Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Urodziny cz. 1

— To ma być kameralna impreza — powiedziałam, zerkając na brata. —  Żadnych twoich znajomych z klubu, tylko najbliżsi.

— Od kiedy to ty decydujesz? — zapytał Akatsu, wkładając do ust kolejną porcję tortu, który zrobiłam na próbę. — Lepszy będzie jednak czekoladowy — powiedział, oblizując łyżkę. Pokręciłam głową z dezaprobatą i postukałam długopisem w kartkę.

— No dobra — westchnęłam i przyłożyłam pisak do papieru. — Tōru, Tobio i oczywiście Kei.

— W sumie pięć osób — mruknął Akatsu, spoglądając na kartkę. — Zaszalałaś.

— Zamknij się. Nikogo więcej nie potrzebujemy.

— Akihide — powiedział nagle.

— Co?

— Tylko on — poprosił szatyn z westchnieniem.

— No dobra — mruknęłam. — A! No i oczywiście Mei i Sumire — dodałam i zapisałam ich imiona na kartce.

— Mogę już iść? — zapytał Akatsu.

— Tak — odparłam i podsunęłam mu pod nos jego telefon. — Zadzwoń do Oikawy i tego swojego kumpla. Ja poinformuję resztę.

— Dobra — westchnął i wziąwszy komórkę ze stołu, ruszył w stronę drzwi.

***

Związałam włosy w warkocza i zeszłam do salonu. Czarna sukienka od mamy leżała na mnie idealnie, a Akatsu, przygotowujący właśnie napoje, wyglądał świetnie w granatowej koszuli. Rodzice wyszli jakieś pięć minut wcześniej, zostawiając na samych aż do północy.

— Miałeś włączyć muzykę — powiedziałam z wyrzutem i chwyciłam pilota.

— Zajęty jestem! — odparł szatyn, chowając napoje do lodówki. Prychnęłam z irytacją i włączyłam ulubioną playlistę brata.

— Ooo... Dzięki, siostrzyczko! — krzyknął, rozpoznając utwór. Pokręciłam głową z dezaprobatą i ruszyłam do drzwi, usłyszawszy dzwonek. W progu stał nie kto inny jak Oikawa Tōru we własnej osobie.

— Matsucchi — przywitał mnie z uśmiechem i przytulił.

— Cześć, Oi-chan — powiedziałam, wiedząc, że Oikawa uwielbia być tak nazywanym. Uśmiech chłopaka jeszcze się poszerzył. Szatyn postawił na ziemi dość pokaźną torebkę z prezentem i wyjął z kieszeni małe pudełeczko, zapakowane w srebrny papier.

— Wszystkiego najlepszego, Matsucchi — powiedział. Podziękowałam szesnastolatkowi i wzięłam do ręki prezent. Zerwałam papier i z niecierpliwością otworzyłam pudełko. Omal nie padłam na zawał kiedy dostrzegłam w środku srebrną bransoletkę z napisem "I ship Oiatsu". Wybuchnęłam śmiechem.

— Mam taką samą — powiedział szatyn, machając mi nadgarstkiem przed nosem.

— Tōru, jesteś cudowny — powiedziałam. Chłopak wyszczerzył zęby.

— W pudełku masz jeszcze kartę podarunkową do tego sklepu, który tak ubóstwiasz — dodał, wskazując głową opakowanie w nich rękach.

— Dziękuję! — zawołałam z zachwytem. — Ale i tak bransoletka wygrywa — zaśmiałam się.

— Czym się tak zachwycasz? — spytał Akatsu zaglądnąć mi przez ramię. — Co...? Nie. No błagam. Oikawa!

— Nie podoba ci się, Matsu-chan? — zmartwił się chłopak. — To przykre.

— Cholera jasna — warknął Akatsu. — Jak ja mam z wami żyć?

— I tak wiemy, że nas kochasz — wzruszyłam ramionami.

— To dla ciebie — powiedział Oikawa,  podając Akatsu torbę z prezentem. — Sto lat, Matsu-chan.

Akatsu spojrzał niepewnie na przyjaciela i ostrożnie wyjął z torby niebieską poduszkę z napisem "I'm in love with Oikawa Tōru".

— Nie. Nie, nie, nie! Cholera! Coś ty się tak uwziął?! — krzyczał Akatsu, podczas gdy ja i Tōru zwijaliśmy się ze śmiechu. Szesnastolatek wyrzucił w górę ręce w geście rezygnacji i ruszył w stronę kuchni, zostawiając prezent na podłodze. Podniosłam torbę, ocierając łzy.

— Zaniosę mu to do pokoju — powiedziałam i ruszyłam w stronę sypialni. Rzuciłam prezent na łóżko i z trudem zapiełam bransoletkę na nadgarstku. Przejrzałam się szybko w lustrze i poprawiłam włosy, kiedy usłyszałam pukanie w szybę. Podskoczyłam lekko i odwróciłam się do okna. Z wetchnieniem otworzyłam je i wpuściłam do pokoju czarnowłosego chłopaka.

— Musiałeś to zrobić, prawda? — uśmiechnęłam się. Kageyama wzruszył ramionami.

— Widziałem cię z ulicy, więc stwierdziłem, że wchodzenie frontem będzie bez sensu — odparł i podał mi piłkę do siatkówki, trzymaną w dłoniach. — Wybacz, że nie zapakowany, ale jestem w tym beznadziejny.

— Nie ma sprawy — uśmiechnęłam się.

— W pakiecie masz jeszcze kilka darmowych lekcji ze swoim ulubionym rozgrywającym — dodał. Parsknęłam śmiechem i chwyciłam czarny marker, leżący na biurku. Podałam go przyjacielowi i podstawiłam mu pisak przed nos.

— Podpisz — poleciłam. Brunet spojrzał na mnie pytająco. — Proszę.

Chłopak kilkoma szybkimi ruchami napisał na piłce swoje imię i nazwisko, po czym oddał mi marker. Spojrzałam z uśmiechem na autograf.

— Kiedyś będzie sporo warta — powiedziałam. Tobio odwrócił zawstydzony wzrok. Zmierzwiłam mu włosy.

— Yuki! — zawołał Akatsu z salonu. — Twój chłopak przyszedł!

Tobio jęknął głucho.

— Yuki, czy ja naprawdę muszę tu być? — zapytał.  — Oikawa i Tsukishima w jednym domu. Czy ty chcesz mnie wpędzić do grobu?

— Wierzę, że dasz radę — powiedziałam i przytuliłam go. — Dziękuję, że to dla mnie robisz.

— Nie ma sprawy — mruknął tylko i puścił mnie. — Idź do niego — westchnął. Uśmiechnęłam się i pobiegłam do salonu, gdzie już czekał na mnie Kei z bukietem róż. Rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam go. Oikawa wszedł do holu i uśmiechnął się na widok bukietu. Wziął go od blondyna i ruszył w stronę kuchni.

— Wiedziałem że będziesz o mnie pamiętał, Tsukkicchi — powiedział. Blondyn przewrócił oczami.

— Wszystkiego najlepszego, Matsuzawa — powiedział, zapinając mi na szyi srebrny łańcuszek. Kiedy mnie puścił obejrzałam dokładnie wisiorek i wyszczerzyłam zęby. Naszyjnik przedstawiał gimnastyczkę podczas skoku.

— Dziękuję — odpowiedziałam. — Jest cudowny.

Chłopak poprawił okulary z lekkim uśmiechem.

— Yuki! — odwróciłam się, słysząc dwa dziewczęce głosy, co w tym domu było rzadkością.

— Dziewczyny — uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam po kolei każdą z nich.

— Wszystkiego najlepszego — uśmiechnęła się Mei, wręczając mi paczkę, obłożoną srebrnym papierem.

— Sto latek — powiedziała Sumire, podając mi prezent. — Tak w ogóle, szedł za nami taki przystojniak — dziewczyna lekko zciszyła głos. — No mówię ci, takie ciacho!

— Dziękuję — odezwał się głęboki głos za nami. Odwróciłam się i wstrzymałam oddech. W progu stał niesamowicie wysoki, ciemnowłosy chłopak o anielskim obliczu. Wpatrywałam się w jego oczy w kolorze morskich fal i nie mogłam oderwać od niego wzroku.
Sumire wciągnęła ze świstem powietrze.

— My się jeszcze nie znamy — powiedział, chwytając mnie za dłoń i składając na niej lekki pocałunek. — Dazai Akihide — przedstawił się, a ja nadal wpatrywałam się w jego twarz jak spod dłuta Michała Anioła. Jego imię oznacza "piękny książę" i, jasna cholera, pasuje do niego wręcz idealnie.

— Matsuzawa Yuki — wyszeptałam onieśmielona.

— Tsukishima Kei — warknął chłopak, delikatnie odciągając mnie od Akihide. Spojrzałam na blondyna i otrząsnęłam się.

— Dokładnie, Yuki. Tsukishima, twój chłopak — wtrąciła Mei. Akihide uśmiechnął się do Tsukkiego.

— Masz naprawdę śliczną dziewczynę — powiedział.

— Wiem — warknął blondyn, mrużąc oczy. Delikatnie złapałam go za rękę, chcąc dać mu do zrozumienia, że wszystko gra.

— Akihide! — zawołał Akatsu, wchodząc do pokoju. — Świetnie, że jesteś — uśmiechnął się.

— Wszystkiego najlepszego, Akatsu — powiedział brunet, podając chłopakowi nieduży pakunek. — A dla solenizantki... — zwrócił się do mnie i podał mi trzymaną w dłoni różę.

— Dziękuję — wyszeptałam, zaciskając palce ma łodyżce. — Tsh... — syknęłam z bólu, czując kolec wbijający mi się w palec.

— Wszystko w porządku, mademoiselle? — zapytał i sięgnął po moją dłoń. Tsukki trzepnął go w rękę i uniósł brew z miną mówiąca "Ty sobie kpisz?".

— Ach. Przepraszam — powiedział, pocierając nerwowo kark.

— Chodźmy do salonu — zaproponował Akatsu i ruszył do drugiego pokoju. Za nim podążył Akihide oraz Sumire z Mei. Stałabym w holu jeszcze pewnie dobrych kilka minut, gdyby nie Tsukishima. Chłopak pociągnął mnie do salonu i usiadł na kanapie tuż obok mnie. Po chwili dołączył do nas Kageyama. Zajął miejsce po mojej drugiej stronie i wlepił wzrok w ścianę.

— Yuki — szepnęła nerwowo Sumire, podchodząc do mnie. — Trzepnij mnie, gdybym nagle zapomniała że mam chłopaka. Proszę! — dodała, zerkając ukradkiem na śmiejącego się Akihide.

— Jasne — odparłam.

— O co ten cały szum — mruknął Tsukishima, wpatrując się z nienawiścią w bruneta. — Nie rozumiem co w nim takiego nadzwyczajnego.

— Matsu-chan! — zawołał wesoło Oikawa, wchodząc do salonu. Zatrzymał się na widok bruneta, rozmawiającego z Akatsu. — Kto to jest? — zapytał chłodno. Wzdrygnęłam się.

— Dazai Akihide — przedstawił się brunet i wyciągnął dłoń w stronę Oikawy. Szatyn uśmiechnął się złośliwie i ignorując chłopaka podszedł do Akatsu, po czym objął go delikatnie.

— Mam nadzieję, że mnie nie zdradzisz, Matsu-chan — powiedział cicho, obserwując reakcję bruneta. Akihide uniósł brwi i spojrzał na przyjaciela.

— Nie mówiłeś, że jesteś gejem — powiedział. Akatsu przeniósł wściekły wzrok na Tōru.

— Bo nie jestem — warknął, patrząc na szatyna.

— Nie, nie. Nie szkodzi, Akatsu. To nic nie zmienia — powiedział Akihide.

— Nie jestem gejem, do jasnej cholery! — warknął wściekle. — I przestańcie wmawiać ludziom, że jest inaczej! — mówiąc to przeniósł wzrok na mnie. Teatralne złapałam się za serce.

— Przecież nic nie mówię! — obruszyłam się.

Akatsu westchnął ze zrezygnowaniem.

— Nieważne. To co robimy?

***

— Na czym polega ta gra? — zapytał Oikawa z ciekawością. Sumire otworzyła oczy ze zdumieniem.

— Nie graliście w Siedem Minut w Niebie?! — zawołała. Matsuzawa pokręciła głowa.

— Co wy wiecie o życiu — westchnęła i zabrała ze stołu butelkę z napojem gazowanym. — Jak wybuchnie, będzie zabawa — uśmiechnęła się i położyła przedmiot na środku pokoju.  — A więc... Chodzi o to, że kręcimy butelką i wybieramy dwie osoby. Proste? Proste. I te dwie osoby muszą wejść do szafy na siedem minut i mogą robić co im się żywnie podoba. Liczę na waszą kreatywność — zaśmiała się. — Yuki? Macie jakąś sporą szafę?

— Mamy garderobę — odparła szatynka.

— Idealnie — uśmiechnęła się szatańsko blondynka.

— Ehm... Rozumiem, że dozwolone są tylko pary damsko-męskie? — odezwał się Akatsu, zerkając z obawą na uśmiechającego się Oikawe.

— No co ty — prychnęła Sumire. — Nie będzie zabawy.

Akatsu spojrzał na bliźniaczkę w niemym wołaniu o pomoc. Westchnąłem cicho i oparłem brodę na dłoni.

— Zacznijmy tę farsę — prychnąłem. — Im szybciej tym lepiej.

Sumire zakręciła butelką. Wszyscy z ciekawością spoglądali na wirujący przedmiot, czekając aż wylosuje pierwszego nieszczęśnika.

— Akihide — uśmiechnęła się lekko blondynka, gdy korek wskazał wysokiego bruneta. Przewróciłem oczami i ponownie spojrzałem na butelkę. — A twoim partnerem jest... — zaczęła Sumire, przerywając w punkcie kulminacyjnym. — Yuki!

Spojrzałem z przerażeniem na swoją dziewczynę, a następnie na uśmiechającego się bruneta. Zacisnąłem pięści, widząc jak Matsuzawa podnosi się z miejsca. Rzuciła mi znaczące spojrzenie i ruszyła w kierunku drzwi, prowadzących do garderoby. Zakląłem w duchu, kiedy Dazai cicho zamknął za nimi drzwi.

— Ej, Tsukishima — zagadnęła Mei. Rzuciłem jej wściekłe spojrzenie, ale ta tylko uśmiechnęła się lekko. — Trochę wiary — powiedziała. — Widzę te chorobliwą zazdrość w twoich oczach.

— Kto jak kto, ale Yuki nigdy cię nie zdradzi — mruknął Kageyama. — Ta dziewczyna jest za bardzo w tobie zakochana — prychnął z pogardą. — Serio. Zaufaj jej.

Spojrzałem na niego spode łba i westchnąłem cicho. Zamknąłem oczy i zacząłem odliczać te siedem długich minut.

***

Matsuzawa wyszła z garderoby z kamienną twarzą, po czym usiadła na miejscu obok mnie. Spojrzałem na nią pytająco, jednak ta tylko wzruszyła ramionami. Obserwowałem uważnie Akihide i starałem się odczytać z jego twarzy cokolwiek, co utwierdziłoby mnie w przekonaniu, że między nimi nic nie zaszło.

— Następna para to... — zaczęła Sumire kręcąc butelką. — Oikawa — uśmiechnęła się. — Iiiii... Akatsu!

Matsuzawa parsknęła śmiechem, spoglądając na bransoletkę na swoim nadgarstku. Akatsu spojrzał z przerażeniem na wymowne spojrzenie Oikawy i skrzyżował ramiona na piersi.

— Nie ma takiej opcji — powiedział. — Nie ma szans.

— Matsu-chan — uśmiechnął się szatyn. — Nie masz wyboru.

— Właśnie że mam — obruszył się jubilat. — Za cholerę nie wejdę z tobą do tej garderoby, jasne?!

Matsuzawa zwijała się ze śmiechu. Po chwili drzwi do pomieszczenia zatrzasnęły się za dwójką chłopaków, a Sumire spojrzała na zegarek.

— Myślicie, że coś między nimi jest? — zapytała Mei, spoglądając na drzwi. Matsuzawa pokręciła głową.

— No skąd — powiedziała. — Akatsu totalnie nie jest gejem, a Oikawa tylko się z niego nabija.

— To co to ma znaczyć? — zapytała z uśmiechem, wskazując bransoletkę Yuki. Szatynka wzruszyła ramionami.

— Ja też się z niego nabijam — zaśmiała się. — Nawet nie wiecie jaką przyjemność sprawia mi wkurzanie go.

— Uważam, że wyglądają razem uroczo — powiedziała Sumire. Spojrzałem na nią jak na kretynkę i splotłem palce obu dłoni na kolanach. Matsuzawa położyła mi dłoń na udzie i uśmiechnęła się pocieszająco.

— Wszystko ci potem wyjaśnię, dobrze? — powiedziała. Kiwnąłem głową, ale to nie zmieniło faktu, że chciałem zabić gnojka tu i teraz. Jeżeli jeszcze raz choć spojrzy na moją dziewczynę, urwę mu ten pusty łeb.

— Mam dość! Nie! — wrzasnął Akatsu, wybiegając z garderoby. Za nim wyłonił się Oikawa, zwijając się ze śmiechu. — Jesteś głupi!

— Tylko trzy minuty? — westchnęła Sumire. — Słabo, chłopaki.

— A dajcie wy mi święty spokój! — jęknął Akatsu, opadając na swoje miejsce. — Nigdy więcej.

— Ja tam się świetnie bawiłem, Matsu-chan — zaśmiał się Oikawa, siadając obok szatyna. Chłopak odsunął się od przyjaciela i spojrzał na Sumire.

— Kręć tym — westchnął.

— Nie powiecie jak było? — zapytała.

— Nigdy w życiu — odparł Akatsu i wskazał dłonią butelkę. — Kręć.

Blondynka wprawiła przedmiot w wirowanie.

— Znowu Akihide... I... Kei — spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Zerknąłem na butelkę, skierowaną w moją stronę i lekko zdziwonioną twarz Dazai. Uśmiechnąłem się szatańsko.

— A więc chodźmy — powiedziałem i ruszyłem w stronę drzwi garderoby.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro