Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Ale teraz... gdy znam prawdę... to trochę się boję zawierać z nim bliższy kontakt. Jeszcze te słowa Feliksa, że on jest taki jak oni... Czy to prawda? A czy w ogóle to co mówił Felix jest prawdą?

* * *

Kolejnego dnia czułam się już znacznie lepiej, katar powoli mi przechodził, nie miałam już wczoraj gorączki, a kaszel nieco ustąpił. Cóż, chyba będę musiała przyszykować się dziś wieczorem do szkoły. Nie chcę zbyt wiele opuszczać, a poza tym tęsknię za Oliwią, chciałabym już z nią pogadać.

Muszę ją jakoś przechwycić od tego Darka, przecież ten chłop nie może mi zabrać przyjaciółki!

Zbliżała się godzina wpółdo piętnastej. Właśnie o tej godzinie kończyłabym już zajęcia. Stale pilnowałam dziś wskazówek zegara, gdyż tym razem byłam już bardziej nastawiona na przyjście Nataniela. Chociaż teraz... szczerze nie wiem jak to będzie i w sumie... chyba trochę się go boję...

Przyjaźń z wampirem?

A jak on chce tylko mojej krwi?

Niee, no gdyby chciał mnie zabić to zrobił by już to wcześniej.

I nie ratował przed tymi potworami.

Jakim jest on sam.

Nie no, przecież mnie ratował, przytulał aww!

A jeśli to podstęp?

Ochh...

Dlaczego czuję, że mu już tak nie ufam?

Ale z drugiej strony za nim tęsknię... Zauroczyłam się w tych soczysto niebieskich tęczówkach...

W wampirze. No fajnie...

Chyba nie powinnam...

I jeszcze ta Klara... Widać jak bardzo jest zazdrosna. Może ma rację i faktycznie powinnam się od niego raz na zawsze odwalić.

I z tego co mówił Felix, Klara również jest wampirzycą. Ostrzegała mnie, brzmiało to wręcz jak szantaż. Mądrzej raczej postąpię jak będę się trzymać z dala od nich upiornych istot. Tym samym, z dala od Nataniela.

Nie mogę się narażać, choć brzmi to jak bajka, ale to bardzo niebezpieczne stworzenia. Zabili już nie jednego...

Lepiej nie ryzykować.

Oszczędzili mi życie, więc pewnie w ramach tego oczekują, że odczepię się od Nataniela i przestanę go "zmieniać".

I w końcu i Klara, i Felix wspomnieli o zemście wszechwładnego i bezlitosnego Michaela.

Naprawdę się ich boję, tylu niewinnych ludzi przez nich ucierpiało...

W różnych opowieściach czasem wampirom dawali przyjazne cechy, czyniąc z nich lepsze osoby. Ale nie. Oni zabijają, to krwiopijcy. Straszą, zabijają bez wahania... Felix ma rację - wampir nie może zawierać przyjaźni z człowiekiem, bo tak czy siak źle to się skończy.

Rzecz w tym, że ja... nie byłam pewna czy Nataniel też jest krwiopijcą.

Czy on wtedy, jak był wypadek Martyny, przypadkiem z nimi nie współpracował? Zjawił się tak nagle, dziwnie się nad nią pochylił, a później, gdy dzwoniłam po pomoc cała krew znikła z drogi, jak i sam Nataniel, czerwonej cieczy nie było już nigdzie, a jej twarz została pokryta bladym jak śnieg odcieniem.

Czyżby on także brał udział w zabiciu tej dziewczyny?

Może oni nie kłamią, może rzeczywiście jest taki jak oni?

Skąd mam mieć pewność czy mnie nie oszukuje dla jakichś celów?

Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie o... o szybę? 

Siedziałam teraz w salonie, na parterze, a wydaje mi się, że dźwięk dochodzi gdzieś z góry. 

Nataniel?

Kurczę, to chyba on... A jak nie on?

Co za różnica... też jest wampirem. Też jest krwiopijcą, upiorem.

A może zbyt negatywnie mówię na jego temat?

Przecież mnie ocalił! 

Pukanie w szybę rozległo się po raz kolejny. Prawdopodobnie stoi teraz na balkonie, przy moim pokoju i czeka aż mu otworzę.

Przyjście Feliksa i Klary, ich słowa, sprawiły, że nie jestem już taka pewna co do dobrego charakteru Nataniela. To znaczy... bo skoro jest  wampirem to chyba także... aby żyć musi... zabijać? A może to działa też inaczej? Może jest jakieś inne wyjście?

— Weronika? Weronika! — zaczął mnie nawoływać. — Jesteś... tu? 

Cały czas stałam w tym samym miejscu, w bezruchu, zastanawiając się jaki postawić krok. Nie jest powiedziane w stu procentach, że to Nataniel, jeśli któryś z tamtych znów go naśladuje? W końcu wszystko mogą... chyba.

Cholera, sama nie wiem już co robić, jak wybrnąć z tej nienormalnej sytuacji! 

— Weroonikaa! — krzyknął jeszcze głośniej, a w jego głos wplątało się wyraźne zaniepokojenie.

Ostatecznie zdecydowałam, że pójdę mu otworzyć. W tym celu poleciałam schodami na górę, skręciłam korytarzem i niedługo potem znalazłam się przy kremowych drzwiach, za którymi znajdował się mój spory pokój. Nacisnęłam na klamkę w dół, otworzyłam drzwi.

Lecz gdy zatrzymałam wzrok na dużym wejściu od balkonu składającego się z przezroczystego chropowatego materiału, nikogo tam nie było. Moje serce załomotało prędzej, dłonie lekko zadrżały.

Nie odezwałam się.

Chwilę potem niespodziewanie usłyszałam głos Nataniela gdzieś w pobliżu. Wciąż mnie nawoływał, po tonie jego głosu mogłam poznać, że był już naprawdę przejęty moim brakiem.

— Weronika? — był na dole, w salonie. 

Wiedziałam... Wcale nie potrzebował mojej pomocy, by dostać się do środka. Rzeczywiście, jest taki jak oni... Dlaczego nie powiedział mi prawdy o sobie? O nich to potwierdził, że są potworami, że są niebezpieczni, ale czemu to od nich dowiedziałam się kim jest? Chociaż i tak już wcześniej miałam tego chłopaka za podejrzanego... 

Pewnie tylko teraz udaje... Przecież chyba mnie wyczuwa? Krew? Boże... 

Teraz miałam wrażenie, iż stoi tuż przy drzwiach mojego pokoju. Patrzyłam na nie ze strachem, aż się otworzą.

Miałam rację, przeczucie mnie nie zmyliło, po chwili kremowe drzwi uchyliły się, a w nich stanął Nataniel.

Gdy mnie zobaczył odetchnął głęboko, a na jego twarz wkradł się szeroki uśmiech.

— Jejku, nie strasz mnie tak! — zarzucił mi. — Dlaczego się nie odezwałaś? Coś się stało? Gdzieś byłaś? Boli Cię gardło? — w jednym ciągu zasypał mnie pytaniami, a ja zaczęłam się zastanawiać, które z nich pod uwagę wezmę jako pierwsze...

Podszedł kilka kroków bliżej.

— A więc bałaś się? — odpowiedział za mnie, nie spuszczając ze mnie uradowanego wzroku i wciąż zachowując na twarzy rozciągnięte w uroczym uśmiechu usta.

Błagam, tylko nie ten uśmiech, bo znowu Ci zaufam...

Ja tylko niezauważalnie cofnęłam się, jakby instynktownie zdając sobie sprawę, że stoję tuż przed nie swoim. Nie spuszczałam z niego zaniepokojonego wzroku. Za taflą moich oczu kryła się pretensja, ale i niepewność. Słowa Felixa dmuchnęły we mnie nieufnością w stosunku do niego.

— Hej? Co ci jest? — wyciągnął nieśmiało rękę w moją stronie.

Pomyślałam, że powinnam się w końcu jakoś odezwać.

— Jesteś wampirem, prawda? — chlapnęłam od razu, w jakiś taki oschły sposób z goryczą.

Nie zamierzałam owijać w bawełnę, konkretnie rzuciłam słowa.

Dosyć już tych tajemnic. 

Spojrzeniem mnie hipnotyzuje, uśmiechem oczarowuje (i rozjaśnia ciemno-szare zakamarki mojej duszy, trąca we mnie spokojem...), ale o sobie nie chce powiedzieć nic!

Ciągle ma tajemnice i nie chce łaskawie rozjaśnić mi tej całej nietypowej i wręcz nienormalnej sytuacji! 

Zaokrąglił oczy, a urokliwy uśmiech nieco zszedł mu z twarzy. Wyglądał na oszołomionego, jego usta przypominały kształt litery "o". 

Serio? Myślał, że to nie wyjdzie na jaw? 

— Tak... — wbił wzrok w ziemię. Speszyło go to.

Westchnęłam ciężko. 

— No bo... no bo Felix... Felix mi to powiedział... — wydukałam.

Oddychał prędzej, słyszałam jego szybszy oddech.

— Felix też bajeruje. Mógł po części kłamać.

— Och... — westchnęłam. — Dlaczego nie chciałeś mi powiedzieć prawdy? Ta sytuacja jest dla mnie nienormalna, zrozum jestem zdezorientowana, jeszcze oni mnie nachodzą!

— Właśnie dlatego. Boisz się mnie teraz. — stwierdził z nutką smutku w głosie.

Odsunął się kilka kroków w tył, odszedł ode mnie i rozłożył, niespodziewanie ręce w geście uniewinnienia.

— Może i jestem tą nieludzką istotą, ale kto powiedział, że jestem tak okrutny jak oni? — zadał pytanie.

— Byłeś... Ale stwierdzili, że ja Cię zmieniłam.

— Och... może i jest to prawda, to znaczy... zmieniłaś mnie, bo dzięki... — urwał i już nie dokończył nawet po dłuższej chwili.

— Bo? — nacisnęłam, zainteresowana co miał na myśli.

— Już nic. Nie ważne. — wyparł się i patrzył na mnie smutno.

— Była u mnie też ta twoja była... Klara. Ostrzegała mnie, że mam się od Ciebie odczepić.  —opowiedziałam mu zgodnie z prawdą. — Felix i jakże ona wspominali oboje o zemście Michaela, nie podoba im się, że się od nich odłączyłeś. — nabrałam powietrza do płuc. — Może dla bezpieczeństwa powinniśmy...

— Szantażowali Cię? Pewnie powiedzieli, że jeśli się ode mnie nie odczepisz to nie przestaną Cię straszyć i nie odpuszczą, czyż się nie mylę?

— Tak... 

— Weronika... — posunął się bliżej mnie o kilka kroków. — Oni uważają, że ja... że ja się w Tobie... zakochałem. Dlatego twierdzą, że mnie przestawiasz na swoją stronę... — wyznał. — Mszczą się na mnie strasząc Ciebie, bo wiedzą, że mi... znaczy myślą, że mi na tobie zależy. — widziałam jak jego blade policzki pokryły się rumieńcem. Spuścił wzrok.— Nie wiem czy też przypadkiem nie chodzi o coś jeszcze... nie ważne.

— A to... prawda? — spytałam bardzo nieśmiało i cicho, nie wiedzieć czemu, uśmiechając się bardzo szeroko pod nosem.

Uśmiechnął się uroczo. Chwilę potem jednak, jakby pod wpływem jakiś nieproszonych myśli, słodki uśmiech zszedł mu z twarzy.

Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Skoro tak się zastanawia, to chyba musi być coś na rzeczy, nie?

— Uważają, że jak mnie od Ciebie odsuną, to do nich wrócę. Nie lubią ludzi. Znaczy... wiesz. A to nie prawda. Zmieniłem zdanie. Już wcześniej byli źli, że wymiękam. Nie chcę już zabijać... 

Z jakiegoś powodu uniknął mojego wcześniej zadanego pytania.

Dopiero po chwili dotarło do mnie jego ostatnie zdanie.

Zabijać?... Nie kłamali! On...

— Ale...

— Są inne sposoby na zdobycie pożywienia dla mnie. Wcale nie muszę żywić się TYLKO krwią. —

— Czyli naprawdę się zmieniłeś? Na pewno? — pytałam.

— Tak... — odparł pewnie. — Na pewno. Nie wrócę do nich.

Przez chwilę między nami zapadła cisza.

— A co mówiła Ci Klara? Coś jeszcze? — zapytał nagle.

— Że Cię kocha.

Westchnął.

— Co prawda byłem nią kiedyś zauroczony, ale to już przeszłość. Nie wrócimy do siebie. — oznajmił zdecydowanym tonem. — Ona sama spowodowała zerwanie.

Poczułam zadowolenie.

— Ale... ale co teraz zrobimy? Oni za wszelką cenę chcą, abyś do nich wrócił...

— Nie wrócę. Mogą mnie ścigać, i tak nie są w stanie wiele mi zrobić... Boję się jedynie o Ciebie.— powiedział i spojrzał mi głęboko w oczy.

— A ja boję się ich. — parsknęłam i podeszłam o kilka kroków bliżej do niego. Staliśmy teraz w odległości metra od siebie.

— Nie mówiłem prawdy, bo nie chciałem, abyś się mnie bała... rozumiesz? Nie chciałem Cię stracić, martwiłem się o Ciebie, że jak Ci powiem to... przestaniesz mi ufać. — wyjaśniał.

Na mojej twarzy zagościł szczery uśmiech. Cieszyłam się, że powiedział w końcu prawdę, przyznał się.

— W sumie mógłbym do nich wrócić dla twojego bezpieczeństwa, no ale i tak długo by to nie potrwało, tęskniłbym za tobą... Nie chcę być taki okrutny jak oni. Chcę... — urwał na chwilkę, zastanowił się i zaciągnął haust powietrza. — Być przy tobie.

Po tych słowach serce zabiło mi prędzej w piersi.

Zrobił jeszcze jeden krok do przodu. Ja również. Staliśmy na przeciwko siebie, patrząc sobie wzajemnie w oczy, jakbyśmy mieli się czegoś w nich doszukać.

____________________________________________________________
_________________________________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro