Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38. Betlejem.

Minęło trochę czasu od mojej nocy z Crowley'em. Jest już grudzień i za dwa dni będą kolejne święta Bożego Narodzenia. Ludzie przez ten czas mocnego dostają kręćka. W końcu muszę wyczyścić dom, dodać świąteczne dekorację, ugotować potrawy lub nawet przygotować się do wyjazdu do bliskich którzy mieszkają w innej części kraju. Właśnie dopijałem kakao jedząc przy tym przepyszną drożdżówkę. Widziałem jak śnieg pada za oknem. Momentalnie przeniosłem się myślami do czasów narodzin Jezusa. Przymknąłem oczy pozwalając wspomnieniom pochłonąć mnie w nich. Siedziałem w moim domku w Betlejem. Byłem po długim spacerze. Spojrzałem widząc na moim niewielkim stole kopertę z pieczęcią nieba. Otworzyłem ją powoli i wyjąłem z niej list. Rozłożyłem kartkę i zacząłem czytać.

-Aziraphale dobrze, że jesteś w Betlejem. Czeka ciebie ważne zadanie. Musisz znaleźć Maryję która pod swym sercem nosi syna naszego pana który narodzi się dzisiejszej nocy. Kiedy to się wydarzy musisz dać znać abyśmy mogli powiadomić pasterzy. Podpisano najwyższy archanioł, Gabriel.- Wstałem z krzesła po przeczytaniu wiadomości. Owszem Michał coś wspominał jakiś czas temu i pewnych zamiarach Boga. Ale nie miałem pojęcia o co dokładnie chodzi. Wyszedłem z domu i zacząłem chodzić rozglądając się za ciężarną kobietą. Domyślałem się, że dół może zrobić wszystko gdy dziecko się narodzi. Sama myśl co by zrobili z noworodkiem mnie przerażała. Krążyłem po mieście dość długo. Pytałem każdego kogo spotkałem czy nie widział ciężarnej kobiety. Widząc jak robi się ciemno zacząłem się mocno bać. Spojrzałem w niebo i w pewnej chwili zauważyłem mocno świecącą gwiazdę. Pobiegłem tam szybko. Już po chwili usłyszałem płacz nowonarodzonego dziecka. Spojrzałem w niebo i nieco smutno się uśmiechnąłem. Czułem się jakby Raphael czuwał nade mną i robił wszystko abym nie wpadł w kłopoty. Oczywiście po chwili dołączyli Gabriel z pasterzami, Sandalphon z Urielem oraz Michał z trzema królami. Po nie wiem jak długim czasie archaniołowie odeszli razem z pasterzami i królami. Zostałem sam na sam z Maryją, Józefem i synem mojego stwórcy. Spojrzałem słysząc uderzenie kijów o siebie. Już po chwili ujrzałem Crawley'a który niósł kije. Bez słowa kucną i związał je sznurem tworząc żłobek. Porwałem po części swoją szatę dając tkaninę do środka. Józef sam wsypał do środka siada na którym po chwili oboje ułożyli dziecko. Malec ruszał się owinięty w chustę swojej matki. Złapałem palcem jego rączkę na co mały Jezus zaczął się mi i demonowi przyglądać. Przerwałem wspominanie wszystkiego gdy usłyszałem dźwięk dzwonka nad drzwiami księgarni. Spojrzałem w kierunku drzwi wstając z fotela.

-Dzień dobry panie Fell!- Usłyszałem radosny głos małej Rosie. Podszedłem z uśmiechem do dziewczynki która uśmiechała się radośnie od ucha do ucha.

-Witaj Rosie. Co ciebie sprowadza do mojej księgarni?- Zapytałem się przyglądając się dziewczynce która zaczęła grzebać w swojej torbie. Już po chwili wyjęła z niej jakiś pakunek. Był zapakowany w świąteczny papier i owinięty w brązową w kratkę wstążką która związana była w kokardę. Dziewczynka podała mi pakunek z uśmiechem.

-Wesołych Świąt panie Fell.- Odparła z uśmiechem patrząc na mnie wystawiając do mnie prezent. Zaskoczony przyjąłem prezent również z uśmiechem.

-Dziękuję Rosie.- Odpowiedziałem i poszedłem do biurka. Wyjąłem z niego zapakowane pudełko gdzie było kilka rożnych książek z wątkiem kryminału. Podszedłem ponownie do dziecka wręczając jej prezent.- Wesołych Świąt Rosie.- Powiedziałem kiedy ta radośnie przyjęła pudełko. Oczywiście zjawił się jej wujek i ojciec. Dziewczynka z rodziną wyszła by pójść zakupić choinkę. Chwilę stałem w miejscu przyglądając się prezentowi. Przez te wiele tysięcy lat mało dostawałem od znajomych prezenty. Nie zapomnę jednak dnia gdy w święta w roku 1967 do mojej księgarni przyszedł Crowley. Przyniósł skrzynkę z bardzo dobrym winem w podziękowaniu za wodę święconą. Mimo tego co mówił, że to tylko byśmy pogadali wiedziałem, że po części to jego podziękowanie za danie mu czegoś co mogło być... Pigułką samobójcy dla demona. Westchnąłem i udałem się na zaplecze. Zostawiłem prezent na stole i wziąłem płaszcz z wieszaka. Ubrałem go. Tak samo jak czapkę, rękawiczki, szalik i odpowiednie buty. Schowałem jeszcze do kieszeni mały woreczek piachu. Gdy wyszedłem z księgarni posypałem piachem schody i część chodniku aby nikt się nie wywrócił. Zaraz po zamknięciu drzwi na klucz poszedłem w wyznaczonym kierunku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro