Rozdział 20
Dookoła dwóch z trzech klatek rozstawionych w pewnej odległości od siebie, tłoczyli się ludzie. Trzecia, a zarazem największa była pusta. Widownia skandowała ringowe pseudonimy walczących. Wśród niej przeważali mężczyźni, niektórzy bardziej majętni, inni mniej. Przy tych bogatszych przeważnie stały kobiety, wyglądające na panie lekkich obyczajów, o czym świadczył sam ich strój.
Metalowe balkony i schody też były zastawione obserwatorami. Pośród tego tłumu wyłapałam wzrokiem kilku osiłków pilnujących porządku. Bradley wpatrzony w toczącą się na naszych oczach walkę, zerkał co jakiś czas na zegarek i wyglądało na to, że stara się analizować taktykę każdego z walczących. W pewnym momencie oznajmił, że niedługo wróci i zniknął gdzieś na chwilę.
W tym czasie starałam się skupić uwagę na ringu i ignorować świńskie komentarze i propozycje padające od pewnych złamasów będących niedaleko mnie. Powstrzymywałam się przed przywaleniem im tylko ze względu na to, aby się nie zdradzić i nie wywołać zainteresowania wśród innych. Na szczęście Brad pojawił się w porę, rzucił im złowrogie spojrzenie i nachylił się w kierunku mojej twarzy.
— Spokojnie — powiedział cicho i pocałował mnie żarliwie, przyciągając do siebie jeszcze bliżej.
Z początku byłam zupełnie zdezorientowana tym, co się właśnie wydarzyło. Postanowiłam jednak zaangażować się w całą to farsę i grać w to samo, co mój współtowarzysz. Gdy się od siebie oderwaliśmy, objął mnie ramieniem, przyciągając do swojego boku i wracając do oglądania walk. Wcześniejsi natręci ulotnili się.
Byłam zaskoczona tym, co zrobił Brad, jednak ufałam mu i wierzyłam, że zrobił to w celach czysto służbowych. Ciągłe stanie w tym samym miejscu, niewygodne buty, wrzaski widowni coraz bardziej mnie denerwowały. Nie rozumiałam sensu ślęczenia w tym miejscu przez tyle czasu. Jeśli coś miało się wydarzyć, to już powinno się to stać. A tu nadal nic...
— Już czas. Chodź się przygotować — powiedział do Bradley'a, nagle pojawiając się tuż obok nas nasz wprowadzający.
Przeciskając się przez tłum, ruszyliśmy za nim. Zaczynałam rozumieć znaczenie jego słów, gdy stwierdził, że potrenujemy. Teraz znowu to. To na to czekał. On zamierzał walczyć. Zwariował?! Pomyślał, do czego to może doprowadzić? A co jak ktoś go zdemaskuje? W ogóle, co jeśli przeciwnik go zmiażdży? Musiałam go powstrzymać.
Kiedy to już zostaliśmy sami, w prowizorycznej szatni były przygotowane bandaże bokserskie do owinięcia dłoni i maska. Pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy, było zarzucone jakimiś rupieciami i wyczuwałam odór przepoconych rzeczy, które leżały porzucone na ławce. Brad zdjął z siebie koszulkę, odsłaniając muskularne ciało i tatuaże. Nie pierwszy raz go tak widziałam i widok może by i przyciągnął moją uwagę, jednak w tamtym momencie były rzeczy o wiele ważniejsze.
— Nie wyjdziesz tam! — rzekłam stanowczo, wcelowując palec w stronę klatek. — Chcesz dać się zdemaskować, zginąć? Co chcesz tym udowodnić? — Wybuchłam, zasypując go pytaniami. On natomiast zachowując swój zwyczajowy spokój, podłożył mi dłoń na policzku i dotknął kciukiem ust.
— Zaufaj mi, wiem, co robię. Nic nam nie grozi. Nie narażałbym nas, a tym bardziej ciebie na niebezpieczeństwo — powiedział cicho, patrząc mi w oczy.
— A więc zrób to dla mnie i tam nie idź, wtedy nie będziesz mi tu pieprzył o bezpieczeństwie! Nie widziałeś, jak ściągali tych, którzy przegrali, nieprzytomnych, a może nawet i czasami martwych z ringu? Tak chcesz skończyć? — Wysunęłam argumenty, kładąc dłoni płasko na jego torsie.
— Nie skończę tak. Oszukałem cię kiedykolwiek? — zapytał, na co ja przecząco pokręciłam głową.— A więc i tym razem mi zaufaj. — Po jego zawziętej postawie widziałam, że nie zdołam nic wskórać. On jak coś postanowił, realizował to.
Kiedy się ode mnie oddalił, wziął w ręce bandaż i zaczął nim obwiązywać prawą z nich. Wzdychając ze zrezygnowaniem, podeszłam do niego i odbierając mu materiał, kontynuowałam to, co zaczął. Gdy obie dłonie były już zabandażowane, naciągnął maskę na twarz, przebierając wcześniej jeszcze spodnie. Padły słowa wywołujące kolejnego z zawodników, słysząc to, podał mi, rozglądając się dookoła uważnie, portfel, dokumenty i... Pustą strzykawkę?!
— Schowaj to. Niedługo wrócę. — Cmoknął mnie jeszcze przelotnie i wybiegł z pomieszczenia.
Wyszłam z niego niedługo po nim. Udało mi się dopchnąć na miejsce w pobliżu tej największej klatki, w której miał walczyć. Aktualnie na ringu znajdował się tylko prowadzący. Podgrzewał atmosferę, skandując podjudzające widownię hasła. Kiedy wywołany został pierwszy z walczących, tłum posłał pięści w górę i rozległ się głośny aplauz. Mężczyzna, który wbiegł do klatki, zaczął swój pokaz siły i popisywania się. Miał maskę na twarz, ale i bez tego wyglądał odrażająco i strasznie. Gdy padł pseudonim drugiego z walczących, z początku nie załapałam tego, kto się zaraz pojawi na ringu.
Jednak kiedy stanął na nim Bradley, moje serce na chwile zamarło. Tłum wokół buczał, wróżąc mu przegraną. On nie próbował popisywać się swoją mocą. Skupiony, podrygiwał delikatnie, aby rozgrzać mięśnie. Kiedy jego wzrok spotkał się z moim, wlepionym nieustanie w niego. Miałam wrażenie, że za tą walką kryje się coś więcej. Coś, czego on mi nie zdradził.
Kiedy prowadzący opuścił klatkę, zamykając za sobą wejście i obwieszczając początek walki, starałam się wierzyć w pozytywny scenariusz, jednak to wcale nie było łatwe. Szli cios za ciosem. Tu nie było niedozwolonych chwytów. Musieli walczyć do momentu, aż jeden nie padnie na deski.
— Niech lepiej się postara i wygra tę walkę. Nie po to pozwoliłem mu walczyć i postawiłem kupę forsy, żeby gówno z tego mieć — burknął w pewnym momencie, stojący obok mnie nasz wprowadzający. W pewnym momencie przeniósł wzrok z ringu na mnie i pochylił się nieznacznie w moją stronę. — A może ty mi to wynagrodzisz? Musisz być niezła w te klocki, skoro on cię tak pilnuje. — Uśmiechnął się obleśnie, sunąc palcami po odkrytym obojczyku.
Miałam ochotę powiedzieć mu, co tak faktycznie o tym wszystkim myślę, jednak powstrzymałam się w porę, gryząc się w język. W podziemiach było duszno, a tłum tłoczący się wokół jeszcze bardziej złapanie normalnego oddechu. Podenerwowana, spojrzałam mu w twarz.
— Za kogo ty mnie masz?! — Odtrąciłam jego rękę. — Mogłeś się nie zgodzić. A chętnej nie musisz wcale daleko szukać, tu kręcą się całe tuziny takich, co zrobią dla ciebie wszystko za kasę na kolejną działkę — wytknęłam mu z obrzydzeniem.
Odsunęłam się nieznacznie od niego i skoncentrowałam na wydarzeniach rozgrywających się na ringu. Zacisnęłam palce na pasku torebki i starałam się równo oddychać. Żałowałam, że nie miałam przy sobie żadnej wody.
— Nie tykam takich jak one — fuknął po chwili z oburzeniem tuż przy moim uchu. — Ty za to, to co innego. Uwierz, nie pożałujesz. — Położył dłoń na moim biodrze i zaczął nią sunąć ku dołowi mojej sukienki.
Miarka się przebrała. Złapałam mocno jego za jego nadgarstek, wykręcając go gwałtownie i pochylając się w jego kierunku.
— Zapamiętaj raz, a porządnie, — warknęłam mu do ucha — jeśli jeszcze raz spróbujesz sobie tak ze mną pogrywać, to obiecuję, że skończysz z klejnotami na ścianie. — Jęknął, kiedy jeszcze mocniej szarpnęłam jego ręką. — Mam nadzieję, że się rozumiemy.
Odepchnęłam go i wyminęłam kilku ludzi, przeciskając się jak najdalej od niego. Gdy już z powrotem zajęłam się oglądaniem walki. Po obydwu walczących było już widać strudzenie walką. Miałam jednak wrażenie, że przeciwnik był bardziej ospały i powolny w swoich ruchach. Bradley ciągle przyczajony, wydawał się wyczekać najlepszego momentu, na wyprowadzenie silnego ataku.
Kiedy to wreszcie nastąpiło, widziałam furię i słyszałam każdy jego krzyk przy zadawanym ciosie. Przeciwnik starał się bronić i wyprowadzać atak, jednak Brad był za szybki i zbyt zdeterminowany, gdy uderzał. Było widać, że umiał walczyć, nie marnował sił na zadawanie zbędnych ciosów. Jego mięśnie odznaczały się przy każdym zamachu i kopnięciu. Wreszcie doszło do tego, że zaczął okładać go leżącego już na deskach.
Krzycząc ile sił, starałam się zwrócić na siebie jego uwagę, aby już przestał. Przeciwnik i tak nie był w stanie walczyć. Tłum jednak u silnie skandował, aby go dobił. No tak, jak przyszło co, do czego, to porzucili swojego dawnego mistrza. Fajansiarze.
Modliłam się w myślach, aby się opamiętał, nie potrzebowaliśmy jeszcze trupa w tym całym bajzlu. W pewnym momencie musiał się opamiętać, bo uderzył nim po raz ostatni o ziemię, podniósł się, splunął i uniósł pięść w powietrze w geście zwycięstwa. Ignorując duszności, które mi towarzyszyły, zaczęłam się przepychać w kierunku prowizorycznych szatni. Czekałam tam na niego, siedząc na ławce z opuszczoną nisko głową, starając się głęboko oddychać.
Za dużo było tego wszystkiego jak na jeden raz. Potrzebowałam chwili, aby uspokoić organizm, nie chciałam moim stanem znów martwić Brad'a. Wystarczy, że wezmę tabletki, wyśpię się, to po prostu zwykłe przemęczenie. Bo cóż innego mogłoby mi być?
— Gri, wszystko w porządku? — spytał mój współtowarzysz, kiedy tylko wszedł do pomieszczenia.
— Tak. — Podniosłam się powoli z miejsca i spojrzałam na niego. — To trzeba opatrzyć i przyłożyć lód — oznajmiłam, zbliżając się i dotykając śladów po walce.
— To nic takiego, może poczekać, aż wrócimy mieszkania, to się z tym uporam.
— Ale...
— Uwierz, naprawdę wiem, co robię, To nie pierwszy raz, kiedy się biłem.
— Dobra, ale pozwól, że ja ci to opatrzę. Jakby nie było, czuję się współwinna. — Skinął tylko głową w geście zgody i zaczął się przebierać. — Poza tym, musimy jeszcze szczerze porozmawiać.
— Prawda — westchnął i dokończył przebieranie.
Kiedy opuściliśmy już to niezbyt przyjemne pomieszczenie w nieco ciemnym korytarzu, czekał na nas ten sam człowiek, dzięki któremu tu weszliśmy. Brad kazał mi zaczekać, a sam podszedł do niego i zaczęli o czymś rozmawiać. Widziałam, jak przekazuje mu jakąś kopertę i kiwa w moim kierunku. Postanowiłam podejść nieco bliżej.
— Dobrze się robi z tobą interesy. Poza tym widzę, niezły towar ci się trafił. — Wskazał w moim kierunku.
— Uważaj, co mówisz — warknął na odchodne Bradley, popychając go na ścianę, po czym po prostu udaliśmy się ku wyjściu.
„Człowiek, który walczy za kogoś dla niego ważnego, ma większą motywację, aby zwyciężyć".
Jak wrażenia? Czy Ingrid ma rację, że to tylko przemęczenie? Po co była mu ta strzykawka?
Wiecie, że to już dwudziesty rozdział? Ten czas tak szybko zleciał...
Jeśli zauważycie jakiś błąd, piszcie. :) Starałam się sprawdzić, lecz ledwo trzymam się na nogach i mogłam czegoś nie zauważyć.
Następny rozdział prawdopodobnie: 2 kwietnia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro