Część 24
Czułam szum krwi w uszach, a w płucach brakowało mi powietrza. Wiele wysiłku mnie kosztowało by normalnie oddychać i nie dać po sobie poznać jak bardzo jest roztrzęsiona. Spojrzałam w oczy przywódczyni wiedźm. Były puste, bez wyrazu, martwe. Jej uśmiech kpił ze mnie, ale ja nie miałam zamiar się tak po prostu poddać. Rebecca się napięła gotowa do ataku.
- Ja zajmę się resztą, ty bierz przywódczynie – powiedziała tak cicho, że tylko ja ją słyszałam. Pokiwałam ledwie dostrzegalnie głową.
Wtedy się zaczęło. Kiedy tylko czarnowłosa spięła swojego jednorożca i rzuciła się w przód z odwagą godną podziwu, wiedźmy zakatowały. Zrobiło się wielkie zamieszanie, wszędzie latały zaklęcia, noże i odgłosy nie świadczące o niczym dobrym. W powietrzu wzniósł się kurz, zasłaniając pole bitwy. Lecz w tym całym harmiderze, zauważyłam, że przywódczynie, nie rzuciła się do walki, stała z tyłu i patrzała na rozgrywającą się scenę, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że nie ma sensu się angażować.
Rebecca radziła sobie zaskakująco dobrze. Bez większych trudności robiła uniki, odbijała zaklęcia i sama atakowała, nie pozwalając wiedźma się za bardzo do siebie zbliżyć. Była w tym dobra, a to że byłą w frakcji bojowej na pewno było przydatne. Stwierdzając, że poradzi sobie z piątka tych wiedźm, skupiłam się w końcu na przywódczyni. Ona zaczęła się cofać, zapewne by zniknąć niezauważenie z pola walki. Spięłam jednorożna i galopem omijając toczącą się walkę, ruszyłam w stronę przywódczyni. Widząc to wiedźma z diabelskim uśmiechem odwróciła się i zniknęła między drzewami.
Rozpoczęłam pogoń. Wiedźma miałam przewagę bo była daleko ode mnie i była nad wyraz szybka, ale ja siedziałam jej na ogonie. Przejechałam przez cała wioskę i wyjechałam tylną bramą, cały czas nie spuszczając oczu z wiedźmy. Przeprawa prze gęsty las tropem wiedźmy chwilę trwała, aż w końcu wypadłam na jakąś polane i zobaczyłam, że na jej środku stoi przywódczyni. Czyli to tutaj chce walczyć, czemu by nie. Rozejrzałam się szybko po okolicy, by upewnić, że nic innego mi tu nie grozi i spojrzałam z powrotem na wiedźmę.
Ona z uśmiechem odchyliła głowę do tyłu i w niebo popłynął strumień magii. Tam wybuchł z głośnym hukiem i eksplozją iskier niczym fajerwerk, płosząc mojego jednorożca. Ten przerażony stanął dęba, a ja mimo, że z całych siła starałam się utrzymać na jego grzbiecie, w końcu nie dałam rady i spadłam twardo na ziemie. Nie wątpię, że ten mały pokaz jaki urządziła właśnie wiedźma, płosząc przy tym moją klacz, która teraz uciekła między drzewa, miał pokazać mi jaka jest potężna i zapewne mnie przestraszyć. Ale nie dałam się, lekko obolała podniosłam się z ziemi i stanęłam przed nią, teraz już na własnych nogach. Na mojej twarzy gościła determinacja i upór, choć w środku trzęsłam się ze strachu. Ale mogłam to zrobić, dam radę.
- Maasz czeelnoość mii sięę staawiiać dzieewczynoo? - miałam wrażenie, że jej głos przepełnia każdą komórkę mojego cała i napełnia je lękiem. Ale dalej stałam hardo wyprostowana z wysoko uniesioną głową. Doszłam tak daleko, więc teraz nie da rady mnie od tak wystraszyć. Zaatakowałam pierwsza.
Puściłam w jej stronę jedno z zaklęć atakujących, których nauczyłam się w swojej frakcji. Bez problemu zrobiła unik, od razu rzucając kontrę. Strumień zielonego świtała, minął moją głowę raptem o kilka centymetrów. Sprawnie wypuściłam trzy kolejne zaklęcia bojowe, ale wiedźma bez problemu je odbiła tak, że odwrócił się one przeciwko mnie. Podłam na ziemie, by nich uniknąć i przeturlałam się w bok, kiedy ciskała we mnie kolejnymi czarami. W momencie kiedy na króciutką chwilę jej zaklęcia ustały, podniosłam się z ziemi wyczarowując tarcze ochronną. Tarcza pojawiła się w ostatnim momencie, bo chwilę później uderzyły w nią dwa mocne czar, sprawiając, że ich siła odepchnęła mnie w tył. Opuściłam tarczę i rzuciłam w wiedźmę zaklęciem błyskawic. Zrobiła unik, a od mojego czaru zapaliło się pobliskie drzewo, lecz teraz to było jedno z najmniejszych zmartwień.
- Bęędzieesz maartwaa – powiedziała wiedźma, a jej oczy rzucały nieme, dość realne groźby i obietnice śmierci.
Nic sobie nie zrobiłam z jej słów, zignorowałam je. Za to w chwili kiedy wypowiadała te słowa, rzuciłam w nią zaklęciem ognia i huraganu. Przywódczyni była rozproszona wypowiadanymi słowami i nie udało jej się uniknąć drugiego z moich zaklęć. To odrzuciło ją na odległość kilku metrów, jak szmacianą lalkę. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam, że mam aż tak potężną moc, jak dotąd nigdy nie używałam jej w pełni, bo bałam się coś uszkodzić. Lecz teraz jakiekolwiek szkody były bez znaczenia, więc bez zawahania sięgnęłam po cały zapas mocy. I o matko, byłam szalenie potężna.
Wiedźma natychmiast podniosła się z ziemi mega wkurzona. Od razu przystąpiła do kontr ataku. Lecz ja byłam gotowa. Nie wykluczone, że miałam tyle samo mocy co ona, co dawało mi nadzieję i szanse na wygraną. Z pełna determinacji, rozbroiła jej trzy kolejne zaklęcia. Potem rzuciłam w nią zaklęciem tornada, ale ono ciut wymknęło się spod kontroli i zamiast powalić tylko wiedźm, która naturalnie zrobiła sprawny unik, połowa polny ucierpiała w skutek tego zaklęcia. Ale to nic, w okolicy kilkudziesięciu metrów nie było nikogo oprócz nas, więc nie miałam co się martwić, że zaklęcia, nie zawsze są mi posłuszne.
Zaczęłyśmy wymieniać magiczne ciosy. Korzystałam z całego arsenału magicznych zaklęć jakie posiadałam i wykorzystywałam do tego całą moją moc. Ale wiedźma nie dawał mi chwili wytchnienia, była mocną przeciwniczką. Może moje czary były bardzo potężne, bo moc Adriany jaką przejęłam nie wielu miała sobie równych, ale brak wprawy i całkowitej kontroli nad nimi, nieco utrudniał sytuacje. Ale nie poddawałam się. Miałam odrobię szansy by wyjść z tej potyczki jako zwyciężczyni, bo inaczej zginę, co mi się nie uśmiechało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro