Część 2
- Ruszcie się, trzeba zbadać teren wokół zamku, może czegoś się dowiemy, lub znajdziemy coś co rada nauczycieli przegapiła, przecież musiał zostać choćby ślad po tej dziewczynie – poganiam dziewczyny do wyjścia, sama krzątając się po pokoju.
To takie zadziwiające, że jeszcze kilka tygodni temu jak razem mieszkałyśmy w pokoju, były mi takie obce i wolałam trzymać się sama, a tymczasem są mi jednymi z najbliższych osób.
Dziewczyny szybko zabrały najpotrzebniejsze rzeczy, wzięłyśmy nasze ciemne szkolne płaszcze i ruszyłyśmy w stronę bramy wyjściowej. Lecz nie wypuszczano nas na zewnątrz. Po tajemniczym zniknięciu tej dziewczyny było trzeba mieć pozwolenie na opuszczenie szkoły, a jak łatwo można się było domyślić, my takiego nie miałyśmy. Wiec strażnik odprawił nas z kwitkiem.
- Damy sobie radę w inny sposób – mówi Anastazja kiedy odeszłyśmy naburmuszone od bramy.
Poprowadziła nas szkolnym korytarzem na parterze do jednego z dużych okien. Rozejrzała się po korytarzu. Mieliśmy akurat trochę czasu wolnego między lekcjami, więc korytarze były puste.
- Oto nasze wyjście awaryjne – mówi wskazując okno.
Zaśmiałam się pod nosem, Anastazji nikt nigdy nie powstrzyma. Bez problemu otworzyła okno, weszła na parapet i zeskoczyła na zewnątrz. Poszłyśmy w jej ślady. Bez przeszkód wydostałyśmy się z budynku, najwyraźniej nikt wcześniej tego nie próbował skoro tak gładko poszło, lub nikt nie był tak głupi by uciekać kiedy jest zakaz, bo opuszczenie budynku jest zabronione jak jest w okolicy niebezpiecznie. Przymknęłyśmy od zewnątrz okno by nie rzucało się w oczy i ruszyłyśmy w stronę pobliskiego lasu. Kiedy tam dotarłyśmy zaczęłyśmy się rozglądać by niczego nie przeoczyć. Choć prawdopodobieństwo, że coś znajdziemy było małe, nie zamierzałyśmy odpuścić. Ludzie nie znikają sobie przecież od tak.
- Rozdzielmy się – mówię – tak w szybszym tępię sprawdzimy większy obszar.
Dziewczyny pokiwały głową na zgodę i się rozdzieliłyśmy. Ruszyłam na zachód. Sytuacja była bez sensu, nie wiedziałam nawet czego konkretnie szukamy, jaki mógł zostać ślad po prawdopodobnie porwanej dziewczynie? Lecz wtedy usłyszałam krzyk Madison. Ruszyłam biegiem w stronę źródła dźwięku, unikając wiszących gałęzi i leżących drzew. Kiedy docieram do Madison widzę już obok niej Anastazje, obie stoją z zapartym tchem, przerażeniem na twarzy i na coś patrzą. Spoglądam w tym samym kierunku. Najpierw widzę wiele połamanych gałęzie i drzewa oraz wydeptaną mocno trawę. Potem widzę to co sprawiło, że Madison zaczęła krzyczeć. Krew. Dużo krwi. Jak połączyć te dwie rzeczy ze sobą bez problemu można dojść do wniosku, że odbyła się tu jakaś krwawa i niemała bitwa. Jakim cudem nikt z rady nauczycieli tego nie znalazł?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro