Rozdział 3
Jamie
Wysłałam szybko Emily SMS i zabrałam się za szykowanie do wyjścia. Zamówiłam taksówkę i po piętnastu minutach byłam gotowa. Jechałam na spotkanie z samym szefem, ale im dłużej o tym myślałam, tym bardziej byłam zdenerwowana.
Gdy byłam już pod firmą Harding Company, kulturalnie podziękowałam kierowcy, zapłaciłam za kurs i ruszyłam ku wejściu. Za kilkanaście minut miało się okazać, czy w końcu los potraktuje mnie łagodnie i, czy mimo wczorajszej wpadki, dostanę tę pracę. Weszłam do windy, nacisnęłam przycisk na dwudzieste siódme piętro i ruszyłam. Im bliżej byłam celu, tym większą gulę czułam w gardle.
Jamie, uspokój się. Nikt nie zatrudni rozchwianej emocjonalnie kobiety na stanowisko kierownicze.
Zebrałam się w sobie, uniosłam dumnie głowę do góry, wyszłam z windy i ruszyłam na rozmowę. Na końcu korytarza siedziała asystentka prezesa.
– Dzień dobry, jestem Jamie Karth – powiedziałam spokojnie.
Kobieta uniosła głowę do góry, spoglądając na mnie, uśmiechnęła się i powiedziała, że pójdzie poinformować szefa. Brunetka wstała, a następnie podeszła do masywnych drzwi. Zapukała dwa razy, potem weszła do środka. Chwile później oznajmia, że mogę wejść za pięć minut.
Po pięciu minutach zdecydowanym krokiem weszłam do gabinetu prezesa. Zamknęłam drzwi i podeszłam do biurka. Przestronne, eleganckie i funkcjonalne wnętrze, robiło wrażenie. Ogromne okna od podłogi do sufitu wpuszczały mnóstwo światła i ukazywały panoramę miasta. Po lewej stronie stała czarna, skórzana kanapa z niskim stolikiem, idealnym na spotkania. Hebanowe biurko, minimalistyczne i stylowe, zajmowało centralne miejsce, a za nim czarny, skórzany fotel. W półmroku dostrzegłam stojącego przy
wielkim oknie mężczyznę. Wcześniej nie zauważyłam mężczyzny.
Mężczyzna stał z rękoma w kieszeni i patrzył na wielkie panoramiczne okno. Cień padał na jego sylwetkę i widziałam tylko zarys postaci, więc nie do końca mogłam ocenić, co robi. Jego zachowanie wydawało mi się dziwne, ale nie zamierzałam w to wnikać. W końcu przyszłam na rozmowę o pracę, a nie, aby kwestionować zachowanie prezesa tej firmy.
– Dzień dobry – powiedziałam spokojnym i opanowanym głosem.
– Dzień dobry – odpowiedział, nie odwracając się w moją stronę.
Poczułam się głupio, zlekceważona. Obojętność mężczyzny sprawiała, że czułam się ignorowana. Sytuacja momentalnie stała się niekomfortowa.
– Proszę usiąść. Ja tutaj jeszcze chwilę postoję, uwielbiam widok panoramy Londynu.
Gdy wypełniłam polecenie, znowu rozległ się męski głos.
– Miasto jest wielkie, pełne możliwości. Żyje tutaj mnóstwo ludzi, a niektórzy z nich to nawet nie wiedzą, kiedy milczeć, kiedy działać, a kiedy uciekać z rozmowy o pracę. Fascynujące, prawda? – zakpił.
Jeśli ten facet myślał, że był zabawny, to coś mu nie wyszło. Co za tekst. Jak u dziecka.
– Ja wiem, że postąpiłam źle. To było nieprofesjonalne z mojej strony – odparłam. Starałam się opanować, ale emocje lekko wzięły w górę. Było mi wstyd, że wytknął mi wczorajszą ucieczkę z biura.
– Dobrze, że zdaje sobie pani z tego sprawę, tylko nie rozumiem, dlaczego tak pani postąpiła. Co mogło być takiego ważnego, że wybiega się bez słowa? – zapytał z ironią w głosie.
Jego postawa trochę mnie zdenerwowała, ale postanowiłam za wszelką cenę trzymać swoje nerwy w ryzach i nie pokazać tego.
– Naprawdę jest mi przykro za moje wczorajsze zachowanie. W trakcie rozmowy o pracę dostałam telefon ze szpitala, że mój tata miał wylew. Spanikowałam i wybiegłam w pośpiechu – odpowiedziałam z trudem. Przed oczami miałam obraz ojca, który był przypięty do tych wszystkich urządzeń szpitalnych. Nawet nie wiem, kiedy po policzku spłynęła mi łza, którą od razu szybko starłam.
Zapadła niezręczna cisza. Nie wiedziałam, czy powinnam się zwierzać, było mi trochę niezręcznie. Nie mając innego wyjścia, czekałam, na to, aż mężczyzna się w końcu odezwie. Wskazówka zegara przesuwała się bezlitośnie, mierząc upływający czas, a w powietrzu czuć było napięcie.
– Przykro mi z powodu ojca, ale nadal twierdze, że to nie był powód, aby tak uciekać. Wystarczyło powiedzieć kierownikowi o sytuacji – W końcu się odezwał. Cały czas stał w tej samej pozycji. Nie odwrócił się, nawet nie spojrzał na mnie. Ten facet traktował mnie jak powietrze. Irytowało mnie takie zachowanie. Ono nie było na miejscu. Tak się nie zachowuje prezes firmy. Podświadomość mi mówiła, że coś jest nie tak, ale nie mogłam zrezygnować z tej pracy. Za bardzo zależało mi na pieniądzach, dzięki którym mogłam rozwiązać część swoich problemów.
– Zdaje sobie z tego sprawę. Pokierowały mną emocje, przepraszam.
Mężczyzna prychnął lekceważąco pod nosem, co mi się bardzo nie spodobało.
– Kierujesz się zazwyczaj emocjami, a nie racjonalnym myśleniem? Ciekawa strategia – zakpił ze mnie.
– Co? Nie, oczywiście, że nie. To była wyjątkowa sytuacja. – starałam się go przekonać, ale on zadawał jeszcze więcej pytań. Prawdopodobnie chciał mnie wyprowadzić z równowagi, ale się nie dałam.
– W takim razie mam dla pani propozycję – powiedział, odwracając się twarzą do mnie.
Przez chwilę zastanawiałam się, co to może być za propozycja, ale gdy zobaczyłam jego twarz, zamarłam. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, czułam, że byłam bliska paniki.
Jestem skończona. On miał rację, jeszcze go popamiętam, dlaczego go spoliczkowałam? Nie mogłam po prostu odejść i mieć tego typa z głowy?
Prezes nic nie mówił. Wpatrywał się we mnie triumfalnym wzrokiem.
Nie wiedziałam, co mam zrobić, krew odpływała mi z twarzy. Nie mogłam się ruszyć, byłam sparaliżowana, chciałam uciec, być jak najdalej od niego.
– Nagle odebrało ci mowę? – zakpił.
Wzrok tego człowieka był lodowaty. W kąciku ust pojawił się cwany uśmieszek. Przerażało mnie to, że wiedział, kim jestem. Nie miałam pojęcia, skąd znał moje imię i nazwisko, a na samą myśl, że od rana przygotowywał się na to spotkanie, coś we mnie pękło.
– Wczoraj byłaś bardziej rozmowna – dodał, przeszywając mnie na wskroś. Zrobiło się mi słabo, ale ostatnimi siłami postanowiłam uciec. Nie odrywając wzroku od niego, zaczęłam powoli podnosić się z krzesła. Szybkim ruchem odwróciłam się, a gdy chwyciłam za klamkę, nagle rozległ się głos.
– Radziłbym ci zostać. Na dniach się dowiesz, ile będzie kosztować rehabilitacja twojego ojca. Sprawdziłem twoje konta bankowe i może być trudno ci zebrać taką kwotę.
Stanęłam jak wryta. Serce waliło mi w piersi, a oddech stał się płytki i nierówny. Jego głos, spokojny i pozbawiony emocji, brzmiał jak wyrok.
– Co..? – wyszeptałam, obracając się powoli w jego stronę.
Baris podszedł do biurka, usiadł na swoim miejscu, prawą ręką wskazał ręką, bym podeszła. Skierowałam się w jego stronę, po czym chwiejnym krokiem ruszyłam do przodu. W myślach zastanawiałam się, do czego on jest jeszcze zdolny.
Zachowałam bezpieczną odległość między nami i w strachu czekałam na rozwój sytuacji.
– Nie udawaj, że cię to zaskakuje – rzucił. – Przypuszczam, że zdawałaś sobie sprawę, że ktoś w końcu utrzeć ci nosa, za niewyparzony język. Niestety trafiłaś na kogoś, kto nie ma litości.
– Czego chcesz? – wykrztusiłam w końcu, łamiącym się głosem.
Dzień wcześniej, nie wiedziałam z kim mam do czynienia. W tamtej chwili, gdy stałam naprzeciw, już czułam, że ten człowiek naprawdę nie cofnie się przed niczym.
Harding powoli się pochylił, a jego lodowaty wzrok przeszył mnie na wskroś.
– Tego samego, czego chciałem wczoraj. Posłuszeństwa. A teraz, usiądź. Porozmawiamy, jak dorośli ludzie.
Drżącymi nogami wróciłam na miejsce. Czułam, że nie mam wyjścia. Wiedział zbyt dużo, a nawet więcej, niż ja.
Brunet wziął plik dokumentów do ręki, przez chwilę je przeglądał, a gdy skończył analizować, odłożył je z powrotem na stole i spojrzał na mnie badawczym wzrokiem.
– Widzę, że studiowałaś na Harvardzie inżynierię. – odezwał się, cichym i tajemniczym tonem. – Nawet masz niezłe wyniki, no, kto by pomyślał..
Facet zaczął mnie coraz bardziej wkurzać. Ewidentnie bawił się moim kosztem. Miałam ochotę go spoliczkować, ale tym razem poczułby to bardziej niż w szpitalu.
– Owszem – tylko tyle byłam w stanie odpowiedzieć, czując się bezsilna.
Pan Baris nie dawał za wygraną. Po aroganckiej mimice twarzy domyślałam się, że zabawa dopiero się zaczyna. Gdy podniósł brwi i spoglądał na mnie prześmiewczym wzrokiem, zaczęłam lekko się wkurzać.
– Pracowałaś w jednej z najlepszych firm w Stanach Zjednoczonych, dlaczego zrezygnowałaś, czyżbyś była ignorantką? – zakpił.
To stwierdzenie spowodowało, że wszystko się we mnie zagotowało, ale wiedziałam, że musiałam mimo wszystko zachować spokój, bo tylko on mógł uratować mnie i mojego ojca.
– Nie. Sprawa wygląda zupełnie inaczej. Gdy byłam dzieckiem, razem z rodzicami przeprowadziliśmy się do Seattle. Tam mama zmarła, więc tata chciał wrócić do Londynu. Nie mogłam go zostawić samego, ma tylko mnie, dlatego wróciłam razem z nim.
Wbiłam wzrok w swoje nogi. Nie chciałam, by widział, ile kosztuje mnie rozmowa o ojcu.
– Hmm, czyli oprócz policzkowania osób ma jednak pani jakieś ludzkie uczucia – rzekł lodowato.
Głupi fiut. Najchętniej to obcięłabym mu ten niewyparzony język i dała psom na pożarcie.
– Panie... – zaczęłam, ale mi przerwał.
– Nie skończyłem – warknął. – Masz wszystkie predyspozycje, by dostać tę pracę, ale niestety, przykro mi, nie zatrudnię cię – powiedział, patrząc głęboko w moje oczy,
Słysząc te słowa, odetchnęłam z ulgą. Cieszyłam się, że mnie nie zatrudni. Miałam nadzieję, że moja opowieść sprawiła, że jego serce zmiękło. Naprawdę wierzyłam w to, że puści mnie wolno. Jednakże nie chciałam dać po sobie poznać, że jestem wesoła, chciałam trochę poudawać, że jeszcze mi zależało na tej posadzie.
– Dlaczego? Czy to przez wczorajsze nieporozumienie? – spytałam zrezygnowanym tonem.
Mężczyzna uśmiechnął arogancko, po czym rozsiadł się wygodnie na swoim fotelu.
– Cóż, nie będę ukrywał, że owszem to też miało wpływ na moją decyzję, ale mam dla ciebie inną propozycję – odpowiedział tajemniczo.
Po kościach czułam, że to, co ten facet wymyślił, dobije mnie jeszcze bardziej. Zdecydowanie wolałabym chyba pracować w tej firmie. Wytrzymałabym tę ponurą twarz, mogłabym ją oglądać, a po pracy zrobiłabym sobie w domu strzelnice z jego zdjęciem. Poza tym skoro był prezesem, to może jednak bym nie musiała codziennie widzieć tej parszywej mordy. Tacy jak on zapewne siedzą i pierdzą w swój stołek i nie chodzą po firmie.
– Jaka to propozycja? – zapytałam z wahaniem w głosie.
– Zostaniesz moją żoną, panno Karth – powiedział z pewnością siebie.
Ja pierdole. To jakiś żart. Musi być żart. Czy on naprawdę to powiedział? Czy ja się przesłyszałam? Nie, nie mogłam się przesłyszeć.
Jego głos brzmiał zbyt wyraźnie, a spojrzenie. To spojrzenie. Było śmiertelnie poważne. To nie była propozycja, to był rozkaz. A ja czułam, jak grunt pod moimi stopami zapada się coraz bardziej.
Słowo żona brzmiało okrutnie, a wręcz absurdalnie. Mąż jeszcze gorzej, a zamężna za Barisa Hardinga... to już brzmiało jak tytuł horroru pod tytułem: Witajcie w koszmarze na jawie lub codzienne życie z lodowatym spojrzeniem i cwanym uśmieszkiem.
– Co, czy to jakiś żart? – niemal krzyknęłam, a na mojej twarzy malowało się niedowierzanie.
– Cóż, dobrze usłyszałaś, będziesz moją żoną, dokładnie przez trzy lata, a ja w zamian opłacę leczenie twojego taty, upewnię się, że będzie pod najlepszą opieką. Poza tym podpiszemy kontrakt. Po jego zakończeniu przeleję na twoje konto pięć milionów dolarów, co zapewni ci życie na wysokim poziomie – mówił to tak, jakby to była najzwyklejsza umowa biznesowa.
Nie wierzyłam w to, co słyszałam, byłam w coraz większym szoku, zakręciło mi się w głowie. Dzwonki alarmowe zadzwoniły w moim umyśle. Wyobraziłam sobie siebie w białej sukni, a jego z kieliszkiem szampana, wygłaszającego toast pełen podtekstów.
Drodzy goście, oto moja żona. Proszę nie bić braw, to nie bajka o księżniczce i księciu.
A potem, oczywiście wspólne obiady, gdzie głównym daniem byłby mój nieustanny niepokój. Na deser dostałabym jego satysfakcję z każdego mojego błędu. Bycie żoną Barisa Hardinga mogłoby być materiałem na dokument: Jak przeżyć z psychopatą i nie zwariować.
Nie mogłam się na to zgodzić, za żadne skarby.
– Nie rozumiem, dlaczego chce się pan ze mną ożenić? To nie ma sensu – oznajmiłam zdenerwowanym tonem.
Ten idiota spojrzał się na mnie z zadowoleniem, po czym przejechał językiem po dolnej wardze.
– Widzisz, mam swoje powody. Dowiesz się o nich, dopiero gdy zgodzisz się podpisać kontrakt. – powiedział stanowczo – Jednak moja oferta nie będzie trwała wiecznie. Masz czas do jutra – dodał takim tonem, że aż ciarki przebiegły w dół mojego kręgosłupa.
Czyżby ten pan i władca wpakował się w jakieś tarapaty i teraz szuka żony? A może jego pozycja w firmie tego od niego wymaga? Próbowałam to wszystko ze sobą połączyć w jedną logiczną całość, ale miałam mętlik w głowie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zastanawiałam się, czy gdzieś nie ma ukrytej kamery. Byłam pewna, że biorę udział w jakiejś śmiesznej komedii, naprawdę nie wierzyłam w to, co się teraz działo. To wszystko brzmiało tak absurdalnie.
– Czemu akurat ja? Dlaczego nie wybierze pan kogoś, kto się panu podoba? Zapewne jest mnóstwo kobiet z pana kręgu, które chciałyby zostać pańską żoną.
Byłam zdesperowana. Zastanawiałam się, jak mam do niego dotrzeć. Przecież ten plan nie miał prawa wypalić, przecież to było chore. Każda by się nadawała na żonę, ale nie ja. Nie pochodziłam z wyższych sfer, nie obracałam się w towarzystwie takich ludzi, jak on. Jak to niby miało funkcjonować. Do tego nic o nim nie wiedziałam.
– Nie obchodzą mnie inne kobiety, panno Karth. Wybrałem panią i to jest ostateczne – jego ton był zimny i przecinał niczym brzytwa.
– Co to w ogóle ma znaczyć, że wybrał pan mnie? Jakieś losowanie się odbyło czy jak? - zakpiłam.
– Zdania nie zmienię. Dostaję to, czego chcę, lepiej, żebyś się przyzwyczaiła do tej myśli – rzekł, patrząc na mnie surowym wzrokiem.
Po moim kurwa trupie Panie pierdolony Barisie Hardingu.
– Co, jeśli nie przyjmę pana oferty? – spytałam, wytrzymując jego spojrzenie.
Będę twarda. Nie poddam się, będę walczyć jak lwica.
– No cóż, wiesz, że jestem potężnym człowiekiem, Jamie. Jeśli nie zgodzisz się na moją propozycję, zniszczę cię – powiedział to w taki sposób, że zaczęłam się go bać. – Dopilnuję, abyś w żadnej firmie nie znalazła już zatrudnienia, a wtedy nie wiem, czy będziesz miała możliwość opłacenia rachunków za leczenie taty. Co mu wtedy powiesz, że jesteś nieudacznicą? – kontynuował, będąc w swoich słowach coraz bardziej okrutny.
Za kogo on się, do cholery, uważał? Miałam co prawda dwadzieścia osiem lat, ale to nie znaczyło, że szukałam męża.
– Nie możesz mnie zmusić do małżeństwa! – wykrzyczałam, czując, jak gniew wzbiera we mnie niczym burza. Byłam już wkurzona do granic możliwości. Moje serce biło jak oszalałe, a w głowie kłębiły się myśli pełne złości i frustracji. W mojej głowie widziałam milion sposobów na wyrównanie z nim rachunków. Każdy scenariusz był lepszy od poprzedniego. Błagałby mnie na kolanach, bym się nad nim zlitowała. Adrenalina przepływała przez moje ciało. Prawdopodobnie chciała stawić czoła tej niesprawiedliwości.
Uniosłam dumnie wysoko głowę i spojrzałam prosto w te ciemne, okrutne, bezlitosne tęczówki.
– Wydajesz się tego taka pewna. Załóżmy, że możesz uciec ode mnie tak łatwo – popatrzył na mnie z trudno skrywaną groźbą na twarzy. – I co dalej? Uważasz, że twoje dalsze życie by upływało spokojnie jak dotychczas, że jakimś cudem udałoby ci się zdobyć pieniądze na leczenie ojca? Naprawdę myślisz, że pozwoliłbym ci na to, gdybyś mi się sprzeciwiła? – zakpił, zimnym lodowatym głosem.
– Jestem Baris Harding – oznajmił z dumą i arogancją. – Zapamiętaj, bo ja nigdy się nie powtarzam. To ja rezygnuję z ludzi, nie oni ze mnie. Wszyscy odchodzą wtedy, kiedy ja tego chcę.
Przez chwilę byłam zbyt wściekła i oszołomiona, by mówić. Moje dłonie zacisnęły się w pięści, byłam wkurzona. Ten człowiek był nie tylko niegrzeczny i niemoralny, ale również arogancki. Jego pogarda była nie do zniesienia. Wydawał się zadowolony z mojego milczenia. Najwyraźniej myślał, że zbił mnie z tropu. Pochyliłam się do przodu na krześle, mój głos był protekcjonalny.
– Pieprz się, Barisie Harding – powiedziałam beztrosko, uwalniając swój gniew, który wzbierał się we mnie, odkąd zaczęliśmy rozmawiać. – Możesz myśleć, że masz prawo wyobrażać sobie, że jesteś właścicielem wszystkiego, co jest niedorzeczne. Ludzie nie są przedmiotami, każdy prawo sam decydować. Ja też mam prawo wybrać, za kogo wyjdę za mąż. Nikt nie będzie mnie zmuszał do małżeństwa, zwłaszcza ktoś taki żałosny jak ty!
Prezes firmy słysząc te słowa, uniósł brew i uśmiechnął się złośliwie. Jego oczy błyszczały z rozbawienia, jakby właśnie usłyszał najlepszy dowcip dnia.
– Naprawdę? - zaczął, z trudem powstrzymując śmiech. - Myślisz, że masz taką władzę? To urocze. Naprawdę urocze panno Khart. Wiesz co? Twoje słowa są jak wiatr. Jest w nich dużo hałasu, a żadnego efektu. Możesz sobie wyobrażać, że jesteś niezależna i silna, ale prawda jest taka, że bez mojej zgody nie zrobisz ani kroku w tym kraju. Więc może, zamiast próbować się buntować, po prostu zaakceptujesz rzeczywistość. Będzie łatwiej dla ciebie.
Harding zakończył swoją wypowiedź, kręcąc głową z udawaną litością, jakby naprawdę wierzył, że jego słowa mają, aż tak wielkie znaczenie.
– Chyba w pana snach – odcięłam się, mając już dość tej bezsensownej dyskusji.
– Próbujesz postąpić wbrew temu, co powiedziałem? – zapytał. Głos mężczyzny wskazywał na to, że trudno było mu opanować emocje. – Chcesz dołączyć do grona ludzi, którzy mi się przeciwstawili? – zakpił i nie czekając na odpowiedź, kontynuował. – Świetnie. Pamiętaj, że poniesiesz tego konsekwencje.
Oczy bruneta kipiały złością. Starałam się nie okazywać, jak bardzo jestem przerażona. Wzięłam głęboki oddech i starałam się zachować spokój. Nie chciałam dać po sobie poznać, jak ten mężczyzna mnie paraliżował.
– Widzę, że poza groźbami, niczego innego pan nie potrafi – odcięłam się mimo strachu, który odczuwałam wobec tego mężczyzny. – Nie dam się zastraszyć. – Starałam się, by mój głos brzmiał pewnie.
Brunet wychylił się lekko do przodu na swoim fotelu, jego oczy płonęły jeszcze bardziej intensywnie.
– Myślisz, że to są groźby? – syknął. – To dopiero początek. Zobaczymy, jak długo wytrzymasz w swojej roli bohaterki.
Czułam, jak zimny pot spływa mi po plecach, ale nie mogłam się poddać. Musiałam pokazać, że jestem silniejsza, niż on myśli.
– Wiem, kim jesteś, pieprzonym dupkiem, który ma wybujałe ego.
– Oh, naprawdę? – rzekł z rozbawieniem. – Cały Londyn jest u moich stóp. Jestem kimś, kto może kupić kamienicę, w której mieszkasz. Mogę jednym ruchem sprawić, że jeszcze tego dnia wraz z Emily będziecie się pakować. Doprowadzę do tego, że ani ty, ani twoi bliscy nie zaznają spokoju. Jedyne wyjście, jakie pozostanie to spakowanie manatków i powrót do Stanów... o ile ci i na to pozwolę.
Jego słowa uderzyły we mnie niczym podmuch wiatru. Nieprzyjemne ciarki przeszły mi po plecach. Zrozumiałam, że jego groźby nie były puste. Był on gotowy na to, by zniszczyć mi życie. Nie tylko pozbawiłby mnie dachu nad głową, ale musiałabym opuścić Londyn. Stałabym się pośmiewiskiem ludzi, nikt by mnie nie zatrudnił w całej Anglii.
– Nie możesz tego zrobić – wykrztusiłam z siebie.
– Naprawdę tak sądzisz? – zapytał, z kpiącym uśmiechem. Chcesz zaryzykować, by móc się o tym przekonać?
Patrzyłam w niego z niedowierzaniem. Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. To, co się działo, brzmiało niczym głupia farsa.
– Nie chce być pana żoną. Nawet pana nie znam, dlaczego pan to robi– odparłam przerażona.
– Już ci mówiłem, mam swoje powody, o których dowiesz się po podpisaniu kontraktu, poza tym upokorzyłaś mnie wczoraj. Powinnaś była dwa razy się zastanowić, zanim wymierzyłaś mi policzek. Zadarłaś z niewłaściwym człowiekiem. Masz szczęście, że nie było tam mediów, bo dzisiaj prasa huczałaby, a ich tematem byłabyś ty.
Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie mogłam się teraz rozpłakać. Resztkami sił spojrzałam na niego, próbując zapanować nad emocjami.
W głowie kłębiły się myśli, że nie mogę mu pokazać, jak bardzo mnie zranił. Musiałam być silna, dla siebie i dla tych, których kochałam. Nie pozwolę, by jego słowa mnie złamały. Uniosłam dumnie głowę i powiedziałam:
– Dobrze, przemyślę pana ofertę – odpowiedziałam, mając nadzieję, że uda mi się znaleźć inne rozwiązanie.
Mężczyzna z zadowoleniem uśmiechnął się szeroko.
– Wiedziałem, że się dogadamy, przygotuję umowę i jutro o dziesiątej spotkamy się w moim apartamencie. Mój kierowca przyjedzie po ciebie do domu o dziewiątej piętnaście, po czym przywiezie cię na miejsce. – odpowiedział pewnym siebie głosem.
– Ale ja jeszcze się nie zgodziłam – odparłam oszołomiona.
– Myślę, że nie masz wyboru, ale daję ci czas na oswojenie się z tą sytuacją, a teraz możesz już iść, do jutra – powiedział obcesowo, wypraszając mnie z biura.
Byłam w szoku. Dlaczego nie sprawdziłam wcześniej prezesa tej firmy? Już sam fakt, że sam lider chciał odbyć ze mną rozmowę, powinien zapalić mi się sygnał ostrzegawczy. Przecież przejrzałam informacje na temat tej korporacji. Niestety mleko się rozlało. Mogłam jedynie mogłam pluć sobie w głowę, za własną głupotę. Może gdybym wcześniej pomyślała, to uniknęłabym tej sytuacji? Tylko czy oby na pewno? Być może znalazłby inny sposób, by się zemścić? W końcu mógł wszystko.
Z trzęsącymi się nogami, wyszłam z gabinetu Barisa Hardinga. Nie wiedziałam, jak udało mi się dostać do windy. Jego słowa ciągle odbijały się echem w mojej głowie. Byłam przerażona. Bałam się tego człowieka. Wiedziałam, że nie cofnie się przed niczym, by mnie zniszczyć.
****
Weszłam do kamienicy z ponurą miną. Sytuacja w gabinecie mnie tak zdołowała, że nie miałam ochoty żyć. Po wejściu do mieszkania powiesiłam płaszcz i wykończona poszłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Pragnęłam zasnąć i już nigdy nie wstać albo obudzić się z informacją, że Baris Harding zginął tragiczną śmiercią.
Leżałam jednak bezsennie, nie wiedziałam, co robić. Nagle zadzwonił mój telefon. Nie chciałam go odbierać, miałam ochotę wyrzucić pieprzony smartfon przez okno, ale za trzecim połączeniem, w końcu odebrałam.
– Słucham – rzuciłam gniewnie. Byłam zła, że ktoś zakłóca mój święty spokój.
– Dzień dobry. Dzwonię ze szpitala. Doktor Coleman z tej strony – przedstawił się, a mi momentalnie zrobiło się gorąco.
Szybko usiadłam na łóżku i wyobrażałam sobie najgorsze, między innymi to, że z tatą mogło być jeszcze gorzej.
– Dzień dobry – za jąkałam się lekko. – Przepraszam za moje zachowanie. Czy coś się stało z moim tatą? – zapytałam niepewnym głosem.
– Panno Jamie, mamy wyniki badań pani taty.
Wzięłam kilka głębszych oddechów, a lekarz kontynuował:
– Sprawa jest poważna. Ma częściowy niedowład ciała, lekki paraliż twarzy i brak czucia w lewej ręce – poinformował.
Poczułam, jakby ziemia osunęła się mi spod nóg. Serce zaczęło bić szybciej, a w głowie pojawił się chaos myśli.
– To niemożliwe. Co teraz zrobimy? – próbowałam zapanować nad narastającym uczuciem paniki. Łzy napłynęły do oczu, a ręce zaczęły drżeć. Ciężar sytuacji przytłaczał mnie coraz bardziej. – Czy on z tego wyjdzie? – dodałam niepewnie.
– Panno Jamie, potrzebne jest leczenie oraz rehabilitacja, aby przywrócić go do zdrowia. Jest to bardzo drogie. Ubezpieczenie nie pokryje wszystkich kosztów. Może wystarczy na góra dwa tygodnie, a gdy wyjdzie ze szpitala, to dalej będzie potrzebował rehabilitacji – kontynuował lekarz.
– Rozumiem, doktorze Olivierze – zrobię wszystko, by zdobyć te pieniądze – odparłam, zrezygnowana.
– Panno Karth, mam nadzieję, że się pani uda. Koszty są bardzo wysokie. Na samo leczenie w szpitalu będzie potrzebne osiemdziesiąt tysięcy funtów, a potem około stu dwudziestu tysięcy na dalszą rehabilitację. Ma pani jakąś rodzinę, która by mogła pomóc? – zapytał z troską w głosie, doktor Coleman.
– Nie mamy nikogo Jesteśmy z tatą sami. Parę lat temu, po śmierci mamy wróciliśmy z tatą ze Stanów do Anglii. Nie mam rodzeństwa – odparłam zawstydzona.
– Rozumiem, to ciężka sytuacja, ale nie bez wyjścia. Mam znajomych, którzy organizują w takich przypadkach, jak wasz zbiórki na leczenie, rehabilitację. Porozmawiam z nimi, chociaż niczego nie obiecuję.
– Naprawdę? Byłaby taka możliwość? – zapytałam zdziwiona, ale też trochę podekscytowana.
– Tak panno Jamie. Skontaktuję się, z kim trzeba i jeszcze dzisiaj dam odpowiedź. Do widzenia – poinformował lekarz.
– Do widzenia – odpowiedziałam, po czym zakończyłam rozmowę. Byłam zdruzgotana. To były ogromne pieniądze, ale też poczułam małą nadzieję, że może uda się zebrać pieniądze dzięki zbiórce, o której wspomniał Coleman.
Skąd mam wytrzasnąć taką kwotę, jeśli zbiórka nie będzie możliwa?
Nagle przed oczami pojawił się mi Baris Harding. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego Olivier Coleman przekazał informacje o stanie ojca, obcej osobie. No i ta zbiórka. Chciał mi pomóc, więc w sumie to nie mogłam się na niego złościć. Za to byłam wściekła na faceta, ale nie miałam ochoty się z nim znowu użerać i dopytywać czy od doktora wie o kosztach leczenia taty.
Dzięki lekarzowi zatliła się w moim sercu nadzieja. Zdałam sobie sprawę, że jeśli pomysł Colemana nie wypali, to naprawdę nie będę miała wyjścia. Nie wyobrażałam sobie, że będę musiała stać się fikcyjną żoną po to, aby mój tata wyzdrowiał. Musiałam przyjąć jego propozycję i wyjść za tego człowieka za mąż. Tylko jak Haring to sobie wyobrażał? Nigdy nie pomyślałabym, że znajdę się w sytuacji, w której mam poślubić obcego człowieka. To wszystko brzmiało jak absurd.
Gniew i upokorzenie ogarnęły mnie już w jego biurze, ale teraz, w domu paląca niechęć do Barisa Hardinga tylko narastała. Targały mną różne emocje, a łzy znowu napłynęły mi do oczu. Dochodziła prawie północ, a wciąż leżałam bezsennie, nie mogąc uwolnić się od jego słów, które wciąż brzmiały w mojej głowie:
Mam dla Ciebie propozycję. Będziesz moją żoną, Panno Khart. Okrutny głos wciąż dźwięczał mi w uszach. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego on brał wszystko, co chciał. Gdzie jest sprawiedliwość na tym świecie?
Próbowałam zapanować nad chaosem myśli, ale one krążyły wokół jego bezczelnych słów. W głowie kołatało mi pytanie, dlaczego akurat ja? Czy to jakiś chory kaprys, czy może zemsta? W końcu nie miałam nic, co mogłoby go interesować. Nie wiedziałam, jak długo jeszcze zniosę ten nacisk, ale jedno było pewne, musiałam dowiedzieć się więcej.
Postanowiłam trochę poszperać w internecie na jego temat, ale najpierw musiałam sobie zaparzyć melisy. Bez tych ziół, bym nie mogła spojrzeć na tego potwora.
Znalezienie informacji o nim było absurdalnie proste. Różne portale się o nim rozpisywały. Te biznesowe wręcz wychwalały osiągnięcia zawodowe Hardinga, a magazyny plotkarskie szukały tanich sensacji, których im nie szczędził.
Mężczyzna był nie tylko najbardziej wpływowym miliarderem w Londynie, jak i całej Anglii, ale też najbardziej pożądanym facetem. Kobiety same rzucały się mu w ramiona. Nie stronił od płci przeciwnej. Lubił otaczać się kobietami, nie stronił od publicznego seksu. Prawdziwy playboy.
Nie miałam za wielkiego wyboru. Zbiórka lub fałszywy ślub. Miałam nadzieję, że to pierwsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro