Rozdział 27. Raphael.
Na wstępie chce poinformować, że cały ten rozdział będzie dział się w czasach przed upadkiem Lucyfera. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Oczywiście dawajcie mi swoje reakcje na dole w komentarzach oraz zostawcie coś po sobie w postaci ⭐jakie tworzy Raphael🤗. Życzę miłego czytanka🤭.
&
Uciekałem przed kilkoma aniołami które mimo bycia na takim stopniu co ja dokuczały mi. W pewnej chwili stanąłem aby złapać oddech. Zauważyłem anioła o rudych włosach do ramion które kolorem przypominały ogień piekielny. Co jakiś czas sprawdzał coś na kartkach. Nie wiedziałem kim jest z powodu, że stał do mnie plecami. Pisnąłem przerażony kiedy Malachi, Cadriel i Qaspiel oblali mnie fioletową farbą. Ten tajemniczy anioł na mnie spojrzał. Spojrzałem na tą trójkę która zaczęła uciekać. Ponownie spojrzałem na anioła który zaczął do mnie podchodzić.
-J-Ja bardzo przepraszam... J-Już sobie idę.- Mówiłem zdenerwowany cofając się. Niestety stanąłem w kałuży farby i wywróciłem się na plecy. Skrzywiłem się z bólu słysząc głośniejsze kroki. Po chwili pojawił się ten anioł. Kucał przy mnie z wyciągniętą ręką.
-Nie bój się. Chodź trzeba ciebie wyczyścić z tej farby.- Powiedział z uśmiechem. Jego oczy były... Piękne. Prawie jak takie coś na drzewie jakie widziałem w tworzonym ogrodzie. Z zawahaniem chwyciłem rękę anioła po czym razem z nim przenieśliśmy się na ziemie. Rozejrzałem się po tworzonym ogrodzie. Był śliczny. Anioł zabrał mnie do małego stawu. Usiedliśmy na ziemi. Zacząłem go teraz kojarzyć. Z tego co słyszałem był w niebie anioł który ciągle zadawał pytania. Podskoczyłem lekko na dźwięk rozrywanego materiału. Spojrzałem na anioła który rwał swoją szatę.
-C-Co ty robisz? Tak nie wolno.- Powiedziałem w panice kiedy ten namoczył porwany kawałek szaty po czym zaczął mnie nim myć. Zmywał farbę ze mnie w kompletnym skupieniu.
-Daj spokój. Zawsze można zużyć cud by ją naprawić. Poza tym... Mam nadzieje że włosy nie zafarbują. Wtedy będziesz miał galaktykę we włosach.- Powiedział w pewnej chwili pstrykając palcami. Moja brudna szata po chwili stała się czysta. Suchy kawałek szaty dał na moje włosy susząc je. Po kilku chwilach byłem kompletnie czysty. Nim zdążyłem coś powiedzieć ten puknął się w czoło.- Jaki ze mnie zapominalski. Kompletnie zapomniałem się tobie przedstawić.- Powiedział z rozbawieniem w głosie po czym wstał wyłaniając swoje skrzydła. Były duże i białe. Jedyne co go wyróżniało to to, że posiadał sześć skrzydeł.- Raphael. Archanioł Raphael. Twórca gwiazd i galaktyki. Jako jedyny z archaniołów jestem w połowie serafinem.- Powiedział wyciągając do mnie rękę. Podałem mu swoją i ścisnąłem z nim ręce.
-A-Aziraphale. Anioł z niskim stopniem.- Powiedziałem niepewnie przyglądając się tak wysoko postawionemu aniołowi. Ten jednak uśmiechał się szeroko puszczając moją dłoń.
-Już wiem Aziraphale. Jeśli będziesz miał dużo czasu wolnego możesz pomóc mi z projektowaniem nocnego nieba. Uwierz mi malowanie własnoręcznie, a za pomocą jakiejś maszyny jest o wiele leprze. Przynajmniej jest zabawnie.- Powiedział Raphael na co się uśmiechnąłem. Zaczęliśmy spacerować o projektowanym ogrodzie Który miał tak sporo zrobionego, a jednak trochę brakowało. Wystraszyłem się gdy coś wpełzło na rękę pół archanioła.- Ooo... Witaj.- Powiedział po czym z tym czymś zetknęli się nosami i robili coś ala... Nie wiem noski noski? Sam nie wiem. Jednak po jakimś czasie moje relacje z Raphaelem były o wiele bliższe. Nawet nie mogłem uwierzyć w informację, że Wszechmogący dał mi za zadanie by w przyszłości strzec jabłoni w ogrodzie na Ziemi. Jednak co jak co ale i tak najzabawniejsze było to jak bawiliśmy się w berka nad ogrodem. Oczywiście Gabriel na mnie nakrzyczał, a Raphael stanął w mojej obronie. To było bardzo miłe uczucie widząc reakcje przywódcy niebiańskiej armii. Patrzyłem na konstelacje spacerując z Raphaelem po jego stworzonym dziele.
-Nie lubie jak rozmawiasz z Lucyferem. Niektórzy mówią, że niebawem ma nastąpić wielka wojna w której wielu aniołów trafi do piekła.- Powiedziałem przyglądając się aniołowi który szperał w swoich papierach.
-Wiem moja gwiazdko ale cóż... Tylko doradzał mi w kwestiach konstelacji. Poza tym pytał się mnie czy chce do niego dołączyć więc odmówiłem.- Powiedział grzebiąc dalej aż wstał z jakimś zwojem.- Znalazłem nareszcie.- Powiedział podchodząc do mnie.- To dla ciebie moja gwiazdko.- Dodał podając mi zwój. Wziąłem go i rozwiązałem granatowo-fioletową wstążkę w gwiazdy. Rozwinąłem zwój i zamarłem. Była to konstelacja. Wiedziałem, że coś tworzy nowego ale nie spodziewałem się aż takiej konstelacji.
-J-Jest piękna... Dziękuję.- Powiedziałem ze wzruszeniem przytulając do siebie zwój.
-Ta konstelacja jest tylko i wyłącznie dla ciebie Aziraphale. Nazwałem ją ,,Wężowe Serce". Wąż owinięty jest wokół serca osoby na której bardzo mu zależy. A mi bardzo zależy na tobie.- Powiedział łapiąc mnie za ramiona delikatnie.
-A mi zależy na tobie Raphaelu.- Powiedziałem przytulając się do anioła. Poczułem jak mnie obejmuje dłońmi jak i skrzydłami. Jednak po chwili zrobił coś zakazanego z jednej strony lecz z drugiej magicznego. Pocałował mnie. Krótko ale dla mnie ta chwila trwała jak wieki. Jednak jakiś czas po walce aniołów ze... Zdrajcami jak i upadku wielu, a wręcz setki aniołów zacząłem szukać Raphaela. Nigdzie go nie mogłem znaleźć. Nie co nie pewnie podszedłem do archanioła Gabriela.- Emm... Przepraszam? Nie wiesz może gdzie jest archanioł Raphael?- Zapytałem się na co czwórka archaniołów na mnie spojrzała.
-On nie żyje Aziraphale. Lucyfer go zabił.- Powiedział bez uczuć fioletowooki i sobie poszli. Zakrywając usta i ze łzami poszedłem, a wręcz pobiegłem do pomieszczenia gdzie tworzyliśmy nocne niebo. Upadłem na kolana płacząc cicho zakrywając usta. Nie chciałem wierzyć, że ważny dla mnie anioł nie żyje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro