Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 27

Moje niektóre rany wyglądały niesamowicie paskudnie, a Rebecca też się nabawiła poważnych stłuczeń. Kiedy tylko udało się nam znaleźć resztę naszej grupy, udałyśmy się wszystkie do pokoju w bibliotece, bo tam było najbezpieczniej. Bella znalazła na półkach i w szafkach różne opatrunki i bandaże, wiec od razu wzięłyśmy do opatrywania ran. Olivia pomogła mi oczyścić ranę na policzku piekącym tonikiem, a ja przy pomocy mokrych ściereczek usunęłam z siebie i ubrania największe plamy krwi. Wiele bandaży i plastrów później, można powiedzieć, że kryzys został po części zażegnany. Okazało się, że Rebecca oprócz drobnych usterek, zwichnęła poważnie nadgarstek, a na biodrze miała sińca wielkości patelni. Ja z kolei oprócz rany rany rozcinającej mój prawy policzek na pół, stukałam sobie kość ogonową, uszkodziłam sobie udo i miałam wiele pomniejszych ran. Ale nie czułam się już tak całkowicie beznadziejnie i do bani,jak jeszcze jakiś czas temu, co było dobrym znakiem.

Czułam na sobie ciekawe, uważne i skupione spojrzenie Anastazji. Nie mogła się doczekać, aż opowiemy co się wydarzyło. Tak też zrobiłyśmy. Usiadłyśmy na fotelach oraz pufach i zaczęłam mówić. Kiedy ja skończyłam opowiadać, Rebecca opisała fascynującą walkę z wiedźmami, którą stoczyła. Była naprawdę niezła, poruszała się niesamowicie zwinnie i szybko, a jej zaklęcia były jak rzucane noże. Dziewczyny słuchały nas zafascynowane i momentami objęte zgrozą. Potem przyszedł czas, by to one zdradziły co tu się działo.

- Zaczęło się niedługo po tym jak opuściłyście zamek – zaczęła Madison. - Tak jak podejrzewałyśmy wieźmy okrążyły zamek, a NieCatherine miała im pomóc dostać się do środka. Stephanie zajęła się skutecznie naszą wiedźmą i tej nie udało się otworzyć tylnego wejścia dla wiedźm, tak jak miały to w planie. Zatem nie mogąc zaatakować od środka, rozpoczęły oblężenie i atak z zewnątrz.

- Jak tylko zauważyłyśmy wiedźmy w okolicy szkoły i zaczęły się pierwsze ataki, obudziłyśmy nauczycieli i postawiłyśmy całą szkołę na nogi – ciągnęła Anastazja. - Krzyczałyśmy, waliłyśmy w drzwi pokojów, tłukłyśmy w garnki, innym słowem rozbiłyśmy wielkie zamieszanie, tak że nie sposób było się nie zorientować, że coś się dzieje.

Sofia siedząca na dywanie lekko się uśmiechnęła.

- Muszę przyznać, że dobrze się bawiłam stojąc na środku holu, tłukąc łyżka w garnek i krzyczącą w wniebogłosy. było coś zabawnego w tej sytuacji.

- Ja tam byłam przerażona – mruknęła Olivia.

- Kiedy do nauczycieli w końcu dotarło co się dzieje, a zapewne nie dowiedzieli się by o tym tak szybko gdyby nie my, natychmiast wzięli się do pracy – mówiła znów Madison. - Wzniesiono liczne bariery ochronne i zabezpieczano wszystkie wejścia oraz okna. My w tym czasie wiedząc, że nauczyciele już panują nad sytuacja z wiedźmami, zajęłyśmy się uspokajaniem spanikowanego tłumu. Mamy kilku poważnie ranny, ale na szczęście nikt nie zginął i żadna wiedźma koniec końców nie dostała się do środka. Potem w pewnym momencie się po prostu wycofały.

- Pewnie zrobiły odwrót kiedy pokonałam przywódczynie – mówię. – Zginęła przez co one przestały otrzymywać rozkazy, znów stały się nieogarnięte i nie wiedziały co robić.

- Wszystko dobrze się skończyło i poszło według planu – powiedziała zadowolona Anastazja. – Choć w pewnym momencie naprawdę myślałam, że wszystko diabli wezmą. Wiedźmy podkradły się do zamku praktycznie niezważone mimo, że uważnie je wypatrywałyśmy. Atak nastąpił tak niepodziewanie i ze wszystkich stron, że tynk zaczął się sypać z sufitu, a podłoga trząść. Obawiałam się, że nie obudzimy nauczycieli na czas i będzie za późno.

- Jak byśmy nie wiedziały co planują i w porę nie zareagowały, nie siedziałybyśmy teraz tutaj... - powiedziała ponuro Bella, a ja musiałam jej przyznać rację. Wszystko mogło się potoczyć całkiem inaczej i o wiele gorzej.

- A co się stało z NieCatherine? - pytam rozglądając się w około po ich twarzach.

- Nie żyje – powiedziała cicho Stephanie odzywając się po raz pierwszy podczas tej rozmowy. Nie patrzyła na nas, wzrok wpijała w swoje stopy. - Jej zadaniem było wpuścić wroga do środka. Powstrzymałam ją przed tym rzucając się na nią – dopiero teraz zauważyłam, że ona też jest miejscami ranna. - Stoczyłyśmy walkę, byłam naprawdę wściekła, że odebrała mi kuzynkę, ja tak kochałam Catherine... - głos się jej załamał. - Ona zawzięcie atakowała, a ja nie zostawałam z tyłu, w końcu nie wytrzymałam i ... ją unicestwiłam.

- Nikt cię o to nie obwinie – powiedziała delikatnie Anastazja, widząc wyrzuty sumienia na jej twarzy. - To już nie był człowiek, to była wiedźma, zrobiła w swoim życiu wiele zła, zasługiwała na taki los. Nikt poza nami się o tym nie dowie, w takim zamieszaniu nikt nie zauważył waszej walki, a nauczyciele pomyślą, że zginęła w skutek ataku, więc nie poniesiesz konsekwencji.

Czyli nie tylko ja odebrałam dziś wiedźmie życie. Może były to złe i straszne kreatury, ale odebranie życie nawet wielkiemu potworowi nie jest łatwe. Rozumiałam jak się czuła Stephanie.

- Teraz wszystko będzie już lepiej – powiedziała z uśmiechem Madison, rozwiewając moje smutki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro