Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

W pewnym momencie, gdy pozostawały mi sekundy przed całkowitą utratą świadomości, zepchnęłam go z siebie na tyle, że zsunęłam się na ziemię i wczepiając się palcami w dywan, zaczęłam pełznąć do ściany, drżąc na całym ciele. Bałam się, że zaraz mógł ponownie zaatakować.

Świat dokoła był rozmazany i pokryty czarnymi, latającymi plamami. Każdy oddech palił niemiłosiernie jak ogień. Znów usłyszałam krzyk, lecz na tyle niewyraźny, że nie potrafiłam rozróżnić poszczególnych słów. Starałam się otrzeć mokre od łez policzki, kiedy poczułam, jak Dexter dotyka mojego ramienia.

— Nie! — wychrypiałam, odsuwając się gwałtownie do tyłu.

Widząc stan, w jakim się znajdowałam, odpuścił. Prawdopodobnie zdał sobie sprawę z tego, co zaszło moment wcześniej. Wyszedł z pokoju, a chwilę potem rozległ się odgłos uderzenia. Miałam wrażenie, że za chwilę on mógł wrócić do mnie z powrotem, wtedy właściwie każdy tragiczny scenariusz byłby możliwy. Jednak nie nadchodził, a mi udało się nieco pozbierać po dość długim czasie.

W lustrze łazienkowym nie trudno było zauważyć wyraźnie odznaczający się na szyi podłużny ślad. Nawet człowiek niemający doświadczenia w dziedzinie kryminalistyki, domyśliłby się, jak on powstał. Powoli docierał do mnie fakt, że to, iż znałam dobrze Dexter'a, było tylko złudzeniem. Dalsze ciągnięcie tego w dotychczasowy sposób, nie miało sensu. Najpierw przede wszystkim musieliśmy ze sobą szczerze, na spokojnie porozmawiać. Tak, jak należałoby uczynić to już pierwszego dnia, gdy spotkaliśmy się w hotelu. Te urywki informacji, którymi mnie raczył, kiedy na niego naciskałam, dawały mi zaledwie szczątkowy zarys tego, co musiał przeżyć. Chciałam znać całą prawdę.

Wpatrzona w swoje odbicie, powędrowałam dłonią do szyi. Nie wściekałam się na niego za to, co najwyżej obawiałam się, czego jeszcze mogę doświadczyć z jego strony. Najbardziej jednak uświadamiałam sobie, jak traumatyczne doświadczenie dopadło go w czasie snu, skoro zrobił aż coś takiego.

Pozbycie się całkowicie jakiegokolwiek usztywnienia barku, może nierozsądne, dało mi większą swobodę. Kiedy wkładałam kolejne partie ubrań, nie potrafiłam opanować drżenia rąk. Ogółem cała byłam słaba i obolała, lecz wtedy nie to było najważniejsze. Przede wszystkim potrzebowałam powietrza i przestrzeni. Jak najszybciej chciałam ruszyć w drogę.

Gdy odważyłam się opuścić sypialnię ze spakowaną już na wyjazd walizką i prezentami, dochodziła ósma rano. W salonie przebywał Dexter, a ja udałam się do kuchni. Nie byłam w stanie zjeść czegokolwiek, ale kawę musiałam wypić. To było dla mnie prawie jak rytuał. Tego ranka nie potrzebowałam jej, aby się pobudzić. To już zrobiła sytuacja, która wydarzyła się u schyłku nocy. Cały czas czujnie nasłuchiwałam, czy mężczyzna nie zmierzał w moim kierunku. W razie potrzeby, po tej całej nienormalnej sytuacji, byłabym w stanie go zaatakować.

Właściwie, nie wiedziałam, jak postąpić w sytuacji, w jakiej się znalazłam. Mogłam mu wykrzyczeć prosto z mostu, żeby się wynosił z mojego mieszkania. Wiedząc jednak, że wyjeżdża, a święta tuż za pasem, nie czułabym się dobrze, wywalając go na bruk. Na to jeszcze miałam czas... Do szczerej rozmowy chyba żadne z nas się nie nadawało. Obydwoje byliśmy pod wpływem emocji i nie myśleliśmy do końca racjonalnie.

Jednak do wyjaśnienia pewnych spraw dojść musiało. Jeśli bym potrafiła, zamierzałam mu pomóc się uporać z tym, co go dręczyło. Czułam się do tego zobowiązana, po tym, jak on mi kiedyś pomógł na szkoleniach. Poza tym, jakby nie było, łączyła nas pewna więź. Chociaż po ostatnich wydarzeniach miałam wątpliwości, ile ona będzie jeszcze w stanie znieść...

Akurat popijałam leki świeżo zaparzoną kawą, krzywiąc się nieznacznie z powodu bólu gardła, jaki temu towarzyszył, gdy usłyszałam, że Dexter idzie w moim kierunku. Odwróciłam się przodem do niego, przyglądając mu się uważnie. Nie wyglądał, jakby zamierzał zrobić mi krzywdę, powiedziałabym nawet, że wyglądał na skruszonego. Kiedy znalazł się w niezbyt wielkiej odległości ode mnie, zrobiłam krok w tył, stykając się z blatem kuchennym. Zatrzymał się, widząc, jak zareagowałam na jego zbliżenie się do mnie.

— Przepraszam. Nie wiem, jak to się stało. Wiem, że to żadne wytłumaczenie, ale ja naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić. — Zaciskał ręce na brzegu wyspy kuchennej i mówił ze względnym opanowaniem.

— Nie, twoje przepraszam, nic tu nie zmienia. Choćbyś tysiąc razy to powtórzył, znów wrócimy do punktu wyjścia. Rozumiesz? — Wyglądał na zmieszanego i przytłoczonego, kiedy to usłyszał. Nie patrzył mi w oczy, lecz wpatrywał się w moją szyję, ukrytą w ten czas pod golfem. Na potwierdzenie pokiwał jedynie głową. — Potrzebuję to przemyśleć i sądzę, że ty też powinieneś... — stwierdziłam, mocniej zaciskając dłoń na uchu od kubka. — Po powrocie czeka nas poważna rozmowa. Za długo już ją odkładaliśmy.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, jednak nie była to zbyt komfortowa rozmowa. Nie chcąc ciągnąć jej dłużej na siłę i sprawdzając, która godzina, stwierdziłam, że powinnam była się już zbierać. Dałam mu jeszcze prezent świąteczny, który kupiłam mu kilka dni wcześniej. Od niego też coś dostałam, jednak kazał mi otworzyć dopiero w święta, a więc po prostu spakowałam go do torebki, uprzejmie dziękując. Życzyłam wesołych świąt i udanej podróży, a potem włożyłam na siebie botki i ciepłą kurtkę.

Na pożegnanie przytuliliśmy się jeszcze po przyjacielsku. Jednak było to tak sztywne i nieręczne w moim odczuciu... Przebywając tak blisko niego, obawiałam się, co mogło się wydarzyć. Nawet zupełnie odruchowo, nieświadomie, wzdrygnęłam się, kiedy jego dłoń mnie dotknęła. W głowie wciąż miałam sytuacje sprzed kilku godzin, z sypialni.

***


Znów po kilku miesiącach wracałam do domu. Cóż, prawdę mówiąc, po ostatnim niezbyt miłym incydencie, obawiałam się, jak to będzie tym razem. Nie chciałam ani nie czułam się na siłach do tego, aby wszczynać kolejną kłótnię. Jednak istniały sprawy, które wymagały wyjaśnienia i rozwiązania. Niestety, lecz duża część z nich była problematyczna. Jak już się waliło, to wszystko naraz.

Po drodze do Sacramento zajechałam jeszcze do najbliższego przydrożnego sklepu po Dunhille. Poprzednia paczka skończyła mi się, nawet nie wiem, kiedy. Skoro alkohol odpadał z tego względu, że brałam tabletki, to pozostawały mi tylko papierosy. Droga do domu dłużyła mi się niemiłosiernie, zwłaszcza, kiedy marnowałam kolejne minuty, stojąc w ciągnących się sznurach aut.

Pod rodzinną posiadłość dotarłam zmęczona, mimo że dochodziło dopiero południe. Wszystkie przydomowe ogródki i domy było poozdabiane przeróżnymi ornamentami i światełkami. Na większości drzwi wejściowych wisiały wieńce świąteczne. Bałwanki, sarenki, mikołaje i kto, co sobie jeszcze wymyślił, rozstawione były na trawnikach. Stojąc na werandzie, wcisnęłam dzwonek i spojrzałam jeszcze raz na nasz ubrany świątecznie ogród.

— Córeczko! — wykrzyknęła mama, otwierając drzwi wejściowe na oścież i przytulając mnie. Zacisnęłam zęby, kiedy bark przypomniał mi o swoim istnieniu i odwzajemniłam uścisk. Tego mi było potrzeba.

***

Dwudziestego piątego od wczesnego ranka skrupulatnie ustawiałyśmy jedzenie, na przyozdobionym już dzień wcześniej świątecznym stole. Poza tym wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Prezenty wepchnięte w świąteczne skarpety wiszące na kominku i pod choinką czekały tylko, aż ktoś je otworzy. Świerkowa girlanda oplatała balustradę, a u podnóża schodów pod sufitem powieszona była jemioła. Zapachowe świeczki porozstawiane po domu, paliły się, nadając otoczeniu przyjemną woń. Mama uśmiechała się praktycznie bez przerwy i nuciła klasyczne świąteczne piosenki. Aż miło było patrzyć, kiedy miała tak dobry humor. Obawiałam się jednak, że nie przetrwa on do końca dnia.

Zanim zjawili się goście, sprawdziłam jeszcze, czy szyja była należycie ukryta pod przyjemnym w dotyku materiałem. Poprawiłam nieco makijaż pod oczami, aby zatuszować oznaki kolejnej nie za dobrze przespanej nocy i zeszłam z powrotem do salonu. Niedługo potem zjawił się facet mojej mamy. Przywitał czule matkę, a następnie zwrócił się do mnie. Powiedziałabym, że był przy tym aż nazbyt miły, no ale cóż. Jeśli tak chciał grać, to proszę bardzo. Później poszedł do pokoju, odstawił prezenty pod choinkę i dorzucił jeszcze drewna do kominka.

Nieco spóźnione pojawiło się wujostwo. Ciotka już na wejściu chciała się pokazać. Aż zastanowiło mnie, co ona właściwie na sobie miała, worek pokutny czy sukienkę... Cóż, widocznie doszła do wniosku, że to coś, oczywiście jakże modne, idealnie nada się na taką okazję. Wujek za to targał za nią ozdobne, świąteczne pakunki. W porównaniu do niej, jego lubiłam. Tak się czasami nawet zastanawiałam, jak on wytrzymywał z tą Peggy...

Klasycznie zaczęliśmy od rozpakowywania prezentów po krótkiej rozmowie. Wszyscy wydawali się zadowoleni z tego, co dostali. Jednak szczególnie interesowała mnie jedna osoba. Przyglądałam się mu, czekając, aż otworzy prezent, który był ode mnie. Kiedy to już uczynił, widziałam, jak nieznacznie wytrzeszczył oczy i zmarszczył czoło. Następnie podniósł wzrok, zamykając szybko pudełko i powędrował nim po wszystkich zebranych. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnęłam się nieznacznie i skinęłam lekko głową.

Po rodzinnej grze i rozmowach zasiedliśmy wreszcie do świątecznego obiadu. Pieczony indyk z farszem, puree ziemniaczane, zapiekanka z zielonej fasolki, pieczone warzywa... Wszystkie potrawy były smakowite, jednak po ostatnim wypadku z Dexterem, wciąż odczuwałam jego skutki, a więc jedzenie czegokolwiek w większych ilościach nie wchodziło w grę. Kiedy przed deserem, wujek poszedł zapalić, a ja razem z mamą ruszyłyśmy do kuchni po ciasta, Jason miał nalać wina do kieliszków. Osobiście jednak odmówiłam, bo nie chciałam mieszać alkoholu z lekami.

Kiedy wszyscy z powrotem zasiedli przy świątecznym stole, mama zaczęła zawzięcie o czymś dyskutować z ciotką, a ja przysłuchiwałam się rozmowie mężczyzn o samochodach, dorzucając od czasu do czasu, jakąś swoją uwagę i odpisując w międzyczasie Bradley'owi na SMS-y. Miło mi było, że w ogóle pamiętał, aby napisać. Przyglądałam się też Jasonowi, który wydawał się usilnie sprawiać wrażenie wyluzowanego, jednak jego gesty podpowiadały mi, co innego.

— A ty czemu nie pijesz? Przecież zawsze lubiłaś wino — stwierdził matka.

Faktycznie miałam wino w kieliszku, mimo że odmówiłam, zanim jeszcze go nalał. Nagle przyglądnęła mi się jeszcze uważniej i spoglądnęła w dół na mój brzuch. Przyłożyła dłoń do ust i wyglądała, jakby zaraz miała wybuchnąć płaczem albo, co gorsza, zemdleć.

— To nie to, co myślisz! — zaprzeczyłam szybko, zdając sobie sprawę, do jakich wniosków mogła dojść. — Po prostu biorę leki i nie chcę tego mieszać. — Spojrzała na mnie jeszcze raz podejrzliwie, jednak później tylko delikatnie się uśmiechnęła i odpuściła.

— Oj tam! Jeden kieliszek ci nie zaszkodzi! — zachichotała ciotka, dopijając swoje wino do dna. — Szkoda marnować taki dobry alkohol. — Na tym, to ona akurat się doskonale znała.

Jakby nie było, dziwnie się zachowywała, jednak u niej to chyba taka norma. Partner mamy niby przypadkowo zawiesił wzrok najpierw na moim kieliszku, później na manie, a ostatecznie jeszcze na Peg. O co im chodziło... Popatrzyłam jeszcze na etykietę na butelce, która stała niewielki kawałek ode mnie i wzięłam kieliszek w dłoń. Postanowiłam tylko spróbować jednego z moich ulubionych win. Upiłam małego łyka i zatrzymując trunek w ustach, delektowałam się jego smakiem. Jednak coś mi nie pasowało. Normalnie nie miało on tak dziwnego, nieprzyjemnego gorzkawego posmaku.

Odstawiłam kieliszek i wzięłam serwetkę, udając, że wycieram kąciki ust, pozbyłam się z ust wina. Stwierdziłam, że to był idealny moment, aby wejść do gry. Teraz miałam jeszcze jeden dodatkowy argument.

— Jak ci się spodobał mój prezent, Jason? — spytałam luźnym tonem, krzyżując ręce na piersiach.

Wszystko ma swoje granice. A ich przekroczenie może nas dużo kosztować".

Jak wrażenia? Jakie są wasze teorie odnośnie tego, co tu się wyprawia?

Jeśli zauważycie jakiś błąd, piszcie, poprawię. :)

Następny rozdział prawdopodobnie: 14 maja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro