Rozdział 3
Im dłużej rozpamiętywałam to, co się wydarzyło, tym silniej odbijało się to na mojej teraźniejszości. Moim umysłem i ciałem zaczęły władać lęki, fobie, uzależnienia...
Bywały dni, kiedy nawet przebywanie pośród, mogłoby się wydawać niewielkiej grupy ludzi, powodowało, że zaczynałam panicznie doszukiwać się zagrożenia z ich strony. Odczuwałam, jak każdy mięsień mojego ciała się napina, serce zaczyna bić jeszcze szybciej, a dłonie niebezpiecznie drżą. Mózg podsyłał wizję tego, co za chwilę może się stać. W takich momentach byłam zagrożeniem nie tylko dla samej siebie, ale też dla innych. Nie byłam w stanie zagwarantować, że gdy ktoś wykona jakiś pochopny ruch w moim kierunku, nie zaatakuję go...
Może miało to też swoje powiązania z paraliżem sennym. Tego raczej nikt w pełni nie byłby w stanie potwierdzić, bo w końcu, co wspólnego z pewnymi przejawami fobii, mają koszmary, które nawiedzają mnie czasami nawet kilka razy w tygodniu? Właśnie tego chciałam się dowiedzieć. A ze względu, że o pomoc nie miałam odwagi ani też za dużych możliwości kogokolwiek prosić. Musiałam dać sobie radę sama.
Wtedy jednak poznałam jego. Dexter'a. Był ode mnie trzy lata starszy i był jednym z ludzi, którzy zajmowali się logistyką w kompleksie szkoleniowym. Pierwszy raz spotkałam się z nim podczas imprezy. Myślę, że pojawił się wtedy na niej, aby przypilnować, żebyśmy niczego nie wywinęli. Sama w tamtym momencie złamałam się i znów piłam znacznie więcej, niż było to w dobrym guście. Zaczęłam z nim gadać, nawet nie pamiętam dokładnie o czym. Po imprezie rozeszliśmy się, lecz potem zupełnie przypadkowo, znów się spotykaliśmy. Aż w końcu zaczęliśmy rozmawiać, na początku na niezobowiązujące tematy, ale im dłużej się znaliśmy, tym większym zaufaniem zaczynaliśmy się darzyć.
Pomagał mi. Uwolniłam się od alkoholu, prawie nie paliłam. Dawał rady jak lepiej sobie radzić w pewnych sytuacjach. To dużo dla mnie znaczyło. Jednak nie umiałam w stu procentach zdradzić tego, co mnie dręczyło. Po prostu za bardzo się bałam. Może odrzucenia, a może, iż mnie wyda albo wyśmieje? Nie wiem. A może to już weszło mi w nawyk, że lepiej coś ukryć albo skłamać, zamiast stanąć twarzą w twarz z niejednokrotnie bolesną prawdą...
Pamiętam, jak pewnego wieczoru nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Byłam podenerwowana, obolała i jednocześnie zbyt świadoma, aby móc uciec od tego, co mnie dręczyło i zasnąć. Zastanawiałam się nad tym pewien czas, aż w końcu się przemogłam i poszłam ciemnymi uliczkami koszar, oświetlonymi tylko pojedynczymi lampami, umieszczonymi w sporych od siebie odstępach, do budynku, w którym Dexter miał swoją kwaterę. W tamtym momencie potrzebowałam czyjejś bliskości. Otworzył mi drzwi od swojego mieszkania, będąc w samych spodniach od dresu. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że jest sporo po północy, a ja zapewne go zbudziłam.
— Cześć — powiedział zaspanym głosem, przyglądając mi się spod przymrużonych powiek.
— Hej. Ja... Umm... Nie przeszkadzam?
— Nie, wejdź. Stało się coś? — spytał, przepuszczając mnie w drzwiach.
— Znowu prawie to zrobiłam. Ja naprawdę nie chciałam, ale to było silniejsze ode mnie i... Co, jeśli w końcu nie wytrzymam i to zrobię? — wymamrotałam, mierzwiąc sobie włosy.
— Coś na to poradzimy. — Próbował mnie pocieszać.
Zaprowadził mnie do pokoju i usiadł ze mną na sofie. Cierpliwie, pomimo tak późnej godziny, wysłuchiwał moich żalów i obaw odnośnie tego, czy nie nadejdzie kiedyś taka chwila, że pod wpływem emocji, będąc nie do końca świadomą swoich czynów, kogoś nie zamorduję. Nawet nie wiem kiedy, jego kojący dotyk i zmęczenie spowodowały, że zasnęłam. Jednak w snach znów powrócił do mnie mój koszmar. Starałam się nie poddać strachowi, w końcu ten sen był tylko iluzją wytworzoną przez mój mózg. Jednak nie byłam w stanie. Po raz kolejny pozwoliłam, aby moim ciałem zawładnął lęk.
Gdy zaczęłam odzyskiwać świadomość i się budzić, zauważyłam, że nie jestem w swoim pokoju. Byłam u Dexter'a. Po raz pierwszy ktokolwiek zobaczył mnie w takim stanie. Było mi wstyd za samą siebie. Nie dość, że widział to, co się ze mną działo, to do tego jeszcze nie wiedział o tym nigdy wcześniej, bo była to jedna z rzeczy, do których mu się nie przyznałam. I nawet jak starał się tamtej nocy coś ze mnie wyciągnąć, to mu się nie udało. Mimo to był przy mnie i jego obecność wystarczyła, abym poczuła się bezpieczniej.
***
Po dwóch miesiącach ostatniego roku szkoleń byłam naprawdę bliska odejścia ze służby. Zwątpiłam, czy to na czym do tej pory mi zależało, było faktycznie ważne. Wtedy on znów był przy mnie. Cierpliwie wysłuchał tego, co mu wyjawiłam i nie pytał o więcej. Starał się wesprzeć, pomóc. Zostałam i dalej się szkoliłam. To była dobra decyzja. Głupotą by było zrezygnować po tym, ile już przeszłam.
Piąty rok był najtrudniejszy. Niejednokrotnie byłam na granicy wytrzymałości i dosłownie kilkunastu sekund brakowało, abym straciła kontakt z rzeczywistością. To był właśnie czas, gdy zostało nas już tylko dziesięcioro. Każdy był dokładnie obserwowany i poddawany różnorakim testom. Momentami rywalizacja przypominała wyścig szczurów. Wszyscy chcieli być najlepsi i robili wszystko, żeby tak było. Niestety, zdarzało się, że płacili za to wysoką cenę, lecz na tym właśnie to polegało. Bez ryzyka, nie było zwycięstwa.
Czasami potrafiłam przyłapać się na tym, że sama dawałam się pochłonąć żądzy zwycięstwa. Im wyżej udało mi się zajść, tym więcej chciałam jeszcze osiągnąć. Wtedy też na nowo zaczynały się we mnie formować pewne cechy charakteru. Jedne lepsze, drugie gorsze. Najważniejsze w tamtym czasie było kontrolowanie tego. Wystarczyło odrobinę nierozwagi, a to, kim się stałam, mogło zacząć niszczyć mnie samą.
Miałam świadomość, że byłam w stanie dokonać tego, na czym mi zależało. W końcu udało mi się odstawić alkohol i nikotynę, do tego stopnia, że prawie ich nie potrzebowałam. Uporałam się na tyle z nocnymi koszmarami, że nie nachodziły one mnie już tak często, jak bywało to wcześniej. Walczyłam i byłam z tego zadowolona.
Poświęcałam wtedy też cały swój czas i wszystkie siły, aby wywrzeć na dowódcy jak najlepsze wrażenie. Choć spotykałam się z Dexterem, to jednak na tyle rzadko, że nie było okazji, aby się do siebie zbliżyć jeszcze bardziej, czy liczyć na zacieśnienie relacji między nami. W zaciszu własnych kwater byliśmy blisko, lecz wśród obcych nie okazywaliśmy tego, że cokolwiek nas łączy.
***
Przedostatnia część szkoleń dobiegła końca. Zdałam wszystkie testy i mój cel był już praktycznie na wyciągnięcie ręki. Będąc wtedy pod wpływem emocji, oczywiście tych pozytywnych, spotkałam się z Dexterem, chciałam mu się pochwalić. A później jakoś to wszystko się tak potoczyło, że... Przespałam się z nim. Czy żałowałam? Myślę, że nie. Jednak niedługo potem dowiedziałam się, że wyjeżdża na drugi koniec kraju, bo dostał tam korzystną ofertę pracy. Czułam się zdradzona, oszukana, wykorzystana... Dopiero po dłuższym czasie zrozumiałam, że najbardziej bałam się samotności.
Zanim jednak wyjechał, spędziłam z nim kilka upojnych chwil. Żadne z nas nie liczyło na nic więcej. Oboje wiedzieliśmy, że możemy się już nigdy więcej nie zobaczyć, ale nam to nie przeszkadzało. Postanowiliśmy wykorzystać ten czas, który nam jeszcze pozostał. Ja miałam wtedy kilka dni na regenerację, on praktycznie też był już zwolniony z większości obowiązków, a więc nie było większych problemów z tym, aby znaleźć dla siebie trochę czasu...
Mieliśmy ze sobą dużo wspólnego. Może to spowodowało, że tak dobrze się rozumieliśmy. Żadne z nas nie zadawało zbędnych pytań. Każde miało swoją mroczną stronę, której nawzajem udało nam się odkryć zaledwie niewielki skrawek. Oboje również mieliśmy ślady tego, jak okrutne potrafiły być czasem szkolenia. Każda powstała podczas nich blizna, wspomnienie wyryte w pamięci, było dla mnie symbolem walki z własnymi słabościami i problemami.
Wiedzieliśmy, że to, co przyniesie przyszłość, stanowi jedną wielką niewiadomą. Mogliśmy równie dobrze zginąć podczas jednej z misji, czy uzyskać prestiż dzięki temu, co uda nam się osiągnąć. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jeśli kiedyś z kimś się zwiążemy, to niekoniecznie będzie on nas znał w pełni. Niektórych informacji nigdy nie będzie nam wolno zdradzić, a podwójna tożsamość, którą będziemy posiadać jako tajni agenci, będzie musiała pozostać zachowana w całkowitej tajemnicy.
***
Pożegnałam się z Dexterem w noc przed wyjazdem, rano, zanim zdążył wstać, wyszłam, nie zostawiając nic za sobą. To był już zamknięty rozdział i musiałam się z tym pogodzić. Nie płakałam za nim. Przecież i tak nic by to nie zmieniło... Z upływem kolejnych tygodni, coraz mniej za nim tęskniłam. W pamięci jednak zachowałam go, jako wysportowanego, brązowookiego mężczyznę o krótko przystrzyżonych, czarnych włosach... Mogłam do niego napisać, jeśli bym chciała i nawet kilka razy zaczynałam już wystukiwać wiadomość. Lecz nie należało wracać do tego, co było. Trzeba było podnieść głowę do góry, wyprostować się dumnie i ukończyć wreszcie szkolenia.
„Twoje życie — twój wybór. Ty decydujesz o tym, co z nim zrobisz".
Jak wrażenia?
Myślicie, że Dexter jeszcze namiesza w jej życiu? Kto słucha piosenek dołączonych do rozdziałów?
Starałam się sprawdzić rozdział, lecz jeśli zauważycie jakąś literówkę, piszcie, poprawię. :)
Jakie są wasze metody na znalezienie weny/inspiracji do pisania? Ostatnio mi tego brak...
Następny rozdział: 4 grudnia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro