Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 22

Po naszej nardzie w pokoju w bibliotece, ustaliliśmy jeszcze zgodnie, że w to wszystko wtajemniczmy też Stephanie, bo ona już i tak większość z tych rzeczy wie i na pewno zechce nam pomóc. I tak jak się spodziewałyśmy, z wielką ochotą przystanęła i zgodziła się na ten plan. Przydzieliliśmy ją do grupy, która miała zostać w zamku, bo obronić taką fortece i w szybkim czasie obudzić nauczycieli, wymaga wielu osób.

Następne dwa dni, do nocy kiedy miała być pełnia i nastąpić atak, spędziłyśmy w napięciu i zdenerwowaniu. Zgromadziłyśmy też różne przydatne nam przedmioty, które mogłyśmy wykorzystać w czasie walki. Rebecca skombinowała skądś kilka sztuk sztyletów, a w naszym pokoju udało się znaleźć proszki drażniące, mikstury dezorientujące i inne przydatnych elementy w ataku i obronie. Innym słowem zroślibyśmy wszytko co tylko mogłyśmy by zwiększyć nasze szanse na wygraną. Mimo to wszystkie się obawiałyśmy, że nam się nie uda, presja była ogromna.

W dniu kiedy w nocy miała być pełnia i przewidywany atak na szkołę, byłam całkowicie rozkojarzona i nie potrafiłam się skupić. Bałam się, że sobie nie poradzę, że wszystko zawale, że mi się nie uda i przypłacimy tym z Rebeccą życiem. Gra była w końcu o największą stawkę i przyszłość całej magicznej społeczności. Od tego wszystkiego przechodziły mnie ciarki. Może i byłam potężna, miałam w końcu moc swoją i Amandy, mojej siostry, która była niezwykle potężna, ale to były wiedźmy, a wśród nich ich przywódczyni. Jakie miałyśmy z nią szansę? Ja wciąż miałam problem z opanowaniem swojej magii i kazaniem jej robić to co chce.

Byłam bliska paniki, ale dziewczyny cały czas mówiły mi, że sobie poradzę i podnosiły mnie na duchu. Tylko to sprawiło, że nie popadłam w odmęt szaleństwa i wierzyłam, że nam się uda. Wszystko dokładnie zostało zaplanowane i nie mogłam ich zawieść. Musiałam sobie poradzić.

W końcu słońce zaczęło się chylić ku zachodowi i na nieboskłonie pojawił się piękny, jasny i idealnie okrągły księżyc. Patrzyłam na niego niespokojna, kiedy przygotowywałyśmy się z Rebeccą do podróży. Miałyśmy jechać na naszych jednorożcach, bo to był najprostszy środek transportu. Przymocowałam torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami do siodła mojej białej klaczy. Pogłaskałam ją po grzbiecie by dodać odwagi jej i sobie. Czkała nas bardzo trudna noc.

Musiałyśmy wyruszyć o idealniej porze, tak by dotrzeć na miejsce kiedy większości wiedźm już nie będzie w leżu, ale tak by zdążyć wyjechać zanim one dotrą tutaj, by nas nie odcięły i by nie natknąć się na nie po drodze. Dlatego postanowiłyśmy wyjechać tyłam zamku, kiedy one prawdopodobnie zakatują od przodu. Co do czasu naszego wyjazdu, musiałyśmy zdać się na intuicje i szczęście.

Zatem kiedy wydawało nam się, że to już idealna pora, ruszyłyśmy w drogę, zostawiając zamek za sobą. Opuszczenie szkoły, okazało się dość proste i nikt nas nie zauważył. Ruszyłyśmy zatem galopem w stronę naszego celu, czyli majaczącego się na horyzoncie w oddali mrocznego lasu. Wiatr rozwiewał nasze ciemne peleryny, których kaptury założyłyśmy na głowę, by być mniej zauważalne i rozpoznawalne. Mknęłyśmy w ciszy przez rozległe pola, a w uszach słyszałyśmy tylko pęd wiatru, który uderzał nas w twarz od prędkości. Moja klacz była blada i biała, za to z kolei rumak Rebecci był czarny jak otaczająca nas noc, rozświetlona tylko blaskiem księżyca w pełni. Serce kołatało mi się w klatce piersiowej, a w ustach brakowało śliny. Poradzę sobie, powtarzałam to sobie raz po raz, aż w końcu stanie się to prawdą.

Po jakimś czasie, gdzieś w połowie drogi, pierścień na moim palcu zaczął się świeć. Dała mi go przez wyjazdem Anastazja, byśmy mogły się kontaktować, bo pełnił on funkcje telefonu, tylko tyle, że był mniejszy i służył tylko do rozmowy. To, że świecił oznaczało, że osoba który ma drugi z pierścieni chce się ze mną połączyć. Przekręciłam świecący się kamień w pierścieniu, łącząc się tym sposobem z Anastazją.

- Jak sytuacja? - słyszę jej głos w szumie wiatru, kiedy nie przerwany swojej podróż i dalej przemy na przód.

- Jesteśmy w drodze – mówię.

- Dobrze. Madison wypatrzyła właśnie z wierzy astronomicznej zbliżajcie się w naszym kierunku wiedźmy, które lada moment do nas dotrą i rozpęta się tu piekło, Miałyśmy we wszystkim rację, dziś nastąpi atak – słyszałam jak wzdycha zdenerwowana.

- Powodzenia – mówię.

- Przyda się. Bez odbioru.

Potem Anastazja się rozłączyła, a my zyskałyśmy pewność, że przywódczyni jest sama w ich bazie. Miałam nadzieję, że ona poradzą sobie tam w zamku, ale chwilowo miałam większe zmartwienia. Musiałyśmy znaleźć wiedźm leże i pokonać przywódczynie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro