planowałaś? — teraz to Abigail spojrzała na nią z zaciekawieniem. Wzruszyła obojętnie ramionami.

— Wiesz, mogłabym skorzystać z okazji i rozejrzeć się za kandydatem do przemiany — wyznała i poczuła przy tym dziwną lekkość. Nie musiała się w końcu kryć ze swoim celem. Cieszyła się, że mogła z kimś porozmawiać o tym otwarcie. Nie musiała dźwigać tego ciężaru sama.

— Rozumiem, tylko bądź przy tym dyskretna, dobra? — poprosiła dziewczyna poważnie. — Jedna z naszych zasad brzmi: nie zdradź się. Mamy działać tak, żeby nikt nie rozpoznał, kim jesteśmy. Nie możemy pozwolić sobie na rozpoznanie. — I najlepiej powiadom o tym babcię.

— Jasne, tak zrobię — zgodziła się od razu. To było to; nareszcie jakieś konkrety. Na taki kompromis mogła pójść. — Ale jeszcze nie powiedziałam, czy na tą imprezę w ogóle się wybiorę — zauważyła. Zaraz potem ktoś złapał ją gwałtownie za ramiona, a ona odwróciła się, żeby na tego kogoś nakrzyczeć. Porzuciła już całkiem czytanie bajki, którą tu ze sobą przyniosła.

— Mamooo! — zajęczała jej, jak się okazało, Ruth. Posłała cierpiętnicze spojrzenie swojej towarzyszce, ale Abigail tylko się zaśmiała, kręcąc głową. Zawsze starała się zepchnąć wgłąb siebie to dziwne, ciepłe uczucie, które rozlewało się w jej wnętrzu za każdym razem, kiedy jej potomna ją tak nazywała. — Mogę iść na imprezę? Nyssa mnie zaprosiła! Proszę?

— Nigdzie nie idziesz, Ruth — powiedziała stanowczo. Miała w pamięci fakt, że nastolatka była świeżo po przemianie i jeszcze niezbyt potrafiła kontrolować głód krwi. Tu, w kryjówce, miała ją zapewnianą regularnie.

— No weź, proszę! Dawno nie byłam na żadnej... — szatynka przerwała i zrobiła smutną minę.

— Nigdy nie widziałam, żeby dziecko prosiło matkę, żeby pozwoliła pójść na imprezę — zaśmiała się życzliwie Abigail, ale ją coś nieprzyjemnego ścisnęło w środku. Zamordowała rudowłosą wzrokiem. Nie spodobało jej się to porównanie. — No co, już nie bądź taka surowa. Pozwól się młodej zabawić.

— Muszę być surowa, jeśli chcę, żeby przeżyła — odparła, nadal nie dając się przełamać. — Nie puszczę jej samej na imprezę pełną ludzi.

— Będę z Nyssą — powiedziała cicho Ruth, już nie tak podekscytowana, jak przed chwilą. Wydawała się zrezygnowana.

— Nyssa będzie zajęta zabawianiem ludzi ze szkoły. Nie będzie miała czasu się tobą przejmować — Jennifer wreszcie odwróciła się do potomnej przodem. Zeskoczyła ze stołka barowego i podeszła do niej. Dziewczyna stała ze spuszczoną głową. Położyła Ruth ręce na ramionach. — Chcę, żebyś była bezpieczna, bo nie mogę cię stracić, rozumiesz?

Może mówiła to nie do końca szczerze, pchana własnymi, egoistycznymi pobudkami. Owszem, nie mogła jej stracić, bo potrzebowała jej do osiągnięcia celu.

— W takim razie idźcie na imprezę razem — zasugerowała Abigail. Mrugnęła porozumiewawczo do Jennifer, gdy odwróciła się do niej, by zaprotestować. — Jestem pewna, że obie na tym skorzystacie.

W tym momencie zawibrował telefon Jennifer. Westchnęła, niezadowolona, że ktoś śmiał przerwać jej tę chwilę. Odsunęła się od Ruth i sprawdziła wiadomość.

Od: Cody

Hej, Jennie, pójdziesz ze mną na imprezę?

Cóż, wyglądało na to, że jednak się wybierała na tą imprezę.

***

— Nadal nie jestem przekonana, czy to dobry pomysł — burknęła Jennifer, niezadowolona, odwieszając na wieszak kolejną sukienkę.

Dała się zaciągnąć Nyssie na piątkowe zakupy. Wyglądało na to, że spędzą w galerii handlowej większość dnia, bo dziewczyna kupowała materiały na dekoracje i nie tylko. Uparła się przy tym, że potrzebuje kogoś do pomocy i Ruth natychmiast się wyrwała na ochotniczkę. A przecież nie mogła puścić jej samej.

— Będzie konkurs na najlepsze przebranie, wierz mi, małe zakupy to nic złego — zaśmiała się Nyssa. — Cieszę się, że zdecydowałaś się ze mną przyjść — przyznała rozbrajająco.

— Mam na myśli, że nie jestem przekonana, czy impreza z ludźmi to dobry pomysł — sprecyzowała, nachylając się ku niej. Rozejrzała się kontrolnie, czy nikt przypadkiem ich nie podsłuchuje. Nie wyglądało na to. W sklepie z wypożyczalnią strojów kręciło się jedynie parę osób. — Boję się, że ona może stracić kontrolę — wyjaśniła w końcu swoje obawy.

Nyssa zniknęła z wybranymi strojami w przebieralni. Jennifer stała w wejściu, obserwując sklep i Ruth buszującą między ubraniami. Szatynka wyglądała na naprawdę szczęśliwą, jakby sprawiało jej to przyjemność. Kiedy wróciła do kryjówki ze swojego domu rodzinnego, odniosła wrażenie, że nastolatka była zagubiona.

— Martwimy się, co? — zagadnęła nastolatka, po czym zachichotała. — Daj spokój, dziewczyna w moim wieku powinna się rozerwać od czasu do czasu. Nie możesz jej wiecznie ograniczać, musi w miarę możliwości żyć i korzystać z tego życia — dodała już poważniejszym tonem. — Poza tym nie będzie sama. Będziemy ją pilnować, zresztą i ty będziesz mogła mieć na nią oko, bo w końcu się wybierasz, mam rację?

Jennifer westchnęła cierpiętniczo. Od lat nie była na żadnej imprezie, nie miała do tego głowy. Gdyby nie dała się namówić Ruth, pewnie w ogóle by na nią nie szła. A jeszcze jakby tego było mało, zaprosił ją Cody. Ten sam, z którym miała zabronione się spotykać. Z drugiej strony miała ochotę utrzeć nosa Lawrence'owi i jednak się pojawić. Wiedziała też, że jej znajomi ze szkoły również planowali się pojawić, bo dodali ją do grupy na Messengerze, którego założyła specjalnie w tym celu. Wyśmiewali się z niej, że do tej pory nie miała tej aplikacji.

Łudziła się, że może jednak nie będzie tak źle.

— Chyba nie mam innego wyjścia — stwierdziła.

— I to rozumiem. Jak wyglądam? — młodsza brunetka odsłoniła zasłonę i podparła się rękoma pod boki i obróciła.

Miała na sobie elegancką, króciutką, sięgającą przed kolana czarną sukienkę z frędzlami z wyrazistym dekoltem. Ładnie opinała jej talię i uwydatniała wdzięki. Według Jennifer była bardzo odważna, dla niej aż za. Ona sama nigdy nie zdecydowałaby się na taki strój, wolała coś skromniejszego.

— Ładnie ci. Ale ładnemu we wszystkim ładnie — uśmiechnęła się do niej lekko. Zawiesiła wzrok na jej wystającym dekolcie. — Nie uważasz, że może być zbyt, wiesz, wyzywająca?

— Ma taka być — stwierdziła Nyssa z zadowoleniem. — Chcę powalić wszystkich na kolana. Jak prawdziwa mafijna królowa. Jeszcze dodam do tego naszyjnik, rękawiczki i szal i będzie idealnie — zatarła ręce, po czym znów wsunęła się do kabiny, żeby się przebrać.

— Mamo! — zawołała Ruth, podbiegając do niej, wyraźnie podekscytowana. W ręku trzymała krwistoczerwoną sukienkę. — Mogę tę? Moim zdaniem bardzo pasuje, no i jest niedroga, a ja nie mam za dużo pieniędzy — przyznała z lekkim skrępowaniem. Panna Lindsay obrzuciła strój krytycznym wzrokiem. Nie wyglądała co prawda wyzywająco, ale na pewno będzie rzucała się w niej w oczy. A tego raczej wolała uniknąć.

— Nie ma opcji. Wybierz coś czarnego — nakazała stanowczym tonem. Ruth zrobiła smutną minę. — A o pieniądze się nie martw, jak ci zbraknie, to jestem ci w stanie trochę dorzucić — dodała niby od niechcenia. Może nie miała przy sobie jakiejś niebotycznej kwoty, ale stać ją było na zasponsorowanie stroju swojego i jeszcze czyjegoś.

— Pamiętaj, Jennifer, że musisz kupić też coś dla siebie! — krzyknęła zza zasłony Nyssa.

— Tak, wiem, wiem — mruknęła, po czym machnęła ręką na Ruth, żeby tamta poszła dalej wybierać kreację.

Jakkolwiek bardzo nie miała ochoty wybierać się na tę imprezę, w końcu musiała jednak się na coś zdecydować. Zostawiła więc Nyssę samą, wiedząc, że dziewczyna i tak do nich dołączy prędzej czy później. Dołączyła do Ruth, która już z mniejszym entuzjazmem przyglądała się strojom. W milczeniu Jennifer obejrzała kilka ubrań. Wiedziała, że będzie chciała raczej coś skromnego, nie zamierzała rzucać się w oczy, tak jak Nyssa. Wygrzebała ze stosu prostą białą koszulę i do tego spodnie z wysokim stanem. Nie za bardzo znała się na klimatach mafijnych, bo taka tematyka została ostatecznie wybrana, ale coś tam wcześniej poczytała w internecie. Wszyscy tam byli bardzo eleganccy. Do tego znaleźć jakieś dodatki i będzie idealnie.

— Wybrałaś już, Ruth? Daj mi, to pójdę do kasy, zapłacę — zaproponowała, odwracając się do potomnej. Nastolatka wparywała się właśnie w czarną spódnicę. Nie wyglądała na przesadnie krótką, więc gdy na nią spojrzała, szukając pozwolenia, skinęła głową z aprobatą.

— Pójdę przymierzyć — oznajmiła nastolatka i skierowała się w stronę przebieralni.

Minęła się z Nyssą, która właśnie wyszła i wyraźnie zadowolona ruszyła do kasy. Ona też już miała wybrany strój, więc też mogła zapłacić za siebie. Spotkały się w kolejce. Młodsza dziewczyna natychmiast obrzuciła krytycznym spojrzeniem jej kreację.

— Jesteś pewna? — zapytała sceptycznie. — Mogłabyś zostać królową imprezy, gdybyś tylko chciała — dodała z małym uśmiechem i z błyskiem w oku, zupełnie, jakby spodobał jej się ten pomysł.

— Nie chcę odbierać tobie tego tytułu — uśmiechnęła się Jennifer i wiedziała, że mówiła szczerze. — Wiesz dobrze, że zależy mi na niewychylaniu się — dodała już ciszej. Nyssa skinęła głową.

Wkrótce dołączyła do nich Ruth i we trzy mogły zapłacić za stroje. Okazało się, że szatynce ledwo starczyło pieniędzy i Jennifer, tak jak obiecała, dorzuciła brakującą kwotę. Nastolatce było jednak głupio i ciągle obiecywała, że odda. Wszystkie trzy były zadowolone z zakupów i wyszły z odzieżowego. Na zakupy wybrały się wieczorem, kiedy to światło słoneczne nie było aż tak dokuczliwe. Jennifer jednak założyła na siebie naszyjnik, na wszelki wypadek. Miała też w torebce butelkę z eliksirem, która była wypełniona już trochę mniej niż połowę. Będzie martwiła się, jak ją z powrotem uzupełnić, kiedy się skończy, ale musiała brać pod uwagę, że i to wkrótce nastąpi. Kolejny problem. Jakby bez tego miała na głowie mało. Wstąpiły jeszcze do papierniczego, gdzie kupiły materiały na dekoracje (bibułę, balony i te sprawy).

Nie mogły się powstrzymać na widok księgarni i weszły do środka. Jennifer przy okazji dowiedziała się, że Nyssa była zapaloną czytelniczką, w dodatku fantastyki. Chociaż romanse też zdarzało jej się czytać, ale rzadziej.

— To jest świetne — rzuciła Nyssa, podając jej książkę z czarną okładką i dwoma lizakami na środku, z czego jeden był przełamany na pół. — Ryczałam przy tym jak bóbr, słowo daję. Jakby znasz od początku zakończenie, ale i tak...

— Ma śliczną okładkę, chyba się skuszę — stwierdziła żartobliwie Jennifer, choć tak naprawdę była zachwycona, bo okładka idealnie trafiła w jej minimalistyczny gust. — Tylko ciekawe, czy mam na to gotówkę — mruknęła pod nosem, tak, żeby Ruth kręcąca się pomiędzy regałami tego nie usłyszała. Większość zabranych ze sobą pieniędzy wydała na ciuchy.

— Chcesz, to ci pożyczę — zaproponowała młodsza z dziewczyn. — Oddasz przy najbliższej okazji. I tak miałam sobie coś kupić. Albo wiem, kupię ci w prezencie — uśmiechnęła się i zadowolona ze swojego pomysłu, wyjęła jej książkę z ręki i pognała do kasy.

— Nyssa, naprawdę nie trzeba... — zaczęła, chcąc wybić jej to z głowy, ale brunetka zdążyła już wyciągnąć portfel.

— Nie chcę słyszeć żadnych dyskusji, masz to przeczytać — powiedziała stanowczym głosem, na co mimowolnie się zaśmiała. Nie spodziewała się zupełnie, że będzie miała z Nyssą wspólne hobby. — Gdzie jest Ruth, może ona też coś będzie chciała...

Jennifer rozejrzała się po księgarni, ale zamarła, nigdzie nie dostrzegając swojej potomnej. Weszła nerwowo między regały, licząc, że może jej nie zauważyła, ale szybko okazało się, że w sklepie jej nie było. Nyssa po chwili znalazła ją, zaniepokojona.

— Co jest? Przecież była tu z nami...

— Nie ma jej — wyrzuciła z siebie, spanikowana. — Nyssa, trzeba ją szybko znaleźć, bo może to się źle skończyć!

— Ciszej — syknęła młodsza brunetka, rozglądając się nerwowo na boki. — Ale masz rację, chodźmy szybko, może nie odeszła jeszcze daleko.

Jennifer rzuciła się biegiem w stronę wyjścia, ale Nyssa w porę ją powstrzymała, tłumacząc jej szeptem, że wyglądałoby podejrzanie, kiedy by tak nagle wybiegły i ludzie mogliby się dziwnie patrzeć. Dlatego zrobiły to dyskretnie, choć panna Lindsay umierała przy tym z niepokoju. Wypadły na korytarz galerii, gdzie kręciło się mnóstwo osób. Dostrzeżenie Ruth graniczyło niemal z cudem.

— Wiem, jak ją namierzyć — powiedziała, odwracając się do Nyssy, która obserwowała drugą stronę. Mruknęła coś na znak, że słucha. — Więź. Wyczuję ją więzią.

Między mistrzem a potomnym zawsze tworzyła się specjalna więź, która pozwalała na wzajemnym wyczuwaniu swojej obecności. Łączyła umysły i z czasem pozwalała też na komunikację między sobą, ale to zależało na zaufaniu. Należało to wypracować. Ale mistrz mógł zawsze wejść do umysłu potomnego, który chcąc nie chcąc przed nim otworzył i zobaczyć, chociażby po obrazach, gdzie się znajdował. Jennifer zamierzała to teraz wykorzystać. Miało to jednak swoją wadę. Mistrz odcinał się wtedy od swojego ciała.

— Pilnuj mnie — poprosiła, a Nyssa otworzyła szeroko oczy, chyba rozumiejąc, co chciała zrobić.

— Jesteś pewna? — zapytała sceptycznie. — To w ogóle bezpieczne? Robiłaś tak już kiedyś?

— Nie — przyznała. Nyssie opadły ręce. — Ale muszę ją znaleźć, zanim zrobi coś głupiego.

Zamknęła oczy i skupiła się na odnalezieniu umysłu swojej potomnej. To nie było problemem, wiedziała, że miała szukać drugiego wampira. Gdy ją odnalazła, dotknęła złotej smugi, która je łączyła i połączyła ze swoją. I wtedy wpadła. Uczucie było takie, jakby zanurzała się w głębokiej wodzie. Przez chwilę widziała jedynie ciemność, a potem obraz zaczynał się wyostrzać.

Skradała się. Skradała się tuż przy szybie oddzielającą piętra i podążała w stronę ruchomych schodów. Wzrok miała utkwiony w dwóch dziewczynach, szatynce i blondynce, które trajkotały o czymś podekscytowane, zupełnie nie zwracając na nią uwagi. Nie wiedziały, że są na celowniku. Ale jej nie interesowało to, o czym rozmawiały i traciła sens wypowiedzi. Liczyła się tylko ta malutka kropelka krwi wypływająca z palca jednej z nich, co prawda zakryta już plastrem. Patrzyła wcześniej, jak zaklejała rankę. Musiała się zaciąć kartką, kiedy przeglądała książkę, czy coś. To nie było ważne.

Liczyło się tylko to, że ona po prostu MUSIAŁA napić się tej krwi. Gdy ją wyczuła, jej głód momentalnie się wzmógł, chociaż jadła tuż przed wyjściem. Zapragnęła więcej.

MU-SIA-ŁA!

Jennifer wyszła gwałtownie z jej umysłu i zatoczyła się. Zamroczona, poczuła, jak ktoś złapał ją od tyłu i chwilę zajęło jej skontaktowanie z rzeczywistością. Nyssa. Gdy doszła do siebie, odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się. Nyssa za to miała minę dość niewyraźną.

— I co? Znalazłaś ją? — zapytała zniecierpliwiona, bo chyba jej wcześniejszy niepokój zaczął się udzielać także i jej.

— Schody — wydusiła z siebie, ograniczając słowa, bo była tak wyczerpana. Nie sądziła, że zużyje przy tym tyle energii. Zaczęła niezdarnie wyciągać z torebki flakonik od czarownicy; nie potrafiła sobie poradzić z otworzeniem zamka. Musiała jej z tym pomóc Nyssa. Wypiła szybko kilka łyków. Mikstury zostało mniej niż połowa, ale teraz się tym nie przejęła. Poczuła, jak wraca jej energia. — Musimy ją złapać, zanim będzie za późno!

Obie ruszyły w tamtym kierunku. Kiedy dopadły do ruchomych schodów, Ruth była już prawie na niższym piętrze. Dziewczyny, które śledziła, nieświadome zagrożenia, nieśpiesznie szły w stronę wyjścia z galerii. Jennifer dopiero po chwili rozpoznała w blondynce Amber, gdy ta odwróciła się profilem.

— Cholera — burknęła pod nosem, ale Nyssa i tak to usłyszała.

— Co jest?

— Ta blondynka to moja znajoma ze szkoły — wyjaśniła. — Chodzimy razem na angielski. Jeśli ją zaatakuje...

Nie chciała nawet myśleć, jakie by to były konsekwencje. Nie zastanawiała się dłużej. Nie czekała, aż schody same zjadą na dół. Zaczęła schodzić szybkim krokiem, wymijając przy okazji jakąś starszą panią, która spojrzała na nią dziwnym wzrokiem. Dopadła do Ruth w momencie, kiedy ta już stawiała stopy na podłodze. Na nieszczęście w tym momencie zauważyła je Amber. Pomachała im z uśmiechem, a Jennifer modliła się, żeby blondynka nie zauważyła nietypowego zachowania Ruth.

— Przestań — syknęła jej do ucha, łapiąc ją brutalnie za ramię. Musiała być stanowcza. — Nie widzisz, co robisz?!

— Jenn, cześć! Co tu robisz? — przywitała się Amber, zauważwszy ją Nie miała teraz innego wyjścia, jak do niej podejść. Jej koleżanka, której nie znała, odwróciła się i zmarszczyła brwi na ich widok. 

— Zakupy — odparła z wymuszonym uśmiechem. Jednocześnie patrzyła z uwagą na Ruth, której nagle zmienił się wzrok i dziewczyna drgnęła, wracając do rzeczywistości. Wreszcie. Nyssa dotarła do nich dopiero teraz. — A ty?

— Chciałyśmy się z Megan rozejrzeć za jakimiś dodatkami do stroju na imprezę u Rose — zaczęła trajkotać Amber. — Ach, wy się nie znacie. Meg, to Jennifer, chodzimy razem na angielski, a to Megan, moja przyjaciółka z drużyny koszykarskiej. Gra w bloku, ale co ty tam możesz wiedzieć o pozycjach — spojrzała na nią zaczepnie. — Skoro nigdy nie byłaś na meczu!

— Jak to: nigdy nie byłaś na meczu? — zdziwiła się szczerze szatynka, marszcząc brwi.

— Jakoś tak wyszło — wzruszyła ramionami obojętnie. — Nie interesowałam się specjalnie koszykówką. Było to oczywiście kłamstwo, bo przecież oglądała anime.

— To się zainteresujesz, jeśli chcesz ze mną wytrzymać — zapowiedziała od razu Amber tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Dziewczyny rozgadały się o koszykówce, ale Jennifer posyłała wymowne spojrzenia Nyssie, sugerujące, że powinny się stąd jak najszybciej zmywać. Brunetka zrozumiała aluzję. Westchnęła głośno, zwracając na siebie uwagę i teatralnie spojrzała na zegarek w telefonie.

— Wybaczcie, miło się z wami gada, ale musimy się zbierać, trochę nam się śpieszy - odezwała się, kiedy spojrzały na nią pytająco.

— Kto to? — spytała Amber, przyglądając się brunetce podejrzliwie.

— Nyssa, moja kuzynka — wyprzedziła ją Jennifer, zanim zdążyła coś powiedzieć, coś co je pogrąży i rzuci na nie podejrzenia.

— Jesteście rodziną? — spytała zaskoczona. — Evan wspominał, że masz kuzynkę i jest nią Good– w sensie Ruth, ale o Nyssie nic — poprawiła się szybko, bo chciała użyć nazwiska jej potomnej, ale w porę zrezygnowała, jakby przypominając sobie, że to nieładnie.

— Tak, daleką — dodała, uśmiechając się przy tym, żeby wypaść bardziej wiarygodnie. — Długo się nie widziałyśmy i wiesz, odnawiamy kontakty.

— Ach, rozumiem, to fajnie — bąknęła blondynka, speszona. A przynajmniej chciała zgrywać speszoną. Coś nie do końca jej to wyszło, bo Jennifer wyczuła bijącą z jej oczu ciekawość. — Sorki, nie chciałam być wścibska — zatrzepotała rzęsami, ale wymieniła przy tym porozumiewawcze spojrzenia z Meg.

— Jasne. To co, Nys, będziemy się zbierać, nie? — spojrzała na brunetkę z wyczekiwaniem i sama zrobiła krok w stronę dziewczyn, żeby je wyminąć. Jednocześnie pociągnęła za ramię Ruth, żeby się wreszcie ruszyła.

Pożegnały się z Amber i Meg, po czym odeszły w swoją stronę. Tymczasem Jennifer zdecydowanym ruchem pociągnęła Ruth do damskich łazienek. Niezbyt mądry wybór, ale musiała znaleźć jakieś mało podejrzane miejsce.

— Stań na straży — poleciła Nyssie i nie czekała na jej odpowiedź, tylko od razu wciągnęła Ruth do środka.

Gdy tylko znalazły się w na szczęście pustej toalecie, momentalnie przycisnęła swoją potomną do ściany. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i spojrzała na nią ze strachem. Dobrze, przynajmniej miała pewność, że nie była już w transie.

— Co to było?! — syknęła, rozzłoszczona. Ba, to mało powiedziane, była wściekła. Mało brakowało, a doszłoby do tragedii. — Wiesz w ogóle, kto to był?! Nie przyszło ci do głowy, że jak je ugryziesz, możesz mieć spore problemy?!

— To była Amber, prawda? — zapytała cichutko szatynka. Patrzyła wszędzie, tylko nie na nią, chcąc uniknąć jej wściekłego wzroku.

— Tak, do cholery! Twoja koleżanka z klasy! Gdyby ludzie zauważyli ślady, staliby się podejrzliwi. Zaczęliby węszyć, rozumiesz?! I trafiliby na nas, bo nie wydaje mi się, żeby w pobliżu były jakieś inne wampiry! Nie możemy sobie pozwolić na demaskację, tłumaczyłam ci to!

— Wiem, mamo, przepraszam... — Ruth spuściła głowę. — To było silniejsze ode mnie, chciałam tylko napić się tej krwi... — wyjaśniła.

Coś przyszło Jennifer do głowy. Przecież ona sama nie pamiętała, jak zachowywała się tuż po przemianie. Wiedziała tylko tyle, że była pozostawiona sama sobie. Nie miała mentora, który jej by to wszystko wyjaśnił i pokazał. Prawdopodobnie nie była lepsza. Znów poczuła złość, tylko tym razem na matkę, że ją zostawiła na pewną śmierć. Westchnęła i poluzowała uścisk, po czym puściła dziewczynę. Ruth osunęła się po ścianie i upadła na kolana.

— Rozumiem — stwierdziła. — Wystraszyłaś mnie. Nie możesz sobie tak po prostu znikać, musiałam cię szukać więzią, wiesz? A to kosztowało sporo energii.

— Więzią? Pan Nathaniel mi tłumaczył, że to połączenie umysłów mistrza z potomnym, tak? — Jennifer kiwnęła głową na potwierdzenie. Przynajmniej rzeczywiście coś zapamiętała ze szkolenia. Zaraz potem jednak szatynka zmarszczyła brwi. — Powinnam to chyba poczuć, a nie poczułam nic — przyznała nieśmiało. — To dobrze czy źle?

— Źle — westchnęła brunetka. — Powinnaś była mnie wpuścić, a zamiast tego bardzo szybko wyrzuciłaś, wygląda na to, że nieświadomie. Popracujemy nad tym.

Zapisała sobie w głowie, żeby zrobić awanturę Nathalnielowi za to, że w ogóle uznał, że dziewczyna była gotowa do wyjścia na miasto. Do tej pory ograniczały wyjścia jedynie do szkoły, a tam przecież miała na nią oko. No i będzie musiała przemyśleć sprawę puszczenia jej na imprezę do dziewczyny Lawrence'a, która na dodatek była człowiekiem! Tam będzie pełno ludzi! Ryzyko, że coś się złego stanie, było bardzo duże, a ona chyba za szybko uległa.

— Wracamy do domu — zdecydowała, po czym odsunęła się od nastolatki.

Odwróciła się do wyjścia z łazienki. Nie czekała, aż Ruth pozbiera się z podłogi i pójdzie za nią, bo wiedziała, że i tak to zrobi. Wyszła na korytarz i wzrokiem odnalazła Nyssę, która opierała się o ścianę nieopodal i czujnie obserwowała otoczenie.

— Nie było żadnych problemów? — zapytała, zbliżając się do brunetki. Nyssa wzruszyła ramionami w odpowiedzi.

— Nie, tylko wiesz, raz delikatnie zasugerowałam dwóm czy trzem dziewczynom, żeby poszukały innej łazienki — mrugnęła do niej porozumiewawczo. — Łatwo poszło. Nawet nie musiałam się specjalnie wysilać — powiedziała wyraźnie z siebie zadowolona.

Kiedy Ruth doprowadziła się do porządku i wysunęła się nareszcie z łazienki, skierowały się w stronę wyjścia. Każda miała ze sobą po torbie ze swoim zakupionym strojem. W tym całym stresie Jennifer zupełnie o tym zapomniała i teraz zauważyła, że Nyssa przypilnowała zakup jej i Ruth. Ta to miała głowę na karku, pomyślała o wszystkim.

Na zewnątrz uznały, że było już dosyć ciemno i nie będą wzywały taksówki, tylko przejdą się piechotą. Dobrym tempem dojście do ich lasu zajmie im góra dwadzieścia minut, a Jennifer miała ochotę na spacer.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro