Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29





Kiedy wróciłam do przedpokoju, matka poszła już na górę. Musiałam z nią porozmawiać i to najlepiej jeszcze tego samego dnia, jednak najpierw potrzebowałam trochę ochłonąć. A więc, żeby się czymś zająć i spożytkować na coś pożytecznego swoje siły, zabrałam się za sprzątanie po świątecznym obiedzie. Mało nie zniszczyłam przy tym zastawy, lecz w ostatecznym rozrachunku rozbiła się tylko jedna filiżanka.

Dopiero gdy na dworze zaczęło się ściemniać, zebrałam się w sobie i ruszyłam po schodach do pokoju mamy. Wszystkie plany odnośnie tego, co jej powiedzieć, legły w gruzach, w momencie, kiedy złapałam za klamkę. Zanim jednak zdecydowałam się otworzyć drzwi, wcięłam jeszcze głęboki oddech i przyjęłam nieco bardziej wyprostowaną postawę. Jakby miało mi to pomóc...

— Mamo? — zapytałam, zaglądając do sypialni.

Rolety były do połowy okna zasunięte, a w pokoju panował półmrok. Na łóżku widać było zarys leżącej na nim postaci. W panującej w pomieszczeniu ciszy dało się usłyszeć pociągnie nosem. Weszłam do środka, nie czekając dłużej na zaproszenie i usiadłam na skraju łóżka.

Mama płakała i starała się to ukryć, ocierając łzy. Było mi naprawdę przykro, że musiała się tego wszystkiego dowiedzieć akurat dziś. Kiedy rzekomo mieliśmy spędzić miło, w rodzinnej atmosferze święta, a później jechać w góry. Cały ten natłok informacji, które dziś poznałam, przytłaczał mnie.

— Teraz nie będziesz się do mnie odzywać? — zapytałam po kilku minutach, starając się zapanować nad brzmieniem głosu.

Podniosła się do siadu, wytarła wierzchem dłoni mokre policzki i zapaliła lampę stojącą przy łóżku. Następnie spojrzała na mnie i palcami nieco nerwowo zaczęła skubać nitkę wystającą z poszewki pościeli. Pomiędzy nami był dystans, który stanowił tak zwaną bezpieczną strefę. Z każdą sekundą przedłużającej się ciszy, moja pewność siebie i opanowanie, zmniejszały się. Chciałam, żeby się odezwała, a z drugiej strony obawiałam się tego, co mogłam usłyszeć i jak brutalne by to było.

— Ingrid... — westchnęła w końcu ciężko i odsunęła sprzed twarzy kosmyki włosów, które wysunęły się z upięcia. —To dla mnie naprawdę nie jest prosta sytuacja. Okazało się, że oszukiwały mnie najbliższe osoby. A na dodatek okoliczności, w jakich to wszystko się wydarzyło i twoje postępowanie... — Przyłożyła dłoń do ust i pokręciła delikatnie głową, starając się powstrzymać łzy, które znów zebrały się pod powiekami. — Nie poznaję cię, córeczko — stwierdziła po chwili płaczliwie, drżącym głosem.

Zabolało mnie usłyszenie takich słów z ust matki. Kolejny raz, kiedy chciałam dobrze, wyszło zupełnie na odwrót. Rozumiałam, że w tamtym momencie mogły kierować nią mocje, które były w niej skumulowane, jednak bez powodu raczej czegoś takiego by nie powiedziała.

— Okey, rozumiem — oznajmiłam nieco szyderczo, starając się grać wyluzowaną. — W końcu od samego początku twierdziłaś, że wybierając ten zawód, robię błąd i to się źle skończy. A więc widzisz, widocznie miałaś rację. — W porę zdążyłam się jeszcze ugryźć w język i powstrzymać się przed powiedzeniem czegoś bardziej kąśliwego.

— Nie mów do mnie takim tonem — zażądała, kiedy ja podniosłam się z łóżka po tym, co powiedziałam i przeczesałam dłonią włosy, szarpiąc za nie momentami zbyt mocno. — Przecież wiesz, że zawsze chciałam dla ciebie jak najlepiej. Nigdy nie wpajałam ci tego, że siłą i dziwnymi metodami należy atakować drugiego człowieka! — Wypomniała mi.

— Pewnie! A może dalej wolałabyś żyć wśród oszustów? — prychnęłam, a widząc, że chce się wtrącić, uciszyłam ją ruchem ręki. — Albo wiesz, co? Przepraszam, że się tu w ogóle pojawiłam i cokolwiek powiedziałam! Jak chcesz, mogę wyjechać nawet zaraz, a ty sobie zaproś z powrotem tych kłamców i udawaj, że wszystko jest super! — Poirytowana wyrzuciłam ręce w górę, zapominając nawet o bolącym barku.

— Uspokój się i spróbuj zrozumieć też mnie! I usiądź, jeśli możesz. — Nie sprzeciwiałam się i przysiadłam na brzegu łóżka, nie patrząc na matkę. — Nie widzę cię kilka miesięcy, dzwonisz do tak rzadko, że jeszcze trochę, to w ogóle przestaniesz. A kiedy już przyjeżdżasz i mamy wspólnie spędzić święta, pierwszy raz, od momentu, w którym skończyłaś te cholerne szkolenia, o których nic nie możesz mi powiedzieć, to się okazuje, że próbują cię otruć, a ty wysuwasz wobec nich oskarżenia i wywierasz na nich presje siłą! Że zachowujesz się, jakbyś próbowała wypierać podstawowe zasady moralne...

— Skąd wiesz, czy już się nie wyparłam? — wyszeptałam, jednak ona i tak usłyszała. Wytrzeszczyła oczy i przyłożyła dłoń do ust, będąc w szoku. — Owszem, nie mogę ci zdradzić, co się działo na szkolenia, ale uwierz, że nie chciałabyś wiedzieć. I przykro mi, że uważasz, iż o tobie zapomniałam. — Przełknęłam ślinę i podniosłam się z materaca, starając się powstrzymać przed całkowitym załamaniem i rozklejeniem. — Będzie lepiej, jeśli już pójdę...

Wręcz wybiegłam i ruszyłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz, a następnie pozbywając się z siebie ubrań, weszłam pod prysznic. Puściłam gorącą wodę i skuliłam się na podłodze kabiny, pozwalając sobie na płacz. Pierwszy raz od dawna znów płakałam. To wszystko, co się działo na przełomie ostatnich dni i jeszcze kilka innych spraw, które już od dawna mnie dręczyły, wtedy mnie przerosły. Nie dawałam już sobie rady z samą sobą.

Nie wiedziałam, ile czasu tak spędziłam, ale nawet zazwyczaj pomagająca nieco kąpiel, tym razem na nic się zdała. Byłam nadal w tak samo złej formie, a nawet gorszej. Stojąc cała mokra przed lustrem, patrzyłam na swój beznadziejny wygląd. Czerwone, podpuchnięte oczy, spierzchnięty wargi, ogromny fioletowo-zielony siniak na szyi, pełno blizn wyniesionych między innymi właśnie ze szkoleń, koścista sylwetka z zarysami mięśni... Nie wspominając o tych wszystkich świństwach, które gnieździły się w mojej głowie.

Zaczynałam nawet mieć wątpliwości, czy nie lepiej by było, gdyby jednak mnie zabili. A może to Bóg, jeśli istnieje, chciał się na mnie zemścić i dowalić mi jeszcze bardziej. Ciekawe, co jeszcze miało mnie spotkać w najbliższym czasie.

Kiedy już nałożyłam na siebie koszulkę do spania, zaczęłam grzebać w torebce, którą przyniosłam tu już wcześniej. Wyjęłam z niej tabletki, które przeważnie miałam przy sobie na wszelki wypadek i połknęłam dwie, a następnie oparłam się plecami o ścianę, zamykając oczy. Minęło kilkanaście minut, zanim poczułam, że stawałam się coraz bardziej rozluźniona.

Wtedy też zmęczenie dawało o sobie wyraźnie znać. Głowa sama mi opadła, a oczy zamykały się. Nie chciałam jeszcze jednak kłaść się spać, wiedziałam, że sen po raz kolejny przyniósłby ze sobą koszmary.

Wyjęłam więc torby prezent, który dostałam od Dexter'a. W ozdobnej torebce znajdowało się pudełeczko z kolczykami w środku. Piękne czarne róże w srebrnej oprawie, delikatnie połyskiwały w sztucznym świetle. Do nich dołączona była karteczka: „Przepraszam, nie zapominaj o mnie".

***

Kolejne dni były ciężkie dla nas obu. Początkowo w ogóle nie wiedziałyśmy, od czego zacząć rozmowę, aby zaraz nie doszło do sporu. Jedyną odskocznią od tego były SMS-y, które wymieniałam z Bradleyem. W żartach pisaliśmy sobie różne rzeczy, niektóre z nich osobę postronną mogłyby nawet wprowadzić w błąd i pomyślałaby jeszcze, że łączą nas relacje bliższe, niż było to w rzeczywistości. Próbowałam również skontaktować się z Dexterem, bo miałam jakieś mieszane uczucia, co do jego wyjazdu, jednak on nie odpowiadał. Niepokoiło mnie to trochę.

Z naszego wyjazdu z mamą w góry ostatecznie nic nie wyszło. A dodatkowo podjęła decyzję o sprzedaży domu, na którą przystałam, a więc było trzeba zacząć pakować rzeczy. Chyba dopiero w tamtym momencie dojrzałam do tego, aby w pełni zrozumieć jej decyzję. Nawet gdy sama przebywałam w domu rodzinnym, wiele rzeczy wciąż kojarzyło mi się z ojcem. A w jej przypadku dochodziła jeszcze ta cała nieszczęsna historia z Marcusem.

Nie rozumiałam i bardzo się dziwiłam jej prośbie, abym mu odpuściła i pozostawiła dla siebie to, co o nim wiedziałam. Co takiego musiałoby się stać, aby ona zgodziła się na ukaranie go tak, jak sobie zasłużył? Odpowiedziałam jej, że się zastanowię, jednak wciąż pozostawałam przy swojej wcześniejszej decyzji. Zależało mi na tym, by sprawiedliwości stało się zadość.

W pewnych sytuacjach nie ma dobrych wyjść, są tylko te rozsądniejsze".

Jak wrażenia? Czemu akurat takie słowa Dexter dołączył do prezentu?

Jeśli zauważycie jakiś błąd, piszcie, poprawię. :)

Następny rozdział najprawdopodobniej: 4 czerwca. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro