Rozdział 34
Jamie
Nadszedł dzień balu. Byłam podekscytowana i zdenerwowana jednocześnie.
Na uroczystości miały się pojawić znane osobistości w świecie biznesowym, dziennikarze, właściciele firm z różnego szczebla.
Jednym z zaproszonych gości przez ojca Barisa, była również firma Diego. Miałam tylko nadzieję, że mój mąż nie wda się w bójkę z moim szefem, jak to miasto miejsce dwa dni temu przed firmą, w której pracuje.
– Wygląda pani pięknie, pani Harding – powiedziała fryzjerka, patrząc na mnie w lustrze.
Musiałam przyznać, że podobałam się sama sobie. Moje długie włosy zostały upięte w niskiego, fantazyjnego koka upiętego złotą klamrą z pofalowanymi włosami wypuszczonymi luźno po bokach, a do tego lekki makijaż, który podkreślał moją urodę.
W czerwonej szyfonowej sukience do samej ziemi, ze złotymi drobinkami mieniącymi się w blasku światła, wyglądałam niezwykle efektownie.
– Kochanie, wyglądasz jak milion dolarów. Nie mogę oderwać od ciebie wzroku. Będę musiał cię pilnować całą noc – powiedział mój mąż, gdy wyszłam z pokoju.
– Ty również wyglądasz wspaniałe w smokingu – odparłam szczęśliwa.
– Chodź, pora na nas – podał mi rękę i zjechaliśmy windą na parter.
Kierowca już na nas czekał. Po trzydziestu pięciu minutach byliśmy przed siedzibą firmy.
Wysiedliśmy z auta i, trzymając się za ręce, ruszyliśmy do sali balowej, która się mieściła na parterze wieżowca. Po wejściu do środka czekali na nas moi teście.
– Witaj kochana, wyglądasz zjawiskowo – Przytuliła mnie teściowa, którą uwielbiałam.
– Dzień dobry – odpowiedziałam, witając się z państwem Harding.
Po krótkiej wymianie zdań skierowaliśmy się w stronę swojego stolika. Po drodze jakiś mężczyzna zawołał Barisa.
– To jeden z członków zarządu firmy. Ci trzej pozostali przy stole również wchodzą w jego skład. Przywitamy się z nimi i usiądziemy na swoje miejsca, dobrze? – zapytał, patrząc na mnie z troską.
– Dobrze – odparłam lekko poddenerwowana.
Trzymając się za dłonie, podeszliśmy do stolika, przy którym siedziały najważniejsze osoby z firmy. Po krótkiej prezentacji w końcu mogliśmy usiąść.
Po mniej więcej piętnastu minutach rozpoczęła się uroczystość i na scenę wszedł Richard Harding, którego wszyscy przywitali gromkimi brawami.
Po wygłoszeniu oficjalnej przemowy i przywitaniu przybyłych gości, skierował się w naszą stronę.
– Jak wiecie, tradycją w naszej firmie jest pierwszy taniec. Dotychczas ten zaszczyt, jako właścicielowi, przypadał mnie i mojej żonie Chloe. Jednak w tym roku nastąpi zmiana. Jak wiecie, prezesem firmy został mój syn. W tym roku pierwszy raz zatańczy on ze swoją żoną Jamie i będą tą tradycję kontynuować przez następne lata – poinformował wszystkich mój teść, a ręce zaczęły mi się trząść ze zdenerwowania.
– Kochanie, uspokój się. Tańczysz genialnie. To ja powinienem się bardziej stresować – powiedział ściszonym głosem, całując mnie w policzek. – Damy radę, zaufaj mi, proszę – dodał, obejmując mnie czule ramieniem.
Uwielbiałam tańczyć od dziecka. W tańcu czułam się jak ryba w wodzie, a dzisiaj bałam się, że zje mnie trema.
– Panie i panowie, powitajmy mojego syna i jego piękną żonę!
Ludzie przy stolikach wokoło nas bili brawa, gdy zmierzaliśmy na parkiet. Czułam wzrok wszystkich osób zgromadzonych na sali balowej i poczułam przypływ adrenaliny, jak za czasów, gdy tańczyłam w czasach college'u.
– Damy radę Jamie. Dajmy się ponieść muzyce tak jak na naszych lekcjach, zgoda? – Spojrzał mi w oczy, dodając mi otuchy, chociaż nie byłam do końca przekonana, czy to mnie pocieszał, czy bardziej samego siebie.
– Świetnie wychodzi ci walc, więc dajmy czadu – odpowiedziałam, chcąc go pocieszyć.
Podczas gdy we mnie buzowała adrenalina spowodowana emocjami, których już dawno nie czułam, tak Barisa zjadała trema.
Muzyka zaczęła wybrzmiewać z głośników, oklaski ucichły, zaczęliśmy swój taniec. Tańczyliśmy wpatrzeni w siebie, jakby poza nami nie było nikogo innego na sali. Liczyliśmy się tylko my, on i ja.
Krążyliśmy po parkiecie w idealnej synchronizacji, nie spuszczając z siebie wzroku. Spojrzenie męża było tak intensywnie, jak nigdy dotąd. Gdy mnie unosił w powietrzu nad podłogą, czułam się jak zaczarowana. Ten taniec był dla nas czymś więcej, niż by mogło się wydawać.
Byliśmy jak ogień i woda, jak dwa różne światy, które się wzajemnie przyciągały, tworząc wspólnie, swój wyjątkowy świat.
Ostatnie kroki, muzyka ucichła, a tłum bił brawa. Nim zdążyłam zareagować, Baris złożył lekki pocałunek na moich ustach, po czym się uśmiechnął i trzymając się za ręce, wróciliśmy do swojego stolika.
– To był niesamowity taniec. Chloe, kochanie, mamy konkurencję – powiedział z zadowoleniem na twarzy Richard, na co goście zebrani na sali się uśmiechali.
– Synu, Jamie, dziękuję wam za piękny taniec. Wasz walc angielski był magiczny – zwrócił się do nas, po czym ogłosił:
– Obchody kolejnego jubileuszu naszej firmy uważam za rozpoczęte! – słysząc te słowa, zebrani goście zaczęli wiwatować.
– Jamie, byłaś cudowna. A to jak ta suknia na tobie leży... Wiedziałem, że jest stworzona dla ciebie, jak tylko ją zobaczyłem w Mediolanie – komplementował mnie Diego, nie zwracając uwagi na to, że obok nas stoi Harding.
– Dziękuję ci, Diego. Suknia jest cudowna. Jestem ci ogromnie wdzięczna – odpowiedziałam z uśmiechem, czując, jak dłoń Barisa zacisnęła się mocniej na mojej talii.
– Panie Harding, wyglądaliście cudownie w tańcu, gratuluję – odezwał się Rossi do mojego męża, a ja miałam nadzieję, że nie palnie niczego głupiego.
Między mężczyznami czuć było napięcie, na szczęście oboje zachowywali się należycie.
– Dziękuje, ale to wyłącznie zasługa mojej cudownej żony – odparł uprzejmie.
– Diego, dziękuję, że przyszedłeś na dzisiejszy bal. Miło było cię zobaczyć, a teraz pozwól, obowiązki wzywają – rzekłam do mężczyzny.
– Oczywiście, lećcie – odpowiedział Diego, puszczając oczko.
Wieczór minął w cudownej atmosferze, a mój małżonek był dżentelmenem. Nie tylko, tak jak obiecał, nie spuszczał mnie nawet na chwilę z oczu, ale był opiekuńczy i troskliwy. Nie znałam go od tej strony. Dotąd pokazał mi tylko jedno swoje oblicze, które było nie tylko dominujące, ale władcze i czasami nawet przerażające. Czasami zastanawiałam się, czy wielki Baris Harding, najpotężniejszy człowiek w Anglii, może być czuły i dobry. Nie ważne, ile razy próbowałabym sobie to wyobrazić, nie potrafiłam tego zrobić, aż do dzisiaj. Nowe, łagodne oblicze mężczyzny bardzo mi się spodobało, a moje serce coraz bardziej wyrywało się w jego stronę.
– Gotowa? – usłyszałam głos Barisa tuż przy uchu.
Odwróciłam się do niego, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Zamyśliłam się i nie za bardzo byłam w dyskusji.
– Przepraszam, ale nie słyszałam, co mówiłeś – odpowiedziałam niepewnie.
– Pytałem, czy jesteś gotowa opuścić ten bal i udać się prosto na lotnisko – oznajmił mój mąż.
– Ale jak to na lotnisko? A nasze walizki? – zapytałam zdziwiona.
– Lucinda wszystkim się zajęła. Są w limuzynie. Nie martw się. Polecimy prywatnym odrzutowcem. Nim wylądujemy w Paryżu, zdążymy się odświeżyć i przebrać – odparł, patrząc na mnie z czułością.
Zapragnęłam, by już zawsze na mnie tak patrzył. Z jego oczu bił blask, a nie gniew i nienawiść.
Kochałam swojego męża. Mimo wszystkich zły rzeczy, które się działy w przeszłości, sprawił, że moje serce zabiło szybciej właśnie dla niego.
Po godzinie drogi autem zajechaliśmy na płytę lotniska i wsiedliśmy do prywatnego samolotu należącego do rodziny Hardingów. Nasze bagaże zostały wniesione, po czym zajęliśmy swoje miejsca, by po chwili wzbić się w niebo.
– Za nasz pierwszy wspólny taniec, za nowy początek, za nas, Jamie – Wzniósł toast, gdy stewardesa nalała nam szampana do kieliszków.
– Za nas – odpowiedziałam, patrząc mu prosto w jego jasne, duże oczy, którymi mnie w tej chwili niemal, że pożerał.
– Chodź tutaj, Jamie – rzekł uwodzicielsko, odstawiając swój pusty kieliszek.
Spojrzałam na niego ponownie, a moje serce zaczęło bić niemiłosiernie, gdy zobaczyłam żar w jego oczach.
– Chodź tutaj – powtórzył ponownie, ostrym tonem, nie spuszczając ze mnie swojego wzroku.
– O, pan władczy się uruchomił – odpowiedziałam, starając się brzmieć kpiąco, chociaż w środku mnie to bawiło.
– Jamie, jak nie znajdziesz się przy mnie w ciągu pięciu sekund, to obiecuję, że spotka cię sroga kara. – brzmiał na wkurzonego, chociaż wyraz jego twarzy zdradzał zupełnie co innego.
– Jesteś cholernie seksowny, gdy jesteś taki władczy – odparłam, przygryzając dolną wargę.
– Ostrzegałem cię – odparł i nim się zorientowałam, odpiął z pasów mój fotel i przyciągnął mnie do siebie tak, że wylądowałam na nim.
Pisnęłam, gdy nacisnął przycisk fotela, co spowodowało, że odchylił się on do tyłu tak, że na nim leżałam. Oplótł mnie swoimi ramionami, dając mi tym znak, że nie ma zamiaru mnie wypuścić.
– Cześć, kochanie – powiedział, głaszcząc ręką mój policzek.
– Cześć – odpowiedziałam, patrząc mu w oczy.
Wpatrywał się we mnie swoimi błękitnymi oczami, które przenikały moje niczym promienie lasera. Przycisnęłam się do jego ciała w taki sposób, że czułam każdy jego mięsień pod sobą oraz znaczne wybrzuszenie w okolicach jego krocza.
Wsunęłam rękę pod jego śnieżnobiałą koszulę, czując ciepło jego skóry pod opuszkami moich palców. Oparłam swoje czoło o jego czoło, cwanie się uśmiechając.
Mężczyzna zaczął chichotać, jednocześnie zsuwając swoje dłonie na moje pośladki. Po chwili jego prawa ręka znalazła się pod moją suknią. Ustawił mnie na sobie w taki sposób, że wsunął swoją dłoń między nas, po czym zaczął drażnić palcami moją łechtaczkę. Po chwili odsunął materiał moich koronkowych majtek i zaczął przesuwać palcami po moich fałdkach, na co mimowolnie jęknęłam.
Na jego twarzy pojawił się cwany uśmieszek. Po chwili wsunął palce w mój gorący z podniecenia środek, nie zaprzestając kciukiem swoich działań na moim wzgórku. Chciałam się wyrwać, ale trzymał mnie mocno lewą ręką, jednocześnie oplatając nogami, w taki sposób, że nie byłam się w stanie ruszyć.
Jego ruchy stawały się coraz bardziej intensywne, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Po chwili nie potrafiłam już nad sobą zapanować. Odchyliłam głowę do tyłu, wydając z siebie coraz głośniejsze okrzyki zadowolenia.
Nie zwracałam uwagę na to, gdzie jesteśmy i że ktoś może nas usłyszeć. Byłam rozpalona do granic wytrzymałości, a wtedy wsunął we mnie drugi palec. Zaczął mnie nimi posuwać coraz szybciej, a jęki raz po raz opuszczały moje usta. Doszłam chwilę później na jego palcach, cała drżąc z podniecenia. Opadłam zdyszana na jego klatkę piersiową.
Nie zdążyłam dojść do siebie, gdy usłyszałam stukot obcasów i ujrzałam przed nami stojącą stewardesę.
– Mogę wiedzieć, co tutaj robisz? – zapytał kobietę, gromiąc ją wściekłym spojrzeniem.
– Ja, ja... – jąkała dziewczyna.
– No wyduś to wreszcie z siebie – wyrzucił z siebie mężczyzna, obejmując mnie rękoma, gdy dalej leżałam na nim. Głowę miałam schowaną w jego klatkę piersiową, by ukryć swoje zażenowanie.
– Pomyślałam, że może mielibyście ochotę na trójkąt. Mogłoby być całkiem miło – wyparowała stewardesa.
Z wrażenia aż uniosłam głowę, a ona wpatrywała się raz na mnie, raz na mojego męża ostentacyjnie oblizując wargi. Chciałam się odezwać, ale z szoku nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa.
– O kurwa?! Coś ty powiedziała?! – wybuchnął mój mąż. Uniósł fotel tak, że teraz siedziałam na jego kolanach.
Złość w nim kipiała niemiłosiernie. Zsunęłam się z jego nóg i usiadłam na fotelu naprzeciwko niego. Baris się poderwał na równe nogi i stanął przed kobietą, która nawet nie drgnęła.
– Przecież wiem, że lubi się pan zabawić. Ja tylko chciałam wam urozmaicić igraszki. Byliście strasznie nudni, kiedy tak na was patrzyłam. Nie wiecie, co to dobra zabawa.
– Nie no, ja pierdolę! – wymknęło się mi.
Harding nerwowo chwycił kobietę za kark. Oczy miał wbite w stewardesę. Sztylet, ostre, niczym brzytwa spojrzenie mówiło wszystko. Był wściekły.
– Słuchaj, mała zdziro. Owszem lubię się zabawiać, ale mam zamiar to robić tylko z moją żoną, poza tym to nie twoja sprawa. Chyba zapomniałaś, co należy do twoich obowiązków. Spierdalaj mi z oczu i żeby to był ostatni raz. – wycedził wściekle przez zęby. – Wynocha! – wrzasnął, puszczając dziewczynę, na co aż podskoczyłam na siedzeniu. – I to był twój ostatni lot – dodał.
Patrzyłam na męża, jak z powrotem zajmuje swoje miejsce na fotelu. Zdenerwowany przejechał ręką po włosach, a następnie sięgnął po szampana i nalał nam po kolejnym kieliszku. Milcząc, wychylił swój kieliszek z trunkiem do dna. Powoli zaczął się uspokajać.
Wiedziałam, że w takich sytuacjach lepiej przeczekać aż mu złość minie, niż niepotrzebnie się odzywać.
Po kilku minutach spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niego lekko, wytrzymując intensywność jego spojrzenia.
– Przepraszam Jamie. Nie mam pojęcia, co to było – powiedział mężczyzna, tłumacząc się z zaistniałej sytuacji.
– Nie musisz przepraszać. Nic nie zrobiłeś. To ona zachowała się nieodpowiednio. – odpowiedziałam, kładąc swoją rękę na jego dłoni.
– Chodź – odparł, podnosząc się z fotela i pociągnął mnie za rękę, bym wstała.
– Gdzie mnie prowadzisz? – zapytałam zdziwiona.
– Do sypialni. Przed nami jeszcze kilka godzin lotu. Odpoczniemy i nie będę musiał patrzeć na tę kretynkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro