Urodziny cz. 1
— To ma być kameralna impreza — powiedziałam, zerkając na brata. — Żadnych twoich znajomych z klubu, tylko najbliżsi.
— Od kiedy to ty decydujesz? — zapytał Akatsu, wkładając do ust kolejną porcję tortu, który zrobiłam na próbę. — Lepszy będzie jednak czekoladowy — powiedział, oblizując łyżkę. Pokręciłam głową z dezaprobatą i postukałam długopisem w kartkę.
— No dobra — westchnęłam i przyłożyłam pisak do papieru. — Tōru, Tobio i oczywiście Kei.
— W sumie pięć osób — mruknął Akatsu, spoglądając na kartkę. — Zaszalałaś.
— Zamknij się. Nikogo więcej nie potrzebujemy.
— Akihide — powiedział nagle.
— Co?
— Tylko on — poprosił szatyn z westchnieniem.
— No dobra — mruknęłam. — A! No i oczywiście Mei i Sumire — dodałam i zapisałam ich imiona na kartce.
— Mogę już iść? — zapytał Akatsu.
— Tak — odparłam i podsunęłam mu pod nos jego telefon. — Zadzwoń do Oikawy i tego swojego kumpla. Ja poinformuję resztę.
— Dobra — westchnął i wziąwszy komórkę ze stołu, ruszył w stronę drzwi.
***
Związałam włosy w warkocza i zeszłam do salonu. Czarna sukienka od mamy leżała na mnie idealnie, a Akatsu, przygotowujący właśnie napoje, wyglądał świetnie w granatowej koszuli. Rodzice wyszli jakieś pięć minut wcześniej, zostawiając na samych aż do północy.
— Miałeś włączyć muzykę — powiedziałam z wyrzutem i chwyciłam pilota.
— Zajęty jestem! — odparł szatyn, chowając napoje do lodówki. Prychnęłam z irytacją i włączyłam ulubioną playlistę brata.
— Ooo... Dzięki, siostrzyczko! — krzyknął, rozpoznając utwór. Pokręciłam głową z dezaprobatą i ruszyłam do drzwi, usłyszawszy dzwonek. W progu stał nie kto inny jak Oikawa Tōru we własnej osobie.
— Matsucchi — przywitał mnie z uśmiechem i przytulił.
— Cześć, Oi-chan — powiedziałam, wiedząc, że Oikawa uwielbia być tak nazywanym. Uśmiech chłopaka jeszcze się poszerzył. Szatyn postawił na ziemi dość pokaźną torebkę z prezentem i wyjął z kieszeni małe pudełeczko, zapakowane w srebrny papier.
— Wszystkiego najlepszego, Matsucchi — powiedział. Podziękowałam szesnastolatkowi i wzięłam do ręki prezent. Zerwałam papier i z niecierpliwością otworzyłam pudełko. Omal nie padłam na zawał kiedy dostrzegłam w środku srebrną bransoletkę z napisem "I ship Oiatsu". Wybuchnęłam śmiechem.
— Mam taką samą — powiedział szatyn, machając mi nadgarstkiem przed nosem.
— Tōru, jesteś cudowny — powiedziałam. Chłopak wyszczerzył zęby.
— W pudełku masz jeszcze kartę podarunkową do tego sklepu, który tak ubóstwiasz — dodał, wskazując głową opakowanie w nich rękach.
— Dziękuję! — zawołałam z zachwytem. — Ale i tak bransoletka wygrywa — zaśmiałam się.
— Czym się tak zachwycasz? — spytał Akatsu zaglądnąć mi przez ramię. — Co...? Nie. No błagam. Oikawa!
— Nie podoba ci się, Matsu-chan? — zmartwił się chłopak. — To przykre.
— Cholera jasna — warknął Akatsu. — Jak ja mam z wami żyć?
— I tak wiemy, że nas kochasz — wzruszyłam ramionami.
— To dla ciebie — powiedział Oikawa, podając Akatsu torbę z prezentem. — Sto lat, Matsu-chan.
Akatsu spojrzał niepewnie na przyjaciela i ostrożnie wyjął z torby niebieską poduszkę z napisem "I'm in love with Oikawa Tōru".
— Nie. Nie, nie, nie! Cholera! Coś ty się tak uwziął?! — krzyczał Akatsu, podczas gdy ja i Tōru zwijaliśmy się ze śmiechu. Szesnastolatek wyrzucił w górę ręce w geście rezygnacji i ruszył w stronę kuchni, zostawiając prezent na podłodze. Podniosłam torbę, ocierając łzy.
— Zaniosę mu to do pokoju — powiedziałam i ruszyłam w stronę sypialni. Rzuciłam prezent na łóżko i z trudem zapiełam bransoletkę na nadgarstku. Przejrzałam się szybko w lustrze i poprawiłam włosy, kiedy usłyszałam pukanie w szybę. Podskoczyłam lekko i odwróciłam się do okna. Z wetchnieniem otworzyłam je i wpuściłam do pokoju czarnowłosego chłopaka.
— Musiałeś to zrobić, prawda? — uśmiechnęłam się. Kageyama wzruszył ramionami.
— Widziałem cię z ulicy, więc stwierdziłem, że wchodzenie frontem będzie bez sensu — odparł i podał mi piłkę do siatkówki, trzymaną w dłoniach. — Wybacz, że nie zapakowany, ale jestem w tym beznadziejny.
— Nie ma sprawy — uśmiechnęłam się.
— W pakiecie masz jeszcze kilka darmowych lekcji ze swoim ulubionym rozgrywającym — dodał. Parsknęłam śmiechem i chwyciłam czarny marker, leżący na biurku. Podałam go przyjacielowi i podstawiłam mu pisak przed nos.
— Podpisz — poleciłam. Brunet spojrzał na mnie pytająco. — Proszę.
Chłopak kilkoma szybkimi ruchami napisał na piłce swoje imię i nazwisko, po czym oddał mi marker. Spojrzałam z uśmiechem na autograf.
— Kiedyś będzie sporo warta — powiedziałam. Tobio odwrócił zawstydzony wzrok. Zmierzwiłam mu włosy.
— Yuki! — zawołał Akatsu z salonu. — Twój chłopak przyszedł!
Tobio jęknął głucho.
— Yuki, czy ja naprawdę muszę tu być? — zapytał. — Oikawa i Tsukishima w jednym domu. Czy ty chcesz mnie wpędzić do grobu?
— Wierzę, że dasz radę — powiedziałam i przytuliłam go. — Dziękuję, że to dla mnie robisz.
— Nie ma sprawy — mruknął tylko i puścił mnie. — Idź do niego — westchnął. Uśmiechnęłam się i pobiegłam do salonu, gdzie już czekał na mnie Kei z bukietem róż. Rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam go. Oikawa wszedł do holu i uśmiechnął się na widok bukietu. Wziął go od blondyna i ruszył w stronę kuchni.
— Wiedziałem że będziesz o mnie pamiętał, Tsukkicchi — powiedział. Blondyn przewrócił oczami.
— Wszystkiego najlepszego, Matsuzawa — powiedział, zapinając mi na szyi srebrny łańcuszek. Kiedy mnie puścił obejrzałam dokładnie wisiorek i wyszczerzyłam zęby. Naszyjnik przedstawiał gimnastyczkę podczas skoku.
— Dziękuję — odpowiedziałam. — Jest cudowny.
Chłopak poprawił okulary z lekkim uśmiechem.
— Yuki! — odwróciłam się, słysząc dwa dziewczęce głosy, co w tym domu było rzadkością.
— Dziewczyny — uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam po kolei każdą z nich.
— Wszystkiego najlepszego — uśmiechnęła się Mei, wręczając mi paczkę, obłożoną srebrnym papierem.
— Sto latek — powiedziała Sumire, podając mi prezent. — Tak w ogóle, szedł za nami taki przystojniak — dziewczyna lekko zciszyła głos. — No mówię ci, takie ciacho!
— Dziękuję — odezwał się głęboki głos za nami. Odwróciłam się i wstrzymałam oddech. W progu stał niesamowicie wysoki, ciemnowłosy chłopak o anielskim obliczu. Wpatrywałam się w jego oczy w kolorze morskich fal i nie mogłam oderwać od niego wzroku.
Sumire wciągnęła ze świstem powietrze.
— My się jeszcze nie znamy — powiedział, chwytając mnie za dłoń i składając na niej lekki pocałunek. — Dazai Akihide — przedstawił się, a ja nadal wpatrywałam się w jego twarz jak spod dłuta Michała Anioła. Jego imię oznacza "piękny książę" i, jasna cholera, pasuje do niego wręcz idealnie.
— Matsuzawa Yuki — wyszeptałam onieśmielona.
— Tsukishima Kei — warknął chłopak, delikatnie odciągając mnie od Akihide. Spojrzałam na blondyna i otrząsnęłam się.
— Dokładnie, Yuki. Tsukishima, twój chłopak — wtrąciła Mei. Akihide uśmiechnął się do Tsukkiego.
— Masz naprawdę śliczną dziewczynę — powiedział.
— Wiem — warknął blondyn, mrużąc oczy. Delikatnie złapałam go za rękę, chcąc dać mu do zrozumienia, że wszystko gra.
— Akihide! — zawołał Akatsu, wchodząc do pokoju. — Świetnie, że jesteś — uśmiechnął się.
— Wszystkiego najlepszego, Akatsu — powiedział brunet, podając chłopakowi nieduży pakunek. — A dla solenizantki... — zwrócił się do mnie i podał mi trzymaną w dłoni różę.
— Dziękuję — wyszeptałam, zaciskając palce ma łodyżce. — Tsh... — syknęłam z bólu, czując kolec wbijający mi się w palec.
— Wszystko w porządku, mademoiselle? — zapytał i sięgnął po moją dłoń. Tsukki trzepnął go w rękę i uniósł brew z miną mówiąca "Ty sobie kpisz?".
— Ach. Przepraszam — powiedział, pocierając nerwowo kark.
— Chodźmy do salonu — zaproponował Akatsu i ruszył do drugiego pokoju. Za nim podążył Akihide oraz Sumire z Mei. Stałabym w holu jeszcze pewnie dobrych kilka minut, gdyby nie Tsukishima. Chłopak pociągnął mnie do salonu i usiadł na kanapie tuż obok mnie. Po chwili dołączył do nas Kageyama. Zajął miejsce po mojej drugiej stronie i wlepił wzrok w ścianę.
— Yuki — szepnęła nerwowo Sumire, podchodząc do mnie. — Trzepnij mnie, gdybym nagle zapomniała że mam chłopaka. Proszę! — dodała, zerkając ukradkiem na śmiejącego się Akihide.
— Jasne — odparłam.
— O co ten cały szum — mruknął Tsukishima, wpatrując się z nienawiścią w bruneta. — Nie rozumiem co w nim takiego nadzwyczajnego.
— Matsu-chan! — zawołał wesoło Oikawa, wchodząc do salonu. Zatrzymał się na widok bruneta, rozmawiającego z Akatsu. — Kto to jest? — zapytał chłodno. Wzdrygnęłam się.
— Dazai Akihide — przedstawił się brunet i wyciągnął dłoń w stronę Oikawy. Szatyn uśmiechnął się złośliwie i ignorując chłopaka podszedł do Akatsu, po czym objął go delikatnie.
— Mam nadzieję, że mnie nie zdradzisz, Matsu-chan — powiedział cicho, obserwując reakcję bruneta. Akihide uniósł brwi i spojrzał na przyjaciela.
— Nie mówiłeś, że jesteś gejem — powiedział. Akatsu przeniósł wściekły wzrok na Tōru.
— Bo nie jestem — warknął, patrząc na szatyna.
— Nie, nie. Nie szkodzi, Akatsu. To nic nie zmienia — powiedział Akihide.
— Nie jestem gejem, do jasnej cholery! — warknął wściekle. — I przestańcie wmawiać ludziom, że jest inaczej! — mówiąc to przeniósł wzrok na mnie. Teatralne złapałam się za serce.
— Przecież nic nie mówię! — obruszyłam się.
Akatsu westchnął ze zrezygnowaniem.
— Nieważne. To co robimy?
***
— Na czym polega ta gra? — zapytał Oikawa z ciekawością. Sumire otworzyła oczy ze zdumieniem.
— Nie graliście w Siedem Minut w Niebie?! — zawołała. Matsuzawa pokręciła głowa.
— Co wy wiecie o życiu — westchnęła i zabrała ze stołu butelkę z napojem gazowanym. — Jak wybuchnie, będzie zabawa — uśmiechnęła się i położyła przedmiot na środku pokoju. — A więc... Chodzi o to, że kręcimy butelką i wybieramy dwie osoby. Proste? Proste. I te dwie osoby muszą wejść do szafy na siedem minut i mogą robić co im się żywnie podoba. Liczę na waszą kreatywność — zaśmiała się. — Yuki? Macie jakąś sporą szafę?
— Mamy garderobę — odparła szatynka.
— Idealnie — uśmiechnęła się szatańsko blondynka.
— Ehm... Rozumiem, że dozwolone są tylko pary damsko-męskie? — odezwał się Akatsu, zerkając z obawą na uśmiechającego się Oikawe.
— No co ty — prychnęła Sumire. — Nie będzie zabawy.
Akatsu spojrzał na bliźniaczkę w niemym wołaniu o pomoc. Westchnąłem cicho i oparłem brodę na dłoni.
— Zacznijmy tę farsę — prychnąłem. — Im szybciej tym lepiej.
Sumire zakręciła butelką. Wszyscy z ciekawością spoglądali na wirujący przedmiot, czekając aż wylosuje pierwszego nieszczęśnika.
— Akihide — uśmiechnęła się lekko blondynka, gdy korek wskazał wysokiego bruneta. Przewróciłem oczami i ponownie spojrzałem na butelkę. — A twoim partnerem jest... — zaczęła Sumire, przerywając w punkcie kulminacyjnym. — Yuki!
Spojrzałem z przerażeniem na swoją dziewczynę, a następnie na uśmiechającego się bruneta. Zacisnąłem pięści, widząc jak Matsuzawa podnosi się z miejsca. Rzuciła mi znaczące spojrzenie i ruszyła w kierunku drzwi, prowadzących do garderoby. Zakląłem w duchu, kiedy Dazai cicho zamknął za nimi drzwi.
— Ej, Tsukishima — zagadnęła Mei. Rzuciłem jej wściekłe spojrzenie, ale ta tylko uśmiechnęła się lekko. — Trochę wiary — powiedziała. — Widzę te chorobliwą zazdrość w twoich oczach.
— Kto jak kto, ale Yuki nigdy cię nie zdradzi — mruknął Kageyama. — Ta dziewczyna jest za bardzo w tobie zakochana — prychnął z pogardą. — Serio. Zaufaj jej.
Spojrzałem na niego spode łba i westchnąłem cicho. Zamknąłem oczy i zacząłem odliczać te siedem długich minut.
***
Matsuzawa wyszła z garderoby z kamienną twarzą, po czym usiadła na miejscu obok mnie. Spojrzałem na nią pytająco, jednak ta tylko wzruszyła ramionami. Obserwowałem uważnie Akihide i starałem się odczytać z jego twarzy cokolwiek, co utwierdziłoby mnie w przekonaniu, że między nimi nic nie zaszło.
— Następna para to... — zaczęła Sumire kręcąc butelką. — Oikawa — uśmiechnęła się. — Iiiii... Akatsu!
Matsuzawa parsknęła śmiechem, spoglądając na bransoletkę na swoim nadgarstku. Akatsu spojrzał z przerażeniem na wymowne spojrzenie Oikawy i skrzyżował ramiona na piersi.
— Nie ma takiej opcji — powiedział. — Nie ma szans.
— Matsu-chan — uśmiechnął się szatyn. — Nie masz wyboru.
— Właśnie że mam — obruszył się jubilat. — Za cholerę nie wejdę z tobą do tej garderoby, jasne?!
Matsuzawa zwijała się ze śmiechu. Po chwili drzwi do pomieszczenia zatrzasnęły się za dwójką chłopaków, a Sumire spojrzała na zegarek.
— Myślicie, że coś między nimi jest? — zapytała Mei, spoglądając na drzwi. Matsuzawa pokręciła głową.
— No skąd — powiedziała. — Akatsu totalnie nie jest gejem, a Oikawa tylko się z niego nabija.
— To co to ma znaczyć? — zapytała z uśmiechem, wskazując bransoletkę Yuki. Szatynka wzruszyła ramionami.
— Ja też się z niego nabijam — zaśmiała się. — Nawet nie wiecie jaką przyjemność sprawia mi wkurzanie go.
— Uważam, że wyglądają razem uroczo — powiedziała Sumire. Spojrzałem na nią jak na kretynkę i splotłem palce obu dłoni na kolanach. Matsuzawa położyła mi dłoń na udzie i uśmiechnęła się pocieszająco.
— Wszystko ci potem wyjaśnię, dobrze? — powiedziała. Kiwnąłem głową, ale to nie zmieniło faktu, że chciałem zabić gnojka tu i teraz. Jeżeli jeszcze raz choć spojrzy na moją dziewczynę, urwę mu ten pusty łeb.
— Mam dość! Nie! — wrzasnął Akatsu, wybiegając z garderoby. Za nim wyłonił się Oikawa, zwijając się ze śmiechu. — Jesteś głupi!
— Tylko trzy minuty? — westchnęła Sumire. — Słabo, chłopaki.
— A dajcie wy mi święty spokój! — jęknął Akatsu, opadając na swoje miejsce. — Nigdy więcej.
— Ja tam się świetnie bawiłem, Matsu-chan — zaśmiał się Oikawa, siadając obok szatyna. Chłopak odsunął się od przyjaciela i spojrzał na Sumire.
— Kręć tym — westchnął.
— Nie powiecie jak było? — zapytała.
— Nigdy w życiu — odparł Akatsu i wskazał dłonią butelkę. — Kręć.
Blondynka wprawiła przedmiot w wirowanie.
— Znowu Akihide... I... Kei — spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Zerknąłem na butelkę, skierowaną w moją stronę i lekko zdziwonioną twarz Dazai. Uśmiechnąłem się szatańsko.
— A więc chodźmy — powiedziałem i ruszyłem w stronę drzwi garderoby.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro