Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39

Baris

5 lat później

Poczułem przypływ pożądania i bezgranicznej miłości, gdy zobaczyłem ją schodzącą po schodach.

Jamie ubrana była w krótką wysadzaną cyrkoniami białą sukienkę do kolan. Wyglądała niczym anioł, zmierzając w moim kierunku.

– Hej – odezwała się, stając naprzeciwko mnie z uśmiechem.

– Hej. Gotowa? – zapytałem moją żonę, chwytając ją w swoje ramiona.

Jamie kiwnęła głową i trzymając się za ręce, poszliśmy do ogrodu, gdzie wszyscy już na nas czekali.

Na zewnątrz stoły były przykryte białymi obrusami. Na nich stały świeczki o zapachu lawendowym. W głębi ogrodu, na podeście otoczonym baldachimem i kwiatami lawendy, czekał już na nas urzędnik.

– Jamie, był w naszym życiu czas, gdy nasze małżeństwo było fikcją. Teraz w obecności naszych najbliższych chcę w pełni świadomie odnowić z tobą przysięgę małżeńską. Pięć lat życia z tobą, było pięcioma najlepszymi latami mojego życia, nawet wspominając te złe chwile. To przede wszystkim właśnie one uświadomiły mi, jaką wspaniałą kobietę mam u swojego boku. Zawsze, mimo wszystko, dzielnie stałaś przy mnie, dotrzymując mi kroku. Dzielnie walczyłaś o nasz związek każdego dnia – zacząłem słowa swojej przysięgi.

Podekscytowany, a zarazem zdenerwowany, kontynuowałem:

– Między nami zrodziła się tak silna więź, że nic nie jest w stanie jej zniszczyć. Jesteśmy sobie przeznaczeni i wierzę w to, że każdy kolejny rok będzie wspaniały. Jesteśmy rodziną, która ma solidne fundamenty i nawet gdybyśmy mieli jakieś nieporozumienia czy kłótnie, to nie ma na świecie takiej mocy, która by nas rozdzieliła. Obiecuję cię zawsze kochać. Pragnę również, byśmy co pięć lat odnowili naszą przysięgę małżeńską. Dopóki śmierć nas nie rozłączy – dokończyłem drżącym głosem.

Jamie patrzyła na mnie ze załzawionymi ze wzruszenia oczami.

– Baris, początkowo byłeś dupkiem. – zaczęła, a wszyscy zebrani goście się zaśmiali. – Jednak w głębi duszy czułam, że za tym bezwzględnym obliczem, które starałeś się pokazywać na co dzień, kryje się wspaniały, dobry człowiek. Dziękuję ci za zaufanie, którym mnie obdarzyłeś, i za to, że otworzyłeś przede mną swoje serce. Pokazałeś, jakim człowiekiem jesteś naprawdę. Zawsze będziesz światłem w moim życiu i wierzę, że ono nigdy nie zgaśnie. Z radością będę odnawiać naszą przysięgę małżeńską co pięć lat, pokazując naszym dzieciom siłę i wielkość naszej miłości. Będziemy dla nich przykładem tego, jak wygląda prawdziwa miłość między dwojgiem ludzi – powiedziała drżącym głosem, patrząc na mnie z miłością.

Widok jej ciepłych oczu, bijących blaskiem, nigdy mi się nie znudzi. Pokochałem Jamie jak nikogo na świecie. Była moją bratnią duszą, moim przeznaczeniem.

Objąłem żonę w pasie, przyciągając ją do siebie. Pocałowałem ją miękko, gdy ona objęła mnie swoimi ramionami, owijając je wokół mojej szyi. Nasz pocałunek był delikatny i zmysłowy. Zawierał on to, czego nie byliśmy w stanie przekazać sobie za pomocą słów.

Goście zaczęli klaskać, a po chwili składali nam gratulacje. Na samym końcu podszedł do nas mój teść z Manuelą, którą poznał w szpitalu i od dwóch lat była jego żoną, a następnie moi rodzice.

Ojciec trzymał na rękach naszego kochanego synka, Graysona, który niebawem będzie miał cztery lata.

– Chodź, skarbie, do mamy – rzekła Jamie do malucha, wyciągając do niego ręce.

– Czas, by mały miał rodzeństwo. Co powiesz na siostrzyczkę dla naszego małego przystojniaka? – zapytałem Jamie, stojąc za nią.

– Mówisz poważnie? – odwróciła głowę w moją stronę.

– Mhm – przytaknąłem, uśmiechając się szeroko. – W końcu podczas przysięgi mówiłaś o dzieciach. Wychodzi na to, że jesteśmy w tyle – pocałowałem ją w policzek.

Skinęła głową w odpowiedzi zgadzając się, a szczęście miała wymalowane na twarzy. Wiedziałem, że Jamie pragnie powiększyć rodzinę. Ja również tego chciałem, ale wstrzymywałem się z tą decyzją do czasu, aż nasz nowy dom będzie gotowy.

– Mamy wnuka, więc teraz przydałaby się wnuczka, ale poczekajcie z tym do wieczora – zażartował mój ojciec, na co Jamie lekko się zarumieniła.

Jamie

– Zatańczmy – mruknął mi do ucha Baris. – Chcę z tobą zatańczyć. Tylko w ten sposób mogę cię mieć dzisiaj tylko dla siebie. – dodał, owijając ciasno swoje dłonie wokół mojej talii.

– Czyżbyś był zazdrosny? – zapytał mój cudowny mąż.

– Zawsze. Kocham panią, pani Harding – powiedział ukochany niskim głosem, wpatrując się we mnie intensywnym, wręcz pożądliwym wzrokiem.

– Ja też pana kocham, panie Harding – odpowiedziałam drżącym głosem, a potem nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.

Czas się nagle zatrzymał, a na parkiecie byliśmy tylko my. Nic innego się nie liczyło.

– Tata – wyrwał nas z transu głos małego chłopca.

Spojrzeliśmy w dół i zobaczyliśmy małe rączki wyciągnięte w górę. Nasz syn patrzył na nas z dołu. Był on wierną kopią swojego ojca.

– Chodź do mnie, mój mały bohaterze – uśmiechnął się mój mąż, biorąc syna na ręce.

Tańczyliśmy w trójkę szczęśliwi, że mamy siebie. Grayson był owocem głębokiego uczucia, jakie nas łączyło i miałam nadzieję, że wkrótce nasza rodzina ponownie się powiększy, a nasz jedynak będzie miał siostrę.

*****

Rano po śniadaniu zapakowaliśmy małego do auta i pojechaliśmy na obrzeża Londynu. Wjechaliśmy przez wielką bramę i po chwili Baris zatrzymał samochód przed pięknym budynkiem otoczonym zielenią i kwiatami z dużym ogrodem. Nie zabrakło w nim oczywiście lawendy, na której posadzenie należał mój uparty mąż.

– Witaj w naszym nowym domu, kochanie – powiedział ukochany, gdy wysiedliśmy z Graysonem z samochodu.

Co prawda mieliśmy już jeden dom, który Baris kupił po moim powrocie z Włoch kilka lat temu, ale postanowiliśmy przekazać go mojemu ojcu i kupić dla nas większy i dostosować pod nasze potrzeby i upodobania. Był szalony, ale takiego go kochałam.

– Podoba ci się nasz nowy dom? – zapytał mój mąż naszego syna, kucając koło niego.

– Tak, jest śliczny i duży – odpowiedział mały z entuzjazmem przedłużając wyraz i klaskając w dłonie.

– Cieszę się, że jesteś zadowolony, a teraz pozwól, że coś zrobię – odparł Baris do malca, puszczając mu oczko, na co ten przytaknął głową.

– Gotowa? – zapytał Harding i, nim zdążyłam zadać pytanie, ten szaleniec wziął mnie na ręce i zaniósł po schodach do domu.

– Witam, pannę młodą, w naszym nowym domu – rzekł, stawiając mnie na nogi w holu.

– Wariat z ciebie – odparłam, śmiejąc się.

– Może i jest ze mnie wariat, ale dla mnie liczy się tylko to, że kocham cię, a ty kochasz mnie. Ty i Grayson jesteście dla mnie najważniejsi. Żyję dla was i postaram się zawsze dać wam to, czego potrzebujecie.

– Kocham cię. Uwielbiam, kocham, być twoją żoną, kocham być matką twojego dziecka – powiedziałam mężowi, z czułością dotykając jego policzka.

– W takim razie zadbajmy o powiększenie liczby naszego potomstwa – odparł mężczyzna z błyskiem w oczach, nie dając za wygraną.

Byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi, a myśl o powiększeniu rodziny powodowała, że przez moje ciało przeszły dreszcze ekscytacji.

Nigdy nie sądziłam, że los okaże się dla mnie taki łaskawy i znajdę szczęście, zwłaszcza u boku lucyfera, jakim był Baris Harding.

Mimo iż w interesach nadal był bezwzględny, to przekraczając próg domu, stawał się inny. Ja, jako nieliczna z osób, mogłam widzieć jego prawdziwe oblicze, które było pełne miłości, oddania i lojalności.

Pokochałam londyńskiego diabła bezgraniczną miłością ze wzajemnością i byłam wdzięczna losowi, że postawił tego człowieka na mojej drodze.

Miłość często odnajdzie nas tam, gdzie się jej najmniej spodziewamy.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro