Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Ostatnimi czasy wiele się wokół mnie działo. Przede wszystkim śledztwo posunęło się dosyć znacznie ku końcowi. Po długich poszukiwaniach i rozmaitych kombinacjach, aby dowiedzieć się czegoś ważnego, wreszcie udało mi się. Odkryłam miejsce, w którym nie tak dawno się podobno pojawił i próbował nawiązać kontakty z klientami. Dzięki temu wiedzieliśmy, że musi prawdopodobnie wciąż żyć.

Teraz na horyzoncie pojawiała się kolejna trudność. Owszem, wiedziałam, że Gerald miał przebywać w LA, na walkach w podziemiach. Problemem było jednak się tam dostać. Do takich miejsc jak to, tylko nieliczni mieli wstęp. Jeśli nie byłeś zwerbowanym, czy też nie, do walk zawodnikiem, jednym ze stałych bywalców, nie miałeś tam żadnych wtyków ani znajomych, którzy mogliby być twoimi wprowadzającymi, twoje szanse na dostanie się tam, spadały drastycznie w dół. Samo miejsce ich odbywania się, również było trzymane w tajemnicy.

Dzwoniłam w tej sprawie do Bradley'a, który wciąż nie wrócił, jednak nie odebrał. Więc wysłałam mu wiadomość, załączając pytanie o to, czy może ma jakiś pomysł. Dostałam późno w nocy krótką odpowiedź, że zajmie się tym, a ja mogę w tym czasie trochę odsunąć się od pracy. Jednak szczerze mówiąc, nie umiałam siedzieć tak bezczynnie, a więc ciągle węszyłam. Nie tylko w kwestiach służbowych, lecz też prywatnych.

Kartoteka fagasa, który przykleił się do matki, była wręcz nieskazitelna. Jednak były w niej pewne na szybko niezauważane niedociągnięcia, które świadczyły o tym, że albo urzędnik wklepując dane, coś przeczył lub iż ktoś trzeci grzebał w tych papierach już wcześniej. Wykorzystując swoje przywileje wynikające z pracy w ASA, dostęp do tajnych informacji i momentami niekoniecznie legalne zagrania, udało mi się dokopać do ciekawych informacji. Kim tak naprawdę był ten człowiek, czy aby na pewno tym, za kogo się podawał?

Tego zamierzałam się dowiedzieć. Może nie postępowałam do końca sprawiedliwie, robiąc to za plecami matki, ale skoro ona nie potrafiła dostrzec, że on nie był wcale taki idealny. To ja sama postanowiłam go sprawdzić i jej to udowodnić.

W międzyczasie podjęłam również decyzję o wynajęciu, na razie na próbę, mieszkania. Trochę czasu spędzałam w nim z Dexterem. Można powiedzieć, że u mnie pomieszkiwał, co jakiś czas wyjeżdżając gdzieś. Gdy wracał, moje pytania o to zbywał niewiele wnoszącymi do rozmowy odpowiedziami.

Niejednokrotnie, chcąc dać mu przestrzeń, czas, uciekałam w wir pracy i internetowych inwestycji. Co z tego miałam? Chyba w tamtym momencie, tak naprawdę, tylko kasę. Można powiedzieć, że byłam dosyć majętna, lecz nikomu się do tego nie przyznawałam. Nie lubiłam się chwalić tym, wolałam najzwyklejszą skromność. Zresztą, za pieniądze nie można mieć wszystkiego. Mimo stanu konta nie czułam się mniej samotna. Dopiero Dexter swoją obecnością, dał mi poczucie tego, że nie byłam zupełnie sama.

Być może to właśnie stanowiło mój błąd. Przywiązywanie się, momentami zupełnie nieświadomie, do drugiej osoby, jednocześnie bojąc się odrzucenia z jej strony. W jego oczach chciałam wyglądać na poukładaną, normalną... Dlatego też nie przyznałam się mu do moich wizyt u terapeuty.

Ogółem cała nasza relacja była dziwna. Nie wiedziałam, kim tak właściwie dla siebie byliśmy. Miałam czasami wrażenie, że jedynym miejscem, w którym potrafiliśmy się porozumieć była sypialnia. Naiwnie wierzyłam, iż to może pomóc mu się przede mną otworzyć, pozwolić sobie pomóc... Bywały momenty, kiedy myślałam, że wracamy do tego, co łączyło nas w czasie szkoleń. Jednak z takiego przekonania byłam nie jednokrotnie wyrywana. Lecz im głębiej w to wszystko brnęłam, trudniej przychodziło mi to zatrzymać.

***

Było już po północy, kiedy leżeliśmy na łóżku w mojej sypialni. Nasze oddechy powoli wracały do normalnego rytmu. Wtulona w jego bok, opuszkami palców śledziłam blizny znaczące jego ciało, widoczne w świetle lampki nocnej. Nie kojarzyłam, aby kiedyś już miał ich aż tyle. Poza tym wyglądały na względnie świeże. Dexter zaciskał powieki i nieco się krzywił, jednak nie odtrącał mnie. To już był jakiś sukces.

— Opowiedz mi o tym, proszę — wyszeptałam, dotykając jednego z większych i paskudniej wyglądających śladów.

Nie spojrzał na mnie, ale byłam pewna, że usłyszał. Jego oddech stał się bardziej nerwowy, palce dłoni zacisnęły się na moim odsłoniętym zupełnie biodrze. Wpatrywał się w sufit, jakby tocząc jednocześnie wewnętrzną walkę. Spoglądając w stronę jego oczu, mimo ciemności, miała wrażenie, że przybrały ciemniejszy niż zazwyczaj odcień.

— To też było przez nich — wykrztusił z siebie i zaczął drżeć, wzmacniając jeszcze bardziej uścisk.

Nigdy od naszej pierwszej rozmowy nie chciał mi nic więcej powiedzieć o tych ludziach.

— Spokojnie. — Starłam się go nieco uspokoić, on jednak pokręcił tylko przecząco głową.

— Myślałem, że mnie zabiją, cholera, nawet były momenty, kiedy chciałem błagać o tę śmierć... Rozumiesz, miałem dosyć! Nic nie mogłem zrobić! — wykrzyczał, zrywając się z łóżka, drżąc od skumulowanych w nim emocji.

Naciągnął na siebie bokserki i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zostałam oniemiała, wpatrzona w miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze leżał. Jego słowa, co chwilę powtarzały się w mojej głowie. Mimo że nie wiedziałam, co dokładnie się za nimi kryło, byłam pewna, że musiał bardzo cierpieć.

Tyle tylko wystarczyło, abym jeszcze bardziej zapragnęła mu pomóc. Czułam się do tego zobowiązana po tym, jak on pomógł mi podczas szkoleń. Obawiałam się jednak, czy dam radę to zrobić. A co, jeśli kiedyś napływ wspomnień w połączeniu z agresją będzie dużo brutalniejszy niż to, co działo się aktualnie?

Otuliłam się kołdrą i wtuliłam twarz w poduszkę. Z salonu dochodził do mnie odgłosy jakby zarzynanego zwierzęcia. Tak przepełnione bólem, słabością, że aż kusiło mnie, by do niego pójść. Jednak powstrzymywałam się od tego, wiedząc, iż lepiej będzie, jeśli dam mu trochę przestrzeni i czasu, aby mógł dojść do siebie.

Odpuściłam już sobie nawet starania, aby powiedzieć mu o tym, że dostałam późnym południem telefon i już jutro wyjeżdżam. Wcześniej musiałam jednak jeszcze dostarczyć pośrednikowi między mną a ludźmi wysoko postawionymi w ASA, dokumenty dotyczące postępów w śledztwie. Tak jak było to odgórnie nakazane.

Przejęta wszystkimi otaczającymi nie sprawami, męczyłam się, by zasnąć. Udało mi się to dopiero około czwartej nad ranem, lecz do tamtego momentu Dexter wciąż nie wrócił do sypialni. O szóstej musiałam już wstać, jeśli chciałam ze wszystkim zdążyć. Druga strona łóżka pozostała pusta...

Byłam kompletnie niewyspana. Z podpuchniętymi oczami, bladą twarzą stałam przed lustrem w łazience, ubrana już w całości na czarno i starałam się jakoś doprowadzić do porządku. Po wcześniejszej kąpieli, nałożeniu kilku kosmetyków i związaniu włosów w kucyka, zaczęłam wyglądać jak człowiek. Wróciłam więc do sypialni, wyjęłam torbę podróżną z szafy i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy.

— Wyjeżdżasz? — zapytał Dexter, wchodząc do pokoju, opierając się o futrynę drzwi i widząc mnie, składającą rzeczy.

Też wyglądał, jakby nie spał. W dresach, z kubkiem parującej kawy w dłoni wydawał się nieco spięty. Patrząc mu w oczy, miałam wrażenie, że był rozdrażniony, nieco otumaniony czymś. A może mi się po prostu zdawało...

— Tak, muszę coś sprawdzić — odpowiedziałam krótko, kontynuując pakowanie do torby podróżnej.

— Z nim? — prychnął, spoglądając na bieliznę, którą akurat pakowałam.

Wyprostowałam się, popatrzyłam na niego i rozumiejąc doskonale, o kogo pyta, odpowiedziałam.

— Tak, z nim. W sprawach służbowych i tylko w nich — podkreśliłam, widząc, jak zareagował na moje słowa.

Co prawda nie poznał nawet Brad'a, to już za nim nie przepadał. Nie rozumiałam, o co mogło mu chodzić. W końcu nie był chyba o niego zazdrosny. No, bo o co?

— Mhh... Powodzenia — burknął tylko, po czym po prostu wyszedł.

Co się z nim właściwie działo? Dlaczego w ogóle wydawał się zazdrosny? Skąd to ostatnio dosyć częste podenerwowanie, chwilowe utraty kontroli? Czy to w jakimś znacznym stopniu mogło wiązać się z wydarzeniami z przeszłości? W życiu niestety nic nie jest proste, a odpowiedzi nie spadają z nieba. Sama musiałam je uzyskać.

***

Ostatecznie, po załatwieniu wszystkiego. Zostawieniu mieszkania pod opieką Dexter'a, który od samego rana był nie w humorze, oddaniu dokumentów, pojechałam na lotnisko. Na miejscu, w Los Angeles miał już na mnie czekać Brad. Wreszcie, po prawie miesiącu wracał do pracy. Rozumiałam, że musiał mieć słuszny powód, aby na tak długo zniknąć i nie miałam zamiaru mu z tego powodu robić żadnych wyrzutów.

Zastanawiało mnie jednak, czy u niego, aby na pewno wszystko w porządku. Podczas tych kilku rozmów przez telefon, brzmiał tak bez wyrazu. Zresztą, oprócz tego niewiele mogłam stwierdzić. Ogółem on zawsze doskonale ukrywał wszystkie emocje. Imponował mi tym, można by powiedzieć.

Gdyby życie przebiegało zgodnie z naszym planem, byłoby nudne".

Jak wrażenia? O co może chodzić z Dexterem? Czy Ingrid właściwie robi, starając się mu pomóc?

Jeśli zauważycie jakiś błąd, piszcie, poprawię. :)

Następny rozdział prawdopodobnie: 19 marca. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro