Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 35

Nie mogłam oddychać, nie potrafiłam. Przeszedł prze zemnie zimny dreszcz i czułam ucisk w klatce piersiowej, a w ustach brakło mi śliny. Nie, to nie mogła być prawda! To tylko koszmar! Zaraz się oburzę. Mój oddech był płytki. Niestety postać przede mną była z krwi i kości i niestety nie była wytworem żadnego czaru, a tak bardzo pragnęłam, żeby to były tylko zwidy.

- Jak? - wydobył się ze mnie tylko ledwo szept, bo gardło miałam tak ściągnięte.

Przed nami, cała i zdrowa, w całej swojej okazałości stała... Amanda. Moja siostra. Ta która wszyscy byli przekonani, że jest martwa. I to ona była naszym porywaczem. 

- Coś nie tak? - spytałam melodyjnym choć złowrogim głosem. Od jej uśmiechu przechodziły ciarki. 

Anastazja wyglądała jakby miała zemdleć, a Madison patrzyła się na nią bez żadnego wyrazu twarzy, zbyt szokowana. Ja nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę, mój mózg odmawiał współpracy.

- Przecież ty nie żyjesz - powiedziała szeptem Anastazja.

- I tu się musisz - mówiąc to podniosłam palcem podbródek Anastazji, a z twarzy nie schodził jej uśmiech. Widziałam jak jej paznokcie wbiją się w skórę Anastazji. - Nie jestem martwa i nigdy nie byłam.

- Nie rozumiem... - powiedziałam Madison.

Amanda zaczęła chodzić po pomieszczeniu wycierając o poły swojej sukni srebrny miecz. Z daleka widziałam, że jest śmiertelnie ostry i niebezpieczny. 

- Wielu rzeczy nie rozumiecie i nie wiecie.

- Na przykład tego czemu to robisz, przecież ty zawsze chciałaś dobrze, cała szkoła cię podziwia - Madison miała łzy w oczach, kiedy to mówiła, ona naprawie była jej fanką.

- Nigdy nie byłam dobra, to wszystko było grą, pretekstem, podstępem, nazwij to sobie jak chcesz. Robiłam tylko to co musiałam robić, dla własnej korzyści. Życie to gra.

- To o co ci tak naprawdę chodzi? Jaki masz cel? - spytałam będąc w szoku i odrętwieniu. 

- Moja droga, młodsza siostrzyczka - spojrzała na mnie ze słodkim uśmiechem i jeszcze słodszym głosem to powiedziała. - Jakże urocza i jednocześnie głupia i naiwna.

- Nie mów tak do mnie - zaczęłam się otrząsnąwszy z otępienia. - Miałam cię za przykład, za wzór do naśladowania!

- I oto jak skończyłaś, porwana, związana, uwięziona - jej zadowalanie na twarzy mnie potwornie irytowało.

Pulsował we mnie gniew i złość. Że rzeczywiście byłam tak głupia i dałam się oszukać. Zresztą jak wszyscy.

- Jesteś wiedźmą - powiedziałam. 

- Od razu wiedźma, nie da się tak od razu stać się wiedźmą - uśmiech cały czas nie schodził z jej twarzy. - Ale to wcale nie jest dalekie od prawdy.

Próbowałam poluźnić więzy. Nic z tego, były obciążone zaklęciem.

- To chociaż wytłumacz nam po co to robisz - Anastazja jak zawsze myślała racjonalnie.

- Skoro tego właśnie chcecie....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro