Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Jamie

Od wizyty w domu rodziców Barisa minął tydzień. Do ślubu zostało coraz mniej czasu, a ja robiłam się coraz bardziej niespokojna. Denerwowałam się nadchodzącymi wydarzeniami i stanem ojca. Miałam wyrzuty sumienia, iż leżał samotny. Powinnam być przy nim..

Gdy byliśmy w domu państwa Harding, dostałam telefon od doktora, że ojciec się wybudził. Niestety zbiórki nie udało się zebrać. Chciałam jechać niemal natychmiast do szpitala, ale lekarz wybił mi ten pomysł z głowy. Tata był w ciężkim stanie i został poddany różnym badaniom.

Nadchodził dzień, w którym miałam wybrać swoją suknię ślubną. Emily zdecydowała się mi pomóc, w sumie poza nią, nie miałam nikogo innego, a nie wyobrażałam sobie, żeby Baris mi towarzyszył. Mężczyzna chciał osobiście wybrać suknię, ale udało mi się go przekonać, że nie jest to dobry pomysł. O dziwo poszedł na ugodę. Tym gestem wzbudził moje podejrzenia i wiedziałam, że za tą decyzją kryje się coś więcej, ale miałam pojęcia co. O godzinie dziesiątej przyjechał kierowca Barisa. Wsiadłyśmy do samochodu i wskazałam adres, gdzie chciałam, by nas zawiózł. Wraz z Emily wybrałyśmy sklep z miarę tanimi sukniami ślubnymi. Nie miałam oszczędności, by kupić coś z lepszej półki. Stresowałam się myślą o wyborze sukni na ślub, którego nie chciałam.

– Jamie, nie wiem, czy mam jakieś zwidy, ale my jedziemy w zupełnie innym kierunku. To nie jest droga do sklepu, do którego mamy jechać – powiedziała, rozglądając się przez szybę auta.

Rozejrzałam się dookoła i utwierdziłam się w tym, co mówiła, Wielki pan Harding znowu coś kombinował. Nie przepuściłby takiej okazji. Miałam rację, kiedy podejrzewałam, że za jego ustępstwem, odnośnie do wyboru sukni coś się kryło.

– Przepraszam, gdzie my jedziemy? To nie jest adres, który panu podałam – powiedziałam zła do kierowcy.

– Pan Harding dał mi dokładne wytyczne, gdzie mam panienkę zawieźć. Jedziemy do butiku Justin Alexander. Obsługa jest o wszystkim poinformowana, suknie są przygotowane. – poinformował kierowca.

– Przecież to najdroższy salon w Londynie! – zawołałam przerażona.

– Spokojnie, pani narzeczony wszystko załatwił. Ma pani wybrać tę, która najbardziej pani odpowiada spośród wybranych przez niego modeli. Rachunek pójdzie na jego konto. – oznajmił, a następnie spojrzał w lustro na moją wściekłą twarz. – Panno Karth, proszę zrozumieć pana Barisa. Zdjęcia z waszego ślubu zapewne trafią do gazet, a żona pana musi go godnie prezentować – dodał grzecznie, ale dla mnie to brzmiało, jakby właśnie mnie pouczał.

Pieprzony Harding musi mieć nad wszystkim kontrolę, nawet nad tym, co założę na ślub. Dlatego tak łatwo odpuścił. Niech go szlag.

Byłam tak mocno poirytowana, że nie zauważyłam, kiedy dojechaliśmy na miejsce. Kierowca otworzył nam drzwi od samochodu i wyszłyśmy na zewnątrz. Stałyśmy naprzeciwko wytwornego butiku w jednej z najbogatszych dzielnic Londynu. Emily wyglądała na zachwyconą, a ja czułam się niekomfortowo. Nie pasowałam do tego miejsca i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do tego stylu życia.

Weszłyśmy do środka i od razu obok nas pojawiła się długonoga brunetka. Kobieta była elegancka i młoda. Zachwycała nieskazitelną urodą.

– Dzień dobry, jestem Kasandra, jak się domyślam mam przyjemność z panią Jamie Karth? – przywitała się, z uśmiechem, kobieta.

– Tak, dzień dobry, przyszłam z przyjaciółką na przymiarkę sukni. – oznajmiłam grzecznie, starając się wyglądać na pewną siebie, chociaż przepych tego miejsca mnie przytłaczał.

– W takim razie zapraszam – odpowiedziała kobieta, wskazując, byśmy udały się za nią.

Sal był ogromnych rozmiarów. Wszędzie znajdowały się wieszaki z mnóstwem sukni ślubnych. Ciepłe światło w pomieszczeniu powodowało, że wnętrze wydawało się przytulne.

Emily usiadła na kanapie, a ja poszłam do przymierzalni z ekspedientką. Kobieta zostawiła mnie w pomieszczeniu, po czym od razu wróciła z pięcioma sukniami ślubnymi.

– Pan Baris wybrał te modele. Prosił, by zdecydowała się pani na którąś z nich. – oświadczyła Kasandra, wieszając kreacje.

Suknie były piękne, aczkolwiek za bardzo pełne przepychu. Kreacje obwieszone małymi diamencikami, nie pasowały do mnie. Cztery z pięciu modeli w kształcie syreny i dużymi dekoltami, sprawiały, że czułam się nieswojo. Jedynie ostatnia miała mniejszy dekolt, mniej ozdób, od pasa w dół rozkloszowana. Ta najskromniejsza od razu przypadła mi do gustu.

Wiedziałam, sobie sprawę, że jako narzeczona Hardinga, byłam zmuszona przymierzyć wszystkie po kolei. Nawet jeżeli dokonałam już wyboru. To pewnie i tak nie miałam wyjścia. Pieprzone życie, pieprzonych bogaczy.

Oczywiście blondynce podobały się wszystkie. Im bardziej się błyszczała, tym bardziej była zachwycona. Byłyśmy swoimi przeciwieństwami. Ja wolałam skromność, ona uwielbiała przepych. Ja wolałam stroje bardziej stonowane, nieprzykuwające uwagi, moja przyjaciółka zaś uwielbiała ubraniem przykuwać uwagę, a nawet męską część populacji prowokować.

Gdy założyłam na siebie ostatnią suknię, od razu poczułam, że to jest ta. Gdyby nie rozmieszczone na całej spódnicy kryształki z diamentów byłaby idealna.

Gdy szłam, miękka i szeroka spódnica mieniła się niczym diament w świetle. Góra ściśle przylegała do mojego ciała, koronkowy rękaw kończył się tuż poniżej łokcia. Dekolt w kształcie litery v podkreślał moje piersi, nie eksponując ich tak bardzo, jak pozostałe suknie.

Gdy oznajmiłam, że wybieram właśnie tę, nie była zachwycona. To jednak ja miałam ją ubrać, więc zmiana decyzji nie wchodziła w grę. Po dwóch godzinach w końcu wyszłyśmy ze sklepu. Poprosiłam jeszcze kierowcę, aby zawiózł mnie do szpitala. Wiedziałam, że lekarz był przeciwny, ale ja musiałam go zobaczyć.

Mój tata był niezmiernie szczęśliwy, kiedy dowiedział się o moim ślubie. Ku mojemu zdziwieniu raz odwiedził go Baris. Mężczyzna oznajmił mu, że jesteśmy zaręczeni i bierzemy ślub. Zrobił to za moimi plecami.

Mój ojciec był nim zachwycony. Irytował mnie fakt, że Harding zdołał go przekupić. Nie wiem, co on w sobie takiego miał, że ludzie byli gotowi niemal padać mu do samych stóp. I to nie wiązało się tylko z tym, że się go bali, ale przede wszystkim podziwiali i szanowali. Gdyby tylko poznali jego drugie oblicze...

Oblicze, którego tak bardzo nienawidzę.

Ojciec wyglądał lepiej niż pierwszego dnia po przywiezieniu do szpitala, kiedy był nieprzytomny. Jego twarz zaczęła nabierać koloru, miał coraz mniejszy problem z mówieniem i widać było, że mój ślub bardzo go uszczęśliwił. Szkoda, że ja nie mogłam powiedzieć tego samego o sobie i musiałam przed nim udawać.

– Jamie, w szkatułce, w komodzie, w mojej sypialni, schowany jest pierścionek. Kiedyś należał on do mojej matki, a potem do twojej. Teraz chcę, by był on twój. Noś go z radością i dumą. Niech zawsze przypomina ci o tym, kim jesteś i jakimi wartościami kieruje się nasza rodzina – mówił przez łzy.

Niesamowicie wzruszył mnie tym przemówieniem, ale nie mogłam pokazać słabości.

– Tato, nie płacz, proszę. Zachowujesz się, jakby to był koniec świata – upomniałam ojca.

– Wychodzisz niedługo za mąż, Jamie – powiedział, a łzy potoczyły się po jego policzkach. – Pozwól mi płakać. Jestem taki szczęśliwy. Doktor powiedział, że dostanę przepustkę na wasz ślub i będę mógł być na ceremonii. Ten chłopak wszystko załatwił. Przetransportują mnie na miejsce, a potem z powrotem do szpitala. Płaczę ze szczęścia, że będę mógł to zobaczyć. – dodał, pociągając nosem.

– Tato, tak bardzo się cieszę. – teraz moje oczy zaszły łzami. Informacja o tym, że tata będzie na moim ślubie, dodawała mi otuchy i napełniała radością i nadzieją.

– Ja również. Będziesz miała wspaniałego męża.

Gdybyś tylko wiedział, że wychodzę za diabła, to byś zmienił zdanie.

– Cieszę się, że będziesz tam ze mną, tato. To wiele dla mnie znaczy. Zawsze wyobrażałam sobie, jak mnie prowadzisz do ołtarza ii, mimo że nie jest to teraz możliwe, to fakt, że tam będziesz, sprawia, że jestem szczęśliwa. – odpowiedziałam ze wzruszeniem. Położyłam swoją dłoń na jego i się uśmiechnęłam. Miałam nadzieję, że wkrótce wróci do zdrowia.

Przyszły mąż powiedział, że w momencie, w którym podpiszemy kontrakt, rozpocznie się jego leczenie i tak zrobił. Nie mogłam się doczekać, kiedy tata wróci do pełni zdrowia i sił. Zawsze był pełen radości i energii.

– Wyślę twój garnitur do pralni chemicznej. Będziesz najprzystojniejszym mężczyzną na moim ślubie – powiedziałam, czule całując go w czoło.

– A ja myślałem, że twój – rzekł, lekko się śmiejąc.

– Oj, tato. On też, ale zaraz po tobie. Tylko mu tego nie mów – odpowiedziałam i oboje zaczęliśmy się śmiać.

– Już wychodzisz, córeczko? – zapytał, widząc, że sięgam torebkę z krzesła. Minęły dwie godziny od mojego przyjścia do szpitala. Mimo iż nie chciałam zostawiać ojca samego, musiałam wracać.

– Mam dużo rzeczy do załatwienia w związku ze ślubem, ale do tego czasu jeszcze cię odwiedzę – rzekłam, całując go w policzek i wyszłam.

Cieszyłam się, że tata jednak będzie w tym dniu ze mną. Bez jego wsparcia i obecności nie wiem, czy bym sobie z tym poradziła.

Harding, mimo iż był diabłem, wiedział, ile dla mnie znaczy ojciec. Chociaż szczerze go nienawidziłam, to w tym momencie, byłam mu wdzięczna za to, że mój ojciec będzie uczestniczył w ślubie. Może jednak, mimo wszystko, są w nim jakieś ludzkie odruchy i mrok nie opanował do końca jego duszy.

Kolejne tygodnie szybko mijały. Tata odzyskiwał siły. Odwiedzałam go w szpitalu tak często, jak mogłam. Powoli szykowałam się do wyprowadzki z mieszkania, które dzieliłam z Emily. Czułam smutek i żal. Nie chciałam opuszczać tego miejsca. Tutaj czułam się szczęśliwa, przeżyłam wiele niezapomnianych chwil. Każdy kąt tego mieszkania przypominał mi o wspólnych śmiechach, długich rozmowach przy kawie i wieczorach spędzonych na oglądaniu filmów. Idąc naprzód, miałam wrażenie, że część mnie zostaje w tych czterech ścianach. Każdy mebel, każda dekoracja miała swoją historię, swoje wspomnienia. Nawet drobne rzeczy, jak plama na dywanie po rozlanej herbacie, stanowiły dla mnie ogromne znaczenie. To miejsce naprawdę było świadkiem moich radości i smutków, trudno było się rozstać z tym miejscem na trzy lata.

Z wielkim bólem spakowałam swoje rzeczy i nim się obejrzałam, już byłam w jednym z pokoi w posiadłości rodziców mojego przyszłego męża. Ogromna willa znajdowała się na obrzeżach Londynu. Posiadłość była pilnie strzeżoną rezydencją. Ochroniarze zapewniali nam pełną prywatność. Dzięki temu wiedziałam, że nie muszę martwić się o nieproszonych gości ani dziennikarzy.

Za chwilę miałam brać ślub, a w głowie nie mogłam uwierzyć, że czas tak szybko minął. Baris, zgodnie z obietnicą, po podpisaniu kontraktu, zajął się leczeniem ojca, dzięki niemu emeryt mógł uczestniczyć w moim ślubie, co było dla mnie ogromnym wsparciem. Choć organizacja przetransportowania ojca ze szpitala i wszystkie związane z tym koszty były ogromne, Biznesmen wywiązał się z umowy i wziął to na siebie. Mężczyzna zaimponował mi ogromnie, ale to nie wystarczyło. Dobre uczynki w tym przypadku nie zamazywały złych. Wiedziałam, że to tylko jego plan, a prawdziwe życie dopiero się zacznie po ślubie. 

Przechodząc przez te zmiany, czułam mieszankę emocji. Z jednej strony byłam wdzięczna, że tata jest w lepszym stanie, ale z drugiej strony zbliżający się ślub i zmiana miejsca zamieszkania wywoływały we mnie niepokój. Byłam rozdarta między obowiązkami a pragnieniem spokoju, który prawdopodobnie miał nie nadejść przez najbliższe lata.

Od rana najlepsze wizażystki, kosmetyczki, fryzjerki chodziły po domu i robiły na bóstwo Emily i mnie. Ta cała krzątanina, mnie przytłaczała. Cały czas trawiłam w głowie informację, że te trzy lata małżeństwa szybko miną i uwolnię się od tego człowieka, a potem wyprowadzę się z ojcem jak najdalej stąd. Tylko czy dam radę? Jak wytrzymam z lucyferem pod jednym dachem?

Chyba po kontrakcie przejdę leczenie w psychiatryku, a później zabiorę ojca na drugi koniec świata.

Wstałam i podeszłam do dużego lustra. Stałam przed nim, ostatni raz, patrząc na swoje odbicie. Musiałam przyznać, że wyglądałam pięknie. Gdy matka Barisa przyszła sprawdzić, czy jestem gotowa, robiłam dobrą minę do złej gry, uśmiechając się subtelnie. Jedyne co mnie zdradzało to oczy. Nie było w nich blasku i radości.

– Kochana, już czas na ciebie, musimy iść – oznajmiła radośnie moja świadkowa.

Nadszedł czas i zeszłyśmy do sali, gdzie miał się lada chwilę odbyć nasz ślub. Było około dwudziestu gości. Mój tata siedział na wózku inwalidzkim na samym  przodzie, tak, by mógł mnie dobrze widzieć. Na jego widok oczy zaszły mi łzami. Podeszłam do niego i go mocno przytuliłam, jakby miał jakąś niewidzialną moc, która da mi siły.

– Tak się cieszę tato, że jesteś tutaj dzisiaj ze mną – odparłam wzruszona, całując go w policzek.

– Wyglądasz jak anioł. Jesteś piękna – rzekł, również wzruszony, trzymając mnie mocno za ręce.

Goście zajmowali swoje miejsca, a ja i moja świadkowa, stanęłyśmy na końcu sali przed wielkim bordowym dywanem. Wtedy zjawił się mój narzeczony w idealnie skrojonym smokingu. Wyglądał bosko. Jeśli był diabłem, to najseksowniejszym, jakiego widziałam.

– Witaj, Jamie, gotowa? – zapytał, pochylając się tak, że poczułam jego ciepły oddech na szyi.

Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Jedyne, na co się zdobyłam to potakiwanie głową. Diabeł podał mi ramię i poprowadził przed ołtarz udekorowany kwiatami, a za nami szli nasi świadkowie.

Stanęliśmy przed urzędnikiem, odwracając się do gości bokiem, a pode mną ugięły się nogi. Spojrzałam na ojca i wiedziałam, że muszę dać radę. Nie mogłam spanikować. Musiałam wyglądać, jakbym była najszczęśliwszą panną młodą i pewną swojej miłości kobietą, do stojącego przede mną mężczyzny, który onieśmielał mnie swoim spojrzeniem.

Starałam się opanować nerwy, a dzięki temu, że był tutaj ojciec, jakimś cudem mi to się udawało. Harding wypowiadał słowa przysięgi bez najmniejszego się zawahania . Był tak pewny siebie, że zastanawiałam się, czy taki już się urodził. Żadnego zająknięcia, zdenerwowania, nic. Gdy otaksował mnie swoim wzrokiem, po moim ciele przeszedł nieprzyjemny deszcz. Miałam ochotę odwrócić twarz, by nie widzieć tych lodowatych oczu, jednak nie mogłam. Musiałam wytrzymać.

– Ja, Jamie Karth... – powiedziałam, po tym, jak złapałam kilka głębokich wdechów.– Biorę cię, Barisie Harding, za prawowitego męża. W zdrowiu i w chorobie... – ręce zaczęły mi się trząść i gdyby nie to, że mężczyzna ścisnął je mocniej, chyba bym tam upadła. Doskonale wiedział, ile mnie to kosztowało wysiłku i nic sobie z tego nie robił.

Pieprzony kretyn.

– ...dopóki śmierć nas nie rozłączy. – dokończyłam. Poczułam gulę w gardle. Gdy wypowiadałam te słowa. Harding uśmiechnął się diabolicznie. Jakby chciał mi dać tym znak, że przepadłam i już nie wydostanę się z jego sideł.

Na słowa urzędnika, świadek podszedł do nas z obrączkami. Nałożyliśmy sobie na palce złote krążki, po czym usłyszeliśmy słowa urzędnika:

– Ogłaszam was mężem i żoną. Pan młody może pocałować pannę młodą.

Wszyscy zaczęli wiwatować. Mąż przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Nie był to delikatny pocałunek, tylko władczy, a wręcz zaborczy. Nim się odsunął, szepnął mi do ucha:

– Witaj w moim piekle, żono.

Zakręciło mi się w głowie. Na szczęście cały czas mnie trzymał, co uchroniło mnie przed upadkiem. Jeszcze tylko tego brakowało, bym osunęła się jak długa na ziemię.

Witaj w moim piekle, żono.

Witaj w moim piekle, żono.

Ty witaj w moich sidłach, mężu.

Zeszliśmy z podestu, przyjmując gratulację, a potem wyszłam na chwilę do łazienki. Potrzebowałam chwili wytchnienia. Nie mogąc już dłużej powstrzymywać targających mną emocji, wybuchłam płaczem. Dobrze, że miałam wodoodporny makijaż, bo inaczej wyglądałabym jak upiór. Po kilkunastu minutach, gdy się już uspokoiłam, wyszłam z łazienki i weszłam wprost na Barisa, który ewidentnie na mnie czekał. Cała się spięłam na jego widok. Był wściekły.

– Ledwie zostałaś moją żoną, a już sprawiasz kłopoty. Szukam cię od dobrych kilku minut. Pora na nasz taniec, chodź – powiedział lodowatym tonem, ciągnąc mnie za rękę w kierunku sali.

Wywijaliśmy na parkiecie w różne strony. Byłam jak zahipnotyzowana, wykonując machinalnie ruchy z wymuszonym bananem na twarzy. Gdy skończyliśmy, mężczyzna pocałował mnie w czoło, a następnie podszedł do gościa, który go przywoływał ręką. Ja natomiast poszłam porozmawiać z ojcem. Wiedziałam, że ze względu na stan zdrowia, musiał wracać do szpitala. Chciałam, by był tutaj ze mną jak najdłużej, ale rozumiałam, że na niego już czas.

– Moja kochana, mała, córeczka. Patrzę i jeszcze nie dowierzam, że tak szybko wyrosłaś i stałaś się piękną kobietą. Jestem z ciebie dumny, Jamie. Bądź szczęśliwa – powiedział zmęczonym głosem – Zawołaj mojego zięcia, chcę się z nim pożegnać – dodał.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, wypatrując go. W chwili, gdy go odnalazłam, nasze spojrzenia się spotkały. Kiwnęłam mu głową na znak, zrozumiał i ruszył w naszym kierunku.

– Dobry chłopcze, dbaj o moją córkę. Jest wszystkim, co mam. Wiem, że będziesz dla niej dobry. Jestem ci wdzięczny za to, co dla mnie zrobiłeś, gdyby nie ty... – jego głos się załamał

– Tato, przestań, proszę. – powiedziałam łagodnym tonem, trzymając go za rękę.

– Nie ma za co. Dla mojej żony zrobię wszystko. Wiem, jak bardzo pana kocha. Proszę się nie martwić, jest w dobrych rękach – odparł mąż, poklepując mojego tatę po ramieniu.

Dwulicowy dupek.

Sanitariusze zabrali tatę do szpitala, a godzinę później my również się ulotniliśmy, co goście komentowali żartobliwie, że młodzi nie mogą się doczekać nocy poślubnej. Huczało mi w głowie od tych słów. Miałam tylko nadzieję, że Baris dotrzyma umowy i mnie nie dotknie. Wprawdzie nie było nic zawarte w umowie o tym, że nie mieliśmy ze sobą sypiać, ale mi to obiecał, a jak sam twierdził, dotrzymuje danego słowa.

Wnieśliśmy moje bagaże do jego mieszkania i wtedy wspomnienia wróciły. Przed oczami miałam podpisywania kontraktu, nasz pierwszy pocałunek, udawane oświadczyny... Wszystko to, co miało początkowo wydawać się chwilową grą, teraz miało stać się rzeczywistością. Poczucie niepewności narastało w mojej piersi, a każdy krok w stronę tej nowej rzeczywistości wydawał się coraz trudniejszy do zaakceptowania.

– Witaj w moim piekle, żono.

Świat zaczął się zamazywać, a jedyne, co słyszałam, to te pięć okrutnych słów. Wciąż brzmiały w moich uszach, jak przekleństwo, które nie dawało mi spokoju. Zatraciłam się w nich, jak w pułapce, z której nie umiałam się wydostać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro