Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część dwudziesta druga

— Padam — powiedziałam, rzucając się na łóżko. Akatsu przeczesał włosy palcami i ziewnął przeciągle.

— Ja też — odparł. — Trzy godziny treningu.

— Ja cztery — przypomniałam. — I to tylko dlatego, że mam się nie przemęczać.

Akatsu przewrócił oczami i wziął laptopa z biurka.

— Muszę ci się pochwalić — zaczęłam, siadając na łóżku. Akatsu opadł obok mnie i otworzył komputer.

— Hmm?

— Umiem skok Amanary — Przygryzłam wargę z uśmiechem, widząc minę brata.

— Serio?!

Pokiwałam głową.

— Matko, to jeden z najtrudniejszych skoków. Za to można zdobyć tyle punktów...

— Przecież wiem, idioto — warknęłam. — Mam zamiar pokazać go na eliminacjach.

— A złamałaś złą passę podwójnego? — zapytał. Odkąd zawaliłam ten element na ostatnich zawodach, katowałam go na każdym treningu, aż nie było mowy o tym, żeby mi nie wyszedł.

— Oczywiście — powiedziałam. Chłopak uśmiechnął się i wstukał w wyszukiwarkę nazwę sklepu sportowego.

— Zamówimy ci strój — powiedział. — Gadałem z rodzicami. Tata zapłaci.

Parsknęłam.

— On na pewno wie na co się zgodził?— zapytałam.

— Akurat czytał, ale mruknął coś w stylu: "Tak, tak, Akatsu, jasne. Rób co chcesz, synu". Uznałem to za odpowiedź twierdzącą.

— No dobra — westchnęłam. — Tym razem chcę inny kolor. Zawsze występuję w ciemnych. Może srebro albo zieleń?

— A nie barwy Japonii? — zapytał. Pokręciłam głową.

— Jak dostanę się na olimpiadę, to klub zafunduje mi kostium. Ale na eliminacje muszę mieć własny.

Chłopak pokiwał głową.

— Ten? — zapytał, wskazując zielony strój z czarnymi rękawami i wycięciami po bokach.

— Idealny.

***

— Ja wiem, że nasi kochani siatkarze nie przeszli dalej, ale to nie znaczy, że mamy sobie odpuścić, prawda?

Dziewczyny patrzyły na mnie z uwagą, ubrane w czarne spodenki i tego samego koloru koszulki.

— Mam dla was nowy układ — powiedziałam. — A poza tym, zbliża się obóz treningowy. Takeda chce żebyśmy pojechały. Dla nas to w końcu też dodatkowy czas na ćwiczenia i... no wiecie... integrację z drużyną — wyszczerzyłam zęby i mrugnęłam do nich porozumiewawczo. — Nie wiem jeszcze czy to wypali. Być może termin obozu pokryje mi się z następnymi zawodami, które są dość ważne. Najwyżej pojedziecie beze mnie.

— Co to za chory pomysł? — zapytała Sumire. — Co my możemy bez ciebie zdziałać?

— Więcej niż wam się wydaje — uśmiechnęłam się.

— Beznadzieja — mruknęła Mei. — Bez ciebie nie jedziemy.

— No dobra — westchnęłam. — Nie ma szans żebym opuściła te zawody, przepraszam. Mam nadzieję, że uda mi się pojechać, ale nic wam nie mogę obiecać.

— Hej! Nikt od ciebie nie oczekuję, że zrezygnujesz dla nas z zawodów. Po prostu... Bez ciebie nie damy rady i tyle. To tylko obóz — prychnęła Sumire. Uśmiechnęłam się.

— Dzięki, dziewczyny — powiedziałam. — A teraz ruszyć dupy i do roboty. Najwyraźniej nasz ostatni występ był za słaby, skoro Karasuno przegrało. Następnym razem będziemy nie do pokonania!

Sumire zaśmiała się.

— Taką lubię cię najbardziej.

***

— Nie było cię w piątek — powiedział Tsukishima. Spojrzałam na niego, marszcząc brwi.

— Miałam trening — odparłam. Chłopak pokiwał głową. — Zdajesz sobie sprawę, że mam na głowie eliminacje do igrzysk i jeszcze Ravens? Gdybym chciała dodatkowo przychodzić na wasze treningi, musiałabym się rozdwoić.

Blondyn wzruszył ramionami.

— Spadam — westchnęłam, gdy rozbrzmiał dzwonek. — Do zobaczenia! — powiedziałam i zniknęłam w drzwiach klasy. Usiadłam obok Kageyamy. Czarnowłosy rzucił mi wściekłe spojrzenie.

— Miałem nadzieję, że sobie odpuściłaś — powiedział.

— Co?

— Tsukishime — warknął. — Ten dupek nie jest ciebie wart, daj spokój.

Spojrzałam na niego zszokowana i przypomniałam sobie słowa Akatsu.

— Kageyama, czy ty coś do mnie...?

— Co? Nie! Yuki, jesteś dla mnie jak siostra. Nie chce żebyś... cierpiała. Po prostu... Nie mogę znieść myśli, że ten...

Położyłam mu dłoń na kolanie.

— Hej. Wszystko jest dobrze. Umiem o siebie zadbać, Tobio — powiedziałam,  uśmiechając się lekko. Chłopak przewrócił oczami, ale wiedziałam że już się nie gniewa.

— Jesteś nie do wytrzymania — westchnął.

***

Wyszłam ze szkoły. Torba ciążyła mi na ramieniu. Poprawiłam pasek i odrzuciłam włosy z twarzy.

— Na trening? — zapytał Tskukishima, idąc obok mnie.

— Tak — westchnęłam. — Ostatnio bywam tam częściej niż we własnym domu.

Chłopak pokiwał głową. Przeszliśmy przez ulicę i skręcilismy w lewo. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.

— Nie mieszasz przypadkiem w przeciwnym kierunku? — zapytałam. Blondyn wzruszył ramionami.

— Nigdzie mi się nie spieszy.

Uśmiechnęłam się. Tsukishima Kei, z własnej nieprzymuszonej woli odprowadza mnie na trening. Świat stanął na głowie.

— Myślałam, że cię irytuję — odezwałam się po chwili.

— Zazwyczaj — odparł. — Ale czasami potrafisz być znośna.

— Dzięki — prychnęłam.

— Powiedz mi, o co chodzi z tymi eliminacjami, o których ciągle mówisz. Denerwuje mnie to, że nie wiem o co chodzi.

Uśmiechnęłam się lekko i założyłam włosy za ucho.

— Trenerka postanowiła wysłać mnie na eliminacje do igrzysk — zaczęłam. — To ogromną szansa. Jeżeli okażę się dość dobra, pojadę na letnie Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. To za niecałe dwa lata. Igrzyska od zawsze były moim marzeniem.

— W Rio? — zapytał. — To praktycznie drugi koniec świata. Poza tym obawiam się, że w Brazylii nie mówią po japońsku.

— Sugerujesz, że nie znam angielskiego? — prychnęłam. — Śmiem twierdzić, że nie możesz się ze mną równać.

— Jasne — parsknął.

— Podróże po Europie naprawdę potrafią nauczyć języka. I zarazić miłością do tamtejszej kuchni. Mam ochotę na kawę — powiedziałam, patrząc na pobliską kawiarnię. — Chcesz coś?

— Ja pójdę — zadeklarował się Tsukki. — Więc?

— Latte — odparłam. — Z syropem karmelowym. Dzięki! — rzuciłam, gdy znikał w drzwiach. Patrzyłam na jego sylwetkę za szklaną witryną. Uśmiechnęłam się, widząc jak dziewczyna za ladą podnosi głowę, żeby spojrzeć mu w twarz. Blondyn po chwili wyszedł z kawiarni, trzymając w dłoni dwa papierowe kubki. Podał mi jeden i ruszył ulicą. 

— Ile ci oddać? — zapytałam, sięgając po portfel do torby.

— Odpuść sobie — powiedział.

— Nie ma opcji — oznajmiłam. — Latte jest drogie.

— Zamknij się, Matsuzawa.

— Nie to nie — prychnęłam. — W zamian zrobię ci makaroniki.

Chłopak uśmiechnął się lekko.

— Chcesz czekoladowe? Migdałowe? Cytrynowe, truskawkowe? — zapytałam i wzięłam łyk słodkiej kawy.

— Decyzję pozostawiam tobie — powiedział. Przez chwilę szliśmy w ciszy. Zaczęłam nucić pod nosem jedną z piosenek, którą wrzuciłam ostatnio do najnowszej playlisty. Blondyn spojrzał na mnie porozumiewaczo, rozpoznając utwór, o który pytałam go w autokarze.

— No co? Spodobał mi się.

Chłopak parsknął.

— Jesteś niemożliwa, Matsuzawa.

— Czyżbym awansowała z "irytującej" na "niemożliwą"? Jest coraz lepiej — powiedziałam. Chłopak spojrzał wymownie w niebo. — Spokojnie, już prawie jesteśmy. Nie musisz się dłużej ze mną męczyć.

— Nie było tak źle — przyznał.

— Dziękuję — odparłam, kładąc dłoń na piersi w wyrazie wdzięczności. — Cóż za komplement z twoich ust.

— Idź już — westchnął chłopak, uśmiechając się prawie niezauważalnie.

— Do jutra, Tsukki — powiedziałam, zmierzając w stronę wejścia do budynku.

— Do jutra, Matsuzawa — usłyszałam za sobą i uśmiechnęłam się do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro