Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

Baris

Wściekły otworzyłem drzwi wejściowe i zaniemówiłem. Nie tego się spodziewałem.

– Co wy tutaj robicie? – zapytałem ze złością, patrząc na sprawców zamieszania.

– Nie chciałeś iść do klubu, więc osobiście przyprowadziłem ci dupę. Czas byś się rozerwał i w końcu zamoczył – wybełkotał pijany Nick.

– Po jasną cholerę przyszedłeś zalany w trupa i zabrałeś ją ze sobą?! Pojebało cię kompletnie?! – wrzasnąłem z trudem, panując nad sobą.

– Barisku, skarbie, nie złość się. Nick chciał dobrze. Mówił, że brakuje ci dobrego bzykania, dlatego tutaj jestem. Może moglibyśmy spróbować w trójkę się zabawić. Ty, ja i Nick, co ty na to? – odezwała się Taylor, przesuwając dłonią po moim torsie, patrzyła na mnie maślanym wzrokiem.

– Co się tutaj dzieje? – usłyszałem za sobą głos żony.

Jasna cholera. Tylko nie to.

– Witaj ponownie, Jamie – rzekła Taylor.

– Baris.... – odezwała się ponownie moja żona.

Spojrzałem w oczy małżonki i ujrzałem w nich rozczarowanie. Popatrzyła na mnie zbolałym wzrokiem i kiwając głową z niedowierzaniem, poszła do swojego pokoju.

– Jamie, to nie tak – odezwałem się, ale odpowiedział mi tylko trzask zamykanych drzwi.

– Zrobiłaś to specjalnie. Jesteś zwykłą żmiją. Zapomnij o tym, że mnie kiedykolwiek znałaś – powiedziałem. – Wynocha stąd nim sam was wyniosę! – wrzasnąłem z wkurwem w oczach. – A ciebie, suko, nie chcę widzieć więcej na oczy! Won! – dodałem i zamknąłem z hukiem drzwi, zakluczyłem je na wszystkie spusty.

Jasny szlag. Zajebię Nicka. Niech mi tylko pojawi się w poniedziałek w biurze. Już ja sobie utnę z nim pogawędkę.

Wyciągnąłem telefon z kieszeni, by wykonać ważne połączenie. Szczęście ochroniarza, że nie pojawiłem się na dole.

– Możesz mi, kurwa, powiedzieć, za co ja ci płacę Kevin!? – wrzasnąłem do telefonu.

– Panie Harding, nie wiem, o co chodzi. Nie rozumiem. Coś się stało? – zająknął ochroniarz.

– Żebyś, kurwa, wiedział, że się stało! Masz pilnować, kto chce się dostać do apartamentu, a wychodzi na to, że nie wykonujesz swojej pracy. Główną windą zjeżdża pijany Nick z kobietą. Dopilnuj, by wsiedli do taksówki i więcej nie pojawili się w moim mieszkaniu.

– Dobrze, panie Harding. Myślałem, że skoro to pana przyjaciel, to wszystko jest w porządku. – tłumaczył się ochroniarz.

– Następnym razem, zanim sam zdecydujesz, kto może wjechać na górę, masz do mnie zadzwonić. Odtąd informujesz mnie o każdej osobie, która chce się udać do mojego mieszkania. – poinstruowałem Kevina. – Jeszcze jedno. Lepiej, by to zdarzenie było jednorazowe. W innym wypadku pożegnasz się z pracą – dodałem, po czym się rozłączyłem.

Musiałem porozmawiać z żoną. Widziałem w jej oczach gniew i rozczarowanie, ale musiałem jej wszystko wyjaśnić. Jak miałem zdobyć jej zaufanie, skoro gdy zrobiłem krok do przodu, coś się odpierdalało i wszystko diabli wzięli?

– Jamie, mogę wejść? – zapytałem, pukając do drzwi jej sypialni.

– Odejdź, nie chcę cię widzieć! – krzyknęła wyraźnie zła.

Mimo protestu kobiety wszedłem do jej pokoju. Stała tyłem do mnie, wyglądając przez balkonowe okno.

– Jamie, proszę, wysłuchaj mnie – powiedziałem, niemal błagając.

– Uwierzyłam ci. Myślałam, że się zmieniłeś. Byłam głupia. Tobie zależy tylko na tym, by mnie przelecieć, co ci się prawie udało. Jesteś obrzydliwy, nie chcę na ciebie patrzeć – wycedziła, nie odwracając się do mnie.

– Jamie, to nie tak. Nie sypiam z tą babą. Tamten raz z nią to było jednorazowe. Nie wiem, po co tutaj przyjechała z pijanym Nickiem. – tłumaczyłem, podchodząc do niej.

– Nie bądź śmieszny, Baris. Nie wmówisz mi, że nie wiesz, czego chciała. Oboje dobrze wiemy, że chciała się z tobą pieprzyć! – odparła z takim gniewem, jakiego jeszcze u niej nie widziałem.

Uśmiechnąłem się sam do siebie. Jej złość dała mi to do zrozumienia, że Jamie była o mnie zazdrosna. Zależało jej na mnie. Ojciec miał rację.

– Owszem wiadomo, w jakim celu Taylor tutaj przyjechała, ale to nie znaczy, że ja tego chciałem. Zapewne liczyła na to, że ją przelecę, ale się przeliczyła. Nie chcę jej – odpowiedziałem nerwowo.

– I niby mam ci uwierzyć, że nie miałeś na nią ochoty? Ostatnim razem dobrze się bawiliście. – dogryzła.

Ta kobieta miała ostre pazurki i cholernie mi się to podobało. Jej zadziorność kręciła mnie coraz bardziej.

– Jamie, do cholery odwróć się do mnie, jak ze mną rozmawiasz – powiedziałem, odwracając ją tak, że stała do mnie twarzą.

– Nie chcę na ciebie patrzeć – odparła lodowatym wzrokiem.

– Nie sypiam z innymi kobietami. Tak było na początku naszego małżeństwa, ale to się zmieniło. Odkąd wyznałem ci, że chcę spróbować, chcę, by nasz związek był prawdziwy, nie obchodzą mnie inne kobiety. Chcę tylko ciebie – odpowiedziałem, kładąc ręce na jej ramionach.

– Mam dość tej całej szopki. Ta nagła zmiana decyzji o prawdziwym małżeństwie. Po co to wszystko? Dlaczego nagle po kilku miesiącach zmieniłeś zdanie? Po co Baris? Po co?! – krzyczała coraz bardziej wściekła.

– Ponieważ cię kocham! Tak, Jamie, zakochałem się w tobie! – wykrzyczałem, nie kontrolując tego, co mówię.

Patrzyła mi prosto w oczy, nie dowierzając w to, co usłyszała, a ja poczułem ulgę. W końcu wyznałem jej swoje uczucia.

– Co powiedziałeś? – zapytała już spokojniej.

– Powiedziałem, że cię kocham Jamie. Chcę, byś dała nam szansę i pozwoliła się kochać. Wiem, że też nie jestem ci obojętny. W innym wypadku nie byłabyś zazdrosna. Kocham cię – powtórzyłem, gładząc dłonią jej policzek.

Stała przez chwilę w osłupieniu, jakby potrzebowała chwili, by się oswoić z tym, co usłyszała. Miałem ochotę wziąć ją w ramiona i pocałować, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że to nie jest odpowiedni moment.

– Jamie – odezwałem się po chwili.

– To nie takie proste. Owszem zaczęło mi na tobie zależeć, ale to nie zmienia faktu, że nasze małżeństwo potrwa jeszcze dwa lata, a potem nasze drogi się rozejdą – odpowiedziała, wymijając mnie.

– Co ma do tego kontrakt, który podpisałaś? – zapytałem. Byłem zły, ale musiałem zapanować nad emocjami.

– Dużo. Chcesz prawdziwego małżeństwa, a jak czas upłynie, to się rozwiedziemy. Nie jestem głupia. Podpisując kontrakt, wiedziałam, że jest on wiążący z każdym zawartym punktem. Nie ma sensu zaczynać czegoś, co się i tak siłą rzeczy zakończy, gdy przyjdzie czas – odparła z żalem.

– To się nie skończy, Jamie – rzekłem, ponownie stając przed nią.

– Teraz tak mówisz, a później zostawisz mnie ze złamanym sercem. Wolę, by między nami było tak, jak do tej pory. Nie zamierzam zaczynać czegoś, będąc świadoma, że to tylko na chwilę – odpowiedziała, a jej oczy zrobiły się szklane.

Nie mogłem dopuścić do tego, by ją stracić. Postanowiłem zrobić coś, na co nigdy wcześniej bym się nie zdecydował. Kochałem ją i wiedziałem jedno. Nie pozwolę jej odejść, nawet gdy miną te cholerne trzy lata.

– Gdzie masz swoją kopię kontraktu, Jamie? – zapytałem poważnym tonem.

Spojrzała na mnie zdziwiona. Myślałem, że zignoruje moje pytanie, ale po chwili się odezwała.

– W szufladzie, a co ci do tego? – spytała, krzyżując ręce na piersi.

– Wyciągnij tę umowę – odparłem, nie spuszczając z niej wzroku.

– Po co? Chcesz mi czytać punkt po punkcie, sprawdzając, czy pamiętam jej ustalenia? – odgryzła się.

– Po prostu wyciągnij ją i przynieś. Jeśli tego nie zrobisz, sam poszukam – odpowiedziałem ostro.

– Nie wiem, po co ci ona, skoro masz swój egzemplarz, ale jeśli to sprawi, że znikniesz z mojego pokoju, to go przyniosę.

Poszedłem do salonu i czekałem na nią. Po chwili przyszła z kontraktem, wymachując mi nim przed nosem.

– Teraz chodź – powiedziałem, chwytając ją za rękę.

– Baris, gdzie mnie ciągniesz? – zapytała niezadowolona.

– Do biura.

Weszliśmy do mojego gabinetu, wyciągnęłam z sejfu swój egzemplarz i, ponownie łapiąc ją za rękę, wyszliśmy z pomieszczenia, idąc prosto do salonu.

– Co ty robisz?

– Za chwilę zobaczysz.

Po chwili zatrzymaliśmy się w pokoju obok kominka, który lekko rozświetlał pomieszczenie.

– Powiesz mi w końcu, o co chodzi? – zapytała.

– Daj mi swoją umowę – odpowiedziałem, wyciągając rękę.

– Masz – odparła, podając mi dokument.

– Skoro tak bardzo boisz się, że nasze małżeństwo mogłoby się skończyć, pomimo tego, co oboje do siebie czujemy, to czas unieważnić ten kontrakt – powiedziałem śmiertelnie poważnie.

– O czym ty do cholery mówisz? – spytała, nie rozumiejąc.

– O tym, Jamie – odparłem, drąc oba egzemplarze, po czym wrzuciłem je do palącego się kominka.

– Coś ty zrobił?! Zwariowałeś?!

– Owszem zwariowałem. Kocham cię i nie obchodzi mnie już żaden kontrakt. Jesteś moją żoną i nie pozwolę ci odejść. Jesteś moja – powiedziałem, stając blisko niej.

– Żartujesz? A mój tata? – zapytała drżącym głosem.

– W tej kwestii nic się nie zmieniło. Twój tata już zawsze będzie pod dobrą opieką.

– Baris, ja....

– Kocham cię i chcę spędzić z tobą resztę życia. Nie zamierzam pozwolić ci odejść, nigdy – odpowiedziałem, nachylając się nad nią, by ją pocałować.

Po chwili nasze usta złączyły się w czułym pocałunku, a ja poczułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro