Rozdział 29
* * *
— Nataniel? — zaczęłam nieśmiało — A zos... zostałbyś ze mną... na noc? — spytałam niepewnie, mając nadzieję, że się zgodzi. — Tak bardzo mi Ciebie brakowało, trzeba to nadrobić! — dopiero po powiedzeniu tego na głos, zorientowałam się jak to zabrzmiało, poczułam jak moje policzki płoną rumieńcem.
Z tym chłopakiem było mi niezwykle dobrze, chciałam już zawsze mieć jego towarzystwo, jest to podobne uczucie, które kiedyś czułam do... mojego byłego chłopaka. Gdy Nat jest blisko czuję uniesienie, topię się w euforii, kocham każde jego słowo, każdy gest, uwielbiam go całego, pragnę, by został ze mną jak najdłużej. Czuję wtedy narastającą we mnie radość, ale także spokój duszy, harmonię. Przy nim ból po stracie przyjaciółki nieco maleje, przy nim czuję, że świat jest stworzony właśnie dla mnie. Zawsze rozgrzewa moje serce.
— Chciałbym... — mruknął. — Chcę. — poprawił z nadzwyczaj promiennym uśmiechem. — Tylko może zrobić się trochę dziwnie jak twoi rodzice zapytają się jak się tutaj dostałem...
— Oj tam. Wymyślimy coś. — zachichotałam.
Nataniel posłał mi ciepły uśmiech, dzięki czemu motylki znów zagościły mi w brzuchu i myślałam, że zaraz się po prostu rozpłynę. Odwzajemniłam miły gest, starałam się przestać tak obsesyjnie gapić na jego twarz, było to jednak trudnym zadaniem, wręcz niewykonalnym dla mnie.
— Zostanę. Z największą przyjemnością. Zawsze będę przy Tobie. — oznajmił z czułością w głosie, po czym delikatnie ułożył dłoń na... wierzchu mojej dłoni. Nie była już taka chłodna jak kiedyś, zaś letnia, powiedzmy prawie ciepła.
Po tych ciepłych słowach poczułam spokój w duszy i napływającą radość.
Spojrzałam w dół na nasze złączone dłonie. To znaczy jego dłoń przykrywała wnętrzem moją. Przez moje ciało przeleciał ciepły prąd, wydawało mi się, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi, uderzyło we mnie gorąco.
Niespodziewanie usłyszeliśmy głośny grzmot, za oknem błysnęło żółtym blaskiem przez zaledwie sekundę. Wzdrygnęłam się, nie znosiłam burzy. Wtedy usłyszałam cichy i krótki chichot Nataniela, rzuciłam mu pytające spojrzenie.
— Boisz się burzy? — zapytał z troską, kąciki jego ust nieco się skurczyły, patrzył mi w oczy, a w swoich miał pełno czułości.
— Trochę. Nie lubię burzy. — mruknęłam. — To takie śmieszne? — zapytałam, udając małe naburmuszenie i przypominając sobie jak wcześniej się zaśmiał, podczas gdy ja zadrżałam.
— Nawet bardzo przy fakcie, że nie boisz się nas, a gorszej pogody to już tak.— Postanowił się droczyć, a przy tym ani na sekundę nie spuszczał ze mnie wzroku, czym doprowadzał mnie do mocnych wypieków na policzkach oraz jeszcze większym zestresowaniem jego obecnością. Ale to był przyjemny stres. Nie taki, jak na sprawdzianie czy przed jakąś niemiłą rozmową.
Wtem znów za oknem zagrzmiało, tym razem o wiele głośniej i mocniej, słysząc to wytrzeszczyłam oczy i zesztywniałam na moment.
— Nie bój się. — Trącił mnie przyjaźnie łokciem, chcąc zapewne by było mi raźniej.
Burza na zewnątrz rozpętała się na dobre, nie minęła minuta, a powtórnie do naszych uszu dotarł dźwięk potężnego grzmotu. Nie dość, że grzmoty, to jeszcze dołączyła do tego wichura.
— No nie. — mruknęłam. — Dobrze, że... że Ty tu ze mną jesteś. — powiedziałam, zdobywając się na spojrzenie mu prosto w oczy z uśmiechem.
Nagle Nataniel gwałtownie zbliżył się do mnie, pochylił się nade mną i... ujął jedną ręką moje obie nogi tuż pod kolanem, a drugą objął mnie w połowie pleców, z łatwością podniósł mnie i zaraz potem znalazłam się na jego kolanach, posadził mnie na nich.
— Co robisz...? — zapytałam, a w mój głos wplątał się też chichot, dostawałam przy nim euforii, mogłabym śmiać się cały czas. Jestem przy nim szczęśliwa.
— Teraz już nie powinnaś się bać. — orzekł, po czym uszczelnił uścisk, mocno przytulał mnie do siebie. Oplotłam go zadowolona rękoma wokół szyi. Przymknęłam na chwilę oczy. Ponieważ nasze klatki stykały się ze sobą, jestem pewna, że czułam szybkie bicie jego serca. Gdy ponownie otworzyłam oczy, zauważyłam ślad na szyi Nataniela. A mianowicie dwie małe, w w odstępach od siebie dwóch, trzech centymetrów, blizny?
Chyba domyślam się po czym to ma...
Ziewnęłam zmęczona i oparłam głowę o jego ramię. W pewnym momencie poczułam jak Nataniel się porusza, przejechał palcami po moich mokrych włosach (bo wcześniej przecież się kąpałam) pogłaskał mnie subtelnie po głowie jak małą dziewczynkę.
Pogłębiłam uścisk, kiedy usłyszałam kolejny grzmot.
— Pójdziemy już spać? — wyszeptał bardzo blisko, tuż przy mojej twarzy, tak że aż poczułam jego oddech na swoim policzku, a jego pełne, kuszące usta prawie zetknęły się z moim policzkiem.
Skinęłam głową i uniosłam ją by posłać mu szczery uśmiech.
Nataniel ze swoich kolan przeniósł mnie delikatnie na moje łóżko, po czym sam położył się tuż obok. Zapadła trochę niezręczna cisza, oboje leżeliśmy nie poruszając się, a mając otwarte oczy i każde z nas patrzyło w inną stronę tylko nie na siebie jakbyśmy wciąż się bali jak dzieci.
— Przytul mnie. — odważyłam się powiedzieć tak po prostu wprost i uśmiechnąć w jego stronę. — I trzeba jeszcze zgasić światło... — dodałam rozglądając się po swoim pokoju, i już miałam wstać, kiedy brązowowłosy uprzedził mnie, zgasił małą lampkę przy łóżku i przysunął się jeszcze bliżej w moją stronę, po czym objął mnie dwoma rękoma, a ja wtuliłam się chętnie w jego tors.
* * *
Rankiem...
Nataniel
Poczułem, że leżę na czymś miękim i już po zaledwie paru sekundach uprzytomniłem sobie gdzie się znajduję. Moje serce na samą myśl o leżącej tuż obok pięknej Weronice zaczęło szybko dudnić. Poczułem też, że coś łaskocze mnie w ręce, a także na niej ciąży.
Gdy tylko rozwarłem powieki moje oczy od razu odnalazły twarz Weroniki, oczy miała zamknięte, a buzię lekko otwartą. Wyglądała przesłodko kiedy spała. Zachwycałem się widokiem śpiącej Weroniki jak wariat. W duchu cieszyłem się jak głupi, że teraz kiedy nie widzi mogę się patrzeć na nią dosłownie bez końca...
To też stało się rzeczywistością, patrzałem na nią, z uwielbieniem przyglądałem się jej rysom twarzy, które według mnie były perfekcyjne, a każda niedokładność stworzona jakby celowo, co tym bardziej zresztą nadawało uroku.
Okazało się, że na mojej ręce spoczywała jej głowa, a łaskotały mnie jej gęste, średniej długości jasnobrązowe włosy.
Ponownie wróciłem do oglądania jej twarzy, to było jak obsesja, zacząłem teraz przyglądać się dokładnie jej ledwie zauważalnym piegom, które zdobiły nos.
Następnie mój wzrok zatrzymał się na jasnoróżowych ustach, były pełne, muszę przyznać, iż bardzo kusiło mnie by zbudzić ją pocałunkiem. Pragnąłem tego. Obsypać ją tysiącem pocałunków, pełnych miłości.
W pewnym momencie poruszyłem się bardzo ostrożnie, by wyjąć swoją rękę spod jej głowy, przesuwałem ją do siebie bardzo, bardzo powoli, starając się jej nie zbudzić.
W końcu wydostałem rękę, a jej głowa opadła swobodnie na poduszkę.
Poczułem jak mój pęcherz daje mi o sobie znać, z ostrożnością więc wstałem i skierowałem się do łazienki, która na szczęście znajdowała się w pokoju Weroniki, bo raczej nie chciałbym zostać przyłapany przez jej rodzica, pytaliby zapewne kiedy i jak się tu dostałem, czekałby mnie wywiad...
Skorzystałem z toalety i umyłem ręce, a także przepłukałem trochę twarz. Spojrzałem w lustro. Moje włosy były w lekkim nieładzie, a źrenice powiększone, z pewnością od widoku Weroniki.
Nagle usłyszałem otwierające się drzwi do łazienki, spojrzałem w ich stronę, była to oczywiście moja Weronika. Właśnie... czy ona jest już moja?
Wydawała się być zaskoczona, przetarła palcami oczy, po czym je wybałuszyła patrząc na mnie.
— Cześć. — mruknąłem, uśmiechając się pogodnie do niej.
— Wybacz, myślałam, że już poszedłeś...
— Nie, ale widzę, że Cię zbudziłem. Już stąd wychodzę. Tylko wracaj do mnie szybko.— Powiedziałem wesoło, po czym opuściłem łazienkę, dając jej sferę intymności.
Usiadłem na jej łóżku i... to co zrobiłem uznacie pewnie za trochę chore.
Czułem wokół jej zapach, wampiry mają wyczulony ten zmysł. Począłem wciągać zapach jej łóżka, w miejscu gdzie leżała.
W
oń jej ciała unosiła się w pokoju.
Wiem, śmieszne. Tak powiedziałby każdy człowiek.
Z utęsknieniem wpatrywałem się w białe drzwi łazienki, kiedy z niej wyjdzie i kiedy znów będę mógł ją zobaczyć a może i obdarzę ją... pocałunkiem? Tak bardzo bym chciał.
W końcu wyszła, zamknęła za sobą drzwi, po czym usiadła tuż koło mnie.
— Cieszę się, że zostałeś... — zwróciła się do mnie, a na jej policzki wkradł się dość zdradliwy rumieniec.
— Z tobą zawsze. — również się uśmiechnąłem i nieśmiało nachyliłem się nad jej twarzą, a ponieważ mnie do tego ciągnęło, odważyłem się nawet złożyć delikatny pocałunek na jej... zarumienionym policzku.
______________________________________________
_______________________________________
Miłość rośnie wokół nas😆😋💓💗
Cóż... zobaczymy ile to potrwa😈😛😂 Poza tym jeszcze pocałunku takiego oficjalnego nie było xD
Oczekujcie w następnym konfliktu... xD ale z kim i co, i jak to nie zdradzę😄 na to musicie poczekać. Kilka dni c; Myślę, że się nie spodziewacie co się zadzieje.
Jeżeli kolejny rozdział sobie życzycie
To mam nadzieję, że moją pracę gwiazdkami wynagrodzicie :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro