Część 11
Po balu mieliśmy kilka dni wolnych w ramach przerwy śród semestralnej, a potem mieliśmy zacząć naukę w nowych frakcjach. Trochę się tego obawiałam, a jednocześnie byłam podekscytowana. Miałam ciągle świadomość magii jaka prze zemnie przepływała i jaka posiada moc, dlatego miałam nadzieję, że w końcu nauka w frakcji pozwoli mi ją ujarzmić, zanim doszczętnie zdemoluje szkołę, co wcale nie było takie niemożliwe. Wszyscy w szkole odsypiali jak na razie wczorajszą imprezie, więc ogólnie było cicho i spokojnie. Podobało mi się to, że chociaż raz nie było w zamku wielkiego zamieszania, ci co aktualnie nie spali korzystali z uroków przerwy międzysemestralnej i zaszywali się gdzieś po kątach.
Kilka godzin temu wypuścili mnie z skrzydła szpitalnego, a że wczoraj nie poszłam aż tak późno spać, była dość wypoczęta i postanowiłam jakość spożytkować wolny czas. Dziewczyny były niczym zombie, z tego co mi wiadomo naprawę późno się położyły po imprezie, więc na razie nie myślały trzeźwo i nie było opcji byśmy coś logicznego wymyśliły w sprawie Catherine. Pozwoliłam, więc im jeszcze odpocząć a sama udałam się do biblioteki.
Nie poszłam do naszego tajnego pokoju, bo stwierdziłam, że równie dobrze mogę się uczyć w części ogólnej. Dlatego znalazłam sobie wolny stoli przy jednym z foteli, bardziej w głębi biblioteki by mieć chwilę spokoju. Zastawiałam się od czego zacząć. Zdecydowałam się w końcu, że na pierwszy ogień wezmę historie magii. Spojrzałam na regał który stał kilka metrów ode mnie i znajdujący się na jeden z półek podręcznik do historii. Czemu by nie spróbować przywołać go do siebie magią, w końcu trening czyni mistrza. Skupiłam się na tomie i sprawiłam, że zaczął się podnosić, za sprawą lewitacji i lecieć w moją stronę. Niestety coś w którymś momencie poszło nie tak. Straciłam kontrole nad podręcznikiem i zaklęciem lewitacji. W jeden chwili połowa książek ruszyła lewitując w moją stronę. Zasłoniłam się rękami kiedy książki z rozpędem we mnie uderzyły. Rozsypały się wszędzie wokół mnie i opadły na podłogę z wielkim hukiem. Spojrzałam na bałagan wokół mnie i doszłam do wniosku, że nie ma sensu próbować posprzątać tego magią, narobię więcej szkód niż pożytku. Wzdycham i zbieram się, za zbieranie podręczników z podłogi. dalej sobie nie radzę z opanowaniem swojej magii.
Kiedy odkładam ostatnią książkę na regał słyszę zbliżające się do mnie kroki. Jak się odwracam widzę Stephanie. Jest w strasznym stanie. Ale nie z powodu wczorajszego balu, musiało się stać coś poważniejszego. Jej włosy są potargane i w strasznym nieładzie, twarz zapłakana, ubranie podniecone i ledwo stoi na nogach, a na twarzy ma duże ślady po podrapaniu.
- Co się stało? - pytam wstrząśnięta.
- Ja.... widziałam Catherine – wybucha przeszywającym serce płaczem.
Podchodzę do niej przytulam i prowadzę na jeden z foteli.
- Ona... żyje – mówi szlochając przeciągle jednocześnie.
- To przecież dobrze – mówię, choć patrząc na nią nie jestem tego pewna. To na pewno nie są łzy szczęścia, płacze tak jakby umarła po raz kolejny.
Kiwa głową na znak, że się zgadza.
- To dlaczego się z tego nie cieszysz? – pytam delikatnie kiedy nawiedza ją kolejna fala rozpaczy.
- Bo to nie jest ona – mówi już nie płacząc całkowicie poważnie. - Wygląda jak ona, ale nią nie jest. To nie jest moja Catherine.
- To kim ona jest? – pytam coraz bardziej zaniepokojona i podejrzliwa.
- Nie wiem – kręci głową – ale nie jest sobą. Coś się z nią stało. Stara Catherine nigdy by się nie zachowała tak podle w stosunku do mnie. Widzisz to? - pyta wskazują swój policzek i znajdująca się tam ranę. – To ona mi zrobiła. Kiedy ją zobaczyłam wybuchłam ze szczęścia i podbiegałam by ją uściskać. Nie mogłam uwierzyć, że ją widzę. To był cud. I wtedy bańka marzeń prysła. Ona mnie odepchnęła i podrapała. Tak jakby mnie wcale nie poznała. Potem rzuciła mi w twarz okropne słowa i kazała się trzymać z daleka, mówiąc, że nic dla niej nie znaczę i nie wie kim jestem. To nie jest ona! To nie może być ona! - Stephanie znów wybucha płaczem.
Przytulam ją i próbuje pocieszyć myśląc intensywnie jednocześnie.
Catherine wstała z martwych, ale jest inna, nie pamięta nas, jest brutalna i okrutna. Tak jakby nie była sobą, jakby nosiła tylko powłokę starej Catherine, a w środku była kimś innym. To mi podsuwa pewną myśl, która wydaję się tak nieprawdopodobna, że może się okazać prawdziwa. Postawiam to później sprawdzić.
Skupiam całą swoją uwagę na Stephanie. Musi się czuć okropnie, uwierzyła, że jej kuzynka powróciła, a potem straciła ją ponownie. Nie wiem jak jej pomóc. Jej rozpacz nie zna granic. Wiem, że najgorsze dopiero przed nami, więc każe Stephanie schować w swojej duszy ten cały ból i wykorzystać w odpowiednim momencie. Chyba pomaga, bo budzi się w niej chęć pomszczenia starej Catherine i rozpacz zamienia się w determinacje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro