Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 23

Jechałyśmy w milczeniu, aż w końcu dotarłyśmy do granic ciemnego i mrocznego lasu. Nie przypominał on żadnego lasu jakie dotąd widziałam czy dowiedziałam. Światło księżyca prawie w ogólne nie docierało do podłoża, była w nim nienaturalna cisza i każdy cień wydawał się potworem gotowym, w każdej chwili się na nas rzucić. To tu według naszych ustaleń znajdowało się leże wiedź, w samym sercu tej złowrogiej kniei. Wjechałyśmy do lasu i od razu otoczył na nienaturalny chłód. Rozglądałyśmy się uważnie na boki by nie przeoczyć żadnego zagrożenia. Wydawało się jakby drzewa nam obserwowały, od czego przeszły mnie nieprzyjednane ciarki. Nie podobało mi się tu, byłam cała spięta i podskakiwałam na każdy najmniejszy szmer. Rebecca wydawała się bardziej opanowana niż ja, lecz widziałam lekki niepokój i strach na jej twarzy. Jechałyśmy tak dość dobrą chwilą, a z każdym pokonywanym przez nas metrem robiło się coraz bardziej mroczno i ponuro.

- Zbliżamy się do celu - powiedziała w pewnym momencie cicho Rebecca i wyciągnęła za pazuchy sztylet, gotowa się bronić jeśli coś nas zakatuję.

Złamałam mocniej grzywę jednorożca, jakby to mogło sprawić, że przestane się mniej denerwować.

- Nie wierz w nic, co mówią wiedźmy - powiedziała jeszcze Rebecca. - One umieją umiejętnie zwodzić ludzi i nimi manipulować. Są bardzo dobrymi obserwatorami. Im dłużej się z nimi walczy tym bardziej są niebezpieczne, bo uczą się o swoim przeciwniku i dowiadują się o jego słabych stronach. Więc pod żadnym pozorem nie odpowiadaj na żadne ich pytanie i pokonaj je przy pierwszej okazji.

- Jasne - kiwnęłam głową, a żółć podeszła ami do gardła. Dlaczego to zawsze ja znajduje się w takich sytuacjach?

Wtedy przed nami ukazuj się jakiś kształt, który na pewno, nie został stworzony przez naturę. To była bram. Spięłyśmy nasze jednorożce i zatrzymałyśmy się

- Wejście do leża wiedźm - powiedziała czarnowłosa. - Zabawę czas zacząć, atakujemy jak tylko pokażą się w polu widzenia.

Ruszyła w stron bramy, a ja tuż za nią. Nie było strażników, wszyscy byli w tym momencie zbyt zajęci atakiem na nasza szkołę. Ciekawe jak radziła sobie obrona zamku. Przepędziłam te myśli, bo miałam teraz co innego na głowie. Przejechałyśmy przez bramę z kutego żelaza, pełną wrytych różnych, jak mniemam, złowrogich symboli. Znalazłyśmy się w niewielkiej wiosce, pełnej drewniany chatek. Było tu pusto, przez co przeszedł mnie dreszcz. Zatrzymałyśmy się na niewielkim placyku i nasłuchiwałyśmy. Nasze jednorożce były spięte i niespokojne, co oznaczało, że wyczuwały zagrożenie. Wiedźmy tu były.

Najpierw usłuchałyśmy szmer i klekot, jakby uderzanych o siebie kości. Potem jakby na polanie zrobiło się jeszcze ciemniej, o ile to w ogóle możliwe. Następnie między domami zobaczyłyśmy poruszające się i przemykające cienie. I śmiech. Cały placyk na której stałyśmy, wypełnił obłąkany rechot. Momentalnie wszystkie włoski na ciele stanęły dęba. Co myśmy sobie myślały pchając się w sam środek ich leża? Ale teraz nie ma już odwrotu. Wtedy w naszą stronę ruszyły zgarbione sylwetki, spowite cieniem. Było ich sześć. Pół tuzina starszych stworów z którymi musimy się rozprawić. Żadna młoda czarodziejka nie powinna być stawiona w takiej sytuacji. A jednak tu byłyśmy, na własne życzenie. W końcu postacie weszły w światło księżyca i mogłyśmy je zobaczyć.

Jak dotąd widziałam tylko jedną wiedźmę i byłą nią NieCatherine, lecz ona wtedy jeszcze nie przeszła pełnej przemiany. Teraz po raz pierwszy zobaczyłam normalną wiedźmę. I był to widok, który nawiedzał mnie potem w koszmarach. Były zgarbione, miały cienkie długie włosy, pozlepiane w strągi. I twarze wykrzywiał grymas i były pełna brodawek. Miały na sobie o kilka rozmiarów za duże narzuty, ich paznokcie przypominały szpony, palce były kościste, sama skóra i kości, a zęby były połamane i żółte. Odrażający widok, musiałam walczyć z odruchem wymiotnym. Widziałam jak Rebecca też się krzywi w obrzydzeniu.

Lecz jedna z nich nie była przygarbiona, stała prosto, górując nad innymi i uśmiechała się najbardziej wrednym i złowieszczym uśmiechem jaki w życiu widziałam.

- Czeegoo tuu szuukaaciee dzieewczyynkii? - zapytała przeciągając samogłoski, a jej głos przypominała przejeżdżanie paznokci po stole.

Oto miałyśmy przed sobą przywódczynie wiedźm.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro