Rozdział 18. Sala szpitalna.
Przez kolejne kilka godzin chodziłem po korytarzu i cichutko się modliłem. Przez kwestie, że Crowley jest z dołu miałem duże wątpliwości czy... Bóg mnie wysłucha. Z tego powodu nie mogłem się co jakiś czas skupić się na modlitwach. Co jakiś czas przez drzwi wychodziły lub wchodziły pielęgniarki. Miałem okropne myśli w swym umyśle niektórymi chwilami. Bałem się o tego demona. Bardzo się bałem. Gdy tylko lekarz wyszedł szybko do niego podszedłem.
-Co z nim panie doktorze?- Zapytałem się przerażony patrząc na lekarza który poprawił swoje rękawy od ubrania roboczego.
-Życie pana Crowley'a nie jest już zagrożone. Jednak zostanie tu na trochę. Najlepiej jak przywiezie mu pan rzeczy osobiste. Coś by się nie nudził, rzeczy do higieny i ubrania na zmianę.- Powiedział lekarz przyglądając się mi. Skinąłem głową w odpowiedzi. Będąc świadomym o tym, że Crowley żyje wyszedłem ze szpitala. Poszedłem szybko do jego mieszkania gdzie biorąc torbę podróżną zacząłem pakować potrzebne rzeczy. Rozbawił mnie widok jego bielizny w kaczki. Jednak nie miałem zamiaru się śmiać mu z tego powodu w twarz. Gdy tylko spakowałem wszystko czego potrzebowałby w szpitalu wróciłem taksówką do szpitala. Po odnalezieniu z pomocą pielęgniarki sali Crowely'a zacząłem rozpakowywać po części torbę. Następnie usiadłem przy nim z książką i zacząłem czekać. Trochę czekałem ale spojrzałem słysząc szelest kołdry i mamrotanie. Uśmiechnąłem się widząc jak ten wyburza się. Widziałem po nim, że kompletnie nie wie co się dzieje. Przyłożyłem palec do ust.
-Ciii.- Powiedziałem zdejmując palec.- Musisz odpoczywać. Miałeś poważny wypadek. Przywiozłem ci rzeczy których będziesz potrzebował w czasie pobytu tutaj.- Powiedziałem zamykając książkę i kładąc ją na szafce. Zacząłem głaskać go po głowie. Crowley mrukną cicho dając głowę na moją dłoń jakby chciał się przytulić. Poprawiłem mu kołdrę i dałem mu się przytulać do ręki. Spojrzałem gdy lekarz przyszedł.
-Jak ma się pacjent?- Zapytał się spoglądając na mnie i Crowley'a. Demon mrukną cicho przytulając się do ręki bardziej.
-Jeszcze chyba śpiący po narkozie.- Powiedziałem głaszcząc delikatnie Crowley'a po głowie. Widziałem jak ten powoli zasypia. Uśmiechnąłem się. Nie miałem zamiaru go zostawiać. Chodź do chwili puki nie zaśnie. Taka chwila trwała kilka minut. Jak tylko Crowley zasnął wziąłem swoją książkę i wstałem. Nachyliłem się nad demonem i dałem mu buziaka w czoło.- Śpij dobrze. Przyjdę do ciebie jutro.- Szepnąłem po czym wyszedłem z sali, a następnie ze szpitala. Wróciłem do księgarni gdzie czułem jak nerwy schodzą ze mnie. Cieszyłem się, że Crowley żyje i nic mu groźnego nie jest. Postanowiłem się nim zaopiekować. Tak jak on opiekował się mną w chwilach gdy mogłem zginąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro