Rozdział 2
Baris
Ojciec był na badaniach kontrolnych w miejskim szpitalu. Zazwyczaj nie chodzimy do publicznych instytucji, bo mamy swoich własnych prywatnych lekarzy, ale senior uparł się, że skoro Olivier Coleman jest przyjacielem rodziny, to świetnie się nim zaopiekuje. Nie pasowało mi to, ale chcąc nie chcąc, przytaknąłem, ale wieść, że muszę go odebrać, spowodowała, że jednak byłem wkurwiony, bo przecież mieliśmy ustalone zasady. Każdy miał prywatnego kierowcę, ale nie, ojciec stwierdził, że to ja mam go odebrać, bo rodzina powinna trzymać się razem.
Tata był jedyną osobą, przed którą czułem respekt i wiedziałem, że to nie przelewki. Jak czegoś ode mnie oczekiwał, to musiałem respektować jego wolę. Dlatego, mimo niechęci, podjechałem pod szpital, a następnie niezadowolony wszedłem do środka. Cały dzień spędziłem w biurze i wyobrażałem sobie jak jakaś czarnulka, z dużymi cyckami robi mi loda. Marzyłem o tym, aby słodko dławiła się moim kutasem. Uwielbiałem dominacje, a dziewczyny same, dobrowolnie mi się oddawały. Miałem pieniądze, wygląd, klasę, dzięki temu każda na mnie leciała. Rządziłem w Londynie, wszyscy o tym wiedzieli, więc tylko głupi miał odwagę stanąć mi na drodze.
Chciałem poczuć się wolny, zapomnieć o wszystkim, co mnie wkurwiało. Moje myśli były chaotyczne, nie potrafiłem się skupić na niczym konkretnym. Zatopiłem się w tych rozmyślaniach, aż nagle, nie zauważyłem, że wchodząc w hol szpitala, wpadłem na kogoś.
– Kurwa, co jest?! – Wykrzyczałem w myślach, a następnie zszedłem na ziemię. Dobrze, że chociaż napój nie był gorący.
– Przepraszam, nie zauważyłam pana – powiedziała dziewczyna, lekkim speszonym głosem.
Spojrzałem na nią z góry wkurwiony. Jeszcze tego brakowało, by idiotka zniszczyła mój drogi garnitur.
– Co mi z twoich przeprosin?! Czy wiesz, ile kosztuje ten garnitur? – wycedziłem przez zęby z chęcią mordu. – Czyszczenie, też mi coś – prychnąłem.
Nie lubiłem takich prostaczek. Jedyne co potrafiły to wykrzykiwać sobie frustracje, do niczego innego się nie nadawały. No może do jednej rzeczy. Gdybym był z nią w innym miejscu, to bym kazał jej uklęknąć, a następnie musiałaby odbyć karę.
— Ja... przepraszam — wyszeptała, przerażonym tonem.
Wyglądała niewinnie, ale ja wiedziałem swoje. Takie jak one tylko udają niewiniątka, a tak naprawdę to harpie bez skrupułów. Z takimi dyletantkami miałem styczność już nie raz. Wiem, do czego są zdolne.
– To zdecydowanie za mało, pani... — czekałem, aż się przedstawi. Trzeba wiedzieć, kim są nasi wrogowie.
– Ja, ja...nie miałam pojęcia, że on jest taki drogi – wydukała zawstydzona. Dziewczyna nie podała swojego nazwiska, ale miałem swoje sposoby, by się dowiedzieć, kim ona jest.
W sumie to, czego mogłem się po kimś takim jak ona spodziewać. Owszem, była ładna, nawet bardzo. Spod rozpiętego płaszcza widać było, że figurę też miała niczego sobie, ale jej ciuchy. Zmierzyłem dziewczynę wzrokiem, naprawdę wyglądała jak wieśniaczka. Ani stylu, ale dobrego gustu. W ubrania chyba zaopatrywała się w jakimś sklepie, o których się słyszy, że wcześniej były noszone przez kogoś innego. Jak w ogóle można nosić ciuchy po kimś innym. Nigdy tego nie zrozumiem. To jest poniżej godności człowieka.
Winnych okolicznościach nawet bym się nią zainteresował. Jednorazowy numerek z tą szatynką mógłby być całkiem niezły.
– Tak myślałem, nie dość, że jesteś ślamazarą, to jeszcze nie jesteś obeznaną w modzie. Nic dziwnego, że nie wiesz, ile kosztuje ten garnitur, bo twoje ciuchy są pewnie po babci – zadrwiłem.
Byłem zadowolony z siebie, że trochę ją uprzykrzyłem, ale gdy ta lalunia uderzyła mnie w twarz, miałem ochotę ją sponiewierać. Powstrzymywałem się, ale tylko dlatego, że byliśmy w miejscu publicznym, a ostatnio portale pisarskie dawały mi mocno popalić.
Patrzyłem w te aroganckie oczy i zastanawiałem się, jak ona kurwa śmiała mi coś takiego zrobić.
– Za kogo ty się do cholery uważasz?! – krzyknęła. – Nie masz prawa nikogo poniżać, bo nie jesteś panem tego świata. Marna kreatura bogacza, który nie potrafi zachować się wśród ludzi. Zwykły, nieokrzesany dzikus!
– Słuchaj mnie uważnie – powiedziałem cicho, by nie wzbudzać wśród przechodzących ludzi niepotrzebnego zainteresowania. – Popamiętasz mnie dziewczyno do takiego stopnia, że będziesz żałować, że mnie spotkałaś – ostrzegłem.
– Niechcący wylałam tę kawę, więc nie masz prawa mnie szantażować – broniła się, jakby mnie to interesowało.
– Panno Karth, czy wszystko w porządku? – usłyszałem głos Colemana.
Odwróciłem się i zobaczyłem znajomą twarz. Na widok Oliviera uśmiechnąłem się pod nosem.
Mam cię dziewczynko. Szach mat.
Byłem zadowolony, że tak szybko zdobyłem jej nazwisko. Wiedziałem, że niedługo poznam także jej imię.
Okazało się, że ta niezdara zostawiła nawet telefon w gabinecie Oliviera, ale czego innego można było się spodziewać po kimś tak nieokrzesanym, jak ona. Do tego, to jej zażenowanie. Śmiać mi się chciało.
– Baris czekam w gabinecie – rzekł Olivier, gdy mnie spostrzegł.
Skinąłem lekarzowi głową, że zaraz przyjdę. Przyjaciel rodziny zmierzył mnie wzrokiem, a potem zniknął z pola widzenia.
– A pan nie ma nic do roboty? Czy po prostu zatrudnili pana tutaj za słupa?
Przebrzydła dziewczyna odezwała się, na co przewróciłem oczami. Miałem już po dziurki w nosie tej rozmowy. Ta krzykaczka, zamiast korzyć się przede mną i błagać mnie o wybaczenie, to fikała dalej. Chyba nie miała pojęcia, jaki popełniła błąd. Czas, bym jej to uświadomił.
– Myślisz, że jesteś taka cwana? - parsknąłem śmiechem na jej próbę dogryzienia mi.
– Cwana? Ja przynajmniej nie marnuję czasu na udawanie, że coś robię – skrzyżowała ręce na piersi. - Może, gdyby się pan bardziej postarał, to nie musiałby tutaj stać i udawać ważniaka.
Słowo daję, mała miała pazurki, przez chwilę zastanowiłem się, czy w łóżku też była taka ostra.
– Dokąd się wybierasz? – zastąpiłem jej drogę. – Myślałaś, że tak łatwo cię wypuszczę? Jeszcze z tobą nie skończyłem – oznajmiłem groźnym tonem, a następnie przytrzymałem ją za łokieć, po to, aby mi nie uciekła.
– Ja z tobą tak, nie mam ci nic więcej do powiedzenia – odpowiedziała, próbując się wyrwać.
– Słuchaj bezczelna dziewucho, jak mówię, że nie skończyłem, to słuchasz! To ja decyduję, kiedy możesz wyjść! – warknąłem. Moja cierpliwość się wyczerpała. Byłem już na maksa wyprowadzony z równowagi.
– Kim ty niby jesteś, żeby mi mówić, co mam robić? Spadaj koleś, swoje frustracje wyładuj sobie gdzie indziej! Gbur !
Miarka się przebrała. Nie pozwolę, by ta dziewucha mnie obrażała i poniżała. Z Barisem Hardingiem się nie zadziera i ona musiała o tym wiedzieć. Miałem ochotę ją wyszarpać, a następnie zaciągnąć do łazienki, po to, aby odbyła swoją karę, ale jak na złość zadzwonił telefon z firmy, musiałem odebrać, a wtedy szatynka wystawiła środkowy palec i udała się w stronę wyjścia. Odebrałem połączenie od asystentki i przypatrywałem się, jak dziewczyna wychodzi z budynku. W myślach powtarzałem sobie: Zemsta będzie słodka panno Khart.
*****
Wszedłem do gabinetu. Oliviera jeszcze nie było, więc skierowałem wzrok na ojca. Siwy staruszek siedział na kozetce i wydawał się zadowolony z mojego przyjazdu. Radość ojca była dziwnie podejrzana. Był aż nadto podekscytowany, dlatego włączyła mi się lampka kontrolna w głowie. Skoro tacie tak bardzo zależało, żebym się zjawił tutaj, to musiał mieć jakiś plan.
Ciekawe co ten staruszek wymyślił. Na pewno nic mądrego..
– Dobry wieczór, Baris, cieszę się, że przyjechałeś – odparł tata z lekkim uśmiechem. Gdy spojrzał na mój garnitur, nieco się zdziwił. – Co ci się stało? – sarknął.
Pomyślałem o dziewczynie z korytarza i ze złości zacisnąłem pięści. Złość jeszcze ze mnie nie uszła. Miałem ochotę odnaleźć ją już teraz i pokazać, że zadarła z niewłaściwym człowiekiem.
– Jakaś rozhisteryzowana wariatka na mnie wpadła w holu i wylała na mnie kawę. – odpowiedziałem oburzony – Takie jak one powinny mieć zakaz chodzenia – ciągnąłem
swój wywód.
– Baris, uspokój się, to jest szpital, ludzie tutaj zwykle są poddenerwowani, na pewno nie chciała, to był po prostu nieszczęśliwy wypadek – odparł ojciec, próbując mnie uspokoić.
Ojciec był dobrym człowiekiem. Czasami miałem wrażenie, że aż za bardzo. Zawsze każdego potrafił w jakiś sposób usprawiedliwić. Każdego, tylko nie mnie. Dla mnie był zawsze surowy.
– Po śmierci Rebeki okazało się, że dziecko nie było moje, to i tak próbowałeś usprawiedliwić moją zmarłą narzeczoną. Twoja gadka typu, wiesz, ona cię naprawdę kochała, może gdzieś tam zbłądziła i tego typu bzdety. Zawsze widzisz w każdym dobro. Kiedy dotrze do ciebie, że ludzie są źli?
– Synu nie dramatyzuj. Każdy czasami zbłądzi. Nie można w każdym doszukiwać się tylko złego.
– Jasne – prychnąłem.
Przez miesiące żyłem w rozpaczy po stracie narzeczonej i nienarodzonego dziecka. Jak się okazało, nie mojego, a jej kolegi z pracy, dlaczego mimo wszystko chciała zostać moją żoną? Mogłem się jedynie domyślać, że chodziło jej o luksus, w jakim by żyła wiążąc się ze mną. Ta sytuacja nauczyła mnie jednego. Nie ufać kobietom. Fajnie jest się z nimi zabawić, ale to wszystko, na co mogą liczyć z mojej strony. Wtedy postanowiłem, że żadna kobieta już nigdy nie zawróci mi głowie.
– Za to ty jak zawsze wszystkich usprawiedliwiasz – powiedziałem, wytykając mu palcem, a wtedy wszedł do sali lekarz, który jak to stwierdził ojciec, musiał na chwilę wyjść.
– Witaj, Baris ponownie – przywitał się mężczyzna.
– Olivier, co z nim? – zapytałem, wskazując głową na tatę.
W ostatnim czasie skarżył się na serce i czasami zdarzyło mu się w pracy zasłabnąć. Byłem tak bardzo skoncentrowany na pracy, że nie przywiązywałem do tego zbytniej wagi, ale może faktycznie mu coś dolegało. Kurczę zrobiło mi się głupio. Powinienem wykazać większe zainteresowanie. To w końcu mój ojciec.
– Badania kontrolne są w porządku, niech tylko unika stresu – odpowiedział medyk.
Ojciec nagle dostał telefon i wyszedł z gabinetu, by porozmawiać. Prawdopodobnie dzwoniła mama. Gdyby staruszek nie odebrał, to zapewne przez tydzień, by mu suszyła głowę.
Usiadłem na wolnym miejscu, a następnie spojrzałem na Colemana. Czasami nie dowierzałem, że taki człowiek jak on wybrał medycynę.
– Jeszcze niedawno w liceum razem imprezowaliśmy i wyrwaliśmy laski.
– A teraz wszystko się zmieniło. Jesteśmy dorośli.
Kiedy zamierzałem się odezwać, Olivier przyjrzał mi się dokładnie, jakby nad czymś się zastanawiał. Wzbudziło to moje lekkie podejrzenie i przypomniałem sobie, że chciałem wypytać go o pannę Khart.
– Baris, pozwól, że zapytam cię o coś – powiedział z pytającym wyrazem twarzy.
– Mów – odparłem zaintrygowany.
Oliwier westchnął tak, jakby ten temat był trudny dla niego. Przeszło mi przez myśl, że może jakaś laska zawróciła mu w głowie. Zresztą on nigdy nie potrafił zagadać na tyle, by kogoś bez zobowiązań przelecieć. A może ta niezdarna dziewczyna mu się spodobała? W sumie to było na czym zawiesić oko.
– Co się stało w holu? – zapytał zaniepokojony – Widziałem, jak panna Jamie była zdenerwowana.
– Wpadła ci ona w oko, że się tak o nią wypytujesz? - zapytałem rozbawiony, ale gdy dostrzegłem, że Olivier na nią leciał, spoważniałem.
On ewidentnie na nią leciał i nie bardzo się mi to podobało. Doktor na myśl o dziewczynie uśmiechnął się pod nosem i zrobił maślane oczy.
– Nawet bardzo, ale klauzura mówi, że nie możemy się umawiać z pacjentkami albo z kimś, kogo aktualnie leczymy i niestety muszę odpuścić, a szkoda, bo Jamie Khart byłaby idealną kandydatką na żonę – westchnął.
– Wewnętrzne przepisy. Jakiś idiota je wymyślił – prychnąłem.
– Być może, ale nie mam na to wpływu. – mruknął pod nosem. – Powiedz lepiej, co się tam wydarzyło – zapytał z zaciekawieniem.
– A nic takiego. Nie patrzyła, gdzie idzie i wylała na mnie kawę – mówiąc to, wskazałem na garnitur.
– Rozumiem, ale wszytko jest okej? – drążył dalej przyjaciel.
– Tak, w porządku, poza tym, że ubiór jest do wyrzucenia. A powiedz mi, kim jest ta dziewczyna od kawy? – zapytałem, nie dając po sobie poznać, że jestem sfrustrowany.
Olivier nieświadomie podsunął mi pomysł. Mój plan będzie idealny, rozmyślałem po cichu. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, co nie uszło uwadze doktorka.
– Co, spodobała ci się? – zapytał rozbawiony Coleman.
– Zwariowałeś? Pytam, bo wpadł mi do głowy idealny plan jak się zemścić na niej za zniszczenie garnituru.
– Wiesz, że traktuje cię jak brata, ale w tej kwestii cię nie popieram.
– Kurwa Olivier, daj spokój. Co cię obchodzi ta dziewucha.
– Mnie nie obchodzi, ale ciebie ewidentnie tak. Przyznaj, że wpadła ci w oko, jest bardzo atrakcyjna – mówił, nabijając się ze mnie
– Nie żartuj – prychnąłem. - Chcę, tylko by zapłaciła za upokorzenie mnie. Ta wariatka uderzyła mnie w twarz. Dajesz wiarę? Zadarcie ze mną nie ujdzie jej na sucho – odparłem.
– Oj Baris, Baris, kiedyś się sparzysz. - pokręcił głową. - Daj tej dziewczynie spokój. Ma wystarczająco dużo kłopotów. Wystarczy, że jej ojciec jest ciężko chory, a jeszcze ty chcesz jej dokładać zmartwień. Odpuść – Pouczał mnie, ale ja nie zamierzałem słuchać jego rad.
Chory ojciec, drogie leczenie. Już cię mam, panno Jamie Karth .
Po chwili w gabinecie ponownie zjawił się ojciec. Sięgnął po swoją marynarkę, którą zostawił na kozetce, nałożył ją na siebie, a następnie schował do jednej z kieszeni telefon.
Lekarz przekazał nam wytyczne o tym, jak senior powinien unikać stresu, wypisał receptę, pożegnaliśmy się i wyszliśmy ze szpitala. Nie do końca byłem zadowolony z rozmowy z Olivierem. Co prawda znałem już tożsamość dziewczyny, ale byłbym zadowolony, gdybym uzyskał więcej informacji na jej temat. Niestety Coleman zasłaniał się przepisami rodo.
Odwiozłem ojca do domu i chciałem jak najszybciej się ulotnić.
Pragnąłem pójść do klubu, zadowolić się, a potem zadzwonić do Gregory'ego, żeby dowiedzieć się więcej o Jamie Khart.
– Wejdź ze mną do domu, musimy poważnie porozmawiać – powiedział ojciec, gdy odpinał pasy. Surowy ton sugerował, że to coś poważnego.
Weszliśmy do domu. Przy wejściu przywitała nas matka. Na jej twarzy malowało się zatroskanie, a w niebieskich tęczówkach tliło się zmartwienie.
Moja wspaniała rodzicielka zawsze troskliwa i pełna obaw o naszą rodzinę. Jej ciepły głos niósł ukojenie i poczucie bezpieczeństwa. W każdej sytuacji potrafiła znaleźć odpowiednie słowa, by uspokoić i dodać otuchy.
– Richard wszystko w porządku? - spytała z niepokojem.
Ojciec jednak machnął ręką, jakby chciał bagatelizować sytuację.
– Baris, prosto do mojego biura – rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Weszliśmy do gabinetu. Do moich nozdrzy doszedł zapach książek, drewna, kurzu i świerku. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem, że od mojego ostatniego pobytu, sporo się tutaj zmieniło. Miałem wrażenie, że trafiłem do zupełnie innego świata. Zamiast małych regałów z książkami, pojawiło się ogromne, dwupoziomowe pomieszczenie. Zapewne z mojej sypialni zrobili jedno, duże piętro. Zafascynowany szedłem w głąb pokoju. Na regałach ze świerkowego drewna od podłogi, aż po sam sufit, zostały starannie ułożone książki. Wśród nich dostrzegłem nawet sporą ich ilość z biblioteczki po nieżyjącym dziadku.
Ogarnęło mnie uczucie nostalgii. Zatęskniłem za tym domem pełnym ciepła i miłości, a gdy na jednej z półek zobaczyłem „Madonnę w futrze" Ali Sabahattiniego, coś we mnie pękło.
– Podziwiać będziesz później, teraz chodź tutaj i słuchaj, co mam ci do powiedzenia – warknął ojciec.
Podszedłem do biurka i usiadłem naprzeciwko Richarda. Mężczyzna siedział w swoim skórzanym fotelu. Już wiedziałem, że ta rozmowa mi się nie spodoba. Zniecierpliwiony spojrzałem na ojca, on zamiast przejść od razu do rzeczy, milczał. Nienawidziłem tego, jak ktoś marnował mój cenny czas. Zdecydowanie wolałem, jak ktoś mówił prosto z mostu, o co chodzi. Po chwili irytacja zaczęła dawać o sobie znać, dlatego postanowiłem przerwać tę niezręczną ciszę.
– Więc tato, co to jest za pilna sprawa, która nie może poczekać do rana? – zapytałem wkurzony.
Ojciec westchnął groźnie. Nerwowo wstał, z biurka wziął gazetę i rzucił we mnie.
– To – warknął.
Wziąłem do ręki pismo i od niechcenia zerknąłem. Na całej pierwszej stronie widniały zdjęcia, przedstawiające mnie w towarzystwie kobiet z klubu. Były na nich roznegliżowane laleczki, które ocierały się o mnie swoimi krągłościami, a jedna nawet ssała mi kutasa.
Wiedziałem, że miałem przechlapane. Mój nieskazitelny wizerunek został zachwiany, ale nie mogłem nic na to poradzić, że kobiety same pchały mi się do łóżka, gotowe zrobić wszystko, by mnie zadowolić.
– Czy rozumiesz powagę sytuacji? Mam nadzieję, że tak – powiedział chłodno ojciec. – Wizerunek firmy został mocno nadszarpnięty, bo nie potrafisz trzymać swojego kutasa w spodniach – kontynuował wyraźnie wkurzony.
– Tato..
– Nasi specjaliści od PR już się tym zajmują, ale tym razem to nie wystarczy – wszedł mi w słowo.
Denerwowałem się, ale nie chciałem dać poznać po sobie, że ta sytuacja mną ruszyła. W głowie zacząłem obmyślać plan, jak z tego wybrnąć, ale postanowiłem się nie odzywać, by jeszcze bardziej nie denerwować staruszka. Ponadto byłem ciekawy, co on wymyślił.
Ojciec spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. Widać w nich było determinację.
– Zarząd firmy jest bardzo zaniepokojony twoimi wybrykami. Najpierw bójka w klubie nocnym, nadużywanie alkoholu, a teraz orgie. Wstyd mi za ciebie – powiedział, wskazując na leżące przed nami czasopismo.
– Tato... – zacząłem, ale kolejny raz mi przerwał.
Chciałem się jakoś wybronić, załagodzić sytuację, że to się już więcej nie powtórzy, ale senior nie dał mi dojść do słowa.
– Zamilcz i mnie posłuchaj! – krzyknął, po czym wstał i zaczął się przechadzać obok mnie. Chodził wtem i z powrotem. Robił kółka, które mnie wkurwiały.
– Rozumiem, że jesteś zdenerwowany, ale przecież nasi ludzie jakoś to załatwią – próbowałem załagodzić sytuację.
– Cisza! Nie tym razem, Baris. Zarząd jest wściekły. Postawili ultimatum. Jeśli nie spełnisz ich oczekiwań, zostaniesz usunięty nie tylko z funkcji prezesa, ale również z zarządu i firmy – oznajmił poważnym tonem, stając za mną, aż podskoczyłem na siedzeniu.
– Chyba żartujesz? Przez jakieś głupie zdjęcia w gazecie chcesz mnie wyrzucić z firmy!? - zerwałem się z miejsca.
W głowie się mi nie mieściło, że ojciec do takiego stopnia był dla mnie podły. Byłem jego jedynym synem, a on zawsze był taki surowy. W firmie dawałem z siebie wszystko, naprawdę byłem świetnym prezesem, dobrym pracodawcą. Umiałem świetnie analizować rynek, konsorcjum przez ostatnie trzy lata stało się międzynarodową potęgą. Stałem się biznesem rekinów. Niemożliwe dla mnie nie istniało.
– Chłopcze, tu nie chodzi tylko o te zdjęcia. Od dwóch lat przymykamy oczy na twoje wybryki, ale teraz miarka się przebrała. Nie spełniasz oczekiwań zarządu. Dobry pracownik, nie pozwoliły sobie na takie publiczne ekscesy. Tym razem się nie wywiniesz – rzekł, grożąc mi palcem.
– W porządku, zrozumiałem. Czego w takim razie ode mnie oczekujesz? – zapytałem niechętnie.
– W końcu zaczynasz słuchać. Masz trzy miesiące Baris – powiedział.
– Trzy miesiące na co? – spytałem, czując, że to mi się nie spodoba.
– Na to, by się ożenić - postawił ultimatum. - Mam nadzieję, że znajdzie się taka, która cię zechce, chociaż patrząc na te nagłówki na pierwszej stronie, nie jestem już taki pewien, ale to twój problem – powiedział, przeszywając mnie na wskroś.
Spojrzenie ojca było złowrogie i poważne. Wiedziałem, że mówił cholernie poważnie i zdania nie zmieni. Zacisnąłem dłonie w pięści, aż knykcie pobielały. W środku zaczęło się we mnie gotować, gniew narastał. Czułem, jak serce biło mi szybciej, oddech stawał się cięższy. W powietrzu unosiło się napięcie, które można było kroić nożem. Zacząłem się wiercić na swoim miejscu, aż w końcu nie wytrzymałem.
– Nie mam zamiaru się żenić i dobrze o tym wiesz! – krzyknąłem, a następnie nerwowo wstałem. Odsunąłem krzesło tak mocno, że ono przewróciło się na podłogę. Nie miałem ochoty go podnosić.
– Wydaję mi się, że nie masz wyjścia. Albo ślub i nadal zarządzasz Harding Company, albo wylatujesz – powiedział chłodnym tonem i wyszedł z biura.
Zostałem sam na sam ze swoimi myślami. Wiedziałem, że byłem w czarnej dziurze i nie miałem wyjścia. Ja nawet nie miałem dziewczyny, nie wiedziałem, z kim to niby miałbym się ożenić. Przecież nie poślubiłbym żadnej z tych dziewczyn, z którymi spałem, bo wszystkie tylko były łase na moją kasę, pozycję oraz rozgłos, który się wiązał z noszeniem mojego nazwiska.
– Kurwa! – rzuciłem, zrzucając na ziemię gazetę z moim zdjęciem z klubu. Byłem wściekły. Wsiadłem do auta i z piskiem opon ruszyłem, mijając miejsce, w którym zrobiono te pieprzone zdjęcia. W głowie miałem tylko jedno – dowiedzieć się, kto za tym stoi.
Kilka minut później byłem w swoim apartamencie. Rzuciłem płaszcz i krawat, które zaczęły mnie dusić. Gniew mnie rozsadzał, musiałem coś z tym zrobić. W przypływie złości rozwaliłem kilka figurek na regale, ale to nie wystarczyło. Zjechałem do swojej prywatnej siłowni. Dwugodzinny trening pozwolił mi choć trochę się oczyścić.
Po prysznicu i szybkim drinku usiadłem w biurze, zastanawiając się nad sytuacją. Wiedziałem, że ojciec nie odpuści, ale jeśli miałem się żenić, to musiała to być odpowiednia kobieta. Wtedy przypomniałem sobie pannę Khart.
Uśmiechnąłem się diabelsko i sięgnąłem po telefon. Plan zaczął się klarować.
– Dzień...dzień dobry szefie, co...
– Gregory, dowiedz się wszystkiego o pannie Jamie Khart. Chcę wiedzieć, gdzie pracuje, gdzie mieszka, z kim się przyjaźni, kim są jej rodzice. Wszystko. Z informacji, które udało mi się uzyskać, to jej ojciec jest w miejskim szpitalu, miał wylew. Jego lekarzem jest Olivier Coleman.
– Już się robi szefie, ale chwila..
– Co? - warknąłem zirytowany.
Odczekałem kilka sekund, ale cisza zaczęła doprowadzać mnie do szału. Słowo daję, czasami nie miałem już do niego cierpliwości. Gdyby nie to, że był genialnym informatykiem, to dawno, bym go zwolnił.
– Gregory...halo jesteś tam?
– Jestem szefie, oczywiście, że jestem – dukał jak zwykle. Wkurwiało mnie jego zachowanie, ale musiałem wytrzymać i załatwić z nim to, po co zadzwoniłem.
– Wiesz, co masz teraz robić, więc czemu jeszcze nie słyszę stukania klawiatury?
– Tak, ale coś mi się przypomniało – odezwał się znowu z tymi swoimi domysłami Banks.
– No wyduś to w końcu z siebie! – podniosłem głos. Przez tego idiotę byłem na skraju załamania psychicznego. Naprawdę nie wierzyłem, jak można być tak irytującym człowiekiem? Nie dość, że wkurza, to jeszcze nie bierze do siebie żadnej krytyki.
– No, bo dzisiaj była jedna taka dziewczyna na rozmowę o pracę...
– Co to ma do rzeczy? – Zapytałem zniecierpliwiony.
– Ta dziewczyna nazywa się właśnie Jamie Khart. Chwila, zajrzę w jej kartotekę – ze słuchawki dobiegły mnie odgłosy stukającej klawiatury. Byłem zadowolony, że za chwilę będę znał życiorys dziewczyny.
Minuty mijały, a ja krążyłem zniecierpliwiony po swoim biurze. W oczekiwaniu podszedłem do barku i nalałem sobie kolejnego drinka.
Chciałem jak najszybciej zrealizować swój plan, a zarazem zobaczyć minę ojca.
– Długo jeszcze? – warknąłem.
– Już mam. Według zdjęć Jamie Khart jest szatynką. W dokumentach udzielono wiele informacji. Między innymi ma sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, dwadzieścia osiem lat, piwne oczy.. Ukończyła z wyróżnieniem Harvard, piastowała w firmie w Stanach kierownicze stanowisko. Rzadko choruje, przeprowadziła się z Seattle. W Londynie pracowała jako sprzedawczyni w sklepie z zabawkami. Jej mama zmarła, ma tylko ojca.
Przed oczami miałem już życiorys kobiety. Harvard, kierownicze stanowisko robiły wrażenie, ale skąd się wzięła ta praca w sklepie? To było dziwne, ale nie obchodziło mnie to. Byłem gotów na to, aby zemścić się na Jamie.
– Świetna robota, dzięki. – Odparłem. Gregory chciał się już rozłączyć, a gdy zacząłem kontynuować rozmowę, cicho westchnął. – Przekaż Claire, by do mnie niezwłocznie zadzwoniła. Przekaż jej, że chodzi o pannę Khart– odparłem, i nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się zadowolony.
Opis dziewczyny idealnie pasował do tej napotkanej w szpitalu. Byłem szczęśliwy, że los jak zawsze, mi sprzyjał. Okazało się, że panna Jamie, nie tylko była głupia, ale i bezczelna. Każdy chciał tutaj pracować, ona zaś wyszła sobie bez słowa wyjaśnienia. Po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że to musiało mieć jednak związek z jej pobytem w szpitalu. Z tego, co mi powiedział Olivier, zrozumiałem, że jej ojciec miał rozległy wylew, a leczenie zapewne będzie bardzo kosztowne.
Z kim ja pracowałem? Minęła godzina, a dotąd asystentka nie oddzwoniła, dotąd jeszcze nie odbierała telefonu. Z takimi niekompetentnymi ludźmi się nie da pracować. Brak profesjonalizmu jest nie do zaakceptowania. Wkurzony po raz kolejny tego dnia opuściłem gabinet i poszedłem do sypialni. Sprawdziłem jeszcze skrzynkę mailową i położyłem się spać.
Następnego ranka szykowałem się do firmy, zadzwonił mój telefon. To była moja asystentka.
– Dzień dobry, Claire. Potrafisz jednak wykonać telefon – odezwałem się chłodno. W słuchawce zapadła głucha cisza.
– Odebrało ci mowę czy jak? – zadrwiłem. – Możesz mi wyjaśnić, dlaczego wczoraj nie zadzwoniłaś ani nie odbierałaś? Czyżbyś lekceważyła swoją pracę?
– Nie było mnie wczoraj w biurze. – odparła.
– Co to znaczy, że nie było cię w biurze? – Zdziwiłem się tą odpowiedzią.
– Myślałam, że skoro pana już nie będzie w firmie, to ja też mogę iść do domu – powiedziała niepewnym głosem.
– Jaja sobie robisz?! Pozwoliłem ci wcześniej wyjść z pracy?! - warknąłem. Czułem, jak złość ogarnęła moje ciało. Zacisnąłem szczęki i przymknąłem na chwilę oczy. Musiałem się uspokoić.
– Przepraszam – mamrotała, ale nic mi z jej przeprosin nie było. To jak się zachowała, podważało jej kompetencje na stanowisko asystentki, musiałem poważnie się zastanowić czy nadawała się jeszcze do tej pracy.
– Dzwoni panna Karth, Gregory prosił, by poinformować, gdyby się odezwała.
Humor mi się poprawił. Byłem ciekawy, jaką bajeczkę wymyśliła. Takie jak ona z uczciwością mają niewiele wspólnego, są zwykłymi ignorantami.
– Ach tak, panna Jamie – zamyśliłem się. Co powiedziała?
– Przepraszała za wczoraj i pytała, czy ma jeszcze szansę na tę pracę – oznajmiła.
– Jesteś z nią na linii?
– Tak, gdy zadzwoniła, poprosiłam, by poczekała, a do pana dzwonię z drugiego telefonu – powiedziała zadowolona z siebie.
– Dobrze, Clarie, powiedz, że spotkam się z nią osobiście o dziesiątej czterdzieści. Radzę, by się nie spóźniła.
– Dobrze, do zobaczenia w biurze panie Harding.
Rozłączyłem się, a w głowie od razu miałem plan. Mogłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Z tą myślą ruszyłem zadowolony do biura.
Szybko zajechałem samochodem pod firmę. Zaparkowałem na swoim miejscu, wysiadłem z auta i energicznym krokiem wszedłem do budynku. Stukot moich butów odbijał się echem od ścian korytarza. Zmierzałem w kierunku windy i rozglądałem się dookoła. Pracownicy siedzieli już przy swoich stanowiskach pochłonięci swoimi codziennymi obowiązkami. W Harding Company panowała atmosfera skupienia i profesjonalizmu. Każdy z pracowników był jak trybik w dobrze naoliwionej maszynie. Miał swoje zadania i obowiązki, które wykonywał z pełnym zaangażowaniem. Jeśli ktoś nie potrafił się dostosować, nie było tutaj dla niego miejsca. Do zespołu byli wybierani tylko najlepsi kandydaci, co przekładało się na to, że miałem zgrany zespół, który dążył do wspólnego celu, czyli do sukcesu firmy.
Wsiadłem do windy i nacisnąłem przycisk na dwudzieste piętro. Podczas tej podróży myślałem o tym, jak zareaguje Jamie. Nie mogłem się doczekać, kiedy zobaczę jej minę. Ciekawy byłem jej reakcji. Kiedy wysiadłem, od razu skierowałem się do swojego biura.
Po drodze zobaczyłem swoją asystentkę. Kobieta stała przy biurku, prawdopodobnie czekała na mnie. Miała wyraźnym niepokój na twarzy, doskonale wiedziała, że jej wczorajsze zachowanie było karygodne, ale jak dotąd nie sprawiała problemów.
– Dzień dobry panie prezesie – Przywitała się cichym głosem. Była wystraszona, zdradzały ją nerwowe stąpanie z nogi na nogę, a pocieranie dłoni o spodnie, wyglądało komicznie.
– Do mojego biura, teraz – oznajmiłem władczo.
Wszedłem do gabinetu. Sekretarka podążyła za mną. Ze strachu zamknęła drzwi. Stała koło wyjścia i czekała w ciszy na to, co miałem jej do powiedzenia, ale ja nie zamierzałem przechodzić od razu do rzeczy. Pragnąłem potrzymać ją trochę w niepewności.
Zignorowałem jej obecność. Pewnym krokiem podszedłem do biurka, otworzyłem laptopa, przyciskiem i włączyłem zasilanie. Po chwili na ekranie pojawił się napis „Baris Harding", więc wygodnie rozsiadłem się na krześle i z irytacją spojrzałem na swoją pracownicę. Drobna brunetka patrzyła niepewnie na mnie. Jej ciemne oczy wyrażały strach i zdenerwowanie.
– Powiedz mi, czy ty masz jakieś specjalne przywileje w pracy? – zapytałem.
– Nie proszę pana – odparła ze spuszczoną głową.
– To dlaczego wychodzisz bez uprzedzenia? Od kiedy to sama decydujesz, kiedy to twoja praca dobiega końca? – zapytałem.
Asystentka lekko się zmieszała, widać było, że nie spodziewała się takiego zapytania. Jej twarz przybrała lekko zaróżowiony odcień, a oczy zaczęły błądzić po pomieszczeniu.
– Przepraszam, to się więcej nie powtórzy – wydukała z trudem.
– Mam nadzieję, bo następnym razem twoje przeprosiny nie wystarczą. Teraz skończy się na mniejszej wypłacie, ale jeśli taka sytuacja powtórzy się ponownie, to nie będziesz miała czego szukać w tej firmie. Zrozumiałaś? - zapytałem groźnie.
– Tak proszę pana – odpowiedziała z trudem.
– W takim razie ustalone. Jak przyjdzie panna Khart na rozmowę, przyprowadź ją do mnie. A teraz idź, nie mam czasu na pogaduchy.
Uruchomiłem laptopa i zająłem się przeglądaniem porannej gazety biznesowej. W pewnym momencie rozległo się pukanie.
– Wejdź – warknąłem.
W drzwiach pojawiła się znowu moja asystentka. Czyżby nadszedł czas konfrontacji z dziewczya, pomyślałem podekscytowany.
– Panie prezesie, panna Jamie Karth właśnie przyszła.
– Niech wejdzie za pięć minut. – Wydałem polecenie. Moja pracownica kiwnęła głową, a następnie wyszła.
Wstałem i podszedłem do okna. Celowo stanąłem w takim miejscu, żeby promienie słoneczne oślepiały pannę Jamie. Chciałem, aby nie wiedziała, z kim rozmawia. Miałem zamiar na początku naszej rozmowy dowiedzieć się, jakie znajdzie usprawiedliwienie na ucieczkę z rozmowy o pracę. Spoglądnąłem na panoramę Londynu, miasta, w którym rządziłem.
Z mojego biura na najwyższym piętrze wieżowca rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok na miasto. W oddali widać było majestatyczny Tower Bridge, który dumnie przerzucał się nad Tamizą. Po drugiej stronie rzeki wznosiły się nowoczesne drapacze chmur, w tym charakterystyczny The Shard, który zdawał się sięgać nieba. Był on najwyższym budynkiem w Londynie, a jego szklana piramida prezentowała się imponująco, wręcz majestatycznie. Podziwiając widoki, czułem się dumny z tego, co udało mi się osiągnąć. Wydawało mi się, że byłem odpowiednią osobą, w odpowiednim miejscu. Miałem wszystko, pieniądze, wolność. Do szczęścia brakowało tylko udawanego ślubu. Trzy lata szybko przelecą, a wtedy wrócę do starego życia.
Czas na zemstę na małej suce. Niepotrzebnie wymierzała mi policzek, będę bezlitosny, zobaczy, na co mnie stać. Z Barisem Hardingiem się nie zadziera.
Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi.
– Proszę wejść – oznajmiłem.
Drzwi się powoli otworzyły, a potem cicho zamknęły. Nasłuchiwałem dźwięków stukotu obcasów. Kobieta weszła do środka pewnym krokiem. W odbiciu w szybie doskonale
widziałem Jamie sylwetkę. Rozejrzała się po pomieszczeniu, a następnie podeszła do biurka, przy którym mnie nie było. Stała z wysoko uniesioną głową czekając na mój ruch.
– Dzień dobry – powiedziała opanowanym głosem. Rozejrzała się ponownie, a następnie skupiła wzrok na panoramie miasta.
– Dzień dobry – odpowiedziałem, zupełnie innym tonem, niż zazwyczaj. – Proszę usiąść. Ja tutaj jeszcze chwilę postoję, uwielbiam widok panoramy Londynu – Dodałem z nutą drwiny. Kobieta w milczeniu usiadła, więc postanowiłem dokończyć wypowiedź.
– Miasto jest wielkie, pełne możliwości. Żyje tutaj mnóstwo ludzi, a niektórzy z nich to nawet nie wiedzą, kiedy milczeć, kiedy działać, a kiedy uciekać z rozmowy o pracę. Fascynujące, prawda?
Kobieta zaczęła się wiercić na siedzeniu, a po chwili odwróciła głowę w przeciwną stronę. Po krótkiej chwili jednak spojrzała ponownie w miejsce, gdzie stałem.
– Ja wiem, że postąpiłam źle. To było nieprofesjonalne z mojej strony – odparła opanowana.
– Dobrze, że zdaje sobie pani z tego sprawę, tylko nie rozumiem, dlaczego tak pani postąpiła. Co mogło być takiego ważnego, że wybiega się bez słowa?
– Naprawdę jest mi przykro za moje wczorajsze zachowanie. W trakcie rozmowy o pracę dostałam telefon ze szpitala, że mój tata miał wylew. Spanikowałam i wybiegłam w pośpiechu – odpowiedziała łamiącym się głosem.
Po tonie jej głosu można było odczuć, że rozmowa na ten temat sprawia jej trudności. Na chwilę zapadła cisza, ale po chwili odezwałem się ponownie. Jeśli myślała, że z tego powodu jej odpuszczę, to była w błędzie.
– Przykro mi z powodu ojca, ale nadal twierdze, że to nie był powód, aby tak uciekać. Wystarczyło powiedzieć kierownikowi o sytuacji – męczyłem ja dalej.
– Zdaje sobie z tego sprawę. Pokierowały mną emocje, przepraszam.
Prychnąłem pod nosem. – Mam rozumieć, że kierujesz się zazwyczaj emocjami, a nie racjonalnym myśleniem? Ciekawa strategia – zakpiłem.
– Co? Nie, oczywiście, że nie. To była wyjątkowa sytuacja. – Kobieta próbowała mnie przekonywać, ale byłem uparty. Zadawałem jeszcze więcej pytań, takich trudnych, chciałem ją złamać, ale o dziwo potrafiła rzeczowo na nie odpowiadać.
Odpowiadając na zadawane przeze mnie pytania, wydawała się spokojna i opanowana. Niesamowicie mnie irytowała, miałem już jej dość. Pora odsłonić wszystkie karty.
– W takim razie mam dla pani propozycję – powiedziałem, odwracając się twarzą do niej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro