Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

W Halloweenową Noc Rozkwita Uczucie

Witam serdecznie wszystkich w oneshocie stworzonym poprzez zabawę, którą już znacie! Tym razem pod inną nazwą czyli #Halloweenchallenge !

Wraz z kilkoma wspaniałymi osóbkami, które postanowiły i odważyły się podjąć wyzwania powstał właśnie ten challenge do którego serdecznie was wszystkich zapraszam!

Rozpiska z godzinami jest rozpisana na tablicy więc będziecie mogli zobaczyć kto jest po kim!

Czas pisania: 5 dni

Ilość słów: 12 k poprzez petycję, napisane jednak 19010 słów!

Słowa kluczowe : jarmark, wiadro, urodziny, kierownica, skandal wtyczka

Ship: Carberla = Dante x Carbo

Zapraszam do osób z którymi biorę udział w zabawie!

_I_Z_A_ vixs21 Nojixy_ CreatywnaSmerfetka Moon_azi Lisomi_21 Kolorowa_poezja kropkav2
Tosternia Coffeuu Hisilka SziFunia Merci_Dark RoselynGolden RudaEwroniara Liliputek_xd natsnush 1-800-J0KER hlep___ Idikila
ixxxxxl m_shirlej plomyczek_lesny12
Pieknadamusi Yukka_mikko

Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału nawet jeśli niektórzy nie zrobili, ale najważniejsza jest przede wszystkim zabawa! Życzę miłego czytania wszystkim Halloweenowych shotów!

Miłego dzionka bądź popołudnia bądź wieczoru gdy to czytasz!

Strasznego Halloween!!!
================================

Witajcie drogie dzieci.
Opowiem wam pewną historię, która może kiedyś się wydarzyła, a może jednak też nie? To tylko kwestia waszego uznania czy uznacie tą historię za prawdziwą czy też fałszywą. Jak wiecie drogie dzieci świat nie gra według zasad i zawsze one są różne względem każdego człowieka bądź istoty żywej. Świat nie jest miłościwy dla niektórych i potrafi jebać ludzi po całości. Względem miłość, przyjaźni bądź szczęścia za którym ludzie dążą i starają się szukać oraz znaleźć. Dziwne iż dla niektórych miłość jest wyznacznikiem życia, a dla innych jest całym światem. Wszystko wygląda tak iż każdy gdzieś dąży i stara znałeś się sens swego istnienia. Niektórzy znajdują go od razu, a inni nie potrafią go znaleźć czy zauważyć. Tak też jest z miłością, miłością między członkami stada czy rodziny. Miłość to uczucie tak wielkie i silne, a jednak tak kruche oraz trochę dziwne pod względem wpojenia. Tak dobrze zrozumieliście. Wpojenie to to samo co uczucie miłości tylko wygląda trochę inaczej. Nie wybierasz sobie partnera tylko przeznaczenie kieruje cię w ramiona swojego wybranka życia. Poznacie historię pewnych dwóch mężczyzn, których połączyło coś więcej niż miłość od pierwszego wejrzenia, choć może też taka była?
Chodźcie ze mną, a poznacie historię pewnej Halloweenowej nocy, która zmieniła bieg losu!

Obudziły mnie padające przez okno promyki światła, które centralnie wpadały do mojego pokoju prosto na moją twarz. Nie chciałem wstawać, ale wiedziałem iż muszę w końcu wstać do pracy, musiałem się powoli przygotować się do tego aby wyjechać z domu głównego i wejść na służbę. Wstałem bardzo niechętnie z łóżka, a raczej po prostu się z wlokłem. Nie czułem się dziś dobrze, ale może przez to iż w nocy nie mogłem spać. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z wieszaka mundur policyjny, który był moim codziennym praktycznie ubiorem. Poszedłem w ślady naszego alfy jak i kilka osób z dosyć wysokimi rangami w policji. Chociaż nie koniecznie wysokimi, hierarchia w stadzie była najważniejsza. Wziąłem głęboki wdech i wydech czując zapach porannej rosy z uchylonego okna przez które wpadał delikatny wietrzyk. Skierowałem się do łazienki, którą miałem w pokoju jako nieliczny z całego stada, bo nie wszystkie pokoje miały taki luksus. Położyłem mundur na półce i zerknąłem w lustro. Wory pod oczami były tak ciemne i fioletowe iż nawet korektor do twarzy nic nie zadziała z nimi. Nie miałem w sumie nawet ochoty starać się schować dowody iż znowu nie spałem. Przed ostatnie miesiące odczuwałem ból i winą była jak zawsze po prostu prosta emocja. Taka jak miłość oraz tęsknota. Zakochałem się jakieś dwa lata temu w człowieku myśląc iż to ta jedyna. Czułem to i to bardzo mocno, ale jednak nie byłem w stu procentach pewny tego. Chociaż moi rówieśnicy w moim wieku już posiadali swoje partnerki, które były im przeznaczone bez względu na to czy przeszli przemianę później czy wcześniej. Nasłuchałem się od starszych, że to jest po prostu pewność w swoim przeczuciu, a najważniejsze aby zaufać swojemu instynktowi, który poprowadzi nas w poszukiwaniu. Zaufałem i sparzyłem się poważnie, a moje serce zostało zranione oraz porzucone. Starałem się bardzo i to naprawdę, ale dla niej byłem jednorazowym wypadem od wszystkiego, a ja głupi miałem nadzieję. Nadzieję, że będzie coś więcej z tego, ale mój instynkt się mylił, dlatego też mu nie ufam. Nie ufam sobie i drugiemu sobie.

-Jest dobrze Dante - mruknąłem do samego siebie w lustrze i poprawiłem swoją czarną grzywkę na lewą stronę. Moje czarne włosy były w nieładzie, ale to moja ulubiona standardowa fryzura. Rozebrałem się ze spodni i wszedłem pod prysznic. Moje ciało było chude i bardziej przypominało damską sylwetkę niż męską, ale nie przeszkadzało mi to w sumie w tym kim chciałbym być. Wiem iż wojownikiem nie będę ani walczyć z innymi u boku. Nie jestem typem co lubi się śmiać czy bawić się z dziećmi. Dopóki nie przejdę pierwszej przemiany nie będę wiedział kim jestem. Alfą, betą czy omegą. Tyle jest możliwości i mimo tego iż nie zależy mi, to wiem iż powinienem być alfą, ale z drugiej strony nie chce mieć tak dużej odpowiedzialności na sobie.

Jestem zmiennokształtnym w sumie będę, ale dopiero gdy będę miał dwadzieścia lat, przejdę swoją pierwszą przemianę, której się boję, bo ból nasila się coraz bardziej z dnia na dzień i nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale nie chcę o tym mówić ojcu. Chcę być pełnoprawnym członkiem stada, ale będę nim gdy w końcu przybiorę swoją wilczą formę i obudzę w sobie wewnętrznego wilka, który jest uśpiony głęboko we mnie. Jednak boję się tego i to bardzo gdyż nie chce znaleźć mate jeśli taką też będę miał, jeżeli istnieje i jest gdzieś tutaj. Odkręciłem kurek z zimą wodą mimo, że na zewnątrz już jest późna jesień i rześko jest z samego rana, a w nocy temperatura schodzi nawet poniżej dziesięciu stopni. To jednak kąpiel pod prysznicem, pod natryskiem zimniej wody była bardzo orzeźwiająca i bardzo mi potrzebna. Nie potrafiłem się bardziej ocucić bez chłodnej kąpieli z samego rana. Nie piłem kawy czy też wszystkiego związanego z kofeiną bądź alkoholem. Byłem abstynentem gdyż nie przepadałem za smakiem tego wszystkiego, bo jako pół człowiek, a pół wilk czułem znaczniej więcej zapachów czy smaków. Podniosłem głowę w stronę słuchawki prysznicowej i pozwoliłem aby zimna woda spływała po mojej twarzy, a następnie po całym ciele. Po chwili zakręciłem kurek i wyszedłem spod prysznica, biorąc do ręki ręcznik. Powoli się wycierałem w puszysta strukturę ręcznika aż nie wysuszyłem się cały. Ubrałem świeże bokserki, a następnie zacząłem zakładać po kolei skarpetki spodnie, białą koszulę oraz górę od munduru na której miałem przypinki z oficerem trzeciego stopnia. Pracuje w policji od dwóch lat i jak na ten etap mojej pracy, sądzę iż to bardzo dobrze lecz powoli dążę do samej góry w hierarchii policyjnej. Przynajmniej w niej jestem trochę bardziej brany pod uwagę niż tutaj. To znaczy czuję się w stadzie bardzo dobrze gdyż każdy mnie szanuję, ale wiem co mówią za moimi plecami. Byłem wyrzutkiem, a gdyby nie mój ojciec, w sumie nie biologiczny ojciec to z pewnością bym nie miał ciekawego życia. Przyjął mnie pod dach i wychował jak własne dziecko.

Nauczył chodzić, mówić, pokazał mi świat i stał się dla mnie prawdziwym ojcem oraz wzorem do naśladowania. Autorytetem jakich mało jest na świecie. Może przez to iż stracił swoją lunę gdy miała dać mu potomka, ale poród nie przeszedł pomyślnie, dziecko jak i matka przepłaciło życiem. Wtedy podobno pojawiłem się ja. Porzucone dziecko pod terenem domu głównego położonego w lesie. Nikt nie wie skąd się tam wziąłem, ale każdy wiedział iż to musi coś znaczyć. Dał mi dom i pokazał jak być dobrym człowiekiem oraz przestrzegać prawa. Zawsze słuchałem się go cały czas bez względu na to czy mówił do mnie normalnym tonem głosu czy swoim dominującym głosem, który posiada tylko alfa, a każdy musi się słuchać bezgranicznie. Poprawiłem górę munduru i słabo uśmiechnąłem się do odbicia w lustrze. Ściągnąłem turban z ręcznika w którym suszyłem zawsze włosy i przeczesałem dłońmi je. Były delikatnie wilgotne, ale jako wilkołak nie przejmowałem się tym gdyż miałem dobrą odporność przeciwko wszelakim chorobom i przeziębieniom. Zamknąłem oczy na chwilę i wziąłem głęboki wdech. Po chwili wyszedłem z pokoju kierując się do schodów aby zejść do kuchni.

-Dzień dobry synu - wpadłem na ojca, który spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, które przeszywały mnie na wskroś. Wydawało mi się często, że swoim wzrokiem potrafi czytać z człowieka to co ukrywa w głębi sobie. Może dlatego też jest szefem policji.

-Hej tato - przywitałem się cicho z alfą, który był przywódcą naszej sfory, która zwana była stadem Blasku Księżyca. Byliśmy bardzo silnym stadem biorąc pod uwagę to iż nie mieliśmy Luny, a strata jej trochę osłabiło stado. Ojciec liczył iż będę alfą i to ja dodam siły stadu oraz moja mate. Co jeśli nie chciałem mieć mate i bałem się kochać. Nie chciałem być wykorzystany i żadna siła oraz namawianie mnie do więzi mate nie przekona mnie aby znów się sparzyć.

-Nie spóźnij się do pracy - oznajmił i zostawił mnie samego na parterze. Od razu zobaczyłem przy drzwiach frontowych stał Chack Morris, mężczyzna był betą i prawą ręką mojego ojca tutaj w stadzie jak i na komisariacie policji. Był spokojny i opanowany, radził dobrze oraz był dobrym przyjacielem samego Sonnego Rightwilla. Skierowałem się do kuchni gdzie połączona była z jadalnią. Wszyscy mieszkańcy byli właśnie w owym pomieszczeniu jak co rano, a ja widziałem od samego początku, że nie chcę tu siedzieć dziś. Nie miałem humoru na to.

-Cześć Dante! - blondyn zaczął do mnie machać, był on omegą, ale i moim przyjacielem od małego. Uśmiechnąłem się do niego gdyż Alex był wspaniałym przyjacielem. Zawsze mogłem na niego liczyć, a obok niego siedział Lincoln, który był betą. Obydwoje przeszli swoje pierwsze przemiany i Andrews był jasno brązowym niezbyt dużym wilkiem, a Theron natomiast był ciemnobrązowym i większym trochę od Alexa. Wielkość wilka zależała w sumie od tego kim się było. Zaś kolor sierści nie był zależny w sumie gdyż nie wszyscy mieli jednolitą jak swoje włosy w ludzkiej postaci.

-Hej - mruknąłem biorąc ze stołu naleśnika i ruszyłem w stronę wyjścia z domu. Dziś byłem zmęczony i chyba nikt tego jeszcze nie zauważył w końcu nie wszyscy to widzieli. Byłem dosyć pesymistycznym dzieciakiem, ale wypełniałem zawsze swoje powinności do samego końca, tak iż każdy był zadowolony jednak nie potrafiłem w sobie znaleźć szczęścia. Czułem, że czegoś mi brakuje czegoś ważnego co powinienem umieć bądź wiedzieć. Jednakże nie miałem pojęcia co to może tak naprawdę być.

-Czekaj Dante jadę z tobą dziś! - dogonił mnie Alex był o trzy lata starszy ode mnie i mimo jego rad czułem iż nie jestem w stanie znaleźć odpowiedniej partnerki. Dziennie zatrzymuje sporo ludzi najczęściej kobiety i od żadnej nie poczułem tego samego co do niej, ale to było dla niej zabawa. Wtedy ostrzegał mnie Gregory, a Lincoln namawiał mnie aby spróbować. Wyciągnęła ze mnie tylko pieniądze i nic więcej, a zostawiła złamane serduszko, które jej podarowałem. Martwiłem się iż do nikogo bardziej nie poczuje nic więcej. Przestałem więc szukać i dałem sobie spokój z tym.

-Chodź w takim razie - powiedziałem cicho kierując się w stronę garażu gdzie miałem swojego mustanga policyjnego. Na spokojnie otworzyłem drzwi garażowe za którymi krył się mój radiowóz policyjny. Nasz dom był w lesie i to trochę dalekim od jakiegokolwiek niepowołanego wzroku ludzi. Nikt nie powinien wiedzieć iż my istniejemy, dlatego też trzymamy się z dala od wszystkich, ale nie da się całkowicie odejść od cywilizacji, która się rozwija. Mój gatunek musiał się przystosować do całego życia, które szło cały czas w przód i nie miało prawa się zatrzymać. Z uśmiechem otworzyłem samochód i zasiadłem na miejscu kierowcy, a jasny blondyn usiadł na miejscu pasażera. Opuszkami palców dotknąłem kierownicy, która oprawiona była w czarną skórę. Zapach lasu mieszał się z zapachem słodkich perfum Alexa, którymi się pstrykał i zapach ciągnął się za nim. Nie mówię, że przeszkadzały mi, ale drażniły mój nos. Nie miałem tak czułego węchu, ale jako jako zmiennokształtny czułem znaczniej więcej niż niejeden człowiek. Włożyłem do stacyjki kluczyki i odpaliłem silnik, który zamruczał wręcz na wciśnie delikatnie gazu. Silnik mruczał przyjemnie dając cudowną melodię dla moich uszu. Uwielbiałem ryk silnika i to było po prostu cudowne jak takie auto mogło tak cudnie wyglądać oraz brzmieć. Wyjechałem z terenu willi i jechałem jedną drogą, która prowadziła do miasta. Trzeba było uważać aby nie potrącić kogoś gdyż niektórzy z rana biegali pośród drzew.

Sam byłem ciekawy tego jakie to jest uczucie, widzieć świat przez wilcze oczy czy ma się kontrole nad swoim ciałem czy też nie? Było wiele pytań na które nie byłem w stanie odpowiedzieć bądź starałem się wywnioskować z tego co widziałem. Nikt nie chciał mówić jakie jest to uczucie, a niektórzy tłumaczyli się tym iż nie da się tego opisać słowami i trzeba to poczuć na własnej skórze. Jednak jak poczuć coś co nie jest jeszcze poznane, a większość ze stada mieli wcześniej przemianę niż w dniu, którego się urodzili. Niektórzy nawet o rok wcześniej, ale to zależy od człowieka, osobowości oraz siły w nas. Droga do miasta przebiegała spokojnie i przede wszystkim zależało mi na tym aby bezpiecznie oraz poprawnie zgodnie z ruchem drogowym, dostać się na miejsce docelowe. W końcu zaparkowałem wóz na podziemnym parkingu i upewniłem się czy aby na pewno wszystko z samochodem w porządku. Nie lubiłem jeździć polną drogą, ale nie było wyboru gdyż nie posiadałem bardziej przystosowanego samochodu do takiej jazdy. Natomiast mustanga nie chciałem zostawiać na komendzie, bo nie miałbym jak wrócić do domu, a kawałek drogi było.

-Dzięki Dante - uśmiechnął się 03 gdyż właśnie był komendantem mimo iż w policji pracował dopiero pięć lat to jednak bardzo dobrze odnajdował się w papierach i dlatego też stał się komendantem w policji. Wysiedliśmy z auta, on po to aby iść do biura, a ja po to aby uzupełnić amunicję i przede wszystkim wziąć radio policyjne oraz GPS. Więc idąc po schodach w górę od razu na parterze skierowałem się do zbrojowni. Ominąłem kilku funkcjonariuszy policji, który dziś mieli zmianę i przywitałem się cichym pomrukiem. Byłem skryty w sobie i każdy to wiedział, bo nie lubiłem rozmawiać ze wszystkimi, a ci z którymi utrzymywałem kontakt to ludzie ze stada bądź osoby, których znałem dobrze i jeździłem najczęściej z nimi na patrole. Wszedłem do środka zbrojowni gdzie były najróżniejsze bronie i nie tylko. Jednak ja chciałem wziąć podstawowe wyposażenie z szafki.

-Siemasz Dante! - do pomieszczenia wszedł Gregory. Mój przyjaciel ze strony ludzi. Od razu wyczułem zapach silnych perfum, ale definitywnie za mocno się wypstrykał.

-Śmierdzisz swoimi perfumami, ale czuję od ciebie jeszcze coś.

-Wybacz byłem z Erwinem wczoraj - podrapał się po karku zakłopotany - nie chciałem aby było po mnie czuć wilkiem jak ty to mówisz - zażartował, ale przewróciłem oczami tylko na jego słowa i wziąłem głęboki wdech gdy przeszedł obok mnie. Wyczułem dopiero zapach rzekomego wilka o którym była mowa. Ubierałem właśnie radio, a do nas doszedł Hank Over. Wyczułem od niego więcej zapachów, które były na nim, a jego oczy skupiły się na mnie.

-Cześć chłopaki - przywitał się i dobrał amunicję.

-Hej Hank! Co tam u chłopaków?

-Wczoraj mieliśmy treningi! Erwinowi nie szło - zaśmiał się, a ja westchnąłem gdyż nie chciałem słuchać o jego stadzie.

Tak stadzie. Moje stado nie było jedyne w mieście przez to od wieków miedzy nami były wszelakie baśnie o tereny łowieckie i nie tylko. Od lat walka między watachą Blasku Księżyca, a Krwawym Kłem była naturalną sprawą miedzy wilczymi rodami. Nie dążyliśmy się przyjaźnią tak można powiedzieć gdyż miasto było podzielone między nami. Jednak sporo członków ze stada zajmowało się normalnym życiem więc tolerowało się niektóre rzeczy oprócz tego aby ktokolwiek z dwóch stad miał ze sobą kontakt. Jedynym wyjątkiem była policja gdzie jako jedyny z stada kła był Hank. Mój ojciec był sceptyczny temu aby dołączył tutaj, ale jak widać Hank osiągnął to co chciał. Jednakże trzymanie się na odległość była ciężka przez to iż Krwawy Kieł zajmował się nielegalną działalnością przez to stykaliśmy się często na przeciw siebie w poszczególnych sytuacjach. Najczęściej trzymałem się z dala aby potem ojciec nie miał pretensji do mnie iż widział mnie przy nich. Nie chciałem aby był zły iż trzymam kontakt, bo wystarczająco był przeciwny mojej znajomości z Hankiem, a Grzesia tolerował, bo to człowiek i jeszcze nie wie iż jest wpojony w Erwina Knucklesa, który był przyszłym przywódcą stada Kła. Nie powiem byłem zaskoczony tym iż w człowieku i co najbardziej to w mężczyźnie. W końcu muszą być z tego szczeniaki, a nawet nie wiadomo czy dało się wbrew prawą natury to aby wilk oraz człowiek miał dziecko, a w szczególności mężczyzna z mężczyzną.

Byłem tolerancyjny wobec tego, bo wilcza miłość była inna, a z wpojenia nie dało się wyleczyć ani w żaden sposób uniknąć go. Dlatego mówi się, że wilk kocha ponad życie i nie potrafi bez partnera żyć. Dlatego tak ważna była dla wszystkich więź mate. Niektórzy czekają aby się pojawiła inni szukają jej, a inni jeszcze po prostu na nią natrafiają przez przypadek. Ja chciałem aby po prostu nie mieć jej i mieć spokój. Czułem iż nie jestem w stanie kogoś pokochać. Wiem, że to głupie, ale jak dziecko raz się poparzy żelazkiem ponownie go nie dotyka. Ja nie szukam miłości i nie mam zamiaru nawet szukać. Nie czułem się wystarczająco dobrze aby szukać czegoś takiego. Przyznaję się do tego iż mam problemy z depresją i biorę leki gdy jest naprawdę ciężko, a moje myśli są bardzo złe.

-Nie chcesz słyszeć o tym? - zapytał Gregory, a ja pokiwałem głową na nie -Dlaczego?

-Im mniej wiem o waszym stadzie tym lepiej dla mnie - odpowiedziałem kierując się do wyjścia z zbrojowni.

-Dante! - głos Hanka mnie zatrzymał więc zerknąłem na niego kątem oka - Ja wiem iż nie jesteśmy jakoś specjalnie zaprzyjaźnieni, ale nie chcę dzielić się na dwa stada. Jesteśmy tu i teraz, a to niech trzyma nas aby nie było podziału między nami! W końcu my musimy trzymać się razem, bo jesteśmy inni od innych!

-Hank lubię cię i to iż ojciec toleruje cię to tak dużo, ale wiesz dlaczego trzymam się daleko od ciebie. Nie chcę pachnąć tobą, bo potem będę mieć problemy w domu!

-Dante i tak nasze zapachy się mieszają! Dobrze to czujesz i to słaba wymówka!

-To nie jest wymówka - westchnąłem ciężko - po prostu nie mam ochoty na to aby czuć od ciebie obce dla mnie wilki.

-Jak chcesz to mogę cię przedstawić w naszym stadzie pięknym omegą, które nie mają jeszcze partnera! - prychnąłem kręcąc głową na boki - Co prychasz, a co jeśli właśnie to jest twoja mate w nich?

-Czułbym od ciebie zapach, a jednak nic mnie nie przyciąga!

-Może nie wyczuwasz, bo nie obudził się w tobie wilk?

-Nie powinniśmy mówić o tym na komendzie chłopaki - stwierdził Gregory i musiałem mu przyznać rację. Mimo iż nie znał naszych tradycji oraz sporów to starał się uczyć jak najwięcej, w końcu jego partnerem jest wilkołak. Lecz jak tak patrzę na niego to jest zadowolony z tego obrotu spraw i nie jest przerażony tym iż jesteśmy kimś innym. Wydawał się być nawet zakochany względem Erwina, biorąc pod uwagę iż są oni dwoma ego topami. Aż strach pomyśleć jak wyglądałoby ich sparowanie ze sobą. Otrząsnąłem się z myśli i spojrzałem na chłopaków.

-Racja - poparłem słownie Grześka i otworzyłem drzwi chcąc wyjść.

-Jadę z tobą na patrol - nagle wyskoczył Montanha co zdziwiło mnie i chciałem od razu zaprzeczyć, ale nie dało się.

-No ja jadę z Czarkiem - stwierdził Over - miłego patrolu chłopaki!

-Dzięki - odpowiedział 05, porucznik trzeciego stopnia - chodź Dante jedziemy razem!

-Czym możemy jechać, chociaż mustangiem? - zapytałem, ponieważ wiedziałem po nim iż nie odpuści mi już i Hank też to czuł.

-Jasne! - odpowiedział z uśmiechem, a nawet nie wiem kiedy wsiadaliśmy do mojego radiowozu. - 05 plus jeden status 5 - zgłosił na radiu, a ja wyjechałem spod komendy. Wziąłem głęboki wdech i kichnąłem czując od Grzesia za dużo zapachów. Mężczyzna musiał zrozumieć i spuścił szybę aby dodać mi świeżego powietrza. -Wybacz po prostu Erwiś stwierdził iż wy wilki wyczuwacie zapachy innych, a najlepiej to zatuszować perfumami.

-Ma trochę rację. Każdy ma inny zapach, a przeznaczone sobie osoby czują zapach w drugiej to co kochają najbardziej.

-Dlatego stwierdził iż pachnę dla niego świeżą trawą - zaśmiał się patrząc na mnie z zafascynowaniem. W końcu coś ode mnie się dowiaduje istotnego.

-A ty czujesz coś od niego? - spytałem chcąc zobaczyć jak to działa u niego. Byłem ciekaw czy czuję tak samo, a może jednak inaczej. Był wielką jedną niewiadomą dla mnie gdyż nigdy nie słyszałem o tym aby wilkołak z człowiekiem.

-Mam świetny węch więc czuję od niego zapach kawy mimo iż używa ostrych perfum - odpowiedział - to tak ma wyglądać co nie?

-Raczej tak - kiwnąłem głową, a w jego oczach widziałem iskierki.

-Nie mogę uwierzyć iż naprawdę mam przynależeć do waszego świata! Ja wiem iż nie jestem wilkiem, ale chyba też mam prawo być członkiem stada?

-Ty i Erwin niedługo pewnie się oznaczycie, a następnie ze sparujecie więc należysz do naszego świata - mruknąłem cicho gdyż nie lubiłem mówić o tym.

-Co to oznaczenie i sparowanie? - zapytał z widocznym zainteresowaniem.

-Oznaczenie to jest jak partner wgryzie się w obojczyk zostawiając na partnerce swój zapach co oznacza iż jest już zajęta.

-To boli?

-Podobno na początku tak, ale potem to sama przyjemność z tego co słyszałem od starszych osobników - oznajmiłem zawstydzony iż muszę mu to mówić, ale rozumiem. Pyta się mnie, ponieważ nie jest w stanie dowiedzieć się od kogoś innego. Hank był młodszy i nie miał jeszcze partnerki więc nie rozumiem, dlaczego mnie pyta skoro sam nie posiadam partnerki.

-Okey, dziękuję ci Dante po prostu wstydzę pytać się starszych o to.

-Nie masz za co - mruknąłem cicho.

-Ty wiesz, że twój kuzyn przeszedł już swoją pierwszą przemianę?

-Co?? - zahamowałem gwałtownie i spojrzałem na mężczyznę siedzącego obok kierowcy.

-Jest białym wilkiem, podobno betą jest - wzruszyły ramionami gdy patrzyłem na niego z szokiem - cokolwiek by to znaczyło.

-Przecież on ma dopiero dziś! - zacisnąłem ręce na kierownicy - Kiedy to się stało?

-Jakieś dwa-trzy dni temu.

-Dlaczego ja o tym nie wiem! - burknąłem wściekły gdyż mój kuzyn, który należał do przeciwnego stada, ale był częścią rodziny bez względu na przynależność do watahy.

-Ponieważ podobno wpoił się w Vasqueza - wyjaśnił - dlatego też nie mógł ci powiedzieć. Wiesz oni znali się długi czas, ale dopiero po przemianie odnalazł to coś i jest to urocze, ale też dziwne.

-Znów mężczyzna i mężczyzna, a ja nie rozumiem dlaczego! - to było dziwne w większości w stadzie Krwawego Kła są geje czy co.

-Nie wiem - wzruszył ramionami - ale według mnie pasują do siebie!

-Ale Grzesiek to nawet nie wiadomo czy da dzieci! Wilki rodzą się aby dawać potomstwo! A mężczyzna z mężczyzną?! To nie realne!

-Może masz rację - westchnął ciężko - jednak dla mnie nie liczy się to! Dzieci czy nie. Miłość chyba jest ważniejsza nie sądzisz?

-Nie obchodzi mnie miłość i wszystko związane z nią - prychnąłem aż nie zauważyłem auta, które pędziło i jechało centralnie naszym pasem, a za chwilę powinno minąć nas. Dlatego przygotowałem się do tego aby ruszyć za zielonym sultanem. Grześ chyba zrozumiał co chcę zrobić i gdy ruszyłem na czerwonym świetle z piaskiem opon za autem co zrobiło wykroczenie. Zaczął się delikatny pościg.

-Kierowco proszę o zjechanie na pobocze! - krzyknął Grześ, a zielony samochód zatrzymał się na poboczu.

-Ty się nim zajmij Grzesiek, ja nie czuję się za dobrze aby rozmawiać - powiedziałem szczerze, bo głowa zaczęła mnie delikatnie pobolewać.

-Dobra to ty zgłaszaj w takim razie na radiu - odpowiedział, a ja złapałem za radio.

-63 plus jeden przeprowadzamy 10-38 na zielonym jaskrawym sultanie RS, nasze 10-20 niedaleko kwadraciaka koło Hot dog chihuahua - zgłosiłem i wyszedłem za brunetem tylko stanąłem od strony pasażera aby ubezpieczać towarzysza. Od razu wyczułem iż jest to wilk, ale nikt od nas nie jest to więc z drugiej watahy musi być.

-Dzień dobry z tej strony Gregory Montanha mój numer odznaki to 05 - jak zwykle prosta formułka, którą trzeba odpukać na początku, a potem to tylko kwestia tego czy kierowca współpracuje.

-Cześć Grzesiek!

-O Carbo! - uśmiechnął się - Co tam u ciebie?

-Wiesz pędzę do stada podobno ważne spotkanie jest - wyczułem jego zapach, który o dziwo pachniał lasem. Zmrużyłem powieki nie za bardzo rozumiejąc o co w tym chodzi.

-Okey, ale mandacik niestety musi być - oznajmił - przyjmujesz?

-Wiesz ile ja mam mandatów do opłacenia? Dobra dawaj! Najwyraźniej podjadę na komisariat jutro - przysłuchiwałem się ich rozmowy i wydało się, że bardzo dobrze się znają - a za co w ogóle mam ten mandat i za ile?

-Mandat miał wynieść tysiąc dolarów przez prędkość, manewrowanie wśród aut i stwarzanie zagrożenia, a przy okazji przejazd na czerwonym świetle - wyczytał z tego co zaznaczył na tablecie.

-Nie da się zmniejszyć? - spytał, a ja przeszedłem się wzdłuż chodnika do kosza aby wyrzucić niepotrzebne śmieci z kieszeni.

-No mógłbym ci zmniejszyć - stwierdził i tak ich słyszałem mimo iż mówią ciszej, ale mam wyostrzone zmysły więc dla wilka było to normalne.

-Pachniesz inaczej - odezwał się, a on zakłopotał się drapiąc po karku.

-Wiem za dużo się spryskałem perfumami. Dante mi już to uświadomił - opróżniłem kieszenie z niepotrzebnych śmieci, ale kątem oka pilnowałem to co się dzieje lecz widząc ich przyjacielską relacje to nie było żadnych obaw o żyje towarzysza.

-Pachniesz limonką - oznajmił nagle co zdziwiło mnie, bo kto niby czuje tego cytrusa.

-Może za długo siedziałeś przy produkcji bimbru Carbo? - zaśmiał się - Mogę pachnąć wszystkimi, ale wiesz jak to jest, dużo osób jest na komendzie.

-Okey może masz rację - jego białe włosy ścięte były na takiego grzyba, tylko oczu nie mogłem zobaczyć jakie ma, ale w sumie nie wiem po co chciałem je ujrzeć. Nie powinien interesować mnie wilk z obcego stada. Ojciec by mnie zabił gdyby zobaczył mnie przy obcym wilku albo rzuciłby się na niego. Podrapałem się po karku i westchnąłem cicho gdyż za długo to trwało.

-Gregory napad na bank - oznajmiłem widząc na tablecie jak przychodzi mi poinformowanie.

-Napad!? Zgłaszaj Dante, że jedziemy!

-To zbieraj się! 63 zakończenie 10-38 - powiedziałem - 63 plus jeden 10-76 na potencjalne 10-90 - zgłosiłem na radiu wsiadając na miejsce kierowcy do swojego czarnego mustanga.

-Na komendzie zgłoś się jutro to zapłacisz! Trzymaj się! - Grzesiek podbiegł do auta i wsiadł szybko, a ja włączyłem sygnalizację dźwiękową gdyż światła były cały czas włączone.
Auto przed nami pojechało z piskiem opon więc spojrzałem na Montanhe. - To standard u niego - wzruszył ramionami.

Ustawiłem na GPS informacje, a po chwili pojawił mi się gdzie jest napad więc ruszyliśmy na miejsce zbrodni i dojechaliśmy w sumie jako ostatni unit. Czy powinienem się zdziwić iż na miejscu było te samo auto co zatrzymaliśmy chwilę przed. Trzymałem się z daleka od drzwi banku gdyż wiedziałem co to oznacza. Wilkołaki były tam, a ja nie chciałem mieć konfrontacji z nimi. To oni najczęściej byli prowokatorami walk i trzeba było pilnować naszych terenów łowieckich. Miasto było duże, ale wokół niego były tylko lasy oraz morze z zachodniej części miasta. Jednak każdy wiedział iż w lasach żyją wilki, co wiązało się z tym, że były chronione przez miasto aby nikt nie polował na nas. Lecz zdarzało się iż ktoś próbował polować na mój gatunek.

-Gregory negocjator, a Dante osłaniasz go! - gdy usłyszałem to od SV, którym mianował się Wayne spojrzałem na niego.

-Nie może Hank? - powiedziałem patrząc się na niebieskowłosego mężczyznę.

-Nie - odpowiedział, a ja westchnąłem delikatnie przestraszony tym.

-Dlaczego?

-To twój patrol partner i idziesz z nim - powiedział mężczyzna nie dając mi nawet prawa zaprzeczenia. Niechętnie ruszyłem za Grzesiem, który był szczęśliwy z tego.

-Jak coś, zwalimy winę na mnie - powiedział Grześ.

-Yhym - mruknąłem niechętnie. W końcu środku zapewne będzie jego partner jeśli są na takim etapie znajomości i nie tylko. Złapałem się za kaburę i patrzyłem w bok aby nie spoglądać na obce wilki. Oni wiedzieli i ja wiedziałem. Nagle poczułem zapach Speedo więc zerknąłem za ramię Grzesia i okazało się, że Vasquez negocjuje, a z tyłu niego stoi Speedo.

-Cześć kuzynku - przywitał się na co przewróciłem oczami. Grzesiek i Vasquez negocjowali na temat napadu, a ja patrzyłem się na kuzyna, który miał zasłonięte włosy kapturem, ale widać spod maski było jego srebrne w sumie to szare oczy. Jednak gdy był podekscytowany to błyszczały mocno.

-Dlaczego nie mówiłeś iż przeszedłeś przemianę - mruknąłem do niego. Ojciec pozwalał mi się jeszcze spotykać od czasu do czasu z moim kuzynem gdyż badanie DNA potwierdziło iż jesteśmy spokrewnieni, a Rightwill zastanawiał się czasami jak to się stało iż znalazłem się w jego stadzie skoro członka rodziny miałem w Kłach.

-Nie było czasu wiesz należę do Krwawego Kła, a ty do Blasku Księżyca i nie jest to takie proste, a ostatnie dni dochodziłem do siebie po przemianie i oznaczeniu - gdy mówił to widać było po nim to szczęście, którym wręcz emanował. Cieszyłem się, że chociaż jemu się udało, bo Vasquez był porządnym człowiekiem oraz wilkołakiem. To w sumie wyjaśniało dlaczego tak późno poczułem jego zapach. Teraz czuć od niego było Vasquezem.

-Dlaczego on nie pachnie tobą?

-Nie byłem w stanie go oznaczyć - rzekł - ale to się zmieni w tą pełnię!

-Nie zdradzaj naszych planów swojemu kuzynowi - mruknął do jego ucha głębokim tonem głosu, a ciało Speedo delikatnie się za trzęsło.

-Wracajmy do negocjacji - oznajmił 05 więc wszyscy zgodziliśmy się z tym kiwając głową. Zainteresowany tym kto jest jeszcze w środku zobaczyłem zamaskowanego mężczyznę, którego wzrok spotkał się z moim. Poczułem jakby świat przestał istnieć, zatopiłem się w jego brązowych oczach, które wręcz hipnotyzowały swoją barwą. Nagle jego oczy przybrały na chwilę wręcz kolor czerwony, a ja poczułem jak powoli tracę czucie w nogach jakbym stracił grunt pod nogami. Otrzepałem się urywając między nami te chore, ale zarazem niespotykane spojrzenie. Skarciłem się za to iż odważyłem spojrzeć w wszystkie oczy każdego z mężczyzn. Wiedziałem iż trudno będzie wytłumaczyć ojcu dlaczego cuchnę obcymi wilkami i to co się tu stało. Mogłem kłamać, ale kłamstwo nie popłaca w tym wypadku.

Spojrzenia bywają różne, niektórzy w ten sposób chcą coś powiedzieć komuś. Inni zerkają z zainteresowaniem, pogardą czy z wyższością, a jeszcze inni w czyimś spojrzeniu widzą cały świat. Uczucie miłości to najcudowniejsze jak i najokrutniejsze ze wszystkich uczuć, które istnieją. Dwie przeznaczone sobie osoby, a jedno wspólne bicie serca w tym samym rytmie. Przeznaczenie bywa różne jak i to jak odnajduje się w kimś bratnią duszę na którą czekało się taki kawał czasu. Jednak czasami nie jest to takie proste jak ludzie uważają. Miłość potrafi być złudna, raniąca i samotna gdy drugie serce nie chce bić w tym samym rytmie. Jeśli jest przeszkoda, której nie da się samemu pokonać i potrzebna jest wtedy drugą połówka nim popadnie się w samo destrukcję. Lecz co jeśli wtedy nie będzie tej drugiej osoby? Co jeśli będzie starała wyprzeć się wszystkiego? W końcu Dante bardzo dobrze znał członków stada Krwawego Kła i miał wiele razy z nimi styczność, ale Hank również dużo mówił o swoim stadzie, a w ostatnim czasie też i Gregory dołączył do grona ludzi, którzy znali słodką tajemnice zmiennokształtnych. Gdyby ludzie znali prawdę o nich z pewnością nie byli przychylni im. Każdy z nas wie iż to co jest nie znane człowiekowi to jest bardziej dla niego obce i niewiadome, a co jest nie wiadome tym bardziej przeraża człowieka. Dlatego wilkołaki żyły w cieniu ludzkiego życia, a w czasie nocy mogły wydobyć z siebie swoją prawdziwą postać, postać wilka. Jednak nie o tym teraz mowa wróćmy do opowieści!

Negocjacje minęły szybko i czułem na sobie cały czas wzrok Carbonary, ale nie odważyłem się ponownie spojrzeć w jego oczy. Przez chwilę miałem wrażenie, że w jego ramionach będę bezpieczny, ale to była po prostu głupota. Mam powinności, które muszę wypełnić, a nie rozmawiać oraz przyglądać się wilkom. Gdy wszystko się udało wraz z uwolnieniem zakładników. Miał zacząć się pościg jedynie czekaliśmy na Knucklesa aż wyjdzie z sejfu.

-Nie jestem w stanie prowadzić - wyszeptał Carbonara do Sindacco, który aż popatrzył na niego z wymalowanym szokiem.

-Przecież ty miałeś jechać!

-Wiem wiem, ale nie jestem w stanie.

-Dlaczego? - mruknął i byłem ciekawy, dlaczego nie był w stanie.

-Wilk - powiedział co zainteresowało mnie mocno.

-Dante chodź na chwilę do mnie - zgłosił na radiu Xander więc niechętnie złapałem za radio.

-10-2 - mruknąłem i ruszyłem w stronę stojącego niebieskowłosego za jednym z radiowozów.

-Pierdolisz!? Kto?! - usłyszałem krzyk Vasqueza.

-Co chciałeś? - spytałem spokojnie.

-Dasz radę na U1?

-Postaram się - odparłem na pytanie mężczyzny, który był wyżej postawiony ode mnie.

-Dobra to mamy już wszystko ustalone!

Nie minęła chwila, a ruszyłem za uciekającym zielonym wozem. Gregory bawił się w radiooperatora podając lokalizacje złodziei i przestępców. Jednak po pół godzinnym pościgu udało im się po prostu uciec przed nami wjeżdżając w ciasną uliczkę gdzie nie zmieścił się mój kochany mustang. Wkurzony na siebie, że zepsułem wziąłem głęboki wdech i jechałem przed siebie w poszukiwaniu auta.

-10-82 - zgłosił Gregory na radiu więc zeszliśmy z radia numer cztery na jedynkę. Od momentu banku nic w sumie szczególnego się nie działo więc dzień monotonnie minął aż do wieczora. Cały dzień spędziłem w towarzystwie Grześka z jednej strony zadowolony z takiego obrotu sytuacji, a jednak z drugiej strony chciałbym być sam przez ten czas. Wróciliśmy na komendę gdyż to była pora abym zszedł z służby.

-Dziękuję za patrol - powiedziałem do Grześka i razem skierowaliśmy się na parter aby złożyć niepotrzebne rzeczy do zbrojowni i nie tylko.

-Ja też dziękuję Dante! - uśmiechnął się szeroko.

-Podwieźć cię do mieszkania?

-Ma po mnie przyjechać Erwin - delikatnie się speszył.

-Jesteście ze sobą od ponad miesiąca - nie brzmiało to jak pytanie mimo iż chciałem aby było pytaniem.

-No tak i naprawdę dobrze mi się z nim układa, wiesz uwielbiam jego całego oraz ego - zażartował na co się zaśmiałem gdy przebieraliśmy się w cywilne ciuchy.

-To dobrze to chyba najważniejsze jest przede wszystkim aby być szczęśliwym co nie? - mruknąłem do niego i ubrałem kurtkę gdyż na zewnątrz było już chłodno.

-Tak - kiwnąłem głową i wyszliśmy z komendy głównym wyjściem. Wziąłem głęboki wdech zimnego powietrza i wypuściłem powietrze ustami tak iż wydobyła się z nich para. Wyczułem ostry zapach Erwina Knucklesa, który wysiadł z Lambo.

-Dobry Monte - przywitał się z mężczyzną pocałunkiem w usta. Przewróciłem oczami widząc to czując się niepewnie przy nich i chcąc jak najszybciej iść na dolny parking - ty Capela!

-Co chcesz Knuckles? - warknąłem do niego, ale żadnej urazy do niego nie miałem lecz nie chciałem mieć z nim żadnego kontaktu.

-Trochę grzeczniej - prychnął, a w jego plecy wtulił się brunet.

-Dobrze wiesz, że nie powinniście rozmawiać - wyszeptał Grzesiek za co byłem mu dozgonnie wdzięczny.

-Wiem, ale chciałem mu coś... - więcej nie usłyszałem gdyż po prostu odszedłem od nich. Nie miałem ochoty ani czasu aby dyskutować z przyszłym przywódcą stada Kła. Sam musiałem wrócić do swojego stada. Nie minęła chwila, a już byłem w drodze do domu. Miałem tylko nadzieję iż nie będzie problemów. Po prawie godzinnej jeździe zaparkowałem na parkingu i wysiadłem z auta, a garaż zamknął się gdy opuściłem jego wnętrze. Powolnym krokiem szedłem do frontowych drzwi, które otworzyłem. Białe ściany oraz jasne detale rzucały się mocno w oczy wśród drzew oraz liści, które mieniły się tyloma barwami. Powolnym krokiem wszedłem do domu i zamknąłem za sobą drzwi. Przedostałem się po cichu do schodów i już chciałem uciekać do góry gdy poczułem dotyk na ramieniu. Przestraszyłem się i odskoczyłem w przód, ale dopiero gdy odwróciłem się zobaczyłem Chucka.

-Twój ojciec chcę cię widzieć w gabinecie.

-Teraz?

-Tak - odparł więc niechętnie ruszyłem na parterze w stronę gabinetu, który był na samym końcu. Zapukałem do drzwi i słysząc ciche proszę wszedłem do środka.

-Cześć tato - przywitałem się z nim i starałem się wyczytać coś z jego niebieskich oczu oraz minie, którą przybrał.

-Siadaj! - pokazał dłonią na krzesło więc szybko usiadłem na wskazanym miejscu i czekałem aż w końcu powie coś co by mnie nakierowało dlaczego jestem tutaj. -A więc mam kilka pytań.

-Słucham - mruknąłem czując narastający stres związany z tym iż siedzę tutaj, bo zawsze gdy siedzę w tym miejscu to nie kończy się to dla mnie dobrze.

-Dlaczego pachniesz obcymi wilkami - wiedziałem iż spyta o to gdyż to było praktycznie cały czas powtarzające się pytanie.

-Miałem styczność z wilkami Krwawego Kła - powiedziałem cicho bawiąc się dłońmi, a raczej palcami u dłoni.

-Nic ci nie zrobili?

-Robili bank i musiałem osłaniać Gregorego, bo tak chciał Xander - odparłem zestresowany tym gdyż bałem się, że coś złego zrobiłem i niezgodnego z kodeksem - tylko tyle tato.

-Masz się od nich trzymać z daleka! - warknął swoim głosem alfy, który każdy musi słuchać.

-Wiem tato i robię wszystko aby tak też było - mruknąłem do niego.

-Coraz bliżej jest czas do twojej przemiany może lepiej abyś został w domu i bezpiecznie to przeszedł?

-Co?! - zmrużyłem oczy czując iż nie podoba mi się ten pomysł. Miałem siedzieć cały czas w pokoju i nic nie robić, to nie jest dobry pomysł biorąc pod uwagę moją depresyjną chorobę. - Nie wiesz kiedy będę ją miał! - burknąłem - I czy w ogóle będę ją miał! Nie mam zamiaru rezygnować z pracy!

-Nunuś! Robię to co myślę za słuszne! Co jeśli będziesz na patrolu bądź na komendzie i wtedy się zacznie?

-Trudno - wstałem z krzesła - nie zrezygnuje z pracy aby siedzieć i nic nie robić!

-Masz zostać! - poczułem jak po moich plecach przechodzą dreszcze delikatnego lęku przed mężczyzną, który ponownie użył na mnie głosu alfy. Powinienem się go posłuchać, ale mogłem też nie, w końcu mój wilk nie obudził się jeszcze i ton głosu nie działał na mnie tak bardzo iż ulegałem od razu. To była w sumie tylko moja dobrowolna decyzja, że się słucham bez sprzeciwów. Jednak tym razem nie mogłem się zgodzić.

-Nie tato, nie zostanę tutaj - burknąłem i ruszyłem do wyjścia z gabinetu, który był w jasnych kolorach brązu.

-Dante! - warknął warcząc moje imię, ale złapałem za klamkę i spojrzałem na ojca.

-Chcę chodzić do pracy tato bez względu na przemianę! Dobrze wiesz iż każdy z nas mniej więcej czuje kiedy będzie ją miał. Jednak ja nie czuję tego - powiedziałem smętnym tonem głosu, bo naprawdę nie czułem w sobie jakiś zmian i to bolało najbardziej. Obawiałem się iż nie będę w stanie przybrać wilczej formy. Czasami tak jest iż w rodzinie wilkołaków rodzi się dziecko, które czuję więcej i widzi więcej, ale nigdy nie przybierze wilczej postaci przez to czuję się wyobcowany oraz czuje jakby mu czegoś brakowało. Takich wypędza się z stada i tego się bałem iż stracę dom oraz wszystkich, których kocham.

-Nunuś - jego głos zmienił brzmienie z złego na smutnego - nie jesteś inny. Jesteś jak ja - nie wiem nawet kiedy podszedł do mnie i złapał mnie w uścisku. Niewiele myśląc wtuliłem się w niego bardziej. Miałem ochotę płakać gdyż wszyscy przed swoimi urodzinami przechodzili przemianę, a ja nadal nic, chociaż do moich urodzin zostało trzy dni.

-Nie czuję tego - wyszeptałem - chce być członkiem stada, aale nie czuję - głos mi się załamał i pociągnąłem nosem aby nie rozkleić się do końca.

-Masz czas na to - powiedział cicho - niektórzy przechodzili swoją przemianę w dniu urodzin bądź po urodzinach. To zależy od tego co trzymasz w sobie albo tego kto popchnie cię do przemiany.

-Hm? - mruknąłem nie rozumiejąc ostatniego co powiedział, na co westchnął cicho.

-Chodzi mi o czynnik przez który może dojść do przemiany. Niektórzy potrzebują na przykład mate aby przejść przeminę, a inni przy tych przy których czują się najpewniej. Jest wiele czynników przez które wcześniej może dojść do tego.

-Czyli Speedo wcześniej przeszedł przemianę dzięki Vasquezowi? - zerknąłem w oczy ojca nadal tuląc się od jego klatki piersiowej.

-Męski związek? - spytał z zaskoczeniem.

-Albert stwierdził iż to jego partner.

-Kim jest? - zadał pytanie wpatrując się w moje oczy.

-Betą jak dobrze wyczułem, ale ciężko biorąc pod uwagę iż pachnął Vaskim.

-Oznaczyli się? - kiwnąłem głową na tak, mimo iż nie do końca się oznaczyli, ale jednak.

-Czy z tego mogą być dzieci? - mruknąłem gdyż ciekawiła mnie ta kwestia.

-Nasze organizmy są zbudowane inaczej od ludzkich i przystosowują się do przemiany względem wpojenia.

-Czyli wilk z wilkiem może, a człowiek i wilk?

-To już bardziej skomplikowane - odparł - a po co pytasz?

-Tak po prostu - wymamrotałem gdyż nie chciałem zdradzać Grześka, ale ojciec zaczął ruszać nosem aż jego oczy się poszerzyły.

-Montanha z Knucklesem?! - westchnąłem cicho gdyż zapomniałem iż pachnę nimi, bo jako ostatnich przy nich byłem. Kiwnąłem głową niepewnie na tak i schowałem twarz bardziej w ojcu. -Dlatego tak często jeździsz z nim?

-Zna tajemnice o nas od miesiąca - wyznałem cicho.

-Fajnie iż wiem o tym na samym końcu - mruknął i był delikatny zły, ale kto by nie był skoro to była bardzo strzeżona informacja. - Dobrze skoro tak to rób co uważasz, ale wolałbym abyś został jednak w domu na wszelki wypadek.

-Ja wolę jechać do pracy - odparłem, a jego ręce znalazły się na moich barkach, a on sam odsunął się ode mnie o krok w tył.

-Wspieram cię we wszystkim, ale wolę abyś był bezpieczny. Pierwsza przemiana jest bardzo nie przyjemna.

-Wiem nasłuchałem się o tym - odrzekłem, a on puścił mnie.

-Idź odpocząć, a przede wszystkim zjeść coś!

-Dobrze tato.

Posłuszeństwo wobec starszych jest ważne, ale czasem to młodsi posiadają rację po swojej stronie. Nie jest trudno kłamać, a trudniej z siebie wydobyć prawdę. Tak samo jak ciężko jest przypasować do innych gdy jest się całkowicie odmiennym. Nie jest tak prosto jak niektórzy myślą, bo czasami powstrzymuje nas od działania strach i własne lęki przed którymi staramy się uciec. Dante nigdy nie był dobry w uczuciach i mimo, że starał się jak mógł nie wszystko potrafił zrozumieć od razu. Tak samo jest z tym co czują inni i jak postrzegają świat. Jednak lęk przed prawdą bywa paraliżujący, dlatego najczęściej odrzuca się to co się nie rozumie w bok. Skupia się na tym co się zna i wie. Często w ten sposób zaprzepaszczając szansę na lepsze życie, które samo idzie w naszym kierunku, a my je odrzucamy. Tak też można powiedzieć o Dante, bo świat daje ciągle mu szansę, której nie dostrzegał, dlatego też cierpiał w głębi siebie.

Zaczął się kolejny piękny dzień, tym razem miałem na wieczorną zmianę więc nie spieszyłem się ze wstawaniem. Mogłem trochę odpocząć gdyż dzisiejszej nocy miałem w końcu spokojny sen, ale w nim widziałem białego wilka z krwiście czerwonymi oczami. Jednak czułem spokój będąc koło niego w śnie. Zamknąłem oczy przypominając sobie jak przyjemnie miękkie miał futro. Zastanawiało mnie tylko co to za wilk, bo chyba nie był mój gdyż nie miałem białych włosów, chociaż mój kuzyn miał białe, ale w sumie nie znałem rodziców więc nie wiem czy nie będę miał jakieś mieszanej sierści. Podniosłem się bardzo nie chętnie z łóżka i przeszedłem do łazienki. Odkręciłem kurek z zimą wodą i ochlapałem twarz aby się bardziej rozbudzić. Spojrzałem w lustro i odskoczyłem widząc iż mam czerwone tęczówki, które po chwili wróciły do mojego ukochanego niebieskiego koloru. Nie rozumiem, dlaczego były czerwone i stres spowodował, że zacząłem chodzić w kółko oddychając ciężko. Spanikowałem i to mocno. Podszedłem do lustra ponownie spoglądając w swoje oczy. Jednak wyglądały normalnie, chociaż może mi się wydawało tylko. Starałem się oddychać spokojnie lecz nadal byłem przestraszony tym co się stało. Spuściłem głowę i zakręciłem kurek, który nadal był odkręcony. Wytarłem twarz w ręcznik i wyszedłem z łazienki do pokoju aby ubrać się w coś sensownego, a następnie zejść na dół do jadalni na śniadanie. Po kilku minutach zszedłem na dół gdzie większość jeszcze siedziała przy stole. Usiadłem na wolnym miejscu i nałożyłem sobie sałatkę z kurczakiem, a do tego dwie połówki bagietki oraz sporo szynki. Jako wilkołak musiałem jeść dużo mięsa i w sumie uwielbiałem je jeść w najróżniejszy wersjach.

-Siemasz Dante - przywitał się ze mną Lincoln do którego się uśmiechnąłem słabo.

-Cześć Lin - odpowiedziałem, a on dosiadł się do mnie. Lincoln był o dwa lata starszy ode mnie, ale jako dzieciaki dużo spędzaliśmy czasu ze sobą. W końcu jako szczenięta wilczych rodzin mieliśmy wspólne dzieciństwo.

-Dziś do pracy? - spytał nakładając sobie na talerz znacznie więcej jedzenia ode mnie, bo nie bez powodu mówi się, że ktoś ma wilczy apetyt w końcu dużo jemy. No oni jedzą, bo dopóki nie przemieniam się to mój organizm nie musi więcej jeść.

-Tak na wieczorną zmianę i będę odsypiać z rana, a co? - spytałem ciekawy co wymyślił.

-Wiesz niedługo halloween i usłyszałem, że ma być niezła impreza!

-Wiesz, że nie powinniśmy się pojawiać w mieście bez powodu.

-Ty jakoś cały czas jesteś! - burknął przewracając oczami.

-Bo ja pracuję, a ty bronisz domu.

-No weź pojedziemy na godzinę no może dwie! Spotkamy się z przyjaciółmi i rozerwiemy się!

-Lincoln to nie jest dobry pomysł w nocy będzie pełnia - rzekłem - poza tym mam wtedy urodziny.

-Do tego czasu pewnie przejdziesz to co każdy pełnoprawny członek stada.

-Oby - mruknąłem kończąc jeść śniadanie - idę się przejść po ogrodzie.

-Tylko nie odchodź za daleko - rzekł, a ja kiwnąłem głową, bo rozumiałem o co mu chodzi. Martwił się iż będę sam przechodzić przemianę, a tego nikt nie chce.

-Jasne - odparłem wstając od stołu. Ubrałem buty sportowe i wyszedłem z domu. Wszyscy na mnie zerkali, ale to było normalne jak na wilkołaka przed przemianą. Każdy zastanawiał się nad tym kiedy nadejdzie ten czas aż przybiorę swą wilczą formę, w końcu miałem być następcą ojca więc na moich barkach jest duża odpowiedzialność. Ruszyłem biegiem w stronę lasu, który tak bardzo kochałem. Czułem się w nim najlepiej oraz swobodnie, a zapach lasu uspokajał mnie dając nadzieję na lepsze jutro. Nie biegłem szybko, bo nie chciałem się męczyć tylko przebiec po to aby pozbyć się z siebie zbyt dużo energii, która rozpierała mnie od środka. Nie miałem tak od jakiegoś czasu aby mnie rozpierała energia, ale skoro już buzowała we mnie to spożytkuje ją w odpowiedni sposób. Biegłem w stronę jeziora, które było na pograniczu naszego tereny, a drugiego stada. Wziąłem głęboki wdech i wydech, ciężko biorąc oddech w płuca. Jezioro było pograniczem dla naszych stad i dzieliło je. Już z dala widziałem potężną łąkę, która otaczała jezioro przy którym dawno mnie nie było. Kochałem najbardziej zapach świeżej wody pomieszanej z mokrymi konarami drzew, a dodatkowo zapach ostatnich kwiatów, które jeszcze kwitły oraz trawa. To było coś co mnie potrafiło uspokoić. Przebiegłem kilka kilometrów i dopiero gdy dotarłem na miejsce mogłem odsapnąć. Do moich nozdrzy dostał się zapach, który tak bardzo uwielbiałem, mogłem odetchnąć od tego wszystkiego co się dzieje wokół mnie. Położyłem się na ziemi wśród trawy i oddychałem spokojnie czerpiąc chwilę szczęścia z ciszy, która tutaj panowała. Leżałem tak długo tutaj aż nie wybiła dwunasta popołudniu leżałbym tu dalej gdybym nie usłyszał szelestu z drugiej strony jeziora. Niepewnie podniosłem się z trawy, która zasłaniała mnie tak naprawdę do pasa, a ja przykucłem aby nie było mnie widać. Zauważyłem trzy wilki. Jeden srebrny, drugi biały, a trzeci brązowy. Musieli być ze stada Krwawego Kła. Nie znałem ich może był to ktoś kogo znałem, ale nie widziałem nigdy Knucklesa czy Vasqueza w postaci wilków.

Niepewnie podniosłem się wyżej chcąc na szybko wycofać się z miejsca. Może byłem na swoim terenie, ale nie oznaczało iż nie mogą mi zrobić krzywdy. W końcu byli pod wilczymi postaciami. Zacząłem powoli się wycofywać, ale nadepnąłem na gałązkę co wydała hałas. Zerknąłem w stronę wilków, które na mnie spojrzały. Nie wiele myśląc ruszyłem biegiem w stronę lasu. Nie powinno mnie tu być wbiegłem do lasu chowając się za pierwszym lepszym drzewem. Zerknąłem w tył chcąc zobaczyć czy jestem goniony, bo jeśli tak to nie mogę wrócić do domu z ogonem. Jednak zauważyłem iż biały wilk jakby zatrzymał tamte więc niewiele myśląc uciekłem do domu. Po pół godzinie nieustannego biegu wbiegłem na teren domu, a moje serce biło niemiłosiernie szybko. Wpadłem do domu przez drzwi i wbiegłem na piętro kierując się do pokoju. Płuca bolały mnie od biegu, a każdy chlust powietrza w płuca bolało.

-Nunuś wszystko w porządku?

-Ttak - powiedziałem ledwo, a mężczyzna wszedł do mojego pokoju. Spojrzałem na niego, a moja twarz płonęła więc z pewnością byłem cały czerwony. Jednak nie byłem w stanie się uspokoić.

-Co się stało? To już? - spytał zmartwionym tonem głosu i zauważyłem w jego niebieskich oczach delikatny strach.

-Nnie po prostu - wziąłem głęboki wdech nie wiedząc czy mogę powiedzieć o tym. Miałem w końcu zakaz na to aby zbliżać się do granic.

-Co? - usiadł na moim łóżku i pokazał dłonią abym usiadł również. Usiadłem więc i zagryzłem wargę.

-Widziałem obce wilki - wyszeptałem.

-Byłeś przy granicy terytorium?

-Tak, ale ja wiem, że nie mogę tam być, ale potrzebowałem się przebiec - spuściłem głowę w dół - ja wiem, że źle zrobiłem przepraszam tato!

-Śledzili cię?

-Nie - mruknąłem, a on napisał coś na telefonie.

-Na wszelki wypadek wyśle kogoś aby sprawdził teren - rzekł - Dante proszę cię nie chodź tam! Sam widzisz jak wygląda sytuacja i bez wilczej postaci nie byłbyś w stanie uciec gdyby się na ciebie rzucili. Nikt nie uratował by cię.

-Przepraszam naprawdę tato!

-Mam nadzieję, że rozumiesz dlaczego ci zabraniam. Jesteś ważny dla stada! Jakby coś ci się stało to bym sobie nie wybaczył! - powiedział patrząc się na mnie i pocałował w czoło.

-Rozumiem i już nie będę - mruknąłem cicho.

-Dziwne, bardziej niż ostatnio pachniesz - mruknął, ale usłyszałem go.

-W sensie? - spytałem zdziwiony i powąchałem się nie rozumiejąc tego o co mu chodzi gdyż mój zapach był normalny.

-Może to przez to iż niedługo będziesz miał przemianę - powiedział i pogłaskał mnie po głowie na co przymrużyłem oczy. Uwielbiałem gdy głaskał mnie po głowie - dlatego tak intensywnie czuć od ciebie zapach deszczu.

Z pewnością nie wiecie, ale każde stado posiadało zapach, którym się jakby posługiwało wśród wszystkich. Każdy alfa czuł go zależnie od tego czy to są młode czy starsze wilki. Jedynie inaczej działo to u wpojonych wilków. Oni odczuwali zapach u swojej drugiej połówki, taki jaki kochali i uwielbiali czuć, bo to pomagało im znaleźć swoją mate. Wśród swoich zapachów jest zawsze zapach przynależny do stada, ale czuć go najbardziej wtedy gdy jest się pod wilczycą postacią. Co jeśli to co czuje Rightwill to nie przez przemianę, ale przez to iż spotkał kogoś kto mógł być dla niego całym światem. Lecz nie czuje tego tak bardzo przez to iż nie przemienił się, chociaż czuję zapach to nie jest pewny tego co to oznacza. Nie wszystko zostało wytłumaczone i wiele miał niewiadomych przez to jest bardzo nie pewny w wszystkim. Jednak i tak był bardzo odważny na to co się dzieje wokół niego. Z czasem z pewnością zrozumie wszystko. Skoro mowa o czasie to chyba pora aby Dante w końcu znalazł się w pracy! Więc wróćmy teraz do opowieści.

Ubierałem się właśnie w mundur. Na zewnątrz było już delikatnie ciemno w końcu osiemnasta godzina to jednak już późna pora biorąc pod uwagę iż jest październik. Wziąłem głęboki wdech i poprawiłem mundur patrząc się w lustro. Do pomieszczenia wszedł Grzesiek i od razu spojrzałem na niego mrużąc zaskoczony oczy.

-Oznaczył cię? - spytałem z niedowierzaniem gdyż czułem ten ostry zapach cynamonu połączony z lawendą. Nienawidziłem zapachu cynamonu więc od razu wiedziałem iż był w domu głównym Krwawego Księżyca.

-Dlaczego ty musisz zawsze wszystko mówić pierwszy - zażenował się i zakłopotał mocno - tak oznaczył mnie wczoraj w nocy.

-Gratuluje - mruknąłem w jego oczy.

-Dzięki - uśmiechnął się - dziś wspólny patrol?

-Czemu nie - odparłem - tylko się ubierz.

-96 do 63 - padł komunikat na radiu.

-Zgłasza - mruknąłem do radia czekając na odpowiedź.

-Do lobby przyszedł mężczyzna, który miał zapłacić za mandaty i podobno mówi iż chce coś wytłumaczyć, bo jakieś nieporozumienie jest.

-Dlaczego ja mam się tym zająć? - spytałem.

-Jest oficer jako jedyny na komendzie - odparł.

-Dobrze zaprowadź go do sali przesłuchań tam zejdę wraz z porucznikiem.

-10-2 - odpowiedział więc zerknąłem na Grzesia.

-Już się ubieram - odparł i zaczął szybko się przebierać.

-Jest na przesłuchaniówce nr 1.

-Dzięki - rzekłem do radia i po chwili skierowaliśmy się na dół do przesłuchaniówki. Poczułem zapach lasu, którym się zaciągnąłem mrużąc powieki.

-Nie odlatuj - zaśmiał się, a ja oprzytomniałem.

-Wybacz - powiedziałem i weszliśmy przez drzwi w stronę sal, a następnie stanęliśmy przed pierwszą przesłuchaniówką.

-Może zrobię nam herbatę, a ty dowiedz się o co chodzi - zaproponował i w sumie zgodziłem się z tym gdyż miałem ochotę na herbatę. W ten sposób rozdzieliliśmy się, a ja wyciągnąłem tablet w który spojrzałem wchodząc do środka pomieszczenia.

-Dobry wieczór z tej strony oficer Dante Capela, mój numer odznaki to 63 - powiedziałem standardową formułkę i spojrzałem znad tabela na mężczyznę. Moje serce na chwilę przestało bić gdy moje oczy spotkały się z brązowymi tęczówkami białowłosego.

-A więc jesteś Dante - powiedział głosem alfy, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Zagryzłem wargę wpatrując się w mężczyznę, który uśmiechał się do mnie miło, ale i zarazem zawadiacko. Odchrząknąłem, urywając spojrzenie między nami.

-Jesteś wilkiem nie powinienem cię przesłuchiwać - warknąłem.

-Jesteś jedyny tutaj nie masz wyboru - rzekł i miał rację. Westchnąłem i usiadłem na przeciwko niego czując ten przyjemny zapach, który powodował iż zatraciłem się w kilku aspektach.

-Dowód osobisty - powiedziałem, a on przesunął w moją stronę plastik z danymi. Mężczyzna wpatrywał się we mnie z wzrokiem, którego nie potrafiłem rozgryźć. Jednak starałem się nie zwracać na to uwagi - Nicollo Carbonara - przeczytałem i przesunąłem plakietkę w stronę mężczyzny. Wpisałem na tablecie dane i wyszukałem go w bazie danych.

-Jeszcze nie przeszedłeś przemiany co nie? - spytał, a moje mięśnie spięły się gdyż nie lubiłem mówić o tym.

-Im mniej nasze stada się spotykają tym bardziej bezpieczniej jest - odpowiedziałem mu - dlatego też nie powiem ci niczego. Tym bardziej twój głos alfy nic nie zadziała na mnie.

-Ktoś mówił ci iż jesteś uroczy? - powiedział, a ja spojrzałem na niego nie rozumiejąc do czego to idzie.

-Nie zostaną ci zmniejszone wyroki - rzekłem twardym i stanowczym głosem, wracając wzrokiem na tablet.

-Jestem - do przesłuchaniówki wszedł Grzesiek podając mi herbatę oraz białowłosemu, a sam usiadł obok mnie - więc co wiesz?

-Chwilowo nic - odpowiedziałem markotnie, ale wziąłem w dłoń kubek z herbatą czując jej truskawkową woń.

-Siemasz Grzesiu - białowłosy również wziął w dłoń kubek.

-Z pewnością jesteś aby zapłacić rachunki za mandaty, ale coś jeszcze chyba było?

-Policjant mnie zatrzymał mówiąc iż moje auto było na napadzie wczoraj, a zgłaszałem iż było ukradzione.

-Dobrze znamy prawdę - oznajmiłem zerkając delikatnie zawstydzony w te piękne czekoladowe tęczówki w których widziałem tyle zbieżnych emocji, ale gdy spojrzały na mnie uciekłem wzrokiem na tablet. Skarciłem się za to co myślałem, bo przecież nie mogłem tak myśleć o mężczyźnie, który pachniał tak cudownie lasem.

-Jaką prawdę? - zapytał, a ja czułem na sobie jego wzrok.

-Odnośnie tego wozu - mruknąłem cicho - byłeś tam czasowo przed momentem banku. Ten wóz.

-Nie udowodnisz mi to Dantiś - powiedział cicho zdrabniając moje imię.

-Dashcam i bodycam - odparłem starając się opanować przy mężczyźnie, który powodował iż nogi odmawiały mi posłuszeństwa, a serce biło nienaturalnie szybko.

-Może lepiej zostawmy to miedzy sobą? - zaproponował Montanha, a ja westchnąłem cicho zerkając na porucznika.

-To później odbije się na nas - oznajmiłem odkładając tablet na stół, a ręką złapałem za ucho od kubka. Musiałem zająć się innym zapachem niż ten cudowny zapach lasu, który unosił się od mężczyzny. Nie wiedziałem dlaczego wydzielał taką woń, ale miałem nadzieje iż nie jest to powiązane z czymś ważnym.

-No, ale jesteście tym samym - rzekł - powinniście raczej współpracować.

-Jesteśmy wrogami - powiedziałem przewracając oczami - nie powinno mnie tu nawet być! Jak ojciec wyczuje ode mnie jego to mnie wydziedziczy!

-Aż tak boisz się swojej alfy? - zapytał mężczyzna na którego spojrzałem. Przez to znowu zatopiłem się w jego oczach. Cisza, która powstała między nami nie pozwoliła nawet abym oderwał się od jego oczu, które patrzyły na mnie w taki sposób iż robiło mi się gorąco od środka. Dopiero po chwili zamrugałem oczami odwracając wzrok od jego hipnotyzujących pięknych oczek.

-Nie - mruknąłem cicho i zacząłem bawić się palcami, czując się niepewnie w obecności mężczyzny, ale z drugiej strony tak bezpiecznie.

-Więc? - zapytał cicho, a ja zerknąłem na Grzesia, który był uśmiechnięty po uszy.

-Zzapłacisz mandaty i zostanie usunięta ta notatka - wyszeptałem patrząc się w pół pusty kubek z herbatą. Czułem się bardzo dziwnie, ale woń lasu odurzała mnie trochę.

-Dziękuję - uśmiechnął się radośnie tak iż było widać jego wilcze kły.

-Nie ma za co - wymamrotałem i podsumowałem kwotę za wszystkie mandaty, których się narobił, a następnie podałem cenę, którą będzie musiał zapłacić. Mężczyzna oczywiście zapłacił kartą jak to bywa najczęściej.

-Idę odnieść kubki to odprowadzimy Carbo i oddamy mu samochód - oznajmił Grzesiek biorąc kubki do dłoni, a po chwili wyszedł zostawiając mnie sam na sam z mężczyzną.

-Dante mam do ciebie pytanie - powiedział Carbo, ale patrzyłem się w stół patrząc się na swoje palce, które teraz były najbardziej ciekawszym zajęciem teraz.

-Co to za pytanie? - zapytałem cicho, a on westchnął.

-Spójrz na mnie - mruknął proszącym tonem więc zerknąłem w jego oczy przymrużając swoje, ale one otworzyły się samoistnie - Danti nie czujesz tego?

-Czego? - zmarszczyłem nos patrząc się w jego oczy zatapiając się w nich ponowienie. Nie wiem nawet kiedy dłoń mężczyzny dotknęła mojej. Jego szorstkie, ale i zarazem przyjemne w dotyku dłonie przesunęły się wzdłuż ramienia. Ten dotyk był taki przyjemny.

-Tego zapachu? - mruknął podnosząc się z krzesła - Tego napięcia?

-Jja nie wiem - wyszeptałem gdy znalazł się niebezpiecznie blisko mnie, a zapach lasu stał się bardziej wyrazisty. Jego dłoń sunęła się po moim ramieniu coraz wyżej. Jednak nie potrafiłem powiedzieć mu aby przestał. Dotyk jego dłoni był taki przyjemnie parzący, ale i łagodzący. Nie potrafiłem tego opisać, gubiłem się w swoich własnych myślach.

-Twój wilk musi się uwolnić - wyszeptał do mojego ucha, a jego ciepłe powietrze, które dotknęło mojej skóry spowodowało dreszcz oraz gęsią skórkę - wtedy zrozumiesz.

-Nie wiem czy zrozumiem dlaczego czuć od ciebie lasem - szepnąłem, a nasze spojrzenia się spotkały. Patrzyłem w jego oczy gdy jego twarz niebezpieczne zaczęła zbliżać się do mojej. Nie walczyłem z tym, chociaż raczej powinienem, a tak to pozwalałem sobie na to aby robił ze mną co chciał. Czułem jak moje policzki stają się czerwone z zażenowania bądź zawstydzenia. Miałem wewnętrzną walkę ze sobą co zrobić z mężczyzną, który zapewne chciał więcej. W ostatniej chwili oprzytomniałem odsuwając się od niego, mimo iż moje ciało jakoś pragnęło jego bliskości. Nie rozumiałem siebie i swoich odruchów.

-Wybacz - brązowooki zakłopotał się odsuwając ode mnie na bezpieczną odległość. Wziąłem głęboki wdech i wstałem na ugiętych nogach. Bliskość mężczyzny na mnie źle działała. Myślałem, że dam radę ustać po tym, ale nogi ugięły się pode mną i prawie bym upadł gdyby mnie nie złapał. -Nie leć tak na mnie aniele - zażartował cicho się śmiejąc, ale jego dłonie obejmowały mnie w pasie, a ja sam miałem opartą głowę o jego tors.

Tak cudownie pachnie od niego aż z mych ust wydobył się cichy warkot. Nie kontrolowałem tego, a on delikatnie zaczął głaskać mnie po plecach. Przymknąłem powieki i wdychałem zapach. Nie znałem Nicollo Carbonare bardziej niż z opowieści od Hanka bądź Grzesia. Lecz to co się tu teraz dzieje to jest coś co nie powinno mieć miejsca. Nagle oprzytomniałem gdyż zrozumiałem jedną ważną rzecz. Mam na sobie teraz zapach jego, który tak bardzo szybko nie wy wietrzeje. Ojciec mnie zabiję gdy dowie się, że obcy wilk miał czelność i prawo mnie dotykać, chociaż może on będzie miał przejebane. Jednak będąc w jego ramionach czułem się tak bardzo bezpiecznie. Naprawdę nie rozumiałem tego. Delikatnie pokazałem po sobie iż chce aby mnie wypuścił ze swoich ramion. Więc też tak zrobił, a do środka wszedł Grzesiek.

-Idziemy? - zapytał, a ja kiwnąłem potwierdzająco głową gdyż czułem się onieśmielony w towarzystwie chłopaka. Nie rozumiałem już samego siebie i co jest z tym związane. Widziałem ukradkiem jak ciągle na mnie zerka. Zainteresowanie mną chyba nie było bezcelowe, ale chciałem zrozumieć, a on stwierdził iż jak wilk się obudzi. Szedłem na końcu i cały czas czułem od Nicollo zapach lasu. Na spokojnie przeszliśmy do lobby, a z niego wyszliśmy na zewnątrz. Świeże powietrze to było coś co potrzebowałem w tej chwili i mimo tego, że było chłodno przeszliśmy na policyjny parking strzeżony gdzie były wszystkie zarekwirowane samochody. - Idę po kluczyki, bo wiem jak wyglądają - oznajmił i zastawił mnie znowu sam na sam z białowłosym.

-O co chodzi z tym aby uwolnił się we mnie wilk? - burknąłem lustrując wzrokiem mężczyznę, który minimalnie był mniejszy ode mnie.

-Wiem iż może to głupio zabrzmieć - powiedział, a ja oparłem się o ścianę, zakładając ramię na ramię. Do mnie podszedł białowłosy stając na przeciwko mnie tak iż dzieliło nas bardzo niewiele miejsca - ale widzisz jak twoje ciało reaguje na mnie, a ja mam podobnie do ciebie.

-Hm? - mruknąłem marszcząc brwi.

-Wczorajszy bank Dante przypominasz sobie nasze pierwsze spojrzenie? - powiedział cicho tak iż przez jego głos na moim ciele pojawiła się gęsią skórka. Niepewnie kiwnąłem głową. - Moje i twoje oczy rozbłysły czerwienią kochany. Nie wierzę iż nie tłumaczyli ci jak działa więź mate.

-Tłumaczone mi było poniek... - nie skończyłem słowa gdy zrozumiałem co powiedział do mnie. -Co?!

-Nie odczuwasz tego aż tak, bo twój wilk śpi w tobie, ale i tak reagujesz na podstawowe zmysły - mówił spokojnie - czuję to samo względem ciebie gdyż pachniesz tak kusząco limonkami, a twój organizm jeszcze bardziej wytwarza woń.

-Co? - mruknąłem ponownie stojąc zamurowany tym co mi mówi, ale w sumie to wyjaśniałoby to iż ojciec mi stwierdził, że czuję ode mnie wyraźniej stadny zapach.

-Nie będę na ciebie naciskać odnośnie tego, ale mój wilk szaleje na twoim punkcie i ja też - oznajmił, a jego dłoń znalazła się na moim biodrze. Umysł mówił mi aby odrzucić go i przestać, ale ciało samo pragnęło przy nim być wraz z sercem - jesteśmy sobie przeznaczeni i chociaż wiem iż może to być wielki szok dla ciebie to nie chce nic robić przeciwko tobie.

-Nnie mogę z tobą być - zająknąłem się - ojciec mnie zabiję, a miałem przejąć stado, dać siłę mu, a tak to nie będę w stanie - powiedziałem czując strach przed tym co ma być. Zawiodłem ojca w końcu miałem mieć samicę, a nie wilkołaka i to mężczyznę. Zacząłem szybciej oddychać czując nadchodzący atak paniki.

-Limoneczko - przyciągnął mnie do siebie, a jego usta znalazły się na mojej szyi. Nagle świat zatrzymał się w miejscu, czując te ciepłe usta na swojej szyi. Samoistnie uspokoiłem się, a głową pochyliła się w bok dając mu lepszy dostęp do mojej skóry - widzisz już jest dobrze - wyszeptał w moją szyję, a następnie odsunął się ode mnie. Jego dłoń delikatnie zaczęła gładzić mój policzek. -Nic nie zmienisz w tym Dantuś i dobrze to wiesz. Więź mate nie da się zmienić. Wybacz iż tak sobie pozwoliłem, ale nie chciałem abyś popadł mi tu w panikę.

-Cco teraz? - spytałem cicho patrząc się na niego, a w moich oczach pojawiły się łzy. Mój wilk wybrał jego mimo iż nie wyłonił się ze mnie, ale jednak wybrał już osobę w której powinienem się zakochać. Lecz czy byłem w stanie aby go pokochać w końcu nie preferowałem mężczyzn.

-Postaraj dać mi się szansę - mruknął - wiem iż może być to dla ciebie trudne, ale chciałbym bardziej cię poznać. Nie chcę abyś czuł się przy mnie nie dobrze, bo nie chcę cię na siłę trzymać. Lecz chciałbym abyś poznał mnie, ale mnie, a nie brał miarą mojego stada.

-Ja nie wiem - wyszeptałem wpatrzony w jego oczy przez które widziałem, że mówi mi czystą prawdę.

-Masz czas limoneczko - mruknął odsuwając się ode mnie przez to zrobiło mi się chłodno bez jego ciała obok mnie - może jutro chcesz popołudniu spotkać się przy jeziorze, bo chyba lubisz tam być?

-Skąd wiesz? - zmrużyłem oczy patrząc podejrzliwie na chłopaka.

-Byłem tam - mruknął do mojego ucha i ruszył w stronę swojego auta.

-Jak? Którym? - ruszyłem za nim zainteresowany sytuacją. Mogłem poznać jego wilczą postać i mimo iż nie powinienem to czułem dziwną ekscytację na myśl iż dowiem się coś o swoim mate? Może nie byłem pewny co robię, ale coś we mnie mówiło iż powinienem ruszyć za nim. Więź nie myli się w końcu Gregory był szczęśliwy przy Erwinie bez względu na to czy był mężczyzną czy też nie. Nie przeszkadzało im nawet to iż są dwoma innymi gatunkami. Bałem się miłości, bo poprzednia mocno mnie zraniła oraz wykorzystała, ale Carbo miał rację. Odczuwałem tą więź, ale na samym początku już ją odrzuciłem lecz gdy przejdę przemianę to mój wilk będę z pewnością łasić się do niego jeśli nie będę alfą.

-Nie powiem ci - uśmiechnął się do mnie więc prychnąłem marszcząc nos.

-Mam kluczyki chłopcy! - zaśmiał się Grzesiek. - Nie sądziłem iż tyle jest samochodów tutaj na parkingu - pokręcił głową i oddał własność w ręce białowłosego.

-Dzięki Grzesiek, a i Erwin prosił mnie abyś z rana do niego przyjechał. Ma dziś nocą wartę więc chce z tobą spędzić trochę czasu.

-Przyjadę z przyjemnością! Chodź Dante jedziemy na patrolik.

-Jasne - mruknąłem ruszając za porucznikiem, ale zerknąłem w tył za wilkiem ze stada Kła.

Jak widać miłość jest nie spotykana. Często bywa tak iż nawet jeśli jej się nie chce to potem się ją prędzej czy później akceptuje. Jednakże problemem są osoby trzecie, które najczęściej ingerują w życie pociech. Capela czuł iż nie może sobie pozwolić aby ojciec dowiedział się o nim i Carbo, ale wiedział, że kłamstwo nie popłaca. Kłamstwo niestety ma najczęściej krótkie nóżki co związku z tym odbija się na kimś o wiele bardziej niż jakby powiedziało się prawdę. Młody mężczyzna czuł się rozdarty, ponieważ jego partner to mężczyzna na dodatek alfa i dobijącą prawdą jest to iż jest z wrogiego stada. Stada, które od zawsze walczyły ze sobą. Jak już zapewne przeczuwacie Dante odda się więzi, chociaż nie czuje jej tak mocno jak Nicollo Carbonara, który wręcz czuł się źle z tym iż jego partner jest tak daleko od niego. Jednak możliwość spotkania napawała go nadzieją iż młody chłopak otworzy się przed nim i pozwoli sobie na uczucia. Białowłosy poniekąd znał prawdę co się stało z próbą znalezienia mate przez czarnowłosego. Dlatego też starał się go powoli przekonać do siebie niż siłą go wziąć. Stado chłopaka na pewno nie pozwoli mu go zabrać, a on nie chciał opuszczać swojego stada w którym się wychował. Zbieżność tego wszystkiego była zbyt duża niż to co ich łączyło ze sobą. Dwa inne stada, dwa inne światy, policjant i mafioza. To nie miało prawa się udać, ale więź mate nie myliła się nigdy. Ona nie pozwoli im na samotność gdyż bez siebie żyć już nie będą w stanie jak odważą się na oznaczenie czy sparowanie ze sobą. Jednak za bardzo idę w przyszłość pora skupić się na tym co jest teraz! Dzień, nowy dzień zawitał w Los Santos. 30 października dzień przed urodzinami Dante.

Jechałem spóźniony do domu. Odwiozłem Grzesia pod teren domu Krwawego Kła, ale nie wjechałem tam gdyż za bardzo się bałem tam być. Możliwe iż nic by mi się nie stało jakby w mojej obronie stanął Carbonara, ale nie chciałem ryzykować. Spóźniony mocno zaparkowałem samochód do garażu i szybko ruszyłem w stronę domu głównego.

-Nunuś! - usłyszałem głos ojca, który wracał z lasu. Stanąłem w miejscu i powąchałem swoje cichy. Nie śmierdziały aż tak cynamonem, ale czułem na sobie cały czas delikatny zapach lasu. Zapomniałem przemyć szyję z pocałunków, które zrobił na niej Nico. Zostawiając na niej swój zapach.

-Tak tato? - spytałem na tyle głośno, ale i też na tyle nie pewnie gdy z każdą chwilą zbliżał się do mnie. Wyczuje na bank i będę miał przejebane. Był pod postacią dużego białego wilka, który sięgał mi do klatki piersiowej. Był potężny jak na alfę przystało i wilkołaka. Stanął przede mną, a jego nos zaczął mnie obwąchiwać. W jego oczach pojawiła się złość i aż za dobrze widziałem ją.

-Dlaczego cuchniesz wilkiem Krwawego Kła! - warknął na co się wycofałem wpadając na drzwi. Serce zaczęło mi nienaturalnie szybko bić ze strachu gdyż jego niebieskie oczy były zimne i gdyby mogły zabiły by.

-Ja nie chciałem, ale on... - nie dał mi dokończyć gdyż warknął ukazując swoje białe kły.

-Kto on?! Kto ważył się cię tknąć?!

-Tto nie tak tato! - zająknąłem się starając jakoś wyjść z tego punktu bez wyjścia.

-Jak?! - jego sierść na grzbiecie się zjeżyła.

-Nicollo Carbonara był w sprawie mandatów oraz auta - tłumaczyłem szybko - nikogo nie było na komendzie oprócz mnie kadeta i ubierającego się Grześka! Nie miałem wyjścia jak zająć się tą sprawą! - brakło mi tchu gdy to mówiłem, ale musiałem obronić siebie oraz jego.

-Chodź ze mną - powiedział nagle po dłuższej chwili ciszy, która zapadła po moich słowach. Biały wilk ruszył w stronę lasu więc niewiele ruszyłem za nim. -Dante wiesz dlaczego stado Krwawego Kła jest naszym wrogiem?

-Zabierał nasze tereny łowieckie i nie tylko - odparłem cicho nie rozumiejąc do czego to idzie.

-Kiedyś miasta tutaj nie było, a teren był w dobrostanie dla żyjących tutaj wilków i naszych przodków - oznajmił schylając się - chodź!

Posłusznie wszedłem na grzbiet ojca i zatopiłem dłonie w jego miękkim futrze do którego się przytuliłem. Podniósł się i truchtem ruszył w tylko sobie znane miejsce.

-Wilkołaki żyły stadnie aby przetrwać jak ludzie zaczęli na nas polować - zaczął znów mówić więc słuchałem go - kiedyś stado Krwawego Kła jak i stado Blasku Księżyca żyły razem. Lecz powstało nieporozumienie między alfami dwóch watach. Powstał konflikt, który jest ciągnięty aż do tej pory.

-Dlaczego?

-Oni zabijają synu - rzekł - my robimy to gdy nie ma wyjścia!

-Skąd możesz wiedzieć iż są nadal tacy jak byli kiedyś? - mruknąłem nie rozumiejąc, dlaczego patrzy na nich w ten sposób. Każdy przecież jest inny, a jesteśmy wilkami i powinniśmy koegzystować ze sobą, a nie walczyć.

-Bo zachowują się skandalicznie nie widzisz tego? Napady, porwania i inne!

-Ale może się zmienili?

-Ludzie czasami się nie zmieniają nawet jak minie dużo czasu jeśli nie będą uczyć się na błędach - rzekł spokojnie, a ja westchnąłem. Mimo wszystko to jednak chciałem zobaczyć jak wygląda więź mate czy to naprawdę takie cudowne uczucie jak niektórzy opowiadają.

-Yhym - mruknąłem cicho wtulając się bardziej w jego miękkie futerko.

-Dlatego nie chce abyś zbliżał się do nich synku. Boję się, że będą w stanie zrobić ci krzywdę - rzekł - chce tylko zadbać o twoje bezpieczeństwo.

-Wiem tato - powiedziałem sennie gdyż zapach lasu i świeże powietrze, a na dodatek ciepło bijące od wilka usypiało mnie.

-Są zdolni by zabić.

-Dlaczego po prostu nieeee - ziewnąłem, a oczy same kleiły się - poprzestaniemy walki i nie będziemy żyć w zgodzie?

-Bo nie są skorzy do tego - odparł i coś jeszcze mówił, ale trzymałem się kurczowo jego sierści odpływając.
Obudziłem się w pokoju gdyż ustawiłem budzik jakbym miał iść spać po nocy. Jednak nie przewidziałem rozmowy z ojcem. Trochę senny wstałem z łóżka kierując się do łazienki na szybki prysznic. Ubrałem się w czarne spodnie i koszulę, a następnie zszedłem na dół do jadalni mając nadzieję, że coś do jedzenia będzie. Jednak stół był czysty jak łza więc przeszedłem do kuchni biorąc z kuchni kanapki, które zapewne zostały po śniadaniu.

-Dlaczego tak wcześnie wstałeś? - do kuchni wszedł ojciec.

-Mam się spotkać z kolegą - mruknąłem w odpowiedzi.

-Nie możesz tego przełożyć? - zapytał zmartwionym głosem.

-Nic mi nie jest tato. Dziś mam wolne ode śpię w nocy - uśmiechnąłem się do niego jedząc na szybko śniadanko. W sumie to obiad.

-A obiad?

-Później coś zjem - odparłem i napiłem się wody.

-Wiesz, że to jest nie zdrowe tym bardziej przed twoją przemianą! Co jeśli zacznie się jak będziesz u kolegi?

-Nie czuję tato tego aby dziś cokolwiek mnie bolało - westchnąłem i przeszedłem obok niego.

-Jesteś pewny?

-Tak - kiwnąłem głową i ubrałem buty do biegania.

-Nie jedziesz autem?

-Bez sensu idziemy się przejść po mieście nie jeździć.

-Dzwoń do mnie jakby coś się stało, a przyjadę. Dziś na nocą zamianę mam.

-Dobrze tato - odparłem i wziąłem kluczyki z wieszaka do domu, a w kieszeni miałem telefon - do później!

-Uważaj na siebie! - krzyknął za mną, ale ja już truchtem biegłem w stronę pogranicza gdzie powinien być Carbonara. Miałem pół godziny aby przebiec odcinek, który mnie dzielił i wiedziałem iż nie będzie to takie proste to jednak biegłem. Troszkę spóźniony znalazłem się prawie przy jeziorze, ale schowałem się w trawie, która trafiła swoją barwę lecz nadal pachniała dobrze. Usłyszałem szelest jakby ktoś szedł w moim kierunku, ale jedynie czułem znajomy zapach otaczającego mnie lasu. Podniosłem się do siadu gotowy do ucieczki, ale zauważyłem brązowe wilcze ślepia, które we mnie się wpatrywały.
Przez chwilę miałem wrażenie, że je znam. Nagle z trawy wyłonił się wilczy biały łeb, który delikatnie trąknął mnie nosem w policzek.

-Nico - odetchnąłem z ulgi, a wilk wyszedł do mnie iż mogłem zobaczyć go w całej okazałości. Był duży i dobrze zbudowany, ale trochę mniejszy od mojego ojca. Wilkołak położył się tak i opatulił mnie swoim ciałem więc niewiele myśląc oparłem się o niego. Bardzo to przypadło do jego gustu gdyż ogon przedstawiał swoimi ruchami radość. - Troszkę mnie przestraszyłeś - powiedziałem do niego i niepewnie zatopiłem dłoń w jego futrze przy szyi. Jego futro było jeszcze przyjemniejsze niż mego ojca w dotyku. Oparł głowę o moje kolana gdy ja delikatnie go głaskałem. Fascynowało mnie zawsze to jakie jest to uczucie.

-Nie chciałem - mruknął cicho przez co się zlękłem. Zawsze mówiono mi iż nie da się rozmawiać z członkami innego stada gdy są pod postacią wilka. Jak widać było to błędne pojęcie.

-Nic się nie stało - odparłem wtulając się bardziej w jego białą sierść.

-Mogę mieć do ciebie pytanie? - spytał, ale widziałem iż obserwuje mnie swoim okiem. Kiwnąłem więc głową na tak. - Kiedy masz urodziny?

-Jutro - odpowiedziałem na pytanie.

-Powinieneś już dawno przejść przemianę - powiedział i powąchał mnie po policzku przez to się zaśmiałem, bo to łaskotało. Delikatnie odsunąłem jego pysk ode mnie.

-Nie łaskocz mnie - burknąłem wycierając łezkę z oka, która pojawiła się przez śmiech.

-Dlaczego nie? - mruknął i polizał mój policzek po którym trochę spłynęła łza. Poczułem jak moje policzki stają się czerwone, a on wpatrywał się we mnie swoimi brązowymi tęczówkami.

-Bo nie - odmruknąłem obracać głowę w bok iż było tylko widać moje czarne włosy.

-No dobrze. Jutro robiony jest blisko lasu festiwal wzdłuż ulicy - powiedział i zerknąłem na niego zainteresowany.

-Jaki festiwal?

-Halloweenowy - gdy to powiedział od razu połączyłem kropki.

-Lincoln chciał iść na ten jarmark Halloweenowy - mruknąłem, a on przekrzywił głowę w bok. - Em mój przyjaciel z którym się wychowywałem jak na przykład San i Hank, chociaż dzieli ich z cztery lata między sobą.

-Okey, okey rozumiem - jego oczy delikatnie rozbłysły - może chciałbyś jutro się spotkać na nocy?

-Nie wiem czy to dobry pomysł - odpowiedziałem przymykając powieki na chwilę.

-Dlaczego? - zapytał kładąc łeb na moich nogach.

-Bo mogę wtedy wiesz mieć przemianę.

-To się zajmę wtedy tobą - gdy to powiedział spojrzałem na niego z wymalowanym szokiem na twarzy.

-Nnie nie - pokręciłem sprzecznie głową - muszę być przy stadzie wtedy.

-Oni nie pomogą ci z przemianą - rzekł pewnym tonem głosu na co prychnąłem.

-Tata mówi iż powinienem być w stadzie wtedy to pomaga przejść pierwszy raz - burknąłem w jego stronę.

-Tak się robi gdy nie ma się mate, ale tylko ja jestem dać ci ukojenie - w jego oczach widziałem prawdę, ale ja wątpiłem nie wiedząc co o tym myśleć. - Poza tym możliwe iż jeśli do teraz nie przeszedłeś przemiany to spóźni ci się.

-Uważasz iż nie przejdę jej?

-Nie, nie, nie o to mi chodziło Dante - westchnął wtulając swoją głowę w mój brzuch więc wtopiłem dłoń w jego futerko - po prostu czasami jest tak iż nie każdy przed dniem narodzin przechodzi ją. Czasem jest po tym dniu.

-Serio? - spytałem ciekawy tego co mi mówi.

-Tak - zawarczał cicho gdy podrapałem go po uchu, ale ten warkot był dobrym warkotem. Słońce delikatnie grzało nas, ale było chłodno niestety przez wiatr lecz trawa nas kryła przed tym. Wtuliłem się bardziej w niego. Rozmowa między nami się kleiła i naprawdę dobrze się czułem w jego towarzystwie. Nico gadał o tym jak on przeżył swoją przemianę i było to naprawdę interesujące, ale jego spokojny ton głosu był kojący jak i ciepło z jego ciała. Po jakiejś chwili zasnąłem w jego obecności wtulając się bardziej w białe futerko.

Dante usnął i Nicollo od razu zauważył iż cisza ze strony mężczyzny jest podejrzana. Jednak mocno zdziwił się gdy zobaczył, że czarnowłosy zasnął w jego obecności. Bardzo mu to schlebiało, bo oznaczało to iż czarnowłosy ufa mu. Dante ufał poniekąd mężczyźnie, ale też był zmęczony po nocy. Zaufanie było kluczowym elementem w związku gdyż bardzo szybko można było je stracić, a trudniej zdobyć. Jednak lęk i strach przed tym co będzie czasem blokuje dalsze ruchy. Nicollo bardzo pragnął aby jego serce biło w tym samym rytmie co Dante. Dlatego pozwolił mu spać, a co najważniejsze odpocząć w jego towarzystwie i ogrzewać swoim ciałem. Uczucie bezpieczeństwa w byciu razem to coś co szuka każdy człowiek i nie tylko. Wszystkie uczucia są ważne aby stworzyć coś pięknego jak uczucie miłości iż jest się dla kogoś ważnym bądź po prostu się jest. Dla wilków najważniejsza zawsze w więzi jest bliskość i uczucia, które są zawsze pokazane w najmniejszym geście. Nawet jeśli nie całowali się to wystarczało im to iż po prostu ten czas spędzą w swoim towarzystwie. Mieli czas aby złączyć swoje drogi w jedną czy spróbować być bardziej ze sobą. Chociaż Dante jak wiecie bądź nie był ciężkim człowiekiem z okazywaniem jakiś większych emocji. Lecz starał się zawsze ze wszystkich sił. No, ale nie rozmawiajmy o tym teraz. Chodźmy dalej, bo to nie jest koniec tego!

Przebudziłem się wtulony w białe futerko. Byłem cały zasłonięty praktycznie przez nie i czułem te przyjemne ciepło.

-Która godzina? - mruknąłem cicho przecierając oczy czując się wyspany.

-Gdzieś około osiemnastej może dziewiętnastej - odpowiedział i polizał mnie po policzku swoimi językiem. Objąłem go wokół szyi i wtuliłem się w niego chowając w białej sierści głowę. Było mi tak dobrze w jego towarzystwie mimo iż nie powinno mi być, ale w jego otoczeniu czułem się tak dobrze i swobodnie.

-Powininniśmy powoli wracać do swoich. Nie żeby mi przeszkadzało iż jesteś przy mnie, bo bardzo chętnie porwał bym cię do siebie i nie wypuszczał. Uwielbiam twoją bliskość - wyszeptał do mojego ucha gdy odsunąłem się niechętnie od niego, ale poczułem jak delikatny rumieniec wchodzi mi na policzki.

-Yhym - mruknąłem opierając się wygodnie na nim.

-Odprowadzić cię do domu? - zapytał cicho i patrzył się na mnie.

-Lepiej nie i tak leżymy na terytorium Blasku Księżyca co wiąże się z ryzykiem dla ciebie.

-Nie długo pewnie mają patrol terenów?

-Niestety - westchnąłem - nie chce mi się odchodzić od ciebie - powiedziałem nim przemyślałem to co mówię.

-To chodź ze mną do mojego stada i tak twojego ojca nie ma, a my spędzimy jeszcze wspólnie czas.

-Chciałbym, ale zapewne Alex będzie dzwonić do ojca iż nadal mnie nie ma. Przepraszam może innym razem - wyszeptałem wtulając w jego futerko. Ufałem mu gdyż nic mi nie zrobił w czasie snu.

-Oczywiście limoneczko - szepnął i ponownie mnie polizał po policzku, a ja oparłem głowę o jego. Podniosłem się z trawy i rozciągnąłem, co za wtórował mi Nico. Podszedłem do niego i niepewnie pocałowałem go w nosek, a w jego brązowych oczach widziałem pojawiającą się radość, a jego ogon zaczął machać na boki.

-Do zobaczenia Nico - pożegnałem się z nim i ruszyłem do domu pieszo. Po spacerku, który zajął mi godzinę w końcu doszedłem na teren willi. Przebiegłem przez bramę i ruszyłem do głównych drzwi chcąc ominąć rozmów z kimkolwiek. Jednak nie dało się. Moją drogę zatarasował mi jasny brązowy wilk. -Hhej Alex!

-Dante mamy do porozmawiania chyba nie sądzisz?

-Egh o co tym razem? - zapytałem, a on przemienił się w człowieka.

-Chodź do ciebie do pokoju.

-Idę - westchnąłem i po chwili byliśmy w mojej oazie więc usiadłem przy biurku, a Alex usiadł na łóżku.

-Pachniesz cynamonem - warknął cicho - gdzie byłeś i po co?!

-Spotkałem na spacerze Carbonarę - wyznałem poniekąd mówiąc prawdę.

-Dante - wziął głęboki wdech i wydech - znasz zasady nie wolno nam spotykać się z innymi wilkami z tamtego stada!

-Jja wiem, ale no ttak jakoś... - nie potrafiłem się wypowiedzieć, a mój przyjaciel, który nigdy nie krzyczał pokazywał po sobie niezadowolenie.

-Dantuś on mógł szukać w tobie wtyczki do naszego stada aby znaleźć nasz dom!

-Nie - odparłem, a on zmarszczył brwi.

-Dante nie oszukujmy się jesteś najbardziej teraz podatny na wszystko!

-Alex nie jestem podatny i nie daje się zmanipulować - oznajmiłem patrząc się w jego oczy.

-Dlaczego więc spotkałeś się z nim? - zapytał nie rozumiejąc mnie i moich intencji, bo ja sam nie rozumiałem się co chcę osiągać, ale dałem ponieść się emocjom oraz chwili.

-Ja i on - podrapałem się po karku nie patrząc się na chłopaka.

-Nie mów, że więź mate?! - podniósł się z łóżka aż z wrażenia.

-Ttak - mruknąłem zawstydzony - czuję to wyraźnie w nim i on też czuję to we mnie. On jest pewny, bo jego wilk to mówi, a mój śpi głęboko jeszcze we mnie.

-Nie sądziłem, że to będzie mężczyzna - usiadł w szoku - to z nim spędziłeś pół dnia?

-Tak - potwierdziłem zarumieniony i oparłem się o biurko - nie żałuję choć bałem się trochę, ale chciałem mu dać szansę.

-I? - spytał patrząc na mnie.

-Chyba źle rozumiałem wasze porady z tym iż to się czuję, bo myślałem iż serce podpowie, a tu mówi mi węch.

-Nie jesteśmy ludźmi Dante - rzekł - no nie sprecyzowaliśmy ci tego tak naprawdę. Jak pachnie?

-Lasem jest to tak przyjemnie odurzający zapach, a jego brązowe tęczówki wpatrzone we mnie jak w cały świat - wymruczałem - po prostu czuję się przy nim tak dobrze i swobodnie. Chociaż nie powinienem mu tak ulegać to jednak czuję, że jest tym jedynym.

-Twój ojciec wie? - zapytał cicho przypominając mi o problemie, którym był ojciec, który mógł stanąć mi na drodze do szczęścia. Pokręciłem sprzecznie głową. - Od kiedy wiesz, że jest to on?

-Od piątku zaczęło coś się zmieniać i tak jakoś wyszło - zamyślonym wzrokiem patrzyłem się na Alexa.

-W sumie znamy ich przez długi czas. Dlaczego więc nie pokazało się to wcześniej?

-Może on to ignorował bądź ja - wzruszyłem ramionami - chciałbym jutro iść na jarmark Halloweenowy - oznajmiłem cicho skoro chciałem się wyrwać to, chociaż z przyjaciółmi, którzy będą widzieć.

-Nie wiem czy to odpowiedni wybór biorąc pod uwagę iż możesz w każdej chwili przejść przemianę, a raczej nie chcemy abyś zrobił sobie krzywdę.

-Ja wiem, ale chciałbym się z nim spotkać, a z pewnością będzie na tym pół miasta! Alex proszę! - spojrzałem na niego proszącym wzrokiem.

-Jeśli Lincoln się zgodzi to pójdziemy z tobą - postawił mi warunek i wstał z łóżka - idź się umyć, pozbądź się z siebie zapach cynamonu i od razu wrzuć do prania ciuchy.

-Dziękuje przyjacielu! - uśmiechnąłem się promiennie, a jego oczy poszerzyły się w zadziwieniu.

-Uśmiechasz się - powiedział wręcz szeptem i zrozumiałem o co mu chodzi. Nie uśmiechałem się za często, a tym bardziej z radości - cieszę się twoim szczęściem i postaram ci się pomóc skoro tak wiele szczęścia daje ci on.

-Bardzo dziękuję - uśmiech nie schodził mi z ust, ale wstałem gdyż miał rację. Powinienem pozbyć się zapachu obcego wilka w sumie nie takiego obcego, bo chyba zakochałem się. Trochę to głupie gdyż nie minęło dużo czasu, a jednak myślałem już o mężczyźnie jak o partnerze? Cóż ciężko być wilkiem skoro łączą się one w pary na całe życie i zakochują się od pierwszego wejrzenia. No chyba, że jedna strona jest przeciwna to wtedy jest ciężej, ale nie chciałem problemów gdyż potrzebowałem aby ktoś mnie kochał, a on był kimś kto robił to bez względu na to co miałem do powiedzenia. Już od początku patrzył na mnie jak na milion dolarów. Wszedłem do łazienki i szybko wpadłem pod gorący prysznic, delektując się ciepłą wodą. Umyty i ubrany w piżamę zszedłem do kuchni aby zjeść coś. Byłem głodny jak wilk gdyż nie zjadłem dziś dużo oprócz późnego śniadania.

-Dante ciszę się, że w końcu się pojawiłeś chodź chłopcze podgrzeje ci obiad co ty na to?

-Z przyjemnością - odpowiedziałem starszej kobiecie, która gotowała dla wszystkich jedzenie. Doszedłem za nią do kuchni gdyż w jadalni nikogo nie było. Po kilku minutach pod nosem został postawiony mi duży stek z ziemniakami i kilkoma surówkami - dziękuję bardzo!

-Jedz kochaniutki powinieneś dużo jeść przed przemianą!

-Yhym - mruknąłem zgadzają się z nią gdyż naprawdę byłem mocno głodny. Po sytej kolacji oczywiście podziękowałem za kolację i poszedłem do siebie do pokoju aby położyć się spać. Jednak odczułem pustkę przy sobie więc wtuliłem się w poduszkę mając nadzieję, że ona wystarczy abym jeszcze po spał.
Obudziłem się przed budzikiem gdyż bardziej drzemałem niż spałem, bo wyspałem się przy Carbo. Podniosłem się z łóżka i zamroczyło mnie. Pomasowałem się po karku i otworzyłem okno mając nadzieję iż właśnie tego mi potrzeba aby przeszło mi to coś. Ubrałem się w czarne spodnie i czarną koszulę. Uwielbiałem ten kolor, dlatego też się ubrałem nawet elegancko jakbyśmy mieli iść na ten event halloweenowy. Zszedłem na dół gdzie złapał mnie Lincoln.

-Jak masz dziś pracę?

-Do piętnastej dziś siedzę, a co? - zapytałem marszcząc nos.

-O szesnastej zmywamy się na ten festiwal Halloweenowy! - oznajmił mi do ucha.

-Z przyjemnością - uśmiechnąłem się do niego, a drzwi główne otworzyły się, w nich stanął ojciec.

-Dzień dobry alfo - przywitał się Lin i uciekł do jadalni.

-Jak się czujesz? - zapytał tata obejmując mnie swoimi ramionami. Wtuliłem się w niego i uśmiechnąłem delikatnie.

-Dobrze - odparłem, a on pogłaskał mnie po głowie, zaczesując moje włosy na bok.

-Wszystkiego najlepszego - pocałował mnie w czoło.

-Dziękuję tato - uśmiech sam mi się poszerzył gdy mężczyzna okazał mi czułość.

-Prezent jest na komendzie ode mnie dla ciebie - rzekł do mnie i pociągnął do kuchni. Wszystko przywitali się z ojcem więc usiadłem przy Andrewsie oraz Theronie. Wszyscy życzyli mi najlepszego i mogliśmy zacząć jeść. Jadłem szybko gdyż trochę się spieszyłem, bo ciekawiło mnie to co ojciec przygotował. Po zjedzeniu wziąłem kurtkę z wieszaka i ubrałem buty na nogi. Wziąłem kluczyki do mustanga i ruszyłem do garażu aby pojechać do pracy. Niczym rutyna, ruszyłem na komisariat policji i po pół godzinnej jeździe w końcu byłem na miejscu. Jak zawsze poszedłem się przebrać, a w szafce zauważyłem zmianę układu rzeczy oraz liścik. Z czego co zrozumiałem w liściku awansowałem na sierżanta pierwszego stopnia niż oficera trzeciego. Byłem mile zaskoczony tym iż awansowałem przez to moja odznaka również awansowała na 53.
Ubrałem nowy mundur z przypinkami stopnia.

-Najlepszego Dante! - do pomieszczenia wszedł Hank z babeczką w której była zapalona świeczka - zdmuchuj i myśl życzenie!

-Dzięki Hankuś - rzekłem zdmuchując płomień.

-Do usług! Jakby coś się działo to mów!

-Nie czuję abym miał dziś przejść to - powiedziałem, ale nie przejmowałem się tym w sumie. - Gdzie w ogóle jest Grzesiek, bo miał dziś mieć zmianę?

-No wiesz nie wytrzymali wczoraj i sparowali się - podrapał się go karku, a ja wręcz ze zdziwienia prawie upuściłem babeczkę, którą miałem w dłoniach.

-Co?! - wymsknęło się mi z ust na co mężczyzna spojrzał na mnie.

-Grzesiek jako Luna stada raczej poradzi sobie, ale dużo muszą się nauczyć jeszcze. Od razu mówię iż nie oddajemy Grześka! Przecież on tak zajebiście gotuje, że to szok!

-Mężczyzna może zostać Luną?

-Nikt nie zaprzecza poza tym stado potrzebuje Luny - zaśmiał się - jednak Grzesiu nadaje się do tego w sam raz!

-Rozumiem - kiwnąłem głową.

-Będzie wieczorem jak odspanie od dzikiego seksu z wilkołakiem - z cichym chichotem ruszył do wyjścia z szatni - no, ale jestem tutaj aby ci towarzyszyć z rana!

Więc w ten sposób dzisiejszy patrol miałem z nim i choćbym chciał aby coś się działo to na spokojnie minął mi dzionek, zaś powoli zbliżał się wieczór oraz mój koniec służby. Nie czułem się źle w sumie nic nie czułem, a chyba powinien, chociaż coś czuć jeśli miałem przejść dzisiaj przemianę. Przebrany w ubiór z rana wyjechałem spod komendy i ruszyłem w stronę swego domu aby zgarnąć chłopaków. Lincoln i Alex mieli się spotkać z Xanderem, Hankiem oraz Czarkiem. Razem się znali od dzieciaka w sumie tylko ja trzymałem się z dala od nich. Po chwili zajechaliśmy na najdalszą ulicę, która kończyła się praktycznie przy lesie. Zaparkowałem na parkingu nieopodal już przystrojonej ulicy na której było pełno ludzi jak i dzieci w przebraniach.

-To co idziemy wszyscy razem? - zapytał Alex wysiadając jako ostatni z radiowozu.

-Tak, a potem może się jakoś rozdzielimy - zaproponował Lincoln co mi pasowało. Chciałem już się spotkać z Nico i schować się w jego ciepłych ramionach. Ta więź robi mi się problematyczna iż myślę o nim w taki sposób, ale co poradzić chyba poddałem się przeznaczeniu oraz wyroku gwiazd. Wziąłem głęboki wdech mając nadzieję, że wyczuję go, ale mój nos był za słaby aby wśród tylu zapachów odnaleźć ten jedyny. Ruszyliśmy na sam przód ulicy aby przepatrzeć wszystkie atrakcje. Od razu zauważyłem jak dzieci wkładają głowy do wiadra aby zębami wyciągnąć pływające jabłko. Wszędzie były dynie w których były świece albo zawieszone nietoperze czy też pajęczyny. Wszystko wyglądało tak bajecznie i magicznie w tą nadchodzącą noc. Wpadliśmy od razu na chłopaków, a nawet na Grzesia w towarzystwie Erwina, który był mocno szczęśliwy zaś brunet wyglądał na delikatnie zmęczonego i pogryzionego na szyi oraz całego w malinkach.

-No, no było ostro? - zaśmiał się Czarek, ale my wyczuliśmy od Grześka mocny zapach lawendy, którą w sumie zawsze pachniał Erwin, a następnie czuć od niego było cynamon, ale teraz nie było czuć tego.

-Nowy zapach? - spytał Alex zerkając na nich.

-Możliwe, ale mi lawenda bardziej się podoba, bo lepiej pachnie z kawą - rzekł Grzesiek uśmiechnięty, bo widać iż biła od niego zaraźliwa aura radości.

-Nie wiesz Knuckles gdzie jest Nico? - spytałem bardzo niepewnie go gdyż wstydziłem się.

-Auto poszedł zaparkować - rzekł - znajdzie się po drodze! Odrzućmy spór między nami i po prostu dobrze się bawmy - zaproponował siwowłosy, a my się zgodziliśmy. Ruszyliśmy w głąb atrakcji i niespodzianek. Nagle poczułem dłonie wokół pasa i wyczułem ten cudowny zapach lasu. Odchyliłem głowę opierając ją o jego bark i uśmiechnąłem się radośnie.

-Dobry mój wilczku, jak się czujesz? - spytał całując mnie w szyję.

-Dobrze - odparłem spokojnie - ale przy tobie jeszcze lepiej.

-Widzę iż stęskniłeś się - zaśmiał się cicho i pogłaskał mnie po głowie.

-Może - mruknąłem.

-Oj ja czuję po tobie iż tak - musnął ponownie moją szyję, a po moim ciele przeszły cudowne ciarki.

-Nie pachniesz cynamonem - wyszeptałem.

-Oj tak lawenda to lepszy zapach pasuje do lasu co nie? - kiwnąłem potwierdzająco głową i odsunąłem się od Carbo czując na sobie wzrok. Oczywiście to cała paczka wilków na nas patrzyła przez to moje policzki pokryły się szkarłatem.

-No widzę bracie iż już się bardzo lubicie - powiedział Erwin.

-Dobra zostawcie dwa zakochane wilczki - w mojej, w sumie w naszej obronie stanął Lincoln. W tej sposób zostałem sam na sam z białowłosym. Doszliśmy prawie pod koniec ulicy próbując wszystkich atrakcji po drodze aż stanąłem w miejscu czując iż coś wzywa mnie w las. Było to mocne uczucie, które wręcz zaczęło mnie palić w żołądku.

-Dante co się dzieje? - zapytał Carbo trzymając mnie za dłoń, a nasze splecione palce ze sobą, idealnie pasowały do siebie.

-Mmuszę w las - powiedziałem cicho jednak wydawało się mi iż nie słyszę tego co mówię.

-To już? - zapytał, ale pociągnął mnie w stronę lasu bez względu na to czy to już czy nie. Nie wiem, bo nie wiem jak mam się czuć i czy wyczuwam iż to ten moment. Nie wiem nawet kiedy doszliśmy do jeziora, a mi zaczęło brakować powietrza w płucach. Kluczyki do samochodu miał Alex gdyby chcieli szybciej wrócić do domu. Nagle przestałem czuć nogi i gdyby nie ręce Carbo zapewne upadł bym. - Spokojnie Dante - wyszeptał do mojego ucha i delikatnie pomógł mi usiąść na kolanach. Świat tak nagle zaczął się rozmazywać, a ból w klatce rozpromienił się. Dziś była pełnia księżyca, a księżyc wyłonił się za chmur. Zacząłem chaotycznie oddychać, a moje ciało trzęsło się. Nie byłem w stanie kontrolować się, a Carbo ściągnął swoją kurtkę na ziemi i przybrał wilczą formę. Pierwszy raz widziałem jak ktoś ją przybiera gdyż zwykle widziałem jak ktoś wracał do pierwotnej postaci. Skuliłem się z bólu starając się go zdusić w sobie.

-Dante nie walcz z tym kochanie - mruknął do mojego ucha.

-Tto bboli - wyszeptałem czując ból w całym ciele, a mój mate zaczął mnie lizać po karku co dało trochę ukojenia.

-Wiem wiem, ale nie możesz z tym walczyć. Pozwól aby wilk z ciebie wyszedł - mówił spokojnym głosem, który koił moje zszargane myśli oraz ból. Moje ciało całe jakby się paliło, a ja jęknąłem z bólu nie mogąc tego wytrzymać. -Nie możesz zemdleć kochanie. Dasz radę no już oddychaj.

-Sstaram się - wyłakałem kuląc się z bólu i starałem się naprawdę, ale nie wiedziałem jak mam to zrobić.

-Pomyśl o biegu jakbyś biegł przez las, a nagle czujesz iż upadasz na cztery łapy. Wyobraź sobie iż jesteś wilkiem - szeptał za co byłem mu wdzięczny, bo cały ból zaczął się mieszać się ze sobą.
Z moich oczu ciekły łzy, które zlizywał Nico będąc przy mnie. Ból tak się nasilił iż nie wytrzymałem zbyt długo to trwało. Chyba w pewnym momencie zemdlałem, chociaż widziałem rozmazany świat przede mną, ale nie czułem już bólu. Poczułem jak coś trąca mnie w policzek. Otworzyłem niepewnie oczy, a wzrok powoli wyostrzał się.

-Hm? - mruknąłem nie za bardzo rozumiejąc o co chodzi.

-No dalej Dante no wracaj tu do mnie - mówił cicho, ale widać było po nim iż był przestraszony - bardzo dobrze tak! Na spokojnie! - Obszedł mnie i poczułem jak łapie mnie za kark. Nie rozumiałem co się dzieje. -Wstawaj musisz wstać!

-Co? - mruknąłem nie za bardzo rozumiejąc, a on podniósł mnie za kark w górę. Instynktownie moje ciało chyba podniosło się do góry, chociaż nie wiedziałem co się dzieje.

-Dobrze jest dobrze - wyszeptał - oddychaj głęboko mój wilczku - polizał mnie po policzku do oka, które przymknąłem oddychając ciężko.

-Co się stało? - wyszeptałem i powoli chyba zaczynałem kontaktować to co się dzieje wokół mnie. Puścił mój kark, ale był blisko mnie. Czułem jego ciało oraz ciepło przy mnie.

-Jesteś wilczkiem - powiedział i polizał mnie w nosek. Jego słowa oprzytomniały mnie całkowicie i teraz zauważyłem iż zamiast dłoni miałem wilcze łapy. Poczułem panikę mimo iż chciałem aby to się udało - Ej spokojnie spójrz w moje oczy - posłuchałem się i spojrzałem w jego wilcze oczy. Poczułem jak robi mi się ciepło, a jego oczy na nowo zabłysły czerwienią. Oparł głowę o moją, a ja wtuliłem się w jego bok. Czułem całym sobą iż jest tym jedynym, moim mate.

-Kocham cię - wyszeptałem chowając pyszczek bardziej w jego futerku.

-Ja ciebie też kochanie, ale musisz ruszyć się teraz skoro już utrzymujesz się sam na łapach. Trochę będzie dla ciebie to ciężkie, ale dasz radę! - odsunął się ode mnie o krok w tył. -Jesteś do tego urodzony.

-Yhym - mruknąłem i niepewnie podniosłem łapę w przód, ale tylnia mi jakoś nie poszła co wiązało się z tym iż upadł bym na ziemię gdyby nie szybka reakcja Carbo na którego kark opadłem.

-Mam cię - szepnął przez to poczułem się szczęśliwy iż jest tu przy mnie i dba abym nie zrobił sobie krzywdy. Pomógł mi wrócić do pionu i pokazał jak powinienem stawiać łapy. Dziwnie było czuć ziemię pod łapami, ale to było takie przyjemne. Moje pierwsze kroki były bardzo niepewne oraz chybotliwe, ale z każdym kolejnym krokiem czułem się pewniej pod postacią wilka. Byłem podobnej wielkości co Nico, ale on był cudownym białym wilkiem, a moje futro było czarne niczym noc. Patrzyłem się w taflę jeziora, które oświetlane było przez blask księżyca dzięki temu widziałem się choć trochę. Carbo oparł się o mój bok, a ja wtuliłem się w jego klatkę piersiową. Polizał mnie za uchem okazując mi w ten sposób uczucia, którymi mnie darzy. Odskoczył w bok i ruszył biegiem w stronę lasu. Niewiele myśląc ruszyłem za nim czując ten wiatr w futrze oraz ten cudowny zapach lasu.

Gdy nasze kochane wilczki biegały i cieszyły się swoim towarzystwem, bawiąc się, bo to najlepszy sposób aby Dante nauczył się wszystkiego gdyż wiadomo, że wilki za młodu uczą się poprzez zabawę. Wyrokiem gwiazd była miłość miedzy dwoma alfami, ale Dante z zachowania trochę czuł się jak omega. Łasił się do swojego mate chcąc być tak blisko jak tylko może. Przeznaczone im było być ze sobą bez względu na to jak niektórzy mówili im jak mają żyć. Jednak rządy się zmieniają i czas kreuję przyszłość gdzie każdy ma prawo do szczęścia. Może niedługo zakończy się ta nieszczęsna wojna między wilkami. Jednak noc robiła się późna i mimo tego, że Dante powinien wrócić do stada, wolał zostać z Nicollo do którego łasił się domagając miłości od niego, a jego przyjaciele mieli problem. Spory problem w postaci zaginionego członka stada.

-Nie czuję go - powiedziałem zestresowany.

-Spokojnie Alex znajdziemy go przecież - rzekł mając nadzieję, że to co mówi jest prawdą.

-Nicollo też nie ma - do nas podbieg Erwin oddychając ciężko. Połączyliśmy siły aby ich znaleźć, ale nic to nie dawało.

-Może pojechał do domu? - mruknął Lin.

-Ja mam klucze od mustanga! - fuknąłem zły - Kurwa co jeśli jest w mieście i robi jakiś bałagan bądź co gorsza sam przechodzi przemianę! Głupotą było się rozdzielać!

-Czuł się dobrze przecież - wtrącił się Hank.

-Mógł w każdej chwili poczuć się gorzej - mruknął Erwin drapiąc się po karku - dzwonię po landryny. Przeszukamy miasto samochodami.

-My poinformujemy niestety naszą alfę - westchnąłem - ma prawo wiedzieć.

-Chłopaki, a co jeśli jest po prostu z Carbonarą? - rzekł Gregory, a wszyscy spojrzeliśmy na niego.

-Nie zmienia faktu iż Carbonara mógł sobie nie poradzić z tym - prychnąłem - Dante jest wrażliwy na ból.

-Dlatego mieliśmy go pilnować! - rzekł Lin, a ja poszarpałem włosy dłonią.

-Nie stójmy tak w miejscu! - westchnął Hank - Jak połączymy siły to znajdziemy ich!

-Jadę do willi - rzekłem.

-Ja wybieram się z Erwinem i tymi landrynkami - rzekł Lincoln - wiem gdzie lubił chodzić w mieście.

-Idę z tobą Alex - poinformował mnie Hank - im szybciej ruszymy w las tym lepiej będzie.

Rozdzieliliśmy się, bo w końcu musieliśmy to zrobić. Hank pojechał ze mną do domu głównego i nie liczyło się teraz to iż jesteśmy wrogami. Zgubiliśmy Dante, a on jest ważny dla naszego stada. Nie parkowałem nawet wozu w garażu po prostu stanąłem przed domem.

-Trzymaj się blisko - powiedziałem do niego i weszliśmy do środka. Wszystkich zebranych starszych wilków wzrok, utknął w nas gdy przechodziliśmy przy jadalni - Gdzie alfa?

-W gabinecie - odparł, któryś więc ruszyliśmy do gabinetu. Bez pukania weszliśmy do środka.

-Puka się kurwa! - warknął i podniósł głowę znad papierów, ale gdy spojrzał za mnie jego postawa ciała była wściekła.

-Nie ma czasu na to - odrzekłem.

-Alfo mamy problem - powiedział Hank, a białowłosy zdziwił się mocno iż mój kolega, a zarazem nasz wróg mówi do niego z szacunkiem.

-Co się stało?

-Dante gdzieś zniknął - powiedziałem cicho, a mężczyzna aż podniósł się z fotela.

-MIELIŚCIE GO PILNOWAĆ?! - wykrzyczał głosem alfy aż cofnąłem się w tył.

-Wwiemy, ale no zgubiliśmy go jak oddzielił się z Carbonarą - mruknąłem, a mój alfa wyglądał jakby miał się na mnie rzucić.

-Nasza wina alfo, ale moje stado zaczęło poszukiwania na mieście - oznajmił Hank ze spuszczoną głową.

-Dlaczego daliście mu się oddzielić?! - przetarł zatoki patrząc się na mnie.

-Dante - podrapałem się po karku nie wiedząc czy powinienem mu to mówić.

-Dante i Carbo są powiązani więzią mate - powiedział za mnie Over za co byłem mu wdzięczny. Zaś mój alfa usiadł z wrażenia.

-Jego mate to mężczyzna? - mruknął w szoku - To wyjaśnia ciągły zapach Carbonary na nim. Idziemy! - warknął wstając z fotela podszedł do nas. Przesunęliśmy się na boki, a on wyszedł na korytarz.

-Co robimy? - zapytałem idąc za nim.

-Wszystkie wilki zdolne do poszukiwań przed dom - warknął wychodząc z domu i przybierając wilczą postać więc ruszyłem w jego ślad, a za mną Hank. Kilkanaście wilków stało przed alfą i czekaliśmy na rozkazy. - Rozdzialamy się na wszystkie strony świata! Macie mi znaleźć mojego syna! Ja wraz z Overem oraz Alexem i Chuckiem pobiegniemy na teren Krwawego Kła! Jak znajdziecie mego syna wiecie co robić! Ruszać!

Alfa zdecydował więc biegliśmy za naszym liderem w stronę granicy mając nadzieję iż nie są daleko. Bądź z Dante wszystko w porządku. Bałem się o niego był dla mnie jak młodszy brat i nie chciałem aby stała się mu krzywda przez to iż nie dopilnowaliśmy go. Nie mogłem nadążyć za dwoma betami i alfą. Już dyszałem po pierwszym kilometrze, a jeszcze do granicy minimum cztery. Na szczęście zwolnili trochę przez to dawałem radę dogonić ich choć trochę. Już z daleka widzieliśmy otwarte pole, które było gigantyczną łąką na której było potężne jezioro. Wziąłem głęboki wdech i starałem się wyczuć Dante, ale w tym miejscu czuć było najbardziej las i zacząłem rozumieć dlaczego tak bardzo lubił tu przebywać. Weszliśmy w wysoką trawę i ruszyliśmy w stronę jeziora. Po cichu wyszliśmy z trawy, a ja zauważyłem białego wilka leżącego przy brzegu. Zerknąłem na Hanka, który kiwnął głową na tak. Powoli ruszyliśmy do wilka, a on podniósł głowę centralnie patrząc się na nas, cicho warcząc. Dopiero teraz zauważyłem leżący na jego łapach czarny pysk, który wtulił się bardziej w białowłosego klatkę piersiową. Carbo zjeżył się widząc nas, ale gdy zobaczył Hanka uspokoił się. Dante jest czarnym wilczkiem troszkę niższym od Carbo i smuklejszym, ale jest wilkiem. Odetchnąłem z ulgi iż jest cały i udało się wszystko. Rightwill ruszył w stronę wilków i wydawało się, że jest wściekły. Nikt nic nie mówił nie ośmieliliśmy się to zrobić. Nasz alfa był zdecydowanie większy od Nico, który spuścił głowę nisko przed Sonnym. Podszedłem bliżej jakby trzeba było coś zrobić aby załagodzić sytuację, która już była zbyt bardzo napięta.

Sytuacja ta mogła być nie ciekawa dla dwóch stad oraz ich członków. Rightwill dotknął nosem policzka czarnego wilka, który niechętnie otworzył zmęczone oczy. Dante był zmęczony po tym jak za długo biegał tam i z powrotem próbując złapać świetliki. Wtulił się bardziej w Nicollo i spotkał niebieskie oczy swojego ojca. Jego ogon zaczął delikatnie machać na boki. Napięcie jakie było wśród wszystkich zebranych było duże i nikt nie chciał aby ktoś wybuch niepotrzebnie żeby nie powstała z tego krwawa jadka. Dlatego też panowała cisza między wszystkimi, ale była ona potrzebna dla wilków. Do przemyślenia sytuacji. No, ale może wróćmy do opowieści!

-Martwiłem się - usłyszałem cichy mruk ojca do którego się przytuliłem pyskiem.

-Przepraszam tato - mruknąłem cicho, a on po prostu polizał mnie po czole.

-Cieszę się iż nic ci nie jest. Chodź pokaż mi się tu - mówił spokojnie więc niechętnie podniosłem się na łapach rozciągając robiąc tak zwanego psa z głową w dół. Delikatnie zrobiło mi się zimno bez ciepłego ciała Carbo przy sobie, ale podszedłem na spokojnie do taty i przytuliłem się do jego boku.

-Nie chciałem was martwić - wyszeptałem, a tata obserwował mnie uważnie.

-Nic mu nie zrobiłem - wtrącił się Carbo, a ojciec warknął na niego. Fuknąłem cicho i podszedłem do mojego mate wtulając się w jego klatkę piersiową. Nico położył głowę na moim karku zatapiając się w moim futerku. Patrzyłem się w niebieskie oczy mego ojca, które były podobne do moich.

-Rozumiem - westchnął i zawył, a wszyscy dołączyli do tego oprócz Hanka, mnie i Nico. Lecz po sekundzie i Over dołączył do wycia. Spojrzałem na Nico.

-Dasz radę - wyszeptał do mojego ucha i sam zaczął wyć więc niewiele myśląc wziąłem głęboki wdech w płuca, po chwili dołączyłem do stadnego skowytu. Nasze wycie roznosiło się po lesie i nie tylko. Była to wiadomość do wszystkich iż znaleźli mnie. Do naszego wycia dołączały inne wilki z każdego krańca lasu tworząc jedną harmonię naszych głosów. Wziąłem głęboki wdech gdy zabrakło mi powietrza w płucach. Byłem zmęczony po przemianie więc bardziej wtuliłem się w Nico zamykając oczy. - Nie usypiaj kochanie - mruknął do mnie liząc po pysku.

-Yhym - mruknąłem.

-Wracajmy do domu - rzekł mój ojciec, ale ja nie miałem siły aby iść taki kawał drogi.

-Dante nie ma siły aby iść - poinformował za mnie mego ojca widząc iż usypiam wtulony w jego bok. - Zostaniemy tutaj gdy nabierze sił to odprowadzę go do willi.

-To raczej najsensowniejszy wybór - odezwał się doradca mojego ojca - chłopak jest zmęczony. Niech zostanie przy swoim mate. Chłopak jest bezpieczny.

-Ochronię nas - odparł mój mate. Praktycznie usypiałem na stojąco więc usiadłem bardziej wtulając się w niego. Widziałem zwątpienie w oczach mego ojca.

-Dobrze niech będzie - powiedział po dłuższej ciszy i kiwnął głową. Mój ogon zaczął merdać na boki, a członkowie stada wycofali się. Położyłem się na ziemi, a obok mnie położył się Carbo do którego wtuliłem się. Tak mi było najlepiej przy nim, a nawet nie wiem kiedy usnąłem. Obudziło mnie przyjemne lizanie po głowie. Otworzyłem niechętnie oczy i spojrzałem na białe łapy ma których leżała moja głowa to było tak przyjemnie uczucie wstać o poranku. Zaś po futrze czułem jak sunie delikatny wiaterek.

-Dzień dobry limoneczko - wyszeptał do mego ucha, które następnie przygryzł i polizał. - Jak się spało?

-Dobrze, przy tobie mógłbym budzić się każdego dnia - wtuliłem się w niego i polizałem po pysku.

-Miło mi to słyszeć, ale twój ojciec mnie zabiję jak cię nie odprowadzę - rzekł podnosząc się z ziemi. Obserwowałem jak podchodzi do jeziora i zaczyna z niego chłeptać wodę. Wstałem więc również rozciągając za stałe kości i również zacząłem pić gdyż w sumie zaczęło mnie suszyć po wczorajszym dniu, a raczej nocy pełnej wrażeń. Byłem cholernie głodny aż mi w brzuchu za burczało. - Oj tak pora jedzenia jest. Pewnie jesteś bardzo głodny.

-Yhym - mruknąłem zgadzając się z nim w tym. Po chwili ruszyliśmy w stronę mego domu. Delikatnym truchtem dotarliśmy na miejsce po pół godzinie. Widziałem na sobie wiele oczu skupionych na mnie. No tak w końcu byłem pięknym czarnym wilkiem i na dodatek alfą. Po drodze mój mate wyjaśnił mi jak przybrać ludzką formę co była podobna do zmiany w wilka. Przez drzwi frontowe wyszedł ojciec do którego podbiegłem i zacząłem się łasić.

-Cieszę się, że jesteś - mruknął do mnie i pogłaskał po głowie - ty idziesz ze mną - wskazał na mojego mate, który przybrał ludzką formę.

-Śniadańko? - powiedziałem.

-Zaraz będzie - oznajmił, a ja zmieniłem się w człowieka. Straciłem równowagę gdyby nie szybka interwencja ojca upadł bym na kolana - tobie się przyda bardzo zjeść i kąpiel - rzekł, a ja kiwnąłem głową zgadzając się z nim. -Niech będzie śniadanie jako pierwsze - dodał po chwili i pomógł mi wejść do domu oraz zaprowadził do stołu.

Zostało mi nawalone na talerz wszystkiego, ale byłem głodny. Nico usiadł obok mnie, a jemu podano talerz aby zjadł z nami. Wziąłem się za jedzenie śniadania. Nie sądziłem iż zjem kiedykolwiek tyle naraz. Jednak nie jadłem kolacji ani obiadu więc apetyt miałem spory. Rozmowa ze stadem była tym razem inna. Oparłem się o ramię Nico i uśmiechnąłem. Chłopak był spięty czułem to, ale jadł śniadanie wraz z całym moim stadem.

-Idźcie się umyć - rzekł ojciec więc wstałem od stołu - potem chce widzieć was w gabinecie.

-Dobrze tato - odparłem i złapałem go za dłoń, którą splotłem razem. Zaciągnąłem go do swojego pokoju, a on posłusznie szedłem za mną. -Idziemy jak się myć?

-Jak dla mnie możemy iść myć się razem jeśli macie duży prysznic - rzekł, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.

-Nnie wiem czy jestem zdolny do tego aby być nagi przed tobą.

-Jakoś jak wilk nie wstydziłeś się przede mną paradowałeś, a jesteś wtedy nagi - mruknął w moją szyję.

-No dobrze - zgodziłem się i pociągnąłem go do łazienki. Od razu zacząłem pozbywać się z siebie ciuchów, które delikatnie były brudne. Nie patrzyłem nawet czy Nico też się rozbiera po prostu wszedłem pod prysznic. Odkręciłem kurek z zimną wodą, która zaczęła spływać po moim ciele. Poczułem dłonie na biodrach i ten cudowny zapach. Objął mnie wokół tułowia i wtulił się w moje plecy. Dosyć spokojnie umyliśmy się w swoim towarzystwie mimo iż byłem cały czerwony na twarzy to jednak nie czułem się aż tak bardzo zawstydzony będąc nagim przed nim.
Wytarliśmy się ręcznikiem, a ja przeszedłem do swojego pokoju aby wziąć świeże bokserki. Następnie ubrałem się w spodnie.

-Jesteś taki uroczo kochany - wymruczał do mojego ucha i przygryzł je.

-Też cię kocham - wyszeptałem obracając się do niego, a on objął mnie dłońmi wokół bioder.

-Ja ciebie bardziej wilczku - czas nagle zwolnił gdy jego usta zbliżały się do moich warg aż w końcu złączył je ze swoimi w delikatnym pocałunku. Odwzajemniłem pocałunek i zamruczałem cicho w jego usta. Zaczerwieniłem się i podałem mu zbyt dużą koszulę na mnie, przerywając między nami czułość.

-Ubierz się tata nie lubi czekać - odparłem odsuwając od niego bardzo niechętnie, ale musiałem też ubrać górę. Po chwili zachodziliśmy na dół i prowadziłem nas do biura taty. Zapukałem do drzwi i weszliśmy do środka. Ojciec siedział przy biurku więc zaciągnąłem Nico pod nie i usiedliśmy w fotelach.

-Mam nadzieję iż nie robiliście czegoś niestosownego! - powiedział co mnie zażenowało - Powiedzcie mi co mam zrobić w takim razie teraz skoro twój mate jest ze stada z którym mamy od lat kosę?

-Nie chcę problemów - rzekł Nico - jednak nie odpuszczę Dante.

-Natomiast mój syn miał być alfą stada więc nie mogę ci pozwolić abyś go zabrał.

-Czyli tak źle i nie dobrze? - westchnąłem cicho spuszczając głowę w dół.

-Ja - mruknął Nico - mogę zrezygnować ze swojego stada dla dobra Dante i nie tylko - złapał mnie za dłoń delikatnie ją ściskając - che jedynie utrzymać kontakt z rodziną.

-Może pora zaprzestać walki? - spytałem taty, który westchnął ciężko.

-Zastanowię się nad tym i przedyskutuje sprawę z Chakiem.

-Mogę poinformować o tym moją watachę - zaproponował - wiem, że nie jest na rękę ci to, ale czuję do pańskiego syna prawdziwą miłość. Więź mate nigdy się nie myliła proszę pana.

-Wiem, że więź się nie myli - westchnął - jednak jeśli to ma być dla mojego syna najlepszym wyborem. Nie mogę stanąć na drodze do szczęścia mego dziecka.

Tak w ten sposób Nicollo Carbonara został przyjęty do stada Blasku Księżyca co bardzo cieszyło Dante Capele, który miał zająć miejsce nie alfy, a Luny gdyż wiedział iż nie jest kimś kto byłby w stanie dowodzić. Czuł po sobie iż jest uleglejszy wobec Nico i nie chciał tego zmieniać. Odpowiadało mu tak jak miało być. Nicollo został w stadzie i poznawał wilki, które kiedyś on miał przejąć nad nimi kontrole, nim on oraz Dante nie odważą się aby się oznaczyć, a potem następnie ze sparować.
Niektórzy powiedzą z was z pewnością coś jest nie tak. Przecież od tak złamanego i zranionego serca nie da się uleczyć, ale prawdziwa miłość jest do tego zdolna. Więź mate działa jak lekarstwo, jak maść, która delikatnie łagodzi i pozwala zapomnieć dając w zamian poczucie miłości. Coś czego nie był w stanie dać ojciec Capeli czy ktoś inny ze stada. Te wspaniałe uczucie znalazł w ramionach Carbonary, który niezależnie od tego co chciał, chciał zostać przy swoim mate. Wpojenie było teraz pełne i odczuwał wszystko po Dante, ale to szło w dwie strony. Tak jak obiecał drogie dzieci Sonny Rightwill spotkał się na przeciwko stadu Krwawego Kła. Rozmowa trwała bardzo długo między liderami aż nie doszło do konsensusu. Stada mogły być podzielone, ale teren był wspólny bez konsekwencji wejścia na teren drugiego. Wszystkie zakazy i nakazy zostały obalone pozwalając na to aby każdy był szczęśliwy na swój sposób. Młodzi zakochani cieszyli się tym iż ich stada mogą żyć w zgodzie i bez potrzeby walki ze sobą. Ich ogony były zaplątane o siebie z czego byli szczęśliwi. Nie musieli się ukrywać i mogli bezpiecznie ze sobą spędzać czas. Tak więc halloweenowa noc w której stało się tak wiele! Zmieniła bieg historii, która zapisana była w niebie. Jest to już koniec historii, którą chcieliście poznać!

Dobra, dobra rozumiem! Chcecie jeszcze trochę, ale to już nie jest historyjka dla dzieci! Mowa będzie tu o akcie miłości, który łączył bardziej dwa ludzkie serca w jedno. O zdarzeniu, które było bardzo istotne między dwoma wilkami. Aspekcie, który był naturalną częścią życia młodych i zakochanych. Mowa jest tu o oznaczeniu. Niektórzy byli gotowi od razu podjąć się tego, a inni potrzebowali znaczniej więcej czasu niż posiadają. Więc nie przedłużając poznajcie historię jak to się stało!

Wracałem z obchodu terenu i zapowiadał się spokojny wieczór. Dużo wilków miało iść na imprezę organizowaną w moim stadnym domu, ale Dante nie szczególnie dobrze się czuł przez jakiś czas. Martwiłem się o niego i miałem nadzieję, że to nic poważnego. Powolnym krokiem wszedłem do środka willi i zerknąłem w stronę jadalni. Za jadalnią i kuchnią z którą była podzielona był salon. Cisza w domu głównym to nie jest spotkana sprawa, ale co poradzić na to. Lecz nie narzekałem, bo mogłem w końcu spędzić czas z moim chłopakiem.

-Lea - powiedziałem zdziwiony gdy wyszła z naszego, mojego i Dante pokoju.

-Alfo - delikatnie skinęła głową.

-Co robiłaś u Dante? - zapytałem cicho, ale i zainteresowaniem.

-Sprawdzałam jego stan i mam chyba rozwiązanie problemu alfo.

-Co to za problem?

-Związku iż organizm przestawił się na bardziej niższą pozycję - odchrząknęła - to nasza Luna czyli Dante potrzebuje pomocy poprzez zbliżenie.

-Dlatego tak ostatnio się źle czuje?

-Tak - kiwnęła głową potwierdzający sposób.

-Rozumiem możesz odejść - odpowiedziałem wchodząc do naszego pokoju. - Cześć limoneczko.

-Hm? - mruknął zerkając na mnie. Zbliżyłem się do niego i powąchałem go. Teraz odczułem w nim zmianę zapachu, który był bardziej intensywniejszy. Pocałowałem go w kark gdyż leżał na brzuchu.

-Dantuś kocham cię - wyszeptałem do niego - miesiąc temu się zakochaliśmy w sobie.

-Pamiętam - odparł i pogłaskał mnie po policzku. Był ubrany w koszulkę oraz w bokserki, które w sumie miałem ochotę zedrzeć mu z ciała.

-To się cieszę - wyszeptałem i pocałowałem go w usta. Pocałunek najpierw był delikatny, ale powoli przeradzał się w coraz to namiętniejszy. Moje dłonie powędrowały pod jego podkoszulek, a on sam podniósł się do siadu, łapiąc mnie za koszulę i ciągnąć na łóżko, na które opadłem. Byliśmy śmielsi wobec siebie i z pewnością bardziej zakochani, czując narastające napięcie między nami. Dante usiadł okrakiem na moich kolanach i zaczął składać na mojej szyi pocałunki, które kończył delikatnie przygryzając moją skórę swoimi ostrymi kiełkami.
Na nowo wtargnąłem dłońmi pod jego koszulę i zacząłem błądzić palcami po jego rozgrzanym ciele. Czułem jak jego zapach staje się silniejszy i sam wgryzłem się delikatnie w jego szyję robiąc przy tym widoczną malinkę.

-Chcę cię Carbo - wyszeptał, a jego policzki były całe czerwone. Jednak jego ciało było rozluźnione. Często rozmawialiśmy o naszym oznaczeniu czy sparowaniu. Wtedy słodko się rumienił i starał schować emocje pod swoje czarne włosy, które zasłaniały mu pół twarzy. Ustaliliśmy iż nie będziemy nic na siłę robić i dopóki nie będzie chciał to nie będę ingerować w jego delikatną stronę. Jednak tym razem widziałem w jego oczach ten płomień.

-Dwa naraz czy jedno? - spytałem i pociągnąłem go do pocałunku.

-Nnie będę w stanie dwóch naraz - wyszeptał i sam musiałem się z nim w tym zgodzić. Jego ciało było delikatniejsze od mojego i nie chciałem zrobić mu krzywdy.

-Dobrze to na spokojnie to zrobimy - mruknąłem i zacząłem się rozbierać pozbywając się z siebie niepotrzebnych ciuchów. Zostając tylko w bokserkach wyciągnąłem z szafki lubrykant na lepszy poślizg, chociaż raczej już wystarczająco był mokry. Połączyłem nasze usta razem w delikatnym pocałunku, a dłońmi ściągnąłem z niego koszulę w której leżał zaś dłonią zjechałem do jego bokserek. Napięcie seksualne było aż za bardzo wyczuć między nami i mimo pocałunków chciałem coś szybko go przygotować aby zaspokoić nasze rządzę. Nasze kły obijały się o siebie gdy języki walczyły o dominację, chociaż Dante i tak był pode mną. Wsunąłem w jego splot mięśni palec i już czułem jak ciasno tam jest. Zacząłem palcem mu dogadzać, a mój partner cicho pojękiwał w me usta. Miał to być pierwszy raz między nami, ale nasza relacja była bardzo zżyta i ufaliśmy sobie. Dołączyłem drugiego palca i patrzyłem jak Dante mruczy z przyjemności. Nasze ciała przystosowują się bardzo szybko więc dlatego najczęściej seks jest do utraty sił z dwóch stron. Dołączyłem kolejnego, ale mięśnie mego partnera były już tak rozluźnione i chcące tego iż sam właściciel zatracił się w przyjemności. Wyciągnąłem z niego palce i ściągnąłem swoje boskerki od razu nalewając na mojego członka zimny płyn. Czarnowłosy oddychał ciężko i grzecznie leżał czekając na dalszą przyjemność. Nakierowałem się i wszedłem powoli, a pazurki mego partnera wbiły się w moje plecy.

-Kocham cię - wyszeptałem do jego ucha i gdy przyzwyczaił się do mnie, zatraciliśmy się w stosunku miłosnym między nami.

-Tteż cię kkocham - wyjąkał, a ja czując nadchodzący orgazm, wgryzłem się w obojczyk mego partnera, a on w mój. Dante jęknął z bólu, ale niestety tak trzeba było zrobić. Po chwili doszedłem w moim wilczku, a on na mnie. Dopiero po chwili poczułem jak Dante puszcza mój bark w który się wgryzł, a ja po kilku minutach naszej pozy byłem w stanie puścić go. Ból w miejscu ugryzienia zmienił się na przyjemne pieczenie. Ze śladu wgryzienia zaczęła spływać krew więc niewiele myśląc zacząłem ją zlizywał. Mój wilczek był zatracony w przyjemności gdyż jego oczy były jak za mgłą. Nie byłem w stanie wyjść z niego jeszcze przez chwilę aż nie poczułem delikatnego luzu.

-Jesteś cudowny i tylko mój limoneczko - wyszeptałem do jego ucha, a on wtulił się we mnie padnięty po stosunku. Praktycznie usypiał mi w ramionach więc opatuliłem go nimi i przykryłem nas kocem. Pachnął mną i niech każdy to wie iż należy tylko do mnie.

Tak więc niedalekiej przyszłości Dante i Carbo ze sparowali się ze sobą. Przejmując w ten sposób władze nad stadem Blasku Księżyca, a Sonny Rightwill mógł iść na zasłużoną emeryturę. Zapowiadały się piękne czasy gdy pokój i miłość królować będą powszeczasy w Los Santos, a dwa stada na wieki już będą połączone więzłem krwi potomków.

================================

19010 słów

Jeśli dotarłeś tutaj powiedz czy ci się podobało i zostaw ślad po siebie w komentarzu :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro