Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część pierwsza

Matsuzawa Yuki

Wybiegłam z sali gimnastycznej i na prośbę nauczyciela skierowałam się do większej hali, w której odbywał się właśnie trening drużyny siatkarskiej. Weszłam do środka i poszukałam wzrokiem trenera. Gdy dostrzegłam blondwłosego mężczyznę, ruszyłam w jego stronę.

— Uwaga! — usłyszałam, a zaraz potem poczułam mocne uderzenie prosto w twarz. Zgięłam się wpół, łapiąc za obolały nos.

— Cholera — zaklęłam cicho. Po chwili otoczyło mnie grono siatkarzy, pochylając się nade mną i pytając czy wszystko w porządku.

— Bardzo nam przykro — powiedział brązowowłosy trzecioklasista. Spojrzałam na niego ukradkiem.

— Żyjesz? — zapytał Kageyama, kładąc dłoń na moich plecach. Odetchnęłam z ulgą, wdzięczna za obecność przyjaciela. Powoli podniosłam głowę i spojrzałam najpierw na Tobio, a potem na resztę siatkarzy. Odsunęłam dłoń od twarzy i dostrzegłam na niej odrobinę krwi. Jęknęłam w duchu.

— Tsukishima, ty idioto — warknął Kageyama na wysokiego blondyna w czarnych okularach. — Naucz się w końcu porządnie odbierać.

Chłopak poprawił okulary z miną, która nie zdradzała nawet cienia emocji.

— Nic mi nie jest — powiedziałam, chcąc złagodzić sytuacje.

— Tsukishima — zaczął Daichi i znacząco kiwnął głową w moją stronę. — Przeproś.

— Nie — odparł chłopak stanowczo. Uniosłam brwi że zdziwieniem. Ten to ma tupet. Kageyama zacisnął pięści.

— Masz natychmiast przeprosić, bo inaczej...

— Hej, wszystko w porządku, nic się nie stało — zapewniłam szybko. — Będę się już zbierać.

— Przepraszamy — powiedział Daichi, a cała drużyna, z wyjątkiem blondyna, pochyliła głowy.

— Nie ma sprawy — odparłam i mrugnęłam porozumiewawczo do kapitana. — Chciałam zapytać czy możecie pożyczyć nam piłki do kosza z magazynu.

— Jasne — odparł Sawamura. — Ktoś je zaraz doniesie, a ty idź szybko do pielęgniarki.

— Dobra, dzięki — powiedziałam i wycofałam się w stronę wyjścia. Siatkarze powrócili na boisko. Odwróciłam się w drzwiach i napotkałam obojętne spojrzenie blondyna. Bez wahania pokazałam mu środkowy palec i wyszłam z sali.

***

— Zrobiłbyś coś do picia — mruknęłam, siadając na kanapie obok przyjaciela.

— Że niby ja? — zapytał Kageyama, otwierając zeszyt.

— Tak, ty — odparłam. — Jeżeli mam cię uczyć angielskiego, potrzebuję herbaty dla wzmocnienia cierpliwości.

— Sugerujesz, że jestem tępy? — mruknął, stukając się w nadgarstek końcówką długopisu.

— Ja nic nie sugeruję — odpowiedziałam. — Ja stwierdzam fakty.

Brunet przewrócił oczami i ruszył w stronę kuchni. Wrócił po kilku minutach i postawił przede mną dwa kubki parującej zielonej herbaty.

— O czym tak myślisz? — zapytał, widząc moje nieobecne spojrzenie.

— O tym waszym treningu — powiedziałam. — Nadal mnie boli nos.

Kageyama prychnął i opadł na miejsce obok mnie.

— To nie jest śmieszne — mruknęłam, wpatrzona w punkt przed sobą.

— Ja się nie śmieje — odparł poważnie chłopak i sięgnął po zeszyt. — Zaczynamy?

— Ten blondyn... — mruknęłam. — Tsukishima...

— Hmm? — westchnął brunet, wlepiając wzrok w otwartą stronę.

— To dupek — dokończyłam. — Ale strasznie mi się podoba.

Kageyama momentalnie podniósł na mnie przerażony wzrok.

— Że co?!

— Wysoki, przystojny, inteligentny... — rozmarzyłam się. — Prawie ideał.

— Nie, nie, nie, ty nie mówisz poważnie, prawda? — zapytał z przerażeniem. — Tsukishima?! Naprawdę?! Gorzej ci?

— Chyba się zakochałam — ciągnęłam, częściowo ignorując wypowiedź przyjaciela. Chłopak przyłożył rękę do twarzy w geście poddania.

— Proszę cię, Yuki — jęknął. — Nie mogłaś się... zakochać — ostatnie słowo z trudem przeszło mu przez gardło. — Naprawdę nie...

— Miłość jest ślepa — odparłam.

— I naszło cię tak z dnia na dzień?

— No skąd! Mam na niego oko od początku roku szkolnego.

— Nie, Yuki. Wybierz kogoś innego. Tanaka, Yamagucci, ktokolwiek. Nawet Hinata! Ale nie on — jęknął.

— Trochę za późno — stwierdziłam, patrząc na chłopaka.

— Jesteś szurnięta — westchnął z rezygnacją. — To się źle skończy...

***

— Co robisz po szkole? — zapytałam czarnowłosego pierwszoklasistę.

— Mam trening — odparł. — Chcesz przyjść?

— I znowu dostać piłką w twarz? Nie dzięki.

— Powinnaś mi się odwdzięczyć — powiedział. — Ja widziałem jak trenujesz.

Przewróciłam oczami.

— Wprosiłeś się — odparłam. — Ją cie nie zapraszałam.

— Przyjdź — powiedział. — Będziesz mogła pogapić się na swojego kochasia.

Pokazałam brunetowi język i poprawiłam torbę na ramieniu.

— Spadaj — rzuciłam. — Obiecałam Akatsu, że zrobimy sobie maraton horrorów.

— Akatsu nie będzie się wściekał, jeżeli późno wrócisz. Za bardzo mnie lubi.

— Zdajesz sobie sprawę, że to jedyny dzień kiedy nie mam treningu, prawda? — zapytałam.

— I tak wiem że przyjdziesz — powiedział z uśmiechem i odszedł w stronę klasy. Westchnęła ze zrezygnowaniem, w duchu przyznając mu rację.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro