Rozdział 10. Trucizna.
Od dnia w którym mało co nie zemdlałam na lekcji Profesora Snape'a minęło trochę czasu. Ron o dziwo zaczął przykładać się do swojej roli prefekta. Jednak nadal mizga się Lavender. Harry od początku roku szkolnego razem z drużyną robi ćwiczenia. Dziś będą pierwsze zawody Quidditcha. Przez cały czas od powrotu do Hogwartu Harry zastąpił Wooda w roli kapitana drużyny Gryfonów. Podczas zawodów Gryfoni zmierzą się z Krukonami. Doskonale wiedziałam, że Krukoni nie będą oszukiwać tak jak to robią ci parszywi Ślizgoni. Zaczytałam się w bibliotece więc musiałam się śpieszyć by być obecna podczas meczu na trybunach. Szłam szybkim krokiem. Nie chciałam się spóźnić inaczej przyjaciele będą się martwić o mnie. W pewnej chwili usłyszałam jakby coś lub ktoś upadał na ziemie. Sęk w tym, że odgłos było słychać z jednej sal które mijałam. Spojrzałam w bok po czym niepewnie podeszłam. Chwyciłam za klamkę po czym zajrzałam do klasy od Transmutacji. Weszłam powoli do środka. Rozejrzałam się. W tle słyszałam czyjś ciężki oddech. Zaczęłam się powoli zbliżać rozglądając się czujnie. W pewnej chwili za biurkiem znalazłam... Profesora Snape'a. Leżał ciężko oddychając. Szybko przy nim kucnęłam i udrożniłam mu drogi oddechowe. Patrzył na mnie słabo.
-Profesorze? Słyszy mnie pan? Boli Profesora coś?- Pytałam się zmartwiona zachowaniem i stanem nauczyciela. Ten jedynie w odpowiedzi skinął głowią. Powoli go posadziłam, a następnie przerzuciłam jego rękę za swoją szyję i podniosłam go. Ciężki był w cholerę. Na szczęście oparł się o biurko bym utrzymała równowagę.
-M-Muszę powiadomić A-Albusa.- Mówił ciężko surowy nauczyciel starając się iść samemu. Mało co nie upadł gdyby nie fakt, że go trzymałam.
-Niech Profesor się nie wierci. Powiadomi go pan ale ze skrzydła szpitalnego.- Powiedziałam prowadząc nadal nauczyciela. Widziałam, że coś jest nie tak. Pocił się, ciężko oddychał, lekko drgał. Musiał się czymś zatruć. Posiłkami na pewno nie. W końcu gdyby z jedzeniem było by coś nie tak każdy by miał dolegliwości. Zostaje więc opcja otrucia. Ktoś potajemnie dawał mu truciznę lub coś tego typu. Zabrałam mężczyznę prosto do pani Pomfrey mimo, że droga długo nam zajęła. Zaraz po wejściu położyłam go do jednego z łóżek. Długo nie musiałam czekać na pojawienie się pielęgniarki która od razu pytała co się stało postrachowi Hogwartu. Opowiedziałam swoje obawy pielęgniarce która niemal natychmiast wysłała patronusa do Dumbledore'a. Z kwestii na to co się wydarzyło dyrektor szybko przybył do skrzydła szpitalnego gdzie poprosił mnie o zaczekanie na niego pod jego gabinetem. W dodatku mecz został odwołany. Poszłam pod gabinet gdzie trochę czekałam. W między czasie przyszli moi przyjaciele pytając co się dzieje. Jednak ja ich poprosiłam by poszli do dormitorium gdzie miałam zamiar później im wszystko wyjaśnić. Gdy przyszedł dyrektor moi przyjaciele poszli. Zaś ja weszłam z Dumbledorem do jego gabinetu gdzie wszystko mu opowiedziałam. Widać było, że martwi się stanem Mistrza Eliksirów.
-Czy jest coś jeszcze co powinienem wiedzieć panno Granger?- Zapytał się dyrektor. Nie miałam wyjścia. Opowiedziałam o dziwnym zachowaniu nauczyciela od OPCM. Musiałam wspomnieć o zachowaniu Gotha względem uczennicy. Dumbledore był w szoku na tą informacje. Jednak westchnął i odesłał mnie z gabinetu do dormitorium. Poszłam do przyjaciół którzy komentowali fakt nie odbycia się meczu w pokoju wspólnym Gryfonów.
-Hermiona możesz nam w końcu wyjaśnić o co chodziło? Mecz odwołany, nie zjawiłaś się tak samo jak Snape. Co się stało?- Zapytała się Ginny kiedy podeszłam do kanapy na której usiadłam. Wzięłam głęboki wdech i wydech.
-Prawdopodobnie Profesor Goth otruł Profeosra Snape'a.- Powiedziałam patrząc na przyjaciółkę. Na moje słowa każdy Gryfon i Gryfonka mnie spojrzała z wielkim szokiem gdy usłyszeli moje słowa. Momentalnie wszyscy ucichli by wysłuchać moich słów.- Wracałam z biblioteki. Mijając salę od Transmutacji usłyszałam hałas. Po wejściu słyszałam jak ktoś dosłownie ciężko oddycha. Kiedy podeszłam do biurka znalazłam za nim Snape'a leżącego na podłodze. Na szczęście był przytomny i z trudem zabrałam go do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey powiedziała, że gdyby dłużej by tam leżał mógłby umrzeć. Prawdopodobnie nasz Profesor od OPCM podawał mu truciznę w małych ilościach by powoli go wykańczać.- Powiedziałam patrząc na wszystkich.
-No czyli przez kilka dni mówimy papa eliksirom.- Powiedział Fred na co się wszyscy zaśmiali poza mną. Westchnęłam głośno wstając i poszłam do pokoju. Musiałam pospać. Emocje dawały o sobie znać, a zapewne jutro Minister Knot przyjdzie by zabrać na przesłuchanie Profesora od obrony. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro