Część 18
Następnego dnia była sobota, ale wczesnym świtem obudziło nas energiczne pukanie do drzwi. Madison zaspana zwlekała się z łóżka i w swojej koszuli nocnej otworzyła drzwi naszym natrętnym gościom. W progu stała Sofia. Wszystkie poderwałyśmy się z łóżek w pełni już obudzone i rzuciłyśmy się jej w ramiona. Do niedawna była u swoich rodziców, po tym jak gwałtowanie opuściła szkołę. Bella i Olivia stały tuż za nią na korytarzu, wszystkie razem dzieli jeden pokój.
- Jak dobrze, że wróciłaś!
- Co się stało? Czemu cię nie było?
- Opowiadaj, wszystko że szczegółami!
Wołałyśmy jedna przez drugą, a Sofia się tylko śmiała i nas serdecznie przytulała.
- Wszystko wam opowiem bez obaw – powiedziała z uśmiechem na twarzy.
Weszłyśmy do naszego pokoju i rozsiadłyśmy się wygodnie słuchając co ma nam do powiedzenia.
- Wiem, że tak nagle wyjechałam bez pożegnania, ale to była pilna sprawa. Jak pewni już wiecie lub nie mój ojciec jest chory na księżycową chorobę.
Anastazja wciągnęła gwałtowanie powietrze.
- Na to samo chorowała Bella – mówi cicho, a dziewczyna kiwa głową przytakując.
- Tak, zgadza się, to to samo - ciągnie Sofia – Nie było z moim tatą najlepiej, więc rodzice chcieli bym wróciła do domu na jakiś czas. Teraz na szczęście wszystko jest dobrze i odesłali mnie z powrotem do domu. Ale tak się bałam... - jej głos się załamał.
- To ta dziwna i niewytłumaczona choroba? - upewniam się, a dziewczyny kiwają głowami. Już kiedyś o niej rozmawiałyśmy, czarodzieje dalej nie wiedzą o co w niej chodzi i jak ją leczyć. - Dobrze, że wróciłaś i wszystko jest w porządku.
Pogadałyśmy jeszcze trochę po czym dziewczyny wyszły, a my końcu się ubrałyśmy. Potem ruszyłyśmy na śniadanie, ale nie zaszyłyśmy zbyt daleko. Tuż przed wejściem do jadalni stał dyrektor i przyglądał uważnie się wszystkim przechodzącym obok niego uczniom. Kiedy nas zauważył jego twarz zmarszczyła się ze złości.
- Chyba mamy problemy – powiedziała Anastazja kiedy dyrektor szedł w nasza stronę.
- Do mojego gabinetu. W tej chwili – powiedział kiedy stanął obok nas. Było widać że jest wściekły.
Nie wiedząc co innego mogłybyśmy zrobić, poszłyśmy za nim potulnie. Kiedy weszłyśmy do gabinetu dyrektora, ten zatrzasnął za nami drzwi i ledwo pohamowując wybuch emocji usiadł przy swoim biurko. My stałyśmy skruszone po jego drugiej stronie.
- Powiedźcie mi – zaczął - gdzie byłyście wczoraj wieczorem i co robiłyście?
I wtedy do mnie dotarło, że mamy przechlapane. Wbrew naszym przypuszczeniom NieCatherine musiała mu o wszystkim powiedzieć, a to przysporzy nam dużo kłopotów. Żadna z nas nie odpowiedziała i wszystkie patrzałyśmy na swoje buty, bo wszyscy w tym pomieszczeniu wiedzieliśmy jaka jest odpowiedź.
- Słucham – dyrektor domagał się odpowiedzi.
Anastazja wiedział się w garść i wystąpiła przed szereg.
- Proszę pana i my dobrze wiemy i pan dobrze wie, że z Cathrine jest coś nie tak. Musiałyśmy coś zrobić bo pan nie reagował...
- Nie interesują mnie wasze wymówki! Pogwałciłyście szkolny regulamin!
- Nie zrobiłybyśmy tego gdybyśmy nie miały powodu! - Anastazja też już była na granicy złości.
- To co dzieje się w mojej szkole jest tylko i wyłącznie moją sprawą i wam nie wolno się w to wtrącać. To ja będę decydował kiedy jest coś nie tak i kiedy trzeba reagować. Nie mam zamiaru słuchać waszych bzdur!
- Ale ona współpracuje z wiedźmami! Dlaczego pan zamyka się przed problemem?! Niech nas pan wysłucha!
- Dość tego! - dyrektor uderzył pięścią w biurko na co my wszystkie podskoczyłyśmy ze strachu. - To ja tu żądze, a wy nie macie żadnego prawa kwestionować moich decyzji i robić co was się żywnie podoba. Nie jesteście nie wiadomo kim. Za swoje zachwianie zostaniecie ukarane. Zgłosicie się do sekretariatu i pomożecie sekretarce segregować akta, każdego wieczoru przez kolejny tydzień. A teraz odejść. Jeszcze jeden wyskok, a zostaniecie zawieszone – powiedział i nie zaszczycił już nas ani jednym spojrzeniem.
Posłusznie opuściłyśmy gabinet, a Anastazja powiedziała:
- To już wiecie czemu mówiłam, że dyrektor nam nie uwierzy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro