Rozdział 4
Mama zawiozła mnie do domu, a ja roztrzęsiona opowiadałam jej o zdarzeniu, które miało miejsce przed chwilą.
Była równie przerażona jak ja.
No może trochę mniej, bo jej w końcu przy tym nie było.
Kolejne nienormalne wspomnienia. Tylko, że to zadziało się naprawdę...
To wszystko zaczyna być niesamowicie dziwne, odkąd dowiedziałam się o grasującym w Warszawie bandycie.
Ale nie sadzę by to WSZYSTKO było tylko i wyłącznie jego sprawką...
Pomodlę się, żeby policja szybko trafiła na odpowiedni trop, bo zaczynam mieć tego trochę dosyć.
To co widzę jest nieziemsko dziwne i straszne. To co się dzieje. To, co słyszałam, co czułam...
Mam nadzieję, że tej dziewczynie nic nie będzie. Mimo, że wcale nie mam z nią jakichś bliższych kontaktów, mam nadzieję, że ją wyleczą, że wydobrzeje. To była Martyna ze starszych klas.
Chociaż z tego co zrozumiałam to dosyć słabo z nią jest. Szkoda mi tej dziewczyny.
Gdy patrzyłam w jej oczy, nie było w nich żadnej iskierki życia. Leżała całkiem nieruchomo na drodze. Pamiętam. I to był mrożący krew w żyłach widok. Jej twarz pokryła się strasznie bladym odcieniem.
I to właśnie opowiedziałam z dokładnością mamie.
Powiedziałam nawet, że przez chwilę widziałam przy niej kolegę z klasy, który pochylał się nad nią, potem jednak... ani śladu po nim, tak samo po tych trzech panach. A oni? Jak zupełni egoiści, nawet nie drgnęli by mi pomóc! Stali tylko z boku, a kiedy zadzwoniłam po pomoc, po prostu sobie odjechali! A to oni spowodowali wypadek, więc chyba wypadało by im jednak jakoś pomóc. No debile jacyś.
Ja się teraz zastanawiam czy żyję w mieście czy w jakimś kurde kryminale!
* * *
Zbliżała się noc. Niestety. Mój strach wtedy rósł. Chociaż w zasadzie powinnam się bać tylko w dzień, bo ostatnio to nie w nocy dzieją się nienormalne rzeczy, tylko właśnie w biały dzień.
Przed spaniem wzięłam jeszcze gorący prysznic, po czym owinęłam się szlafrokiem w kotki i usiadłam na mojej żółtej wygodnej kanapie. Oparłam się na poduszkach i włączyłam sobie jakiś film. Oczywiście nie horror, horrory to ja już miewałam ostatnio...
Włączyłam komedię. Była naprawdę dobra, parę razy zaśmiałam się w głos.
Pół godziny później zgasiłam telewizor, bo było już późno, a chciałam jednak być choć trochę wyspana w tej szkole.
Chociaż w szkole, jak pewnie wiecie, i jak pewnie wam znane, nie da się po prostu być wyspanym, no ale cóż.
Położyłam się do łóżka i gasiłam wszelkie światło. Leżałam sztywno, zacisnęłam powieki i starałam się zasnąć.
Było parę prób mojego zaśnięcia, aczkolwiek dobrze wiedziałam, że na siłę nie da się zasnąć.
Przekręciłam się na drugi bok, czyli w stronę mebli, nie: do ściany.
I dalej skupiałam myśli na ostatnich, budzących niemały niepokój wydarzeniach.
Gdy otworzyłam delikatnie oczy, zdawało mi się, że przez mój pochłonięty ciemnością pokój, przebrnął cień.
Natychmiast zapaliłam światło.
Oczywiście niczego takiego w pomieszczeniu nie było. No super, moja wyobraźnia znów robi sobie ze mnie żarty.
Zgasiłam nocną lampkę, zadrwiłam z własnych spostrzeżeń i ułożyłam się ponownie do snu. Zamknęłam oczy i więcej nie ośmielałam się ich otworzyć.
* * *
Nastał kolejny ranek, wykonałam poranną rutynę i zeszłam na dół na śniadanie. Tym razem mamy ku mojemu zdziwieniu, nie zastałam w domu.
Może wyszła wcześniej do pracy?
A co jeżeli to ten psychol co mnie straszy ją porwał?
Och, daj spokój, nie dorabiaj strasznych teorii.
Przyszykowałam sobie ciepłe mleko, nalałam go do mojej zielonej miseczki, nasypałam też czekoladowych płatków i wepchałam sobie ich na łyżce do buzi.
Gdy skończyłam jeść śniadanie, ekspresowo nałożyłam na siebie przytulne ubranie, po czym wyszłam z domu. A raczej z niego wybiegłam.
Znów, nie wiedzieć czemu, czułam się obserwowana. Uchh, jakie to wnerwiające. I ile strachu się przez to najem...
Czy gdyby chciał mnie porwać czy coś, to nie zrobiłby już tego przypadkiem wcześniej?
Dlaczego ciągle czuję na sobie czyiś wzrok a nikogo, ani nawet nic podejrzanego w pobliżu zupełnie nie widzę?
Przedtem czułam to tylko gdy wracałam, tym razem i gdy zmierzam w kierunku szkoły...
Nieoczekiwanie ktoś podszedł mnie od tyłu i zakrył mi dłonią usta. Próbowałam się wyrwać, wpadłam w panikę, osoba ta uniemożliwiła mi też widzenie, zakrywając mi oczy jakąś ciemną szmatką. Wszystko działo się w błyskawicznym tempie.
Starałam się wyrwać z tych silnych i obcych ramion, jednakże stało się to niemożliwe.
Próbowałam też krzyknąć, by ktoś mnie usłyszał, jednak i to na nic się zdało...
Byłam przerażona, ten bandzior nagle bez całkowicie żadnego oporu, wziął mnie na ręce jak najlżejszą lalkę i gdzieś niósł.
Moje ciało przeszedł dreszcz, porywacz uparcie trzymał mnie mocno, żebym nie mogła wykonywać zbyt śmiałych ruchów. Z mojego oka spłynęła łza, pełna lęku.
Nagle poczułam się przerzucona z jednych rąk na drugie, co mnie zabolało.
— Oddawaj ją!!— usłyszałam wrzask i raczej mało przyjazny głos. Wiedziałam teraz, że musiał być to ktoś młody, bo głos nie brzmiał aż tak dojrzale, co trochę mnie uspokoiło.
Ktoś biegł, a raczej pędził, niosąc mnie w rękach, bałam się gdzie mnie zabiera.
Po moim policzku spłynęła następna kryształowa kropla. Próbowałam się wyrwać, choć bynajmniej ten bandzior, któremu mnie teraz odrzucili nie stanowił mi już tak mocnego oporu, nie trzymał mnie w tak kurczowy i nieprzyjemny sposób jak tamci.
Nadal jednak miałam zasłonięte oczy, a na ustach trzymał łapy. Byłam roztrzęsiona, drżałam na całym ciele. Zrozpaczona, używałam całych sił, starając się wydostać z tych silnych ramion, stanowił aczkolwiek trwały opór. Miałam ochotę się rozpłakać, strasznie bałam się gdzie mnie zabiera.
Niespodziewanie usłyszałam bardzo przyjemny i wręcz kojący głos.
— Nie bój się, nic ci nie zrobię.— oznajmił szeptem.
Skądś znałam ten głos...
Zaraz... Czy to...
Nataniel?
Chłopak poruszał się niesamowicie szybko, bo aż zrobiło mi się niedobrze.
W końcu się zatrzymał i delikatnie mnie na czymś posadził. Gdy zdjął mi z oczu tą brudną szmatkę, zobaczyłam, że siedzę na pniu drzewa.
Ku mojemu zdumieniu znajdowaliśmy się w lesie.
— Nataniel? — spytałam, nie wiedząc nawet jak się odezwać.
Chłopak nerwowo rozglądał się na boki.
— Tak. — mruknął tylko, wciąż rozglądając się niepewnie na wszystkie strony.
— Czy ty... uratowałeś mnie? — zapytałam, bo jeszcze do końca mu nie ufałam i nie wiedziałam dlaczego zamiast wezwać policję zaciągnął mnie aż tutaj. Byłam zdezorientowana.
Biegł strasznie szybko, tamci na pewno nie mieli najmniejszych szans go dogonić, no chyba, że pojechali za nim samochodem...
— Tak. — znowu to samo padło z jego ust.
— Czego się tak boisz? — zapytałam z pewną nieśmiałością. — Są tutaj? Pojechali za nami?... — głos mi zadrżał, zadałam takie pytanie, bo jedynym powodem jego strachu jaki mi przychodził na myśl byli tamci ludzie, których podłych twarzy nawet nie widziałam.
Przez chwilę milczał.
Spojrzał mi prosto w oczy. Znów miałam okazję podziwiać jego nieziemskie tęczówki, od których zawsze nie byłam zdolna się oderwać.
— Nie... — mruknął niemrawo pod nosem, stale się za siebie rozglądając. — I dla bezpieczeństwa zostańmy tutaj na razie.— dodał.
— Co?! Dlaczego? — przestraszyłam się jego propozycji.
— Nie bój się, ze mną jesteś bezpieczna. — powiedział, nie spuszczając ze mnie oczu. Tak nagle zaświtał mu na twarzy szeroki uśmiech.— Ze mną jesteś bezpieczna w tym lesie... — zmienił ton głosu na bardziej dziki i tajemniczy, a kąciki jego ust uniosły się znacznie, poruszył w moją stronę figlarnie brwiami i zaśmiał się bardzo krótko.
Och, co? To jakiś żart ma być? Co za zboczeniec.
Spuściłam delikatne brwi na dół.
Wydawał się być nieśmiały, skąd u niego nagle tyle odwagi? Uch, ci chłopcy.
— Spokojnie, żartuję tylko. — powiedział już czule, spojrzał na mnie z troską, po tym spojrzeniu myślałam, że się rozpłynę.
Czemu on tak na mnie działa?
Podniosłam się z pnia, przez chwilę stałam z dala od niego nie ruszając się z miejsca. Mimo, że mnie ocalił, nie nabrałam jeszcze do niego całkowitego zaufania.
Chłopak rozglądnął się raz jeszcze, po czym ponownie ulokował na mnie wzrok. Zaczął zbliżać się w moją stronę, nie wiem dlaczego, ale chciałam się cofnąć, postawić krok w tył, uciec, a zamiast tego stałam w miejscu, wpatrując się w niego jak nienormalna.
Stanął bardzo blisko mnie, moje nozdrza z zadowoleniem pochłonęły zapach jego przyjemnych perfum. Po chwili poczułam jak mnie obejmuje. Przycisnął mnie delikatnie do swojego torsu. Wywołało to przyjemne dreszcze na moim ciele, w sumie to nadal drżałam, ale to pod wpływem zebranych emocji, strasznie się wystraszyłam, myślałam, że zostanę porwana i nie wiadomo co jeszcze mi zrobią. Jestem mu wdzięczna za ratunek, wygląda na to, że to w końcu jego zasługa. Zaryzykował dla mnie, śmiało mogę nazwać go dziś moim bohaterem.
— Dziękuję za ratunek... — powiedziałam cicho, przyglądając się chłopakowi.
Mój bohaterze.— tego nie powiedziałam.
Uśmiechnął się do mnie ciepło.
Nasze ciała lekko stykały się ze sobą, obejmował mnie ramieniem, a ja delikatnie opierałam się o jego tors.
Poczułam jak robię się czerwona.
Nagle uczułam przez materiał koszulki, jego przerażająco zimne dłonie gdy pogłębił uścisk, trzymał jedną z nich przy moim ramieniu.
Moje serce zabiło szybciej, odsunęłam się nieco od niego i lekko zadrżałam.
— Dlaczego masz takie zimne dłonie? — spytałam zaskoczona i zaniepokojona faktem.
Gdyby to były normalnie zmarznięte ręce, to bym nie pytała, ale lodowate palce czułam przez materiał białej koszulki, z tych rąk płynęło jakieś przerażające zimno, oddawały chłód.
— Nie zadawaj pytań proszę. Nie będę ci na nie odpowiadać. — powiedział zdecydowanym tonem, nagle stał się poważniejszy.
— Czemu? — ciągnęłam zdziwiona.
Westchnął tylko i pokręcił głową na boki.
Wtem usłyszeliśmy szelest. I także jakiś dziwny, tajemniczy, ale i budzący strach, szept. Jakby szeptało kilka mrożących krew w żyłach głosów na raz. Coś podobnego do tego szumu, który słyszałam dwa dni temu w pokoju. Tłumiące się, dziwnie upiorne szepty, ale także nie wyraźne...
Zanim zdążyłam się obejrzeć, byłam już niesiona przez Nataniela w rękach, chłopak brnął przez las jak błyskawica.
— P-proszę... Z-zwolnij... — mruknęłam przerażona i znów żołądek przez tą prędkość podszedł mi do gardła.
Chłopak odrobinę zwolnił, nadal jednak poruszał się niesamowicie szybko, więc można uznać, że niezbyt przejął się moimi prośbami.
Może nie miał wyjścia...
W pewnym momencie nareszcie zatrzymał się i odstawił mnie na ziemię. Mocno zakręciło mi się w głowie, myślałam, że upadnę, zanim jednak zderzyłam się z ziemią, silne ręce podtrzymały mnie, Nataniel oparł mnie o siebie, a głównie o swój tors.
Objął mnie dwoma ramionami, byłam w nich teraz ukryta, a głowę opierałam na jego klatce piersiowej. Był dosyć wysoki. Ale zrobił to zapewne jedynie po to, bym nie upadła.
Bałam się, więc przytulenie do niego dawało mi choć trochę ukojenia i... harmonii. Muszę przyznać, że było mi przyjemnie, gdy stykałam się z nim ciałem.
Właściwie to nie wiem czemu się przytulaliśmy, przecież prawie go nie znałam!
Stojąc wtuleni w siebie przez chwilę, usłyszeliśmy śpiew ptaków. Chłopak o ciemnobrązowych gęstych włosach, spojrzał mi w oczy. A ja jemu. Patrzeliśmy sobie w nie przez dłuższy czas z zainteresowaniem. I jakby... trochę zahipnotyzowani.
— Wybacz, że nie mogę... nic ci powiedzieć. — zaczął trochę smutno. W jego głosie dało się słyszeć małe rozczarowanie. — Może... Kiedyś się dowiesz... — mówił to bardzo tajemniczo, tak odlegle.
Muszę przyznać, że miał dosyć przyjemny głos, miło mi się go słuchało.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Chciałam go też zapytać o tę wczorajszą akcję z dziewczyną na drodze, no ale skoro mówi, że nie może i kompletnie nic nie chce zdradzać, to pewnie nie powie.
______________________________________________
_______________________________________________________
Heeej !! 😄
Pozdro wszystkim, którzy czytają XD
Akcja się powoli rozkręca co nie?🔥🔥
Podoba się w miarę? ✨🌹
Gwiazdka, może komentarz na zachętę, co? 😛😊
Do zobaczenia w kolejnym! :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro