Rozdział 37
Klara
Nataniel leżał na szpitalnym łóżku, w którejś z sal, jego stan wprawiał mnie w zmartwienie, może i jesteśmy nieśmiertelnymi istotami, ale to nie znaczy jednak, że nie można nas osłabić czy zranić. Można, tak jak i fizycznie, tak i psychicznie.
Zastanawiałam się tylko czy ten atak to był jedynie przypadek, czy też ta bogata kobieta zesłała tych ludzi na niego, by się odczepił.
Głupio tu tak kogoś winić, bo ja sama ją podbuntowałam, ale w każdym razie... przesadziła.
W sumie źle to rozegrałam. Nastawiałam się raczej bardziej na to, że kobieta ją wywiezie, że się wyprowadzą czy coś...
Ja pod żadnym pozorem nie chciałam, by doszło do takiego czegoś! Nie chciałam rozlewu krwi! To, że jestem wampirzycą, nie oznacza, że nie mam uczuć, nie chciałam nikogo skrzywdzić!
Chociaż nawet gdyby pani Więckowska wywiozła tę dziewczynę od Nataniela hen daleko, po jakimś czasie i tak by ją odnalazł. Prawdziwa miłość niestety ma to do siebie, że gdy się naprawdę kochają, nie rozerwiesz ich więzi przenigdy. Zatem nic tu po mnie, chyba nigdy nie zdołałabym ich rozdzielić raz na zawsze. I chyba dopiero teraz to do mnie dociera.
Biedny Nataniel...
Ej, nie przejmuj się, wyleczy się szybko. — Uspokajał mnie głos w mojej głowie. — A przynajmniej może naprawdę jej rodzice nie dopuszczą już jej do niego... — Zaczął mnie kusić. — Idź teraz do niego, bądź teraz przy nim i nie mów nic Weronice, będzie się dziwił dlaczego jej nie ma...
Bezsensu. On mi i tak już nie uwierzy. No ale... w sumie skąd Weronika ma wiedzieć, skoro jej mama to ukartowała to z pewnością słówkiem nie piśnie.
Pewnie siedzi teraz spokojnie w domu, a myślami całuje się Natanielem. Ale tylko myślami. Kurczę, czy ona musiała się przyczepić akurat jego? Nie ma do cholery całej masy innych chłopców na tym świecie? W dodatku byliby "jej rodu". Nat do niej kompletnie nie pasuje! Szczerze, nie podoba mi się to jak zmieniła go w dobrodusznego. On jest wampirem, a nie jakimś katolikiem!
Nagle, nie wiedzieć czemu, wstąpiła we mnie złość, gdy myśli krążyły koło Weroniki. Spowodowana zapewne zazdrością. Uchh, wstrętne uczucie.
Bo mogła brać kogoś innego, a nie zmieniać Nata! Na początku ponoć spodobała się nawet Felixowi, nie rozumiem co oni w niej widzą?! Ci to chyba nie mają gustu...
Z jakiegoś powodu jej wręcz nie znoszę, choć praktycznie jej nie znam i w ogóle z nią nie rozmawiam.
No w ogóle nie wiadomo z jakiego powodu, prawda? — Śmiała się podświadomość, drwiła z zazdrości.
Szpital ten był akurat taki, że jedną ze ścian pomieszczenia, w którym leżał Nat, stanowiła mocna przejrzysta szyba, zatem mogłam widzieć czy się przebudził czy też nie. Na razie leżał bezruchu, jego bladość nie dziwiła mnie jednak, w końcu jest wampirem. Miał podpiętą kroplówkę i obawiałam się, że będzie musiał zostać tu parę dni.
W pewnym momencie Nat poruszył się lekko, ociężale poruszył też rękoma, chyba się budził.
Na tą myśl moje usta rozciągnęły się lekko. Wstałam z miejsca i postanowiłam już teraz zaszczycić go swoją obecnością.
Podeszłam bliżej, przywitałam się z nim i usiadłam na szpitalnym kremowym krzesełku, znajdującym się przy jego łożu.
Złapałam delikatnie jego dłoń, obrócił się w moją stronę i patrzył na mnie beznamiętnie, co mnie trochę bolało.
Mm możesz go na przykład okłamać, że to ty wezwałaś karetkę, dawaj, przecież chyba nie będzie się nikogo pytał, luzik.— Mówił we mnie głos, ten, który odpowiada za podsuwanie złowieszczych pomysłów, za popełnianie grzechów. Ten, który kusi, aby zdobyć jakąś przyjemność w nieczysty sposób.
Podpuść go, że to sprawka mamy Weroniki, że to właśnie przez nią tu jest, że ona nigdy nie zaakceptuje związku "Weronika i Nataniel". — Ciągnął swoje, kusząc mnie coraz bardziej do kłamstw.
Nie bądź głupia, co ci to da, Nataniel i tak cię nie chce. — Wypowiedział się złośliwie głos numer dwa, który przynajmniej był szczery. Ale czy nie lepsze jest czasem miłe kłamstwo niż surowa prawda? Czyż nie bardziej nam się podoba?
Ee tam, co masz do stracenia, możesz tylko zyskać, może nie będziesz musiała widywać Nataniela z tą dziewczyną? — Nadal mnie zwodził, nadal oferował.
Wzrok Nataniela wyrażał wątpliwość, chyba chciał upewnić się ode mnie jak się tu znalazł i co dokładnie zaszło.
— Już ci mówię. Zostałeś... pobity, wezwałam karetkę...
Zamrugał kilka razy i westchnął ciężko. Na jego twarzy malowała się rozpacz i zawód. Otworzył szerzej buzię, a po jego przenikliwym spojrzeniu, mogłam wywnioskować, że w tej chwili przypomina sobie poprzednie, dzisiejsze sytuacje.
— Echh. Dziękuję.
— Tak... I wiesz co, mam pewne podejrzenia co do twojego pobicia. Nie jestem pewna czy to przypadek. I w ogóle dlaczego im się dałeś! Przecież mamy moce!
— Och... — Westchnął i spojrzał w bok, a odpowiedź z jego ust uzyskałam dopiero po chwili. — Pamiętam, że było ich kilku... Może nawet z pięciu, szedłem zamyślony i zanim zdążyłem się w ogóle zorientować dostawałem cios za ciosem i to naprawdę mocno, chciałem użyć swoich mocy, ale... nie wiem czemu, nie mogłem, nie miałem siły, chyba ostatnio trochę siebie zaniedbałem...
Mruknęłam w odpowiedzi z niezadowoleniem.
— Musisz to nadrobić... Wróć do nas.
Żałosne, że wciąż masz nadzieję. — zakpił wewnętrzny głos, który nie raz potrafi nas zranić.
— A gdzie Weronika? — Nagle zerwał się, jakby ożywił, usiadł na materacu.
To pytanie sprawiło, że z mojej twarzy natychmiast znikł łagodny uśmiech. Poczułam się, jakby ktoś mnie teraz uderzył. To pytanie było jak ostrze.
Nie podałam odpowiedzi od razu. Zirytowało mnie to. Ja do niego przyszłam, ja go odwiedziłam, ja przy nim jestem, ja się nim zajmę, nie mam zamiaru słuchać o jakiejś, do cholery, Weronice!
— Klara?
— Nie wiem. — warknęłam, nieświadomie rzucając mu trochę surowe spojrzenie.
— Wie, że tu jestem?
Pytania o nią doprowadzały mnie dosłownie do szału, choć nie mogłam tego pokazywać, bo po cóż robić aferę o NIC.
— Nie wiem. — odparłam znów, zgodnie z prawdą. — Ja do ciebie przyszłam, nie ona! — dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to nie tylko przemknęło mi niewinnie przez myśli, ale także zdenerwowana krzyknęłam w jego stronę, pokazując przy okazji jak bardzo mi wciąż zależy. No super. — Uch, wybacz... — Złapałam się ze wstydem za głowę, a moje policzki pokrył pewnie różowy odcień.
— Spokojnie... — powiedział czule, dzięki czemu zrobiło mi się cieplej na sercu, potrwało to jednak bardzo krótko, gdyż po paru sekundach wyrwał dłoń z mojej dłoni. — Klara. Proszę, powiedz Weronice gdzie jestem. Idź do niej.
Szczerze, słysząc tę prośbę nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać, czy może WPAŚĆ W SZAŁ.
No chyba ciebie Natanielku, za przeproszeniem, porąbało.
Nie odpowiedziałam mu. W moim srogim spojrzeniu powinien wyczytać już odpowiedź.
— Mówię poważnie. Proszę, przekaż jej. Nie chcę, żeby się denerwowała, że mnie nie ma czy coś.
Mogłam wybuchnąć, mogłam wykrzyczeć co o tym sądzę, mogłam wyrzucić wprost na niego całą swoją złość, a zamiast tego nie odezwałam się ani słowem, patrząc na niego nienawistnie.
Nie miałam siły nawet tego komentować, właściwie miałam siłę, ale po co. On i tak ma mnie w dupie.
Nienawidzę cię dupku.— To przeszło mi przez myśl, gdy mierzyłam go w tej chwili przez dłuższy czas wzrokiem.
I nie odpowiadając mu już słowem wyszłam z pomieszczenia. Następnie opuściłam szpital i niedługo potem znalazłam się w mieszkaniu Weroniki...
Przed wejściem jednak do pokoju dziewczyny, usłyszałam rozmowę jej rodziców, a wtedy już wiedziałam kto jest sprawcą całego zdarzenia... No oczywiście jej mama! Tak jak podejrzewałam. Kurczę, te wampirze umiejętności są jednak super, niech ludzie żałują, że tak nie potrafią — Możesz kogoś spokojnie posłuchać, a ten ktoś nie ma szans cię zobaczyć.
Wszystko jednak ma swoje plusy oraz minusy.
Och, naprawdę, sądziłam, że to córkę postara się trzymać z daleka, aż takiej brutalności wobec Nataniela się po tej kobiecie nie spodziewałam.
Gniew wzbudził się we mnie jeszcze bardziej. Rodzina Weroniki krzywdzi Nataniela, zsyła na niego jakichś opłaconych bandytów, podczas gdy on wciąż marzy o niej. Głupiec. A mówiłam, trzymać się z daleka od ludzi, to nie!
Wtargnęłam do jej pokoju, i wściekła zamknęłam za sobą drzwi. Właściwie trzasnęłam nimi, aż dziewczyna podskoczyła i zerwała się przestraszona z siedzenia.
Stałam teraz na przeciwko niej, srogo patrząc na nią z wyższością.
— Po co prz...
— Zamknij się. — Przerwałam jej, a ona drżała na ciele.
Cha, cha, wciąż się mnie boi. Widocznie tylko do Nataniela ma pełne zaufanie, jeżeli chodzi o wampiry. I dobrze. Chcę, żeby się mnie bała.
— Przez twoją matkę Nat leży w szpitalu! — syknęłam w jej stronę. — Czy ty sobie żarty stroisz z niego? Zmieniasz go, a potem twoja rodzina zsyła na niego bandziorów! — Wykrzyczałam wściekła, złość brała nade mną górę. — Może jeszcze mi powiesz, że o tym nie wiesz? — Tu próbowałam trochę namieszać w jej główce. Byłam taka wściekła, gniew zawładnął nade mną.
— Jak to w szpitalu? — Wytrzeszczyła oczy, zdziwiona patrząc się na mnie pytająco. — O czym ty... Chyba nie mówisz poważnie... — rzekła z obawą, przerażona, była naprawdę w szoku.
— Oczywiście, że poważnie! Weź się wreszcie odwal od tego Nataniela, on jest wampirem, rozumiesz, nigdy nie będzie człowiekiem, a ty na siłę go zmieniasz!
Patrzyła ze skruchą, zakryła dłońmi usta i wyglądała teraz jak mała dziewczynka, której coś zabrano lub obiecano coś dać, a nie dano.
— Ale jak to... ja... Mama naprawdę... zesłała na niego...
— Tak. Jest bardzo pobity. I jeszcze się o ciebie pyta! — do oczu napłynęły mi świeże łzy, których nie zdołałam powstrzymać, a ponieważ wybuchało we mnie złością i emocje przejęły nade mną kontrolę, pchnęłam Weronikę.
Dziewczyna cofnęła się chwiejnie i zatrzęsła.
— Jejku. — Wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać, poczęła niespokojnie się kręcić i oddychać. — Nie wiedziałam. Nie chciałam...
— To się od niego odpieprz. — Syknęłam, a w mój głos wplątany był jad. — Tęskni za dawnym życiem, dziewczyno, nie zmuszaj go do czegoś, do czego nie jest stworzony.
— W jakim jest szpitalu? — chyba zlekceważyła moje słowa, co mnie zirytowało.
Z niechęcią podałam jej adres. Od razu pognała do drzwi, po chwili już jej nie było, ja też opuściłam jej mieszkanie.
______________________________
______________________________________ ___________________
Heh, Klara wciąż siedzi między ich dwójką😆
Czy mama Weroniki rzeczywiście chciała, aby pobili Nataniela? A może nie do końca o to chodziło?
Cóż, dużo jeszcze można by zadać pytań xD
Wprawdzie uważam, że fajnie wyszedł ten rozdział ❤
Trzymajcie się!😛😙
Widzimy się w kolejnym😏😏
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro