Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Razem z Natanielem wciąż przebywaliśmy w lesie, obejmując się. W środku jednak wciąż odczuwałam strach przed tymi obcymi ludźmi, nie wiem jak źle mogło by się to skończyć gdyby nie Nat...

Czy to oni śledzili mnie przez ten tydzień i włamali się do mieszkania?

Brązowowłosy tuląc mnie w czuły sposób do siebie,  nie wiedzieć czemu, obdarowywał moją duszę spokojem. Taką harmonią. Jego ramiona na pewno musiały być silne skoro zaniósł mnie aż do tego lasu, a z tego co wiem to znajdował się on dosyć spory kawałek od szkoły. Spory.

Zastanawiała mnie jeszcze ta jego nadzwyczajna prędkość, pędził tak szybko, że żołądek o mało co nie podszedł mi do gardła. Aż mam wrażenie, że występuje on w zawodach sportowych, gdzie biegają. Na pewno wygrywa i zdobywa za to puchary.

Zatrzęsłam się w jego ramionach, gdy dmuchnął w naszą stronę chłodny powiew wiatru.

Miałam na sobie białą koszulkę ozdobioną wieloma cekinami, która nie dawała mi zbyt wiele ciepła, a zdążyłam już poczuć na własnej skórze, że temperatura trochę spadła.

Objął mnie wtedy jeszcze bardziej szczelnie, zamknął mnie w swoich ramionach. Nie wiedziałam dlaczego, ale całkiem dobrze czułam się przy jego torsie. Zatopiłam w nim nos.

— Wiesz... — uniosłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. — Ostatnio... gdy wracam ze szkoły czuję się t-tak jakby ktoś mnie ob-bserwował... — powiedziałam ze zdenerwowaniem. — Myślisz, że to b-byli oni?

Nataniel zatopił wzrok w moich oliwkowych oczach i przez dłuższą chwilę milczał. Rozchylił lekko buzię, lecz nic się z niej dotąd nie wydobyło, więc uznam to za dziwienie.

—Bądź ostrożna. —odparł tylko i rozglądnął się wszędzie za siebie. Dostrzegłam strach i niepewność w jego oczach. 

Sprawiał wrażenie jakby coś ukrywał.

W pewnym momencie, ujrzałam postać stojącą tuż przy jednym z drzew, za plecami Nataniela.

Zamarłam z przerażenia, zaokrągliłam oczy i pewnie też zbladłam na twarzy.

Przy drzewie, parę metrów za nami pojawił się pewien mężczyzna, właściwie chłopak, bo wydawał się być młody, nie wyglądał on jednak normalnie.

Czarne jak smoła włosy wyróżniały się na tle zielonych krzewów i drzew, lecz najbardziej moją uwagę przyciągnęły mocno malinowe usta, z których wypłynęła teraz kropla krwi, spłynęła stróżką pozostawiając za sobą ślad, a skończywszy wędrówkę po jego twarzy, skapnęła mu z brody gubiąc się wśród rozmaitej trawy.

Jego oczy były dość duże i urokliwe, lecz co najdziwniejsze posiadały białą barwę, może taką białą pomieszaną z niebieskim i z... ze srebrnym?

Wręcz błyszczały, były nieziemskie, zdałam sobie sprawę, że nie potrafię dokładnie określić ich barwy, ale były bardzo jasne.

Dodać trzeba na pewno, że wzbudzały strach, przyciągały inne oczy, wręcz wymuszały spojrzenie.

A jego twarz? Blada jak nie wiem co!

Zanim zdążyłam się obejrzeć ponownie dzisiejszego dnia znalazłam się natychmiastowo i całkiem niespodziewanie w ramionach Nataniela. Porwał mnie na ręce i brnął niczym strzała poprzez las, który był bogato ustrojony drzewami i gęstą trawą. Trzymałam kurczowo głowę przy jego ramieniu, a ręce oplotłam wokół jego szyi. Brnęliśmy tak szybko, że nawet nie zdążyłam wyłapać dobrze obrazu przede mną, a już mnie odstawił. Nie jestem nawet pewna czy to można nazwać biegiem... To coś dziwnego, nie wiem, tak jakby on tak strasznie szybko się przemieszczał.

Zachwiałam się i oparłam o niego niepewnie. Porządnie kręciło mi się w głowie.

Znajdowaliśmy się teraz w centrum miasta, już trochę poza lasem. Staliśmy na chodniku, koło niego znajdowała się autostrada, mogliśmy przyglądać się jadącym pospiesznie w swoje strony samochodom.

— Wybacz... musiałem. — odparł i spojrzał na mnie ze skruszoną miną.

— N-nic się n-nie stał-ło. — jejku, dlaczego ja się tak jąkam!

Chłopak cicho parsknął śmiechem. Super, pewnie zrobiłam z siebie jakąś zająkaną sierotę. Dobra, e tam. To przecież przez ten strach.

—Myślę, że chcą mnie porwać dla okupu. — stwierdziłam. Byłam pewna, że właśnie z tego powodu.

— T-tak. — zgodził się ze mną, ale zauważyłam, że zrobił się jakiś dziwny. Nie rozumiem.

Przyglądał mi się i wyczułam, że się nad czymś zastanawia.

Ale skoro zdążył mnie wtedy ocalić to musi chyba mieszkać gdzieś blisko. I w ogóle musi być sprytny i zwinny skoro zdołał mnie odebrać tym bandziorom, od których mi samej nie udało się wyzwolić ani na chwilę. Ciekawe jak mnie przechwycił, to... niezwykłe.

Robiłam dosłownie wszystko co w mojej mocy by wydostać się z jego łap, szarpałam się jak wariatka, ale oni byli naprawdę silni. Nawet nie wiem ilu ich tam było i nie wiem jaką więc technikę musiał zastosować Nataniel, by mnie od nich przechwycić.

—Może wrócimy już do szkoły? Czy tam nie będzie bezpieczniej? —zaproponowałam z lekką obawą.

— No zaraz wrócimy... —znów się rozglądał.

Zachowywał się dosyć dziwnie, co chwila przymykał oczy, mrużył je i wydawało mi się, że nawet próbował coś wywęszyć.

— Co ty robisz? —palnęłam trochę rozdrażniona tym, że nie znam jeszcze odpowiedzi na pewne pytania...

—Ja nic. — mruknął, nie patrząc mi w oczy. Po chwili jednak westchnął i zaczął:

—Nie będę ci odpowiadać na pytania, już mówiłem.— powiedział i spojrzał mi prosto w oczy.

—Och, ale niby dlaczego? Nie rozumiem! — zirytowałam się.— Co ty taki tajemniczy?!

Pokręcił bezwiednie głową na boki.

Wtem przymknął na chwilę oczy, uniósł głowę lekko ku zachmurzonemu niebu i lekko się skrzywił. Następnie otworzył je bardzo szeroko i patrzył na moją twarz. Miał w oczach strach. Cały się spiął.

Wywołało to u mnie niewielkie, ale przerażenie.

O co do jasnej chodzi?...

—Nat...— nie dokończyłam, bo znów porwał mnie w ramiona.

No nie. Tylko nie to. Znowu. Biegł, a raczej pędził z taką prędkością, że zapiszczałam parę razy z wrażenia i strachu.

Tym razem gdy mnie odstawił znaleźliśmy się pod szkołą.

—Proszę... nie rób już tego. — mruknęłam błagalnym tonem, podnosząc nieco głos.

Nie pojmowałam tej całej chorej sytuacji. Odkąd pojawił się w klasie on i na mieście ten bandyta podobno, dzieją się totalnie nieprzewidywalne rzeczy, wręcz paranormalne można rzec. To tak jakby ten chłopak miał z nim jakiś związek... Ale nie, bzdura, on mnie uratował, działa przeciwko niemu. Bardzo doceciam, że tak dla mnie zaryzykował, jestem w szoku, ale też nie rozumiem z jakiego powodu tak się dla mnie poświęcił i jak w ogóle zdołał im mnie odebrać... Tyle rodzących się pytań bez odpowiedzi.

— Wybacz, ale nie mogę ci tego obiecać.

— Och... Dlaczego w ogóle zrobiłeś to tak nagle? Bez uprzedzenia? Te bandziory tak szybko zdołali nas znaleźć? — spytałam z rozdrażnieniem. Nie rozumiałam... — Przecież to niemożliwe, biegłeś strasznie szybko!

Znów westchnął. Skrzyżowałam ręce na piersiach i objechałam go podejrzliwym wzrokiem.

— Och... posłuchaj.—rzekł, widząc moją nadąsaną minę, a następnie położył dłonie na moich ramionach i powtórnie zahipnotyzował mój wzrok. —Musisz... Zaufaj mi.— wypuścił przy tym ociężale powietrze z płuc jakby jemu też było z tym ciężko i jakby mnie rozumiał. Przechyliłam niepewnie głowę w bok i wciąż patrzyłam mu głęboko w oczy.

— Idziemy na lekcje, czy... może wolisz po tym odpocząć i iść ze mną na spacer? Albo odprowadzę cię do domu?

— Do domu niee. —od razu stanowczo zaprzeczyłam. A to dlatego, że się bałam. — Boję się... być teraz w domu, rodzice później wrócą z pracy...

— Aha no rozumiem. To... na spacer? Czy na lekcje? —nadal składał propozycje.

—A jak będą nas znowu śledzić?  — obawiałam się.

— Ze mną jesteś bezpieczna.— zapewnił i uśmiechnął się w moją stronę. Niepewnie odwzajemniłam miły gest.

I poczułam jak oblewam się delikatnym rumieńcem.

— A w ogóle... jak zdołałeś mnie od nich przechwycić? To brzmi niesamowicie. Nie wiem co bym zrobiła, jestem ci naprawdę wdzięczna, bardzo dziękuję... ale jak tego dokonałeś? Jestem pod wrażeniem...

Kąciki jego ust podniosły się lekko ku górze, mimo to miałam acz wrażenie, że nie do końca wszystkiego słuchał, co mówiłam.  

Nagle jego uśmiech zbladł, nie rozumiałam dlaczego, ale znowu w jego oczach pojawił się strach.  Nie odpowiedział mi, nic nie powiedział.

Tym razem, przypominając sobie poprzednie sytuacje tego dnia, obróciłam się raptownie za siebie. Nikogo jednak tam nie ujrzałam. Moje serce ożywiło się.

Nataniel zaczął po raz kolejny dziwnie się zachowywać. Oglądał się za siebie co chwilę, ale jednocześnie nad czymś zastanawiał.

Teraz byłam już przygotowana na to, że w każdej chwili może wziąć mnie na ręce i pędzić trzymając mnie w ramionach, niezwykle szybko.

Nic takiego jednak się nie stało.

On nadal stał jakiś sztywny, nie rozumiałam o co mu chodzi.

— Wejdź do szkoły. — rozkazał nagle poważnym tonem.

Poczęłam uważnie mu się przyglądać.

Wciąż wydawał się być czymś zdenerwowany i wystraszony.

— Ok... A ty? — spytałam.

Wpadłam na pomysł, by zapytać chłopaka czy po lekcjach nie odprowadzi mnie do domu.

I nie, nie w ramach romantyzmu, nie myślcie sobie tylko. Lękałam się po tych ostatnich sytuacjach wracać do mieszkania. I w ogóle przebywać w nim sama. A już w szczególności po tej dzisiejszej akcji, która nie wiadomo przecież czy się zakończyła...

Milczał przez chwilę.

— Wybacz... —zaczął smutno, i zamiast się nerwowo rozglądać, spojrzał mi w oczy.

Jego oczy znowu świeciły, błyszczały pięknym niebieskim kolorem.

Widziałam w nich jednak dokładnie strach.

Nie wiedziałam dlaczego, ale bałam się tego, co może zaraz się stać.

Brązowowłosy chłopak nagle obrócił się na pięcie i zaczął lecieć jak strzała wzdłuż chodnika. Biegł, ale okropnie szybko. Z przykrością patrzyłam jak się oddala.

Dlaczego mnie zostawił? 

Najpierw mnie ratuje, a potem nagle ucieka. Szczerze, według mnie jest... dziwny. Totalnie nie rozumiem jego tajemniczości. 

I skąd w nim tyle lęku? To ja się boję, po tym ostatnim.

A ciekawe czego mógłby obawiać się on.

Stałam jeszcze chwilę przed szkołą i postanowiłam do niej wejść.

Nie pójdę teraz sama do domu, jeśli ktoś przy mnie nie będzie, nie ruszę się.

A mój plecak?

Dopiero teraz zauważyłam, że nie mam go przy sobie. I to zapewne od dłuższego czasu. Och...

Wejdę taka nie dość, że spóźniona o parę godzin to w dodatku roztrzepana gorzej niż strach na wróble, przerażona i bez książek... No bo plecak mi zabrano.

Spuściłam głowę i wbiłam wzrok w chodnik.

Ostatnio jak tu stałam, to czekałam na mamę i wtedy... Ta dziewczyna, jejku. Oby z tego wyszła...

Pojawił się wtedy też Nataniel. Całe owe zdarzenie ciągnie za sobą wiele wątpliwości i dużo rodzących się pytań. 

Tych trzech facetów, którzy pchnąli ją samochodem, pewnie uciekli, a Nataniel... Pochylił się nad nią przez chwilę, lecz potem i po nim nie zostało śladu.

Zdumiewające stało się też to, że jak poszli dziewczyna nie miała na sobie już żadnych większych zadrapań. A przynajmniej nie sączyła się z nich krew. Pozostała jednak tak samo blada, a nawet jeszcze bardziej.

Życzę jej teraz w myślach jak najlepiej.

Weszłam do szkoły, a potem do klasy. Gdy tam wtargnęłam spóźniona nawet nie wiem dokładnie ile, musiałam jakoś wytłumaczyć się nauczycielce.

Wzięłam pierwszą lepszą wymówkę, bowiem powiedziałam, że rano bardzo słabo się czułam. Skierowałam się do ławki gdzie siedziałam zazwyczaj z moją blond-włosą przyjaciółką.

Tam jednak spotkała mnie nie koniecznie miła niespodzianka. Oliwia nie siedziała samotnie, na moim miejscu obok niej siedział jasnowłosy Darek. Skierował na mnie niewinnie wzrok.

Westchnęłam tylko i usiadłam w ławce sama, bo reszta miała już kogoś do pary.

— Otwórzcie książki na siedemdziesiątej stronie, jest tam taki ciekawy schemat, będę z niego pytać na kolejnych zajęciach.

No super. Jak ja nawet plecaka ze sobą nie mam, a co dopiero książek.

_______________________________________________
__________________________________________________________

⭐4 gwiazdki = next 📜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro