Prolog
Kolejny raz świeża krew na dłoniach, ponownie zimna kula utkwiła w młodym ciele, następna osoba do kolekcji w przepełnionym już sumieniu ...
Wszyscy boją się śmierci, nawet osoby, które nienawidzą życia. Też na początku się lękałam, ale teraz staję z nią twarzą w twarz co dwa miesiące ...
Odkąd zginął mój ojciec, a także starszy brat, zostałam z pozostałą trójką rodzeństwa i matką bez jakichkolwiek środków do życia.
Wtedy to się zaczęło ...
Abyśmy mieli co położyć na talerz, zaczęłam dorabiać sobie w Mistrzostwach Rozgrywki, a także pracowałam w domostwach bogatych osób jako kucharka.
Na początku było naprawdę tragicznie, ale odkąd wspólnymi siłami zaczęłam wraz z rodzeństwem zarabiać niewielką ilość pieniędzy, nie narzekamy ...
Na matkę nie ma co liczyć, siedzi całymi dniami w pokoju, zwykle pijana. Nadal nie pogodziła się z utratą ojca i najstarszego syna.
Śpi, je, pije, użala się nad sobą, pobłąka się gdzieś w okolicy i tak w kółko. Ciągnie się to już przez rok. Nie wiem czy kiedykolwiek z tego wyjdzie.
Nadeszła chłodna jesień, która jak co roku przypałętała za sobą śmierć.
Kroczę w stronę cmentarza, który znajduję się poza miasteczkiem. Zapada już zmrok, a wiatr dopiero teraz budzi się do życia, rozwiewając moje skąpe ubranie.
Coraz bardziej już łyse gałęzie drzew, zaczynają swój wolny taniec.
Po drodze mijam kilka osób, które pospiesznie biegną do ubogich domów, aby nie spotkać się twarzą w twarz z wartownikami.
Nie wymyśliłam nawet żadnej wymówki, uzasadniającej dlaczego jestem poza granicami miasteczka.
Na szczęście żadnego stróża nie napotykam.
Przechodzę przez wielką bramę cmentarza i zmierzam ku jego końcowi, gdzie chowają dopiero co zmarłe osoby. Tam spoczywają moi przyjaciele, a także członkowie rodziny.
Klękam przy nagrobku, który znalazł się tutaj kilka dni temu i mówię szeptem modlitwę.
W tym mieście umarłych leży dziewięć tak dobrze znanych mi osób ...
Siedmiu z nich zginęło na Mistrzostwach, przez, które nadal mam czym wykarmić moją rodzinę.
Pozostali dwaj, to mój ojciec i starszy brat, którzy zginęli podczas strajku.
Niech spoczywają w pokoju.
Po moim policzku zaczynają spływać gorące łzy bezsilności i tęsknoty ...
Kończę wymawiać modlitwę, a wiatr muska mnie w policzek, jakby przemawiał za te wszystkie zmarłe osoby ...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro