Rozdział 23. Pocałunek.
Od zabawy w berka i obrzucania się liśćmi minęły dwa dni. Wczoraj udałem się do sklepu gdzie kupiłem parę przedmiotów związanych z Halloween. Takimi rzeczami były lampki do powieszenia w krzątacie duchów, dyni lub nietoperzy lub zabawkowe pająki. Troszkę tego kupiłem. Może przegiąłem z ilością lampek ale ewentualnie będę je dawać dzieciom z cukierkami. Kto wie? Może i ja się przebiorę? Przynajmniej rozbawię tym niektórych klientów. Właśnie spokojnie robiłem tematyczną witrynę gdzie może kiedyś Crowley jako wąż by wypoczywał. Ustawiłem lampki, sztuczne i prawdziwe liście oraz parę innych przedmiotów. W całej dekoracji pomogła mi właścicielka sklepu z płytami. Maggie była cudowna. Zawsze uśmiechnięta i pomocna. Kiedy interes jej nie szedł brałem płyty za czynsz. Leprze dla mnie są płyty od pieniędzy. W końcu mogę muzyki w czasie pracy posłuchać. Aż podskoczyłem na widok tego jak czarny bentley parkuje przed księgarnią, a z niego wysiada wściekły Crowley. Odszedłem od okna ustawiając ostatni przedmiot. Chwila nie minęła, a demon wszedł z hukiem do mojej księgarni.
-Kiedy miałeś mi zamiar powiedzieć?!- Krzyknął wściekle Crowley. Nie rozumiałem o co mu mogło chodzić.
-Crowley mój drogi spokojnie. O co chodzi?- Zapytałem się przyglądając się demonowi który podszedł do mnie wściekle. Jego wściekłość widziałem doskonale. Nawet przez okulary. Zapewne gdybym był Gabrielem nie zahamowałby się przed uderzeniem.
-Nie uspokoję się! Kiedy kurwa miałeś zamiar mi powiedzieć, że dostałeś lepsze stanowisko w niebie?!- Krzyczał wściekle. Z emocji złapał mnie mocno za ramiona. Jego czyn mnie przeraził więc oczywistym dla takiej sytuacji było odepchnięcie. Po chwili rozpętała się pomiędzy nami kłótnia. On uparcie mówił o moim awansie którego nie dostałem, a przynajmniej o tym się jeszcze nie dowiedziałem. Zaś ja uparcie go uświadamiałem, że nie wiem o tym niczego. Jednak nagle rozjuszony niczym byk Crowley podszedł do mnie. Złapał mnie za kołnierz mojej marynarki po czym mocno do siebie przyciągnął. Nasze usta nagle się połączyły w pocałunku. Starałem się coś powiedzieć lecz bez skutków. Gdy tylko się odsunął ja patrzyłem jak opuszcza księgarnię bez słowa. W szoku dotknąłem ust. W głowie miałem tylko jedno. To, że demon się we mnie kochał. Zająłem się pracą by zająć czymś myśli. Jednak mój spokój nie trwał długo. Z tego powodu, że pojawił się Gabriel.
-O Aziraphale dobrze, że jesteś. Słuchaj góra przysyła mnie z ważną sprawą.- Powiedział archanioł podchodząc do mnie. Nie odpowiedziałem tylko zajmowałem się swoją pracą. Gabriel coś do mnie mówił lecz ja za bardzo zagłębiłem się w myślach. Szczególnie jeśli chodzi o pocałunek. Wróciłem do rzeczywistości kiedy złapał moje ramię.- Dlatego trzeba to zrobić dla dobra ludzi. Rozumiesz?- Zapytał się mnie archanioł na co ja na niego spojrzałem i pokiwałem głową. Ten tylko się uśmiechnął po czym opuścił moją księgarnię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro