Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7. Sam na sam.

Minęło parę dni od kolejnego ataku który tym razem wydarzał się w szkole. Jednak nie wiem... Czemu zapach lub dotyk Profesora Snape'a uspokoiło mnie wtedy? Za niedługo są moje urodziny. Pewnie znów przyjaciele dadzą mi w prezencie słodycze lub jakieś ciuchy. Niektóre dziewczyny zapewne biżuterie lub mugolskie kosmetyki bo uważają, że kiedyś oślepnę przez książki. Dodatkowo pewnie chcą bym zamaskowała ślady długiego siedzenia nad książkami. Profesor Snape odwołał nasze prywatne lekcje po incydencie z moim koszmarem i krwawiącym napisie. Zastanawiało mnie to dlaczego to zrobił. Przyszłam właśnie z Ginny i Katie do Wielkiej Sali gdzie zaczęło się śniadanie. Dosiadłam się do stołu mojego domu koło Seamus'a który siedział po mojej lewej stronie więc Ginny zajęła miejsce koło mnie. Siedziała koło Neville'a. Każdy pamiętał to jak chłopak z siostrą Ronalda przyszedł na bal Bożonarodzeniowy w poprzednim roku nauki. Harry i Ron o czymś gadali. Nie tylko oni. Wszyscy gadali o jakiś sprawach. Zajęłam się śniadaniem.

-Jak ręka Hermiona?- Zapytał się nagle Dean. Spojrzałam na niego. No tak. Pewnie wszyscy Gryfoni już wiedzą o mojej ręce. Westchnęłam cicho. Nie chciałam tego by co chwilę wszyscy się mnie pytali o mój stan.

-Cóż... Jest lepiej. Nic mi nie będzie. Mam taką nadzieję.- Powiedziałam jedząc dalej posiłek.

-Hermiona. Snape się na ciebie gapi.- Powiedział szeptem Ron. Spojrzałam na niego, a on pokierował wzrok na mnie po czym w stronę stołu nauczycielskiego. Obróciłam się by spojrzeć na Mistrza Eliksirów lecz ten miał wzrok przeniesiony na gazetę w dłoni ignorując pytania mojej opiekunki domu. Przeniosłam wzrok na rudzielca.- Ale on... Ehh nie ważne.- Powiedział Weasley i wrócił do jedzenia kiełbasek. Po śniadaniu wszyscy poszliśmy na lekcje. Na każdej się skupiałam nad lekcjami. Po ukończeniu kolejnej lekcji zaczęłam z Ronem, Harrym, Nevillem i Luną do lochów. Mieliśmy mieć eliksiry z naszym Nietoperzem z Lochów. W międzyczasie rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Staliśmy tak pod salą od eliksirów trochę po czym weszliśmy do środka wiedząc, że zaraz zaczną się lekcje z postrachem szkoły. Chwila nie minęła, a Snape wpadł do środka jak burza. Zaczęła się lekcja. Oczywiście podczas niej Gryfoni stracili 150 punktów. Jak zwykle Gryfoni winni.

-Granger. Zostajesz. Reszta wynocha z mojej sali puki nie odejmuje punktów i nie daje szlabanów.- Warknął stanowczo Profesor Snape. Spojrzałam na Rona oraz Harry'ego którzy najwyraźniej byli w szoku, że Snape kazał mi zostać w jego sali. Jednocześnie Ron wydawał się wkurzony. Po opuszczeniu przez osoby z mojego roku klasy od eliksirów drzwi się zamknęły. Pokierowałam swój wzrok na nauczyciela.- Nie gap się tak tylko chodź.- Powiedział swoim szorstkim głosem Snape zmierzając do ściany na którą zwisała czarna narzuta. Przesunął ją i otworzył drzwi skryte za czarnym materiałem. Weszłam powolnym krokiem. Mimo swojego zachowania Snape ustąpił mi pierwszeństwa do wejścia do pomieszczanie. Sam wszedł za mną. Zamknął drzwi. Spojrzałam na Mistrza Eliksirów. Wieszał swoje nakrycie wierzchnie na wieszak zostając w szacie.

-Więc... O co chodzi Profesorze? Jeśli chodzi o mojej poczucie zdrowotne to jest lepiej. Nie mam koszmarów przynajmniej tyle dobrego bo od nich miałam bóle głowy.- Powiedziałam przyglądając się przechodzącego obok mnie nauczyciela. Nie odpowiedział. Zaczęłam się rozglądać. To był chyba jego drugi gabinet. Było tu nieco jaśniej. Świece i ogień w kominki wszystko rozświetlało. Usłyszałam nagle jak coś pada na jakiś mebel. Spojrzałam. Stanęłam jak wryta. Severus Snape. Największy postrach Hogwartu, jeden z nauczycieli i najbardziej surowy Profesor w moich czasach szkolnych. Właśnie stał kilka kroków przede mną w samej białej koszuli którą rozpinał. Po rozpięciu guzików rzucił ją na kanapę. Poczułam jak robi się gorąco. Za gorąco. Mężczyzna stał teraz w samych spodniach i butach z nagą górną partią ciała. Na klatce piersiowej było pełno starych i kilka nowych blizn. Tych starych było o wiele więcej. Na plecach szczególnie. Przełknęłam ślinę głośno widząc rany które na chudym ciele mężczyzny wyglądały przerażająco. Jednocześnie czułam jak moje policzki się czerwienią na widok jego nieco umięśnionych ramion i klatki. Dodatkowo miał owinięty bandaż na lewym przedramieniu, a na prawym boku jakąś szmatkę przemoczoną krwią.

-Granger co się tak gapisz? Cud świata widzisz?- Zapytał się ostro na co po kręgosłupie przeszedł mnie dreszcz. Podeszłam bliżej. Sprawdziłam tą szmatkę. Przylegała do rany. Nie dobrze.- Granger natychmiast to zostaw.- Warknął Snape jednak cicho syknął gdy spróbowałam odczepić materiał od rany. Spojrzałam na niego.

-Nie był Profesor z tym u pani Pomfrey? Powariował pan? Chce Profesor dostać zakażenia, a potem mieć konsekwencje swojego wybryku? Jak Dumbledore się dowie będzie miał Profesor jeszcze większe problemy.- Powiedziałam stanowczo przyglądając się mu. Sama nie wiem czemu tak się zachowałam. Naskoczyłam na niego. Nie czułam nawet lęku, że zacznie się na mnie wydzierać jak to on. Podeszłam do zlewu i wlałam do szklanki wody.

-To nic takiego dziewczyno. Zostaw to.- Fuknął wściekły. Lecz ja to zignorowałam. Wróciłam do niego i ostrożnie zaczęłam polewać "opatrunek" by go odkleić. Warczał bym to zostawiła. Chwilę się z tym kawałkiem tkaniny siłowałam by aż tak mocno nie torturować nauczyciela który swoim opanowaniem wbijał paznokcie lewej ręki w drugą jednocześnie zaciskając szczękę. Odłożyłam ten "opatrunek" po odklejeniu go na szafkę ze szklanką wody. Snape dyszał.- Jak zaraz nie przestaniesz wywalę cię z mojego prywatnego gabinetu.- Warknął dysząc jak lokomotywa. Chyba mocno go bolała ta tortura. Wyczarowałam szpitalny zestaw do zszywania ran. Przyjrzałam się ranie. Miała na oko centymetr lub dwa głębokości. Ktoś wbił nóż i nim ruszał na boki.- Nawet nie próbuj.- Warknął kiedy zaczęłam szukać wzrokiem butelki z jakimś czystym alkoholem by oczyścić ranę.

-Siedź tu.- Powiedziałam stanowczo sadzając go w fotelu. Zaczęłam szukać butelki alkoholu. Zignorowałam fakt, że powiedziałam do niego na "ty". W końcu znalazłam butelkę czystej schowaną w biurku. Podeszłam do Profesora otwierając butelkę. Zaczęłam oczyszczać ranę. Warczał z bólu i zaciskał palce na podłokietnikach. Kiedy byłam pewna, że rana już jest odkażona zaczęłam ją zszywać tak jak uczyli mnie rodzice. Po skończeniu zakryłam ranę gazami i owinęłam ostrożnie bandażem. Gdy spojrzałam na mężczyznę nasze spojrzenia zetknęły się. Snape powoli wstał i zaczął iść. Podążyłam za nim wzrokiem. Podszedł do szafki i wziął jakąś książkę. Wrócił po chwili do mnie.

-Masz ją w tydzień przeczytać. Jasne?- Zapytał się na co ja skinęłam głową. Podał mi książkę którą wzięłam. Na machnięcie jego dłoni wyszłam z pomieszczenia, a następnie z sali. Zaczęłam iść do dormitorium gdzie byli wszyscy Gryfoni. Miałam zamiar zostawić to co się stało w gabinecie Mistrza Eliksirów tylko i wyłącznie dla siebie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro