Rozdział 8
Po moim chłodnym policzku potoczyła się srebrzysta kropla.
Potem kolejna.
Siedziałam w słabym świetle, na chłodnym i brudnym materacu, po cichu łkając. Ci bezduszni ludzie zapewnili mi chociaż swobodę poruszania się, bo na szczęście nie byłam ani związana ani też zakneblowana.
Przesiedziałam bezradnie w ciszy i ciemności z jakąś dobrą godzinę.
Nie wiem czy to była nuda, ale na pewno intensywny strach, który nie dawał spokoju.
W dodatku trzęsłam się z zimna. Pomieszczenie to było dosyć małe, stare, zakurzone, upiorne i ponure. Czyli nie zbyt przypadające do gustu i nadające się wprawdzie jedynie na imprezę duchów.
Pragnęłam jak najszybciej się stąd wydostać. Znajdowało się tutaj jedno małe okno, osłaniały je jednak metalowe kraty.
Wstałam i chwiejnie podeszłam do okna. W sumie nic ciekawego nie zobaczyłam, jedynie gęsto obsadzone drzewa i tylko drzewa. W ciemności, bo był już wieczór, czy nawet później.
Nawet żadnej ścieżki nie ujrzałam, a poza tym to malutkie okno znajdowało się dość wysoko, żeby coś zobaczyć musiałam stanąć na palcach u nóg.
Nagle tuż za swoimi plecami poczułam chłód. Tak jakby polarny wiatr przemknął niezauważalnie za moimi plecami niczym złodziej. Przeszły mnie dreszcze, zatrzęsłam się z zimna, szczęka prawie mi klekotała. Nie miałam zupełnie czym się ogrzać.
Nie dali mi nic, żadnego, nawet choćby przestarzałego i podartego koca, za który byłabym w tej chwili gorąco wdzięczna.
Tylko chłodny, brudny materac.
No normalnie wielkie dzięki!
Debile. Nie zapominajmy też o tym, kto mnie w to wrobił. Wydał mnie. Nataniel to bezczelny zdrajca! Niech ja go tylko zobaczę to rzucę się na niego i rozedrę na strzępy!!!
Już ja mu okażę swoją wdzięczność!!
"Ze mną jesteś bezpieczna."
"Zaufaj mi."
Tak brzmiały jego słowa.
Jakże puste, sfałszowane słowa.
Taa, już ja Ci zaufam! Nienawidzę takich kłamców. Kłamcy to są tchórze! I zazwyczaj chamy.
Wstąpiła we mnie nieopanowana wściekłość. Miałam ochotę rzucić się na Nataniela z pięściami. Czułam także wielkie, dobijające się głośno zakłopotanie, które krzątało się niespokojnie po mojej duszy, a pod wpływem emocji z moich oczu wydobywały się łzy.
Znowu wyraźny chłód. Odwróciłam się od okna, obejrzałam za siebie. Moim oczom ukazał się jakiś kolejny mężczyzna. Albo chłopak. Tak na oko to miał może z osiemnaście a może i ze dwadzieścia lat. Wytarłam łzy, nie chcąc okazywać słabości. Spojrzałam hardo na niego i zacisnęłam pięści.
- Nie ważcie się skrzywdzić moich rodziców.- powiedziałam przez łzy, starając się brzmieć poważnie i choć trochę ze zgrozą.
Facet o niemalże białej twarzy, zaśmiał się krótko, patrząc na mnie z pobłażaniem.
Ten nie miał już jasnych oczu jak pozostali, ani też niebieskich, zdobiła je natomiast bardzo ciemna barwa brązu, co przy niesamowicie bladej skórze dodawało upiornego uroku.
Patrzył na mnie przez chwilę.
Niespodziewanie podszedł do mnie znacznie bliżej i złapał zimnymi opuszkami palców moje policzki. Nadal trzęsłam się mocno z zimna, teraz i z przerażenia. Niespodziewałam się owego gestu z jego strony i to jeszcze wykonanego w tak raptowny sposób.
Mimo, że moje ciało miało w tym zimnym pomieszczeniu znacznie obniżoną temperaturę, to i tak czułam, że jego palce są jeszcze chłodniejsze.
Spojrzał mi prosto w oczy.
- Policja w końcu i tak was znajdzie.- starałam się mówić pewnie, okazać hardość, lecz mój głos drżał.
W odpowiedzi otrzymałam kolejne pogardliwe spojrzenie.
- Policja nie ma z nami najmniejszych szans... - zaśmiał się z kpiną i pokręcił głową na boki.
W końcu puścił moje poliki.
- Ale masz ciepłą skórę... - przejechał z pasją opuszkami palców po moim policzku, po czym ohydnie jego język powędrował wokół ust.
Przestraszona odsunęłam się o krok do tyłu. Poczułam jak przywieram plecami do zimnej ściany, a on się zbliżał...
Gdy miałam okazję przyjrzeć mu się z bliska, zauważyłam, że nie był to jeszcze mężczyzna, a młody chłopak. Może trochę tylko starszy ode mnie.
- Nie wiesz jak to jest... - mruknął tajemniczo, przypatrując się mojej twarzy i... szyi.
Choć się starałam, nie potrafiłam do końca wyczytać z jego oczu co nim kieruje. Było to coś w rodzaju pożądania, ale i zachwytu, tak jakby doświadczał czegoś naprawdę niezwykłego.
Oni wszyscy są jacyś dziwni.
Nataniel też pewnie taki stuknięty, to się z nimi zadaje. Zgrana paczka.
Chłopak powoli zbliżał swoją twarz ku mojej.
Serce prawie wyskoczyło mi z piersi, a dłonie jak i nogi mimowolnie trzepotały.
W moją stronę zawiało lodowatym oddechem.
Poczułam na swoim policzku jego nos. Zaczął mnie dziwnie obwąchiwać, nie uznałam tego za zbyt normalne, moje ciało przeszedł niemiły dreszcz.
Jego nos powędrował teraz na moją szyję. Usłyszałam jak ponownie się oblizuje. W pewnym momencie poczułam jego usta na szyi. Te wargi były niczym zimne przyssawki, które przyczepiły się delikatnie do mojej szyi.
Pod wpływem intensywnego strachu i chcąc się obronić, odepchnęłam go z całej siły od siebie.
Ciemnowłosy o brązowych oczach i prawie że białej twarzy, w skutek pchnięcia cofnął się o kilka kroków do tyłu.
Stał jakoś tak chwiejnie na nogach i wciąż dziwnie mi się przypatrywał, nie podszedł już zaś ani o krok bliżej.
Oddychałam prędko, drgając i przylegając całkowicie do zimnej ściany.
Chłopak stojąc trochę dalej, niespodziewanie uśmiechnął się do mnie. Jednak był to złowieszczy uśmiech, drwiący, zwiastujący mi samej zapewne kłopoty.
Pokręcił głową na boki, nie wiedziałam jeszcze wtedy co miał na myśli, nie miałam pojęcia co chorego może mu chodzić po tej upośledzonej głowie.
- Nie wydostaniesz się już... - powiedział pewnie.- Wpadłaś w sidła nadzwyczajnych istot... - ciągnął.- Dostaniemy okup i... - Nie dokończył. Posłał mi za to zwycięski uśmiech.
- I? - spytałam przerażona, choć nie byłam pewna czy chcę znać kontynuację jego wypowiedzi.
- Wpadłaś w sidła wampirów.- dokończył.- To koniec.- obwiesił oschle.- Ale nie martw się, zajmę się tobą... - rzekł na koniec i wyszedł.
To co usłyszałam brzęczało mi jeszcze w uszach przez długi, długi czas...
Poczęłam dociekle łączyć fakty i zastanawiać się nad tym co właśnie usłyszałam. Czy to możliwe? A może oni chcą ze mnie zrobić po prostu wariatkę?
Wampirów?... Wampirów?!
Co za... bzdury...
Ten zimny oddech, zimne dłonie... Niezwykła prędkość i siła... Duże, błyszczące, niesamowite oczy... Ta blada twarz...
Doznania przeplatały mi się przez myśli.
Nie bądź śmieszna, wierzysz w takie coś? - zakpił wewnętrzny głos.- Chyba nie wierzysz w to, że... cha, cha...
Byłam przerażona i oszołomiona całą sytuacją.
Stałam w miejscu jak sparaliżowana.
NIE, NIE, NIE. STOP.
"Wampiry" to musi być z pewnością nazwa ich gangu. Dlatego mają umaszczenie tych nieistniejących istot.
Cóż za pomysły...
A Nataniel?... On też jest dołączony do tego gangu? Współpracuje z nimi?
Od początku współpracował razem z nimi... Śledzili mnie, może nawet sam on, a później im donosił. Zdrajca.
O, no i o wilku mowa, wszedł tu właśnie. Właściwie wygląda jakby się skradał...
Spojrzałam na niego nienawistnie, na co on rzucił mi zaskoczone spojrzenie. Chcę pokazać im odwagę. Choć będzie trudno...
- Ty zdrajco! - wrzasnęłam do niego, a ten nawet wzdrygnął się. - Nie potrzebnie ci zaufałam.- syknęłam.
Niech sobie idiota nie myśli, że nie dosięgną go konsekwencje. Oprócz nasłania kuratora "wpierającego" go przez cały rok szkolny, spuszczę mu też własny łomot, że go własna matka nie pozna. Jak mógł mnie wpakować w takie kłopoty, to naprawdę nie jest normalne!
Nataniel patrzył na mnie całkiem spokojnie, wyglądał na bardzo zdziwionego.
- O co ci chodzi? - mruknął, a w głosie miał mnóstwo zaskoczenia. - Chciałem się zjawić w porę, ale...
Jak zwykle, kłamie. Co za dureń. Nie no, śmieszny jest. Myśli, że uda mu się zrobić ze mnie wariatkę?
- Zresztą chodź, nie ma ich, musimy uciekać.- szepnął i zbliżył się znacznie, tak jakby te wszystkie wcześniejsze wydarzenia w ogóle nie miały miejsca. Tak jakby nie miało żadnego znaczenia to, że mnie zaniósł porywaczom na "pożarcie", a potem znów wyzwalał mnie z ich rąk.
On jest jakiś po*ebany. Niedorozwój dziesiątego stopnia. Rzeczywiście ma nierówno pod sufitem, koledzy z klasy mieli rację, że jest DZIWNY.
Znów próbował hipnotyzować mój wzrok. Bezradnie zatopiłam go w jego pięknych niebieskich oczach.
Po chwili jednak ocknęłam się jak z transu, przerwałam z zimną krwią rozmowę naszych oczu.
- O nie idioto, nigdzie z tobą nie idę. To kolejny podstęp parszywa gnido. - wysyczałam ozięble w jego stronę.
Zanim się jednak obejrzałam, brązowowłosy porwał mnie w swoje silne ramiona. Wyniósł mnie z ich domu, bałam się co kombinuje. A może on... Tylko przy nich udawał a chce dla mnie dobrze? - przeszło mi przez myśl.
Pędził z prędkością światła poprzez las, który był gęsto obsadzony drzewami. Ciekawe gdzie mnie pochowali, jak daleko od domu wywieźli.
Niedługo potem wydostaliśmy się z niego.
Biegł tak szybko, że żołądek znowu prawie zdążył podejść mi do gardła, a przez to uczucie nie mogłam nic z siebie wydobyć, chociaż chciałam krzyczeć i go bić.
Pewnie po raz kolejny mnie gdzieś zabierze i nie wiadomo co jeszcze zrobi.
Och...
Boję się.
Wreszcie zatrzymaliśmy się. Wtedy zachwiałam się na nogach, ale nie ośmieliłam oprzeć się o tego zdrajcę, by nie upaść.
Cofnęłam się za to chwiejnie o kilka kroków w tył.
I objechałam go zabójczym wzrokiem.
Rozejrzałam się wokół. Byliśmy w mieście. Nawet z tego co widzę, niedaleko szkoły, to było moje miasteczko. W mieszkaniach były już pozapalane światła, więc okna z daleka mogły przypominać kostki białej czekolady.
Nataniel nie spuszczał ze mnie wzroku. Patrzył jednak jakoś tak... smutno.
- Tu nas nie znajdą. Przynajmniej na razie.
- Czy ty chcesz zrobić ze mnie wariatkę? Ty już jesteś strasznym niedorozwojem, ale zrozum, że ja jakoś nie palę się do podzielania twojego losu.
Po chwili smutek zamienił się w niebotyczne zdziwienie wypisane na jego twarzy.
Pewnie! Teraz jeszcze udawaj, że w ogóle nie wiesz o co chodzi i że przyjaźnimy się z jednorożcami!
- Uchh... - westchnęłam.- N-najpierw... - zaczęłam i czułam, że do oczu powolutku napływają mi łzy.- Najpierw mnie okłamujesz, straszysz, jeszcze pewnie ty śledziłeś mnie by im donieść... Potem usypiasz mnie trucizną... zanosisz im mnie... A teraz znowu zgrywasz bohatera.- stwierdziłam będąc bliska płaczu i wzruszyłam ramionami.
Nie chciałam okazywać przed oszustem słabości. Pragnęłam mu zaraz nagadać co o nim myślę.
Tylko...
- Zdecyduj się w końcu! - wykrzyczałam mu w twarz, a po moim policzku potoczyła się szybko łza. Natychmiast raptownym ruchem ją jednak wytarłam.
Chłopak wydawał się być zszokowany, zaokrąglił oczy i otworzył buzię ze zdziwienia, na kształt litery "o".
- Co ty mówisz...?! - odparł zdumiony.- J-jak to donoszę im? Nie prawda, nie otrułem cię, skąd ci to przyszło do głowy?!
Patrzyłam na niego zdezorientowana.
Pewnie chce mnie wrobić, może to pułapka. Nie uwierzę już temu oszustowi, o to się nie martwcie!
- No przecież... Och, przestań! To jest żałosne! - krzyknęłam, nieufnie.
Patrzył na mnie, a w oczach miał zdumienie.
- Weronika... - podszedł bliżej do mnie.
Nie cofnęłam się. Patrzyłam mu za to w oczy. Nie okażę strachu. Chciałam okazać mu wyższość, nieprawdziwą dumę, to spojrzenie wyraźnie mówiło "Przestań... Nie oszukasz mnie już."
- Opowiedz mi jeszcze raz jak to było. Mam wrażenie, że to ich sprawka... Nagadali ci coś na mnie? Naprawdę im uwierzyłaś? - stwierdził z goryczą.
- Nie. - zaprzeczyłam słabym głosem. - To znaczy... Przecież ty... No... Dziś po południu... Pukałeś do drzwi, byłeś u mnie, potem mnie im zaniosłeś, wpakowałeś do samochodu tych... T-tych... tych... - nie ośmieliłam się dokończyć "wampirów", bo w razie jakbym się przesłyszała, to nie chcę wyjść na wariatkę. Postanowiłam jednak kontynuować wypowiedź, ze zgrozą.- I nie udawaj tu teraz, że nie wiesz o co chodzi.- prychnęłam ze złością i delikatnymi łzami w oczach, jednocześnie czując strach przed jego osobą.
___________________________________________
____________________________________
No to na dzisiaj tyle moi drodzy😄
Mam nadzieję, że trochę Was już zgubiłam czy ten Nataniel zły czy dobry.🌟😂😛
Ale przekonacie się jeszcze😇😏😃
Pamiętajcie o gwiazdkach i komentarzach, które przyspieszają pojawienie się nexta! ⭐💬
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale! ☺💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro