Rozdział 2
Znajdywałam się w tej chwili w szkole. Ostatnia lekcja powoli dobiegała końca. W końcu zadzwonił wyczekiwany przez nas dzwonek, nauczycielka fizyki podyktowała nam zadanie do domu, po czym wyszliśmy z klasy.
Kiedy wychodziliśmy, moje spojrzenie powędrowało na przystojnego Nataniela. I w tym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały. Patrzyliśmy sobie wzajemnie w oczy przez około trzy sekundy. Jego tęczówki były obdarzone niesamowitym żywo niebieskim kolorem. Wręcz błyszczały. Jakim cudem ma tak nieziemskie oczy?
Chwilę później jako pierwsza przerwałam konwersację naszych oczu.
Kiedy już skupiłam wzrok na czymś innym, zobaczyłam moją przyjaciółkę rozmawiającą z...
Darkiem... Dzisiejszego dnia trochę bardziej zwróciłam uwagę na ich dwójkę i rzeczywiście chyba mają się ku sobie...
Obawiam się tylko tego, że mi ją zabierze. Bo z kim będę gawędzić całymi przerwami jak nie z nią?
Jejku, tak intensywnie wlepia w niego wzrok...
On zresztą też.
W pewnej chwili przyłapałam siebie na obserwowaniu Oliwii z Darkiem. Ocknąwszy się, odwróciłam od nich głowę, by ich nie zawstydzać, chociaż i tak pewnie nic a nic nie zauważyli, bo z tego co widzę są na to zbyt bardzo zajęci wzajemnie sobą...
Teraz to ja jej powiem "jak słodko wyglądali".
Sama tu zadowolona flirtuje, a będzie mi wmawiać Nataniela, pff.
Podeszłam do swojej niebieskiej szkolnej szafki. Wyjęłam z mojego czarnego plecaka kluczyk, brzękł w dłoni, a następnie otworzyłam za jego pomocą szafkę, w której przechowywałam swoją kurtkę i szare kozaki na lekkim obcasie.
Gdy schyliłam się by sięgnąć butów, kątem oka zobaczyłam niespodziewanie kogoś obok siebie.
Nataniel otwierał właśnie swoją szafkę, która oczywiście musiała znajdować się tuż przy mojej. Niespodziewałam się teraz akurat jego.
Spojrzałam na chłopaka, widziłam w tym momencie jednak jedynie tył jego głowy.
Nagle uniósł się i przyłapał moje spojrzenie. Poczułam jak się rumienię, jednak on wciąż trzymał wzrok na mojej twarzy. Przyglądał się przez pewien moment jej, a następnie zjechał wzrokiem na moją kolorową bluzkę, kolejno na spodnie. Więc w sumie przyjrzał się całej mi.
To dziwne, ale jego twarz wydawała mi się z bliska być dość blada, gdy się bardziej przyjrzałam.
Naprawdę wyglądał jakby było mu słabo.
Zapytałam więc:
— Dobrze się czujesz? B-bo wyglądasz tak blado...
— Tak, dobrze.— odpowiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku, lecz zdało mi się, że chłopak nieco się speszył.
Przestał się już we mnie wpatrywać, zarzucił na siebie pospiesznie kurtkę i poleciał w dół schodami w stronę wyjścia ze szkoły.
Dziwne.
Tak jakby nagle zwiał.
A może się zawstydził?
W końcu faceci boją się inteligentnych kobiet.- zachichotałam cicho na tę myśl.
Nie no, może po prostu się gdzieś spieszył, a zresztą po co ja jeszcze zawracam sobie tym głowę.
Nałożyłam na siebie ciepłe ubrania, po czym również wyszłam ze szkoły.
Nataniela nigdzie już nie zobaczyłam. Ciekawe gdzie się tak spieszył.
Wyszłam już poza teren szkoły i poczęłam oczywiście kierować się szybszym krokiem w stronę domu. Właściwie willi.
Przeszłam jednakże zaledwie parę metrów spokojnej drogi i powtórnie jak wczoraj poczułam się przez kogoś obserwowana.
Moje serce zaczęło coraz mocniej wybijać rytm.
Do głowy nasunęła mi się koszmarna myśl.
A co jeżeli to właśnie ten, o którym wspominali mi rodzice?
Gwałtownie przyspieszyłam kroku. Prawie biegłam.
Znowu te uczucie. Ktoś mnie śledzi.
Boję się nawet oglądać za siebie.
Nie mogłam jednak usłyszeć niczyich kroków, gdyż zagłuszał mi to tupot moich własnych niskich, ale obcasów.
Wokół mnie stało parę bloków mieszkalnych, otaczało mnie także kilka drzew, stojących przy opustoszałym chodniku.
Czułam, że ktoś mnie obserwuje. Bardzo się bałam.
Może jednak mogłam zadzwonić po rodziców by po mnie przyjechali?
Kurczę, co jeżeli to był mój błąd?
Wtedy zebrałam się na odwagę by się odwrócić.
Raptownie ze strachem spojrzałam za siebie.
Bardzo się zaskoczyłam, gdy nie ujrzałam za sobą absolutnie żadnej żywej duszy, a jedynie pustą przestrzeń pośród drzew.
Ale co najdziwniejsze, stale czułam na sobie czyiś wzrok. Przeraziłam się, moje ciało obszedł mały dreszcz, serce prawie wyskoczyło mi z piersi.
Przecież nie mógł schować się za drzewem, jest ich tu za mało i za rzadko!
To o co do cholery chodzi?!
Tym razem po prostu biegłam. Rzuciłam się w pogoń.
Chwilę potem w końcu znalazłam się pod domem.
Na szczęście nieprzyjemne uczucie obserwacji wtedy znikło.
Otworzyłam furtkę, która po części była obrośnięta urokliwą, zieloną rośliną i wtargnęłam zdyszana do domu.
Następnym razem odbiorą mnie rodzice.
Ale zaraz...
Oni proponowali tylko mnie podwozić, przecież wracają z pracy później...
O cholera!
A jak to był właśnie ten bandzior, o którym mówili? Co jeżeli chce... Dlaczego mnie śledzi?!
Powoli starałam się uspokoić oddech. I również samą siebie. Zaparzyłam sobie gorącą herbatę.
Jak jednak miałam się po takim czymś uspokoić?...
A jeśli jutro znowu będzie mnie śledził?
A jeżeli jutro mi... Coś zrobi?
Jeśli postawi już jutro jakiś odważniejszy krok?
Gdy idę rano do szkoły nie czuję się obserwowana ani nic z tych rzeczy. To się dzieje dopiero gdy wracam.
Może ten bandyta wykorzystał fakt, że nie ma wtedy moich rodziców w domu i przebywam w nim teraz całkiem sama?
Kurczę...
Zresztą nie wiem czy to bandyta czy porywacz czy kto.
Nawet nie wiadomo czy to ten, o którym mówili mi rodzice.
Przecież ja ani przez chwilę go nie widziałam...
Ale to na pewno nie był wytwór mojej wyobraźni. Tego jestem pewna.
Interesujące jaki ma sposób na śledzenie mnie, skoro zupełnie nigdzie go nie widać, a cały czas czuję na sobie jego wzrok.
Boję się.
Zaczynam się naprawdę bać, szczególnie po tym, co usłyszałam wczorajszego dnia od mamy i taty przy stole.
Nagle usłyszałam dźwięk podobny do tego gdy ktoś otwiera drzwi od pokoju. Oczywiście miałam świadomość, że przebywałam teraz w mieszkaniu całkiem sama. Wzdrygnęłam się więc i wytrzeszczyłam oczy. Zadrżałam, gdy dosłyszałam czyiś raczej nieznajomy mi wdech.
Czyżby ktoś wkradł się do domu? A jeśli to ten co szedł za mną? Bo jestem pewna, że czułam na sobie czyiś wzrok. A jeżeli to jakiś niebezpieczny porywacz?... Psychol, który mnie śledzi i potem nawiedza?
Potem dało się słyszeć nawet czyiś szept. Nastawiłam uszu, stałam bezruchu.
Po chwili tajemniczy szept przerodził się w bardzo dziwny, nietypowy obijający się o uszy, szum, przypominający silny, chłodny wiatr ze szeptem kilku osób. Cechował się tym, iż najpierw był ledwie słyszalny, z każdą zaś sekundą dłużej, stawał się głośniejszy i wyraźniejszy. Nie rozumiałam co się dzieje i dlaczego słyszę tak tajemniczy i wręcz upiorny rozgłos. Tysiące tłumiących się wzajemnie szeptów z porywem wiatru. Dźwięk mroził krew w żyłach.
To tak jakbym wprost napchała się jakimiś niebezpiecznymi środkami, które wywołują halucynacje czy co jeszcze.
Zamarłam.
Przez chwilę zapanowała cisza. Ale tylko na moment.
Później usłyszałam jak coś spadło na ziemię i prawie pisnęłam ze strachu, mimo, iż był dzień i wokół było całkowicie jasno.
Stałam wciąż nieruchomo w kuchni, przy blacie, na którym studziła się moja słodka herbata z cytryną.
Trzęsłam się, a moje dłonie oprócz tego, pociły się.
Czyżby ktoś włamał się do domu?
Usłyszałam stawiany przez kogoś krok i dźwięk otwierających się drzwi.
Jejku... Tak strasznie się boję!
A jeśli zaraz się tu zjawi? Zobaczy mnie i...
Zakryłam rękoma usta, na wszelki wypadek, żeby nie krzyknąć.
Nie mogłam wydać z siebie żadnego zdradliwego dźwięku.
Tajemniczy szum nadal nie ustępował.
Nie miałam pojęcia co się dzieje, zrobiło mi się trochę słabiej.
Oddychałam bardzo szybko, serce prawie podskoczyło mi do gardła.
W pewnym momencie wszystko ucichło. W domu zapanowała głucha cisza. Aczkolwiek nie na długo.
Znowu o moje uszy obił się nieoczekiwany dźwięk. Tym razem jednak był to dźwięk przypominający obijające się o szybę okna żaluzje, którymi porusza energicznie wiatr.
Może wyszli oknem?
Wyszedł?
I powtórnie wszystko wokół ucichło. Nie było już budzącego lęk szumu, ani też żaden inny upiorny pogłos nie dawał się we znaki.
Stałam jeszcze w miejscu pełna lęku przez jakieś pięć dobrych minut, aż ruszyłam się z miejsca.
Postawiłam niepewnie i bardzo, bardzo ostrożnie krok do przodu.
Potem kolejny.
I kolejny.
Kiedy zbliżałam się do jednego z pokoi, serce dudniło mi w piersi coraz prędzej.
Z lękiem zajrzałam do pokoju z wielkim telewizorem i kanapą, z którego prawdopodobnie dobiegały co niektóre dźwięki.
Tam jednak nikogo nie ujrzałam.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu pełna obaw.
Okna były szczelnie zamknięte a wszystko na swoim miejscu pozostało nienaruszone. Kolejna rzecz, która mnie zaskoczyła to pozamykane szafki, no bo skoro się włamali to myślałam, że chcą coś ukraść. A skoro nie tknęli nic drogiego... to czego chcieli?
Rozejrzałam się znowu ze strachem, byłam całą sytuacją oszołomiona i zdezorientowana.
Nagle usłyszałam tuż za sobą mocny trzask drzwi.
Pisnęłam ze strachu prawie aż podskakując przy tym.
Gwałtownie obróciłam się za siebie, lecz tam niczego ani raczej nikogo, nie ujrzałam.
Tylko białe, eleganckie drzwi.
Oblał mnie zimny pot. Poczułam jak zdążyło zaschnąć mi w gardle. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Wytrzeszczyłam oczy i przerażona byłam zmuszona czekać na dalszy ciąg wydarzeń.
Przez ten wielki strach nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Stałam, zapewne blada ciągle w tym samym miejscu, cała drżałam.
Wtem rozglądając się znów, zauważyłam leżący na kanapie mały krzyż z Jezusem. Zadziwiło mnie to, ponieważ wcześniej znajdował się zawsze na ścianie. Stanowił on jedną z pamiątek po babci, która wcześniej tu zamieszkiwała.
Spadł?...
Byłam coraz bardziej zdumiona tym wszystkim. I naprawdę zrobiło mi się słabo. Ale jedyne co słyszałam to swój bardzo niespokojny oddech.
Wtem pomalowane białą farbą drzwi otworzyły się.
Stanęła w nich moja mama.
— Dlaczego trzaskasz drzwiami? Coś się stało?— zapytała.
Ja jednak nie byłam w stanie nic z siebie wydobyć. Stałam jak wryta, byłam naprawdę przerażona tym co przed chwilą się zadziało.
— Wera? — odezwała się ponownie.— Coś się stało? Słabo wyglądasz... — słyszałam jej głos, patrzyłam w nią tępo, zdezorientowana.
Moje oczy zapewne wciąż były zaokrąglone, a zimny pot raczej tak szybko nie zniknął. Poza tym ja wciąż drżałam.
Mama podeszła do mnie, a ja nadal milczałam. Odpowiedzią z mojej strony była kompletna, grobowa cisza. Chciałam się jakkolwiek odezwać, lecz nic nie mogło przedostać się przez moje gardło, zbyt mocno byłam zszokowana strasznymi odgłosami przed chwilą i przedziwnym, nienormalnym zajściem, które miało miejsce jeszcze parę sekund temu.
Byłam strasznie oszołomiona i do głębi przerażona.
Przerzuciłam znów wzrok na długą, wygodną kanapę. I tam czekała mnie kolejna mrożąca krew w żyłach niespodzianka.
Krzyż już tam nie leżał. Wisiał za to normalnie na ścianie jakby nigdy nic.
To może jednak to ja jestem nienormalna?
__________________________________________
______________________________________________________
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro