Rozdział 41. Pierwszy śnieg.
Po kilkunastu minutach Crowley wyszedł z księgarni, a ja po chwili zacząłem sprzątać. Zmyłem naczynia, a nie skończone jedzenie schowałem do lodówki by się nie zmarnowałem. W końcu poszedłem do swojej sypialni i wyjąłem z szafy jeden z wieszaków. Znajdował się na nim pewien strój. Ubrałem się niczym Święty Mikołaj i zabierając wór z prezentami opuściłem księgarnie. Poszedłem prosto do domu dziecka zaliczając po drodze szpital. Dokładnie oddział dziecięcy. W obu miejscach podchodziłem do ozdobionych choinek i zostawiałem wiele pudełek z prezentami. W pudełkach poza prezentami były skarpety ze słodyczami i owocami. Oczywiście na wieść od opiekunek dzieci w sierocińcu lub od lekarzy w szpitalu, że ci zostawili dla Mikołaja ciastka i szklankę mleka uśmiechnąłem się. Zjadłem po kilka i specjalnie dałem okruszki na talerzyki zaś mleko piłem do połowy. Kiedy tylko moją akcję wcielania się w Mikołaja się udała ruszyłem w stronę gdzie mieszka Crowley. Cudem przeniosłem się do mieszkania demona. W środku było ciemno. Chciałem po cichu zostawić dodatkowy prezent dla Crowley'a lecz widząc talerz z ciastkami i kubek z kakao w którym były pianki nie mogłem się oprzeć. Podszedłem i zacząłem pić słodki i gorący napój. Drgnąłem kiedy usłyszałem syczenie. Nim zdążyłem zareagować demon mnie złapał i zaciągnął do łóżka. Wisiał nade mną.
-No proszę... Mogłeś powiedzieć aniele, że masz taki strój. Bym z tego skorzystał.- Powiedział rozbawiony gdy usiadłem na łóżku gdy tylko ten mnie puścił.
-Słuchaj roznosiłem prezenty po szpitalu na oddziale dziecięcym i domu dziecka. Wiesz jak szkoda mi takich dzieci. Albo siedzą w szpitalach z różnych powodów albo w domu dziecka bez rodziców. Znalazłem dużo rzeczy których czasem klienci zostawiają. Wiesz. Były niektóre bardzo odpowiednie dla dzieci.- Powiedziałem na co demon westchną.
-Aż mam wrażenie, że chciałbyś mieć dzidzie. No cóż. W naszym przypadku to jedynie można pomarzyć.- Odparł i cudem przebrał mnie w piżamę. Ułożyłem się koło niego i przytuleni przez dłuższy czas leżeliśmy. Lecz po czasie zasnęliśmy. Stałem niedaleko jaskini gdzie byli Adam z Ewą i ich jeszcze nienarodzonym dzieckiem. Jakoś znosiłem chłód przez ten śnieg. Drgnąłem gdy coś zimnego uderzyło mnie w tył głowy. Usłyszałem śmiech demona który skusił pierwszych ludzi. Odwróciłem się. Widziałem jak się śmiał. Westchnąłem i zacząłem iść. Słysząc jak ten idzie wykonałem ruch używając cudu. Usłyszałem już po chwili to jak demon mamrocze leżąc pod startą śniegu. Uśmiechnięty zacząłem nucić cicho idąc spokojnie dalej. Bawił mnie kompletnie szok demona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro