Rodział 4
Jamie
Czekałam niecierpliwie na telefon od lekarza. Minęło kilka godzin, a smartfon milczał. Byłam niespokojna. W końcu straciłam poczucie czasu i nadzieję, że jednak pomysł ze zbiórką dojdzie do skutku i uda mi się zebrać potrzebne pieniądze, a tym samym nie będę musiała brać udziału w farsie, jaką miał być ślub z zarozumiałym miliarderem.. Nawet nie zauważyłam, kiedy do kuchni weszła Emily. Myślałam, że dzisiejsza noc spędzi u chłopaka, którego niedawno poznała.
– Cześć, Jamie. Nie możesz spać, czy denerwujesz się przed pierwszym dniem w pracy? – zapytała przyjaciółka.
Dziewczyna usiadła naprzeciw i intensywnie się we mnie wpatrywała. Moje milczenie, brak reakcji nie było czymś normalnym, z czego dziewczyna doskonale zdawał sobie sprawę. Znałyśmy się jak łyse konie. Biłam się z myślami. Nie wiedziałam, czy powiedzieć jej prawdę. W końcu wzięłam kilka głębszych wdechów i się odezwałam:
– Nie, bo do żadnej pracy nie idę – powiedziałam. Zamykając laptopa, nasze spojrzenia się spotkały. Blondynka otworzyła szeroko oczy, a jej usta ułożyły się w niemym „o". Przez chwilę wyglądała, jakby nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Jej brwi uniosły się wysoko, a na twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia i niedowierzania. Kobieta zamrugała kilka razy, próbując przetrawić usłyszane informacje.
– Jak to nie idziesz do pracy?! Przecież zawołali cię na rozmowę. Myślałam, że to tylko formalność z twoim wykształceniem i doświadczeniem – rzekła.
– Myślałam, że będziesz nocowała u faceta, o którym w kółko gadałam przez ostatnie kilka dni – rzekłam, chcąc odciągnąć jej uwagę w innym kierunku.
– Nie ma o czym gadać. Byliśmy na kolacji i się rozeszliśmy. Co prawda proponował mi gorący seks u niego, ale koleś był obślizgły. Zachowywał się podczas kolacji jak jaskiniowiec, mlaskał, oblizywał palce. To był koszmar, mówię ci. Poza piękną buzią wszystko inne to katastrofa, ale czekaj. Nie o mnie miałyśmy rozmawiać. Nie próbuj zmieniać tematu. Mów, dlaczego nie idziesz do pracy? Co tam się wydarzyło? – zapytała. Patrzyła na mnie z groźną miną, która dała mi jasno do zrozumienia, że nie odpuści.
Wzięłam głęboki oddech, a następnie postanowiłam wyjawić jej prawdę.
– Widzisz, właściciel, pan Baris Harding, zaprosił mnie, ale nie na rozmowę o pracę – oznajmiłam zawstydzonym głosem. Czułam, jak moje policzki oblały się rumieńcem.
Emily przez chwilę nic nie mówiła. Zastanawiała się nad znaczeniem moich słów, a potem zaczęła się jąkać.
– Czekaj, Jamie, czy to ten sam Baris Harding, o którym myślę? Ten najseksowniejszy facet w Londynie? Miałaś bezpośrednią rozmowę z nim? Z tym ciachem? Osobiście?
Dziewczyna nie dawała za wygraną. Chciała wiedzieć wszystko, jaki jest, jak wygląda i czy jest najseksowniejszym facetem na ziemi. Po dziesiątym pytaniu nie wytrzymałam.
– Emily, dość! – krzyknęłam sfrustrowana.
Przyjaciółka spoważniała, a ja się rozpłakałam. Po chwili poczułam, jak dziewczyna zgarnia mnie w swoim uścisku.
– Jamie, co się stało? Dlaczego płaczesz? – spytała zdezorientowana.
– Właściwie to tak – odparłam beznamiętnie, a następnie powiedziałam przyjaciółce o tym, co się wydarzyło w szpitalu. Gdy wszystko z siebie wyrzuciłam, to nagle poczułam ulgę, a wtedy koleżanka zaczęła się zachowywać jakby oszalała. Wpadła w dziwny trans.
Radośnie biegała po kuchni i nazywała mnie Panią Harding. Nie rozumiałam jej podekscytowania, miałam wrażenie, że ona nie myśli racjonalnie. Zachowywała się jak nastolatka. Miałam wrażenie, że w ogóle nie rozumiała sytuacji.
– Czy ty nie widzisz, że to wszystko jest strasznie podejrzane? Zwykła nic nieznacząca dziewczyna ma poślubić znanego multimiliardera. Po co? – pytałam sfrustrowana.
Próbowałam sprowadzić dziewczynę na ziemię, ale ona nie słuchała. Zachowywała się tak, jakby to ona miała wyjść za niego i to z miłości. Nuciła pod nosem melodię marsza weselnego, udając, że tańczy z mężem. Wkurzona złapałam ją za sweterek, a wtedy dziewczyna stanęła i spojrzała na mnie z dziwnym błyskiem w oku.
– Uspokoisz się i mnie posłuchasz? – spytałam rozdrażniona z irytacją w głosie.
Współlokatorka przewróciła oczami, co tylko podsyciło moją złość. Westchnęła głęboko, starając się w końcu zachować spokój, o który ją prosiłam, chociaż nie była zadowolona.
– No dobrze, już się uspokajam, ale to takie ekscytujące – oznajmiła z rezygnacją.
– Emily! – warknęłam po raz kolejny.
– Okej, mów – powiedziała niechętnie, po czym usiadła na swoim miejscu.
Podążyłam za nią, a następnie popatrzyłam wrogo w jej oczy. Czułam, jak narasta we mnie frustracja. Jej zachowanie było nie do zniesienia, a każde słowo kobiety pogarszało sytuację. Wiedziałam, że powinnam zachować spokój, ale emocje brały górę. Byłam na skraju załamania nerwowego zaistniałą sytuacją, a rozanielona baba jeszcze pogarszała mój stan. Nie rozumiałam jej podekscytowania.
– Nie ważne co się stanie, nie wolno ci o tym nikomu powiedzieć, rozumiesz? – spytałam poważnym tonem, po to, aby zdawała sobie sprawę z tego, że to nie przelewki. – Jeśli ktoś by się dowiedział, miałybyśmy poważne problemy. W ogóle nie powinnam o tym mówić nawet tobie, ale musiałam. Potrzebowałam to z siebie wyrzucić, bo bym eksplodowała. Mam nadzieję, że rozumiesz. Poza tym chciałam, abyś wiedziała, co się może wydarzyć w moim życiu w niedługim czasie, jeśli zbiórka charytatywna się nie uda.
– Oczywiście, kochanie, będę milczała po grób. Masz moje słowo, wiesz, że potrafię dochować tajemnicy. Pamiętaj, że jestem z tobą i masz moje wsparcie – zapewniła mnie.
Kobieta przyjrzała mi się zmieszana. Widać było, że poczuła się głupio. Złapała mnie za rękę i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Na Emily mogłam zawsze polegać. Powierzałyśmy sobie różne tajemnice i potrafiłyśmy je zachować tylko dla siebie. Była ona moją powierniczką i jedyną osobą, której naprawdę ufałam. Nasza więź była niezłomna, a jej obecność dawała mi siłę, by stawić czoła każdemu wyzwaniu.
– Jakim cudem go nie rozpoznałam wtedy w szpitalu? Przecież jego zdjęcie pojawiało się na okładkach wszystkich czasopism. Może to przez szok spowodowany informacjami o chorobie taty, a może po prostu nigdy nie zwracałam uwagę na takich bucy? – zastanawiałam się i przetarłam twarz dłonią.
– Wszystko możliwe, nie zadręczaj się już. To nic nie da – dziewczyna pogłaskała mnie pokrzepiająco po ręce.
Siedziałyśmy przez chwilę w milczeniu, aż w końcu koleżanka wstała, stwierdzając, że trzeba zakończyć ten smutny temat. Poszła do kuchni, a ja przez moment siedziałam w ciszy.
Czułam ulgę, że mogłam się jej wygadać. Po chwili wróciła z dużym opakowaniem naszych ulubionych, czekoladowych lodów. Zawsze wtedy, kiedy coś nas trapiło, sięgałyśmy po nie jak po lekarstwo na smutki. Na ich widok uśmiechnęłam się lekko.
Zajadając się, zaczęłyśmy oglądać coś lekkiego w telewizji. Chciała mnie rozbawić, a jej żarty okazały się skuteczne. Śmiałam się z jej tekstów, które były zabawniejsze niż sam program. Mimo że w życiu miałyśmy różne podejścia i temperamenty, to cieszyłam się, że to właśnie ona była moją przyjaciółką. Ja byłam tą spokojną, a Emily zawsze była chodzącym wulkanem energii. Może to dlatego tak dobrze się dogadywałyśmy? Ponoć przeciwieństwa się przyciągają.
Był już późny wieczór, kiedy rozdzwonił się mój telefon.
– Emily, to lekarz ze szpitala – pokazałam dzwoniące urządzenie przyjaciółce.
– Odbierz, za czym czekasz – ponagliła mnie koleżanka.
– Dobry wieczór panie doktorze – przywitałam się niepewnie.
– Panno Jamie, przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale obiecałem, że oddzwonię, jeśli się czegoś dowiem. Mam nadzieję, że pani nie obudziłem – odezwał się doktor.
– Nie ma pan, za co przepraszać, nie spałam jeszcze. Wiadomo coś na temat zbiórki? Jest szansa, chociaż mała? – zapytałam niepewnie, pełna nadziei i obaw jednocześnie.
– Tak. Zbiórka jest możliwa, zajmiemy się nią natychmiast – poinformował mnie mężczyzna.
– To cudownie, tak się cieszę panie doktorze – niemal podskoczyłam z podekscytowania na kanapie, a łzy szczęścia pojawiły się w kącikach oczu.
– Panno Jamie, jest jednak mały problem – odparł lekarz.
– Jaki problem? Coś złego z tatą? – byłam bliska paniki.
– Nie, stan pani taty jest stabilny, proszę się nie martwić. Sprawa dotyczy zbiórki. Zebranie funduszy, jak wcześniej wspomniałem, jest możliwe, ale będzie czasochłonne. Jest to spora kwota i zebranie jej może potrwać miesiące, a nawet lata. Wszystko zależy od hojności darczyńców. Dobrze by było, gdyby zdobyła pani potrzebną kwotę na leczenie ojca w szpitalu. Pieniądze ze zbiórki będzie miała pani na leczenie taty w domu.
– Rozumiem – odparłam zrezygnowana. Cały entuzjazm szlag trafił. Do oczu napłynęły mi łzy. Moja ostatnia nadzieja umarła.
– Przykro mi, ale nic więcej nie mogę zrobić – odparł lekarz ze smutkiem w głosie.
– Dziękuje za chęć pomocy panie doktorze, i tak dużo pan dla mnie i dla mojego taty zrobił – odparłam.
– Dobranoc panno Jamie – pożegnał się doktor Oliver.
– Dobranoc, dziękuje za telefon – rozłączyłam się i spojrzałam na Emily, która przyglądała mi się z troską.
Telefon miałam na głośniku, więc wszystko słyszała. Przez chwile siedziałyśmy w milczeniu. Żadna z nas nie wiedziała, co ma powiedzieć.
– Tak mi przykro skarbie – westchnęła kobieta, która miała tak jak ja łzy w oczach.
Chwilę później uznałyśmy, że pora na sen. Przytuliłyśmy się na moment, a potem każda z nas udała się do swojego pokoju.
Położyłam się do łóżka z myślą, że musiałam się zgodzić na tę szopkę, którą wymyślił Harding. Nie mogłam do siebie przyjąć wiadomości, że za kilkanaście godzin moje życie ulegnie diametralnej zmianie. Miałam podpisać pakt z samym diabłem.
Na samą myśl o tym, jak moja egzystencja zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, czułam się źle do tego stopnia, że brało mnie na mdłości. Brzuch rozbolał mnie do tego stopnia, że nie mogłam zasnąć. Leżałam, szukając, w głowie innych rozwiązań, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Pomyślałam nawet o ucieczce do Seattle, ale przecież nie mogłam zostawić tutaj taty. Gdyby tylko był on zdrowy. Nie wahałabym się ani chwili. Zaczęłam żałować, że zgodziłam się na powrót do Londynu. Kiedy się tutaj sprowadziliśmy, pojawiły się kłopoty, które z upływającym czasu tylko się piętrzyły.
W Seattle miałam bardzo dobrze płatną pracę, duży dom, żyliśmy z ojcem na wysokim poziomie, tutaj czasami miałam wrażenie, że wegetowaliśmy.
Gdybym tylko mogła ruszyć pieniądze z konta ze sprzedaży domu w Seattle. Niestety ojciec zastrzegł w banku, że dostęp do tych pieniędzy będę miała po jego śmierci. Chciał mnie w ten sposób zabezpieczyć, ale teraz byłam o to na niego zła. Na koncie w banku leżała spora kwota, która rozwiązałaby nasze problemy. Nieraz z tatą rozmawiałam na ten temat, ale on był nieugięty. Zawsze powtarzał, że to dla mojego dobra i jego spokoju. Gdyby wiedział, jak bardzo te pieniądze by nam w tej chwili pomogły.
W końcu po długim czasie zrezygnowana i przybita odwróciłam się na bok i zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro