Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Nabuzowana emocjami już podczas powrotu do tymczasowego lokum, wiedziałam, że nieprędko zasnę. Mimo że była późna godzina, a noc powoli zbliżała się ku świtowi. Ludzie wciąż szwendali się po ulicach. Jedni rozbawieni, inni skuleni, a może i nawet spłukani po nieudanych rozgrywkach hazardowych. Lubiłam ich obserwować i snuć scenariusze tego, co ich dręczyło.

Kiedy tylko znaleźliśmy się w mieszkaniu, tak jak obiecałam, zajęłam się jego ranami. Później każdy poszedł w swoją stronę. Gdy stwierdziłam, że siedzenie w pokoju nic mi nie da, wyszłam z niego na zewnątrz.

Stałam na tarasie, paląc już drugiego papierosa i przyglądając się pogrążonej jeszcze we śnie okolicy. Będąc w swojej piżamie i narzuconym na nią szlafroku, nie zwracałam uwagi na otaczający mnie chłód. Mimo że w normalnych okolicznościach o tej porze powinnam już spać; co zresztą organizmowi wyszłoby na dobre, to od natłoku myśli oka nie byłam w stanie zmrużyć.

Niepostrzeżenie na balkonie zjawił się również Bradley. Bez pytania sięgnął po szluga, zapalając i zaciągając się nim. Oparł się w milczeniu o balustradę i skoncentrował swój wzrok na jakimś punkcie w oddali. Wypuściłam dym ustami i zerknęłam na mężczyznę obok mnie. Stwierdziłam, że to właśnie odpowiedni moment, aby szczerze porozmawiać.

— Mój ojciec zawsze powtarzał, że pod osłoną nocy, łatwiej wyznać prawdę — westchnęłam, przywodząc na myśl tego wspaniałego człowieka. — Spróbujmy, nie odwlekajmy naszej rozmowy na później. — Zachęcałam, dokańczając papierosa.

— Nie odpuścisz, Gri, prawda? — Nie popatrzył na mnie, ale śledząc wzrokiem wyraz jego twarzy, zauważyłam, jak nieznacznie uniósł kącik ust. — Początkowo, kiedy zemdlałaś, myślałem, że upewnię się, czy aby na pewno nic ci nie jest, a później udam się do podziemi. Szczerze, taki obrót spraw byłby mi na rękę... Nie chciałem cię w to mieszać, ale zdążyłem się przekonać, że jeśli bardzo się uprzesz, to nic nie odciągnie cie od tego, aby to zrobić. — Zgasił peta w papierośnicy i wreszcie na mnie spojrzał. — To była chyba pierwsza rzecz, która mi w tobie zaimponowała, gdy zaczęliśmy współpracę. Wtedy nie myślałem nawet o tym, że będziemy ze sobą tak długo współpracować.

— Czemu? — Poprawiłam pasek od szlafroka, ciaśniej otulając się materiałem.

— Miałem plany, aby zrezygnować w pracy w ASA. Na mojej głowie oprócz tego było pilnowanie spraw firmy, po tym jak on przekazał mi swoje obowiązki. Wierzył we mnie, zawsze cholernie we mnie wierzył. Wtedy to dzięki niemu nie przestałem pracować w agencji, to było korzystniejsze pod wieloma względami. Ostatnie miesiące minęły nam na kontakcie telefonicznym, nie spodziewałem się, że dzieje się faktycznie coś złego, myślałem, że po prostu potrzebował się uwolnić od tego wszystkiego i dlatego kazał mi pilnować jego interesu, jednak to nie o to chodziło... — Złapał za nasadę nosa, uciskając ją delikatnie i marszcząc czoło.

— To do niego wtedy pojechałeś, prawda?

— Tak. Tamtego dnia zadzwoniła do mnie pielęgniarka. Początkowo myślałem, że to żart. On i szpital? Nigdy w życiu! — Zaśmiał się gorzko. — Jednak to wszystko okazało się najszczerszą prawdą. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego on o niczym mi nie powiedział. Nic, zupełnie nic, rozumiesz? Miałem mu to za złe, kiedy do niego leciałem, chciałem mu to wręcz wykrzyczeć.

— To zrozumiałe, byłeś zły, działałeś pod wpływem emocji. — Starałam się to uzasadnić, widząc, że się z tym gryzie.

— Nie. Nie, gdy zobaczyłem go w jednej ze szpitalnych sal. Był rośliną! Wielki facet, który był dla mnie niczym mentor, w ogóle nie mógł się ruszyć! — warknął, ukazując, jak mocno emocjonalnie musiał być związany z tym człowiekiem. Uścisnęłam jego dłoń, chcąc dodać mu otuchy. — Miał jeszcze tyle planów... Postanowiłem, że pomogę mu, zasługiwał na to, jak nikt inny. Robiłem wszystko, co tylko się dało, jednak z dnia na dzień widziałem, jak gaśnie w oczach. Zdążył mi jeszcze wyjawić prawdę o tym, co się wydarzyło kilka miesięcy wcześniej i umarł.

W tamtym momencie postępując zupełnie odruchowo, objęłam go. Podziwiałam jego siłę i zawziętość, że tyle dla niego robił. To, że w ogóle postanowił mi na tyle zaufać i wyjawić tę historię. Staliśmy tak w milczeniu, które wyrażało więcej niż jakiekolwiek wypowiedziane słowa. Jego spięte ciało chwilami aż drżało tuż obok mnie. Powoli, nie odrywając się od siebie, weszliśmy do środka, zamykając drzwi, bo chłód stawał się coraz dotkliwszy. Kiedy oddaliliśmy się od siebie, podszedł do barku.

— Napijesz się? — zaproponował, wskazując na butelkę szkockiej, której nalewał już do szklanego naczynia. Kiwnęłam tylko, przystając na propozycję. Podał mi szklaneczkę wypełnioną do połowy alkoholem, po czym swoją opróżnił jednym haustem, uzupełniając ją na nowo.

— Na pogrzebie poprzysiągłem zemstę. Chciałem, aby ten cholerny skurwysyn cierpiał tak jak on! Wtedy, gdy zadzwoniłaś do mnie z wiadomością o tym, gdzie szukać Geralda, ja znalazłem sposób na odegranie się za to wszystko. Podziemna liga wydawała się idealną opcją. Przypomniałem się jednemu, który wisiał mi przysługę. Początkowo miał wątpliwości, ale w końcu się zgodził... — Opowiadał, a ja starając sobie to logicznie poukładać to w głowie, chłonęłam każde słowo padające z jego ust.

— Ta walka była z góry zaplanowana, mam rację? Celowo miałeś trafić na niego na ringu. Nie prościej było to rozwiązać w inny sposób, nie ryzykując aż tak?

— Była... Miałem zamiar go zatłuc na miejscu, na oczach tych wszystkich nieświadomych rangi tej walki ludzi, którzy uważali go za niezwyciężonego. Naprawdę byłbym to w stanie zrobić. Jednak, kiedy napotkałem twoje błagalne spojrzenie, coś we mnie przeskoczyło. Zrozumiałem, że zabijając go, stanę się takim potworem jak on. Zresztą po tej porażce zapewne największe szychy podziemnej ligi, same go zniszczą.

— Coś ukrywasz — mruknęłam, unosząc brew w górę i rzucając mu nieme wyzwanie. — Znam cię może nie jakoś długo, ale wiem, że ty tak byś im go nie zostawił. Poza tym za dobrze się w tym orientowałeś, jak na osobę, która nigdy wcześniej nie znalazła się w takim miejscu. Zresztą, ten, który nas wprowadził, nie odważyłby się aż tak ryzykować i stawiać na ciebie kasy, gdyby nie miał pewności, że możesz to wygrać. Nie uwierzę w to.

— Skąd masz taką pewność? Może po prostu dobrze wczułem się w rolę?

— Serio, Bradley? — zacmokałam, w geście zniesmaczenia i zbliżyłam się do niego, wytykając palec w stronę jego torsu. — Myślisz, że nie zauważyłam tego opóźnionego refleksu u twojego przeciwnika? Że nie umiem dodać dwa do dwóch i połączyć z tym tej strzykawki? Może oni dali się naciągnąć na taką bajeczkę, ja nie.

— Ingrid! — warknął zdenerwowany, jednak jego oczy wciąż miały ten zimny, nieprzenikniony wyraz. — Nie zajmuj się czymś, co ciebie nie dotyczy.

— Ale ja chcę wiedzieć! Jestem w to w plątana tak samo, jak ty! — wytknęłam mu z wyrzutem, nie przerywając kontaktu wzrokowego. — Zacznijmy od tego, co mu podałeś? Narkotyki? Środki usypiające? — Odwrócił się ode mnie, wciąż milcząc. — Odpowiedz mi, słyszysz! — krzyknęłam, nie przejmując się, że wszyscy jeszcze spali i uderzyłam go z pięści w plecy. Gwałtownie się odwrócił, łapiąc mnie za nadgarstki i dociskając do ściany.

— Aż tak bardzo chcesz wiedzieć? — prychnął. — Dostał mieszankę między innymi dinitrofenolu, środków usypiających i kilku innych świństw, które powoli wraz z napojem, w którym to wypił, będą go niszczyć. Brawo, udało ci się mnie rozszyfrować! — wyznał tuż przy moim uchu, wciąż przygwożdżając mnie do ściany.

— Uspokój się i mnie puść. — Owszem, uwolnił moje ręce, jednak wciąż stal przy mnie tuż obok ściany.

Czułam się nieco przytłoczona tak dużą bliskością z nim i to w tak dziwnej sytuacji. Fakt, nie robiliśmy niby nic złego, jednak wolałam nie dolewać oliwy do ognia, bo to mogłoby źle się skończyć. Mimo iż sytuacja z podziemi, kiedy to się całowaliśmy, była zwykłą farsą, to napięcie, które istniało między nami tuż obok siebie w tym pokoju, było aż nadto wyczuwalne i prawdziwe. A alkohol krążący w organizmie, mógł to tylko wzmagać.

— Byłeś kiedyś jednym z nich? Brałeś udział w tym świństwie i tak eliminowałeś swoich przeciwników? — zapytałam, czując nieodpartą chęć poznania prawdy.

— Nigdy nie byłem jednym z nich — wyartykułował wyraźnie każde słowo po kolei. — Miałem swoje zasady i nadal je mam.

— Czyli jednak! Walczyłeś! Skoro nie byłeś taki jak oni i miałeś swoje zasady, to jaki naprawdę byłeś? A może teraz też nie jesteś taki, jak normalnie? Może próbujesz grać i mnie oszukać, co? — Wysnułam teorię, patrząc mu w oczy i widząc, że jednak moje słowa gdzieś go trochę zraniły.

— Oni nie mają zasad, Ingrid! Są w stanie zrobić każde, najgorsze świństwo, wystarczy, że ktoś rzuci odpowiednią kwotę. Ci, którzy wchodzą do tamtego świata, zazwyczaj żywi z niego nie wracają. Tam nie ma litości, zasad. Czegokolwiek, co by ich mogło powstrzymać. Jeśli komuś coś nie pasuje, może cie zabić! To chciałaś usłyszeć? — Wciągnęłam gwałtowniej powietrze i przylgnęłam plecami mocniej do ściany. — Dzięki niemu w tym nie ugrzązłem i w ramach zemsty za niego tam wróciłem. Historia zatoczyła krąg. — Przybliżył rękę do mojego ramienia, z którego zsunął się szlafrok i puszkiem palca pogładził, niezakryty przez materiał koszulki kawałek skóry. — Wiesz o mnie dużo więcej niż ktokolwiek, kto mnie zna. I uwierz, jestem jak najbardziej prawdziwy w tym, co robię. — Nie patrzył mi w oczy, tylko koncentrował się na swoich palcach, znaczących niewidoczną drogę na mojej skórze. — Udowodniłbym ci to, — dotknął kciukiem mojej dolnej wargi, a ja na chwilę wstrzymałam oddech. — ale wiem, że łączenie spraw służbowych z prywatnymi źle się kończy.

Złożył pocałunek na moim czole i po prostu sobie poszedł do swojego pokoju. A ja zdezorientowana jego ostatnimi słowami i zachowaniem, osunęłam się po ścianie na podłogę. Po chwili jednak otumaniona jeszcze sytuacją sprzed chwili, również udałam się do swojej sypialni.

„Każdy człowiek, którego spotykamy na swojej drodze, ma nam coś do przekazania".

Jak wrażenia? Co sądzicie o takiej wersji Bradley'a?

Jeśli zauważycie gdzieś błąd, piszcie, poprawię. :)

Następny rozdział prawdopodobnie:  9 kwietnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro