Rozdział 26
Jamie
Cholerny budzik. Zaraz siódma, a ja nie byłam gotowa. Pierwszy dzień pracy, a byłam bliska zaliczenia wpadki już na starcie.
W końcu kilka minut po siódmej wpadłam do jadalni niczym tornado.
– Przepraszam, mój budzik skapitulował. – odezwałam się do obserwującego mnie Barisa.
Stojąc, wypiłam duszkiem przestudzoną kawę i zamierzałam ruszyć do wyjścia.
– Jamie, gdzie się tak spieszysz? – zapytał chłodno.
– O dziewiątej zaczynam pracę. Dochodzi siódma trzydzieści. Firma jest prawie na drugim końcu Londynu. Jak nie zdążę teraz na metro, to się spóźnię i to pierwszego dnia – odpowiedziałam w pośpiechu.
– Jamie, usiądź – odparł ostrym tonem mężczyzna.
– Chyba żartujesz. Muszę już iść – rzekłam, zmierzając do korytarza.
– Jamie, przestań panikować i choć na śniadanie. – powiedział, stając za mną.
– Naprawdę muszę już iść. Zależy mi na tej pracy i nie chcę jej stracić – odpowiedziałam stanowczo.
– Wiem. Obiecuję, że się nie spóźnisz, chodź – rzekł, chwytając mnie za rękę i prowadząc z powrotem do jadalni.
Posadził mnie na krześle, Lucinda postawiła przede mną kubek świeżej, gorącej kawy, a jegomość usiadł naprzeciwko mnie.
Siedziałam cicho, nerwowo stukając ręką po kolanie. Czekałam, aż Baris w końcu powie, o co mu chodzi.
– Możesz mi powiedzieć, czemu nie pozwalasz mi wyjść do pracy? – nie wytrzymałam.
Byłam strasznie nerwowa i poirytowana. Byłam wręcz bliska paniki, a przed moimi oczami zaczęły się rozgrywać czarne scenariusze.
– Powiedz coś wreszcie?! – wybuchłam.
– Jamie... uspokój się, proszę. Rozumiem, że zaspałaś, ale gwarantuje ci, że do pracy zdążysz. – odparł ze stoickim spokojem, co mnie jeszcze bardziej irytowało.
– Niby jak? Przetrzymując mnie w domu? – mruknęłam zła.
– Gdybyś nie zaspała, to mógłbym ci na spokojnie wszystko wyjaśnić, ale ty wleciałaś jak torpeda, nie zwracając na nic uwagi – odpowiedział, popijając spokojnie swoją herbatę.
–Więc mów, bo oszaleję.
– Nie będziesz jeździła do pracy metrem. – oznajmił, jakby to było coś oczywistego.
– Co? O czym ty mówisz? – zapytałam, mając już dość.
– Masz prywatnego kierowcę do dyspozycji. Rozmawialiśmy już kiedyś na ten temat. Jeśli chcesz gdzieś jechać, on cię zawozi. Jesteś moją żoną i muszę dbać o twoje bezpieczeństwo, poza tym nie wypada, aby żona Barisa Hardinga jeździła do pracy komunikacją miejską – odparł surowym tonem, wbijając we mnie swoje chłodne spojrzenie.
– Lubię przemieszczać się po ulicach Londynu komunikacją miejską – odparłam z żalem w głosie.
– Bardzo cię proszę, Jamie, nie testuj mojej cierpliwości. Powiedziałem ci już kilka miesięcy temu, że wozi cię wszędzie kierowca. Gdzie chcesz, ale poruszasz się z nim. Moje zdanie na ten temat się nie zmieniło. – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Jesteś dupkiem, wiesz? – odparłam wściekła na to, że znowu ustala swoje durne zasady.
– Owszem, ale ten dupek dba o twoje bezpieczeństwo. Nie masz pojęcia ilu wrogów może mieć osoba z taką pozycją jak moja. Na każdym kroku czyhają hieny gotowe dobrać się i to nie tylko do mojego portfela, a ty chodząca sama po Londynie, byłabyś łatwym celem. – rzekł, wstając od stołu.
– Dobrze, skoro nalegasz – odparłam z westchnieniem, podnosząc się z krzesła
– O ósmej kierowca będzie na ciebie czekał na parkingu. Zdążysz na spokojnie, a teraz siadaj i zjedź w końcu to śniadanie, bo jeszcze w pracy zemdlejesz z głodu – rzekł, wychodząc z jadalni.
Byłam na niego zła, ale i głodna. Do wyjścia miałam jeszcze dwadzieścia minut, więc mogłam na spokojnie zjeść posiłek.
Gdy emocje opadły, zdałam sobie sprawę z tego, że jazda z prywatnym kierowcą, to wcale nie jest taki głupi pomysł. Zwłaszcza o tej porze roku, gdy za oknem panował deszcz i ziąb.
Zjadłam śniadanie i, spokojna, wyszłam już z domu. Baris zamknął się w swoim biurze. Byłam zdziwiona, że nie wychodził do pracy, ale nie wnikałam w to.
Philip zawiózł mnie do pracy i, tak jak mówił mój zgorzkniały mąż, nie spóźniłam się, byłam nawet dziesięć minut przed czasem. Nie wiem, czy on znał mapę Londynu na pamięć, czy co, ale to nie było ważne.
Wjechałam windą na odpowiednie piętro i po chwili już pukałam do drzwi Diego.
– Dzień dobry, piękna, jesteś punktualnie, cudownie – przywitał się ze mną rozpromieniony mężczyzna, całując w policzek, co wydało mi się dziwne.
– Dzień dobry – odpowiedziałam uprzejmie.
– Chodź, na początek pokażę ci twoje biuro, a potem wszystko dokładnie omówimy.
Gabinet mój i szefa były obok siebie połączone przeszklonymi, matowymi drzwiami, przez co mógł cały czas obserwować moją pracę. W obu pomieszczeniach panowała prostota i klasyka. Na białych ścianach wisiały obrazy z okładkami ich czasopisma, a na środku pomieszczenia stało mahoniowe biurko. Po prawej stronie był wielki regał z teczkami, segregatorami w takim samym kolorze jak biurko, po lewej stronie było zaś duże, panoramiczne okno wpuszczające do pomieszczenia dużo naturalnego światła. Podobało mi się to miejsce.
Mój pokój do pracy nie był duży, ale przytulny, a z okna rozciągał się widok na okolicę.
– Tutaj masz sprzęt do pracy – wskazał biuro – a tutaj stolik kawowy. Zawsze z rana piję latte – poinformował, dając mi do zrozumienia, jaką mam mu podawać kawę.
– Oczywiście – odpowiedziałam, uśmiechając się promiennie.
Byłam podekscytowana moim pierwszym dniem pracy. To było jak sen, który wreszcie się po miesiącach spełnił.
Diego cierpliwie wszystko mi pokazywał i wyjaśniał. Poinstruował, czym dokładnie będę się zajmowała oraz oprowadził po całej firmie, przedstawiając mnie wszystkim pozostałym pracownikom.
Po godzinie dostałam już pierwsze zadanie. Musiałam zaktualizować kalendarz szefa na ten tydzień oraz zarezerwować dwa bilety na lot w pierwszej klasie. Wyjazd miał odbyć się końcem listopada i wymagał trochę dyskrecji. Nie od razu dowiedziałam się, kto jest drugim pasażerem. Szef wskazał tylko miejsce, datę wylotu, powrotu i w jakim hotelu ma być nocleg. Wiedziałam, że sprawa jest pilna, dlatego z determinacją usiadłam do komputera.
Po minutach analizy dostępnych połączeń znalazłam idealny lot. Poinformowałam szefa, a następnie potwierdziłam rezerwację i wtedy poczułam lekką satysfakcję. Z hotelem również nie było problemów, a nawet były dwa ostatnie osobne pokoje. Chyba miałam naprawdę szczęście.
Wstałam zza biurka i poszłam do gabinetu przełożonego.
- Mam te bilety, proszę. Rezerwacja również jest potwierdzona – podałam mężczyźnie bilety i dokument rezerwacji.
Szefa wziął ode mnie papiery, po czym się im przyjrzał.
- Widzę, że pomyślałaś o wszystkim. Zapomniałem ci powiedzieć o dwóch pokojach, ale widzę, że zabukowałaś je. Świetnie Jamie – pochwalił mnie szef.
- Dziękuję – odpowiedziałam zadowolona, że szef jest usatysfakcjonowany.
- Jeszcze jedno. Lecisz ze mną do Mediolanu.
- Słucham? Jak to? – zapytałam zaskoczona.
- Jedziemy na Fashion Week. Jako moja asystentka będziesz mi towarzyszyć przez te trzy dni. Poznasz ten świat od środka. To będzie wielkie wydarzenie.
- Zaskoczył mnie Pan, nie spodziewałam się tego.
- Kochana, nasza branża jeszcze nieraz cię zaskoczy – uśmiechnął się przyjaźnie.
- Rozumiem.
- Jeszcze jedno Jamie.
- Tak?
- Mów mi po imieniu tak, jak ustaliliśmy.
- Dobrze, a teraz wracam do pracy.
Weszłam do swojego gabinetu i usiadłam na stołku. Z jednej strony byłam podekscytowana na myśl o wyjeździe, a z drugiej pełną obaw. Do tej pory nie poruszałam się w wielkim świecie mody i nie miałam pojęcia, co mnie czeka. Był jeszcze Baris. Obawiałam się jego reakcji na wiadomość o mojej podróży służbowej. W naszym małżeństwie zaczęło się zmieniać, idąc ku dobremu i nie chciałam, by to zostało zaprzepaszczone. Mogłam jedynie liczyć na zdrowy rozsądek swojego męża.
O siedemnastej wyszłam z biura, gasząc za sobą wszystkie światła. Szef miał spotkanie na mieście, a ja skończyłam swój pierwszy dzień pracy.
Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że pracuję. Musiałam się uszczypnąć, by sprawdzić, czy to nie iluzja. Zadowolona udałam się na parking, gdzie czekał na mnie kierowca.
– Dzień dobry, Philip – przywitałam się z uśmiechem.
– Dzień dobry pani. Pan Harding prosił, by przekazać, że czeka na panią w firmie. Mam tam panią zawieźć. – oznajmił kierowca.
– Dobrze, w takim razie jedźmy – odparłam bez przekonania.
Byłam zaskoczona faktem, że chce mnie widzieć u siebie w firmie. Nigdy tam się z nim nie spotkałam. Wyjątkiem był ten feralny dzień, w którym poszłam na rozmowę o pracę. Od tej pory moje nogi nie przestąpiły progu tego budynku, a dzisiaj miałam właśnie tam spotkać się ze swoim mężem.
Wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą. Ze zdenerwowania zaczęły mi się pocić ręce. No i dobry nastrój szlag trafił. Nie chodziło o to, że miałam się spotkać ze swoim mężem. Nie bałam się Barisa. To wspomnienia powodowały, że żołądek zacisnął mi się niczym supeł. Dzień, w którym przekroczyłam próg jego firmy, zmienił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Nie miałam ochoty wracać do retrospekcji minionych wydarzeń, a to miejsce powodowało, że wszystko wróciło.
– Pani Harding, jesteśmy na miejscu – oznajmił kierowca.
– Tak... dziękuje, poczekaj, nim wrócę – powiedziałam do szofera, wyszłam z auta.
– Pani Harding, pani mąż poinstruował mnie, że pani wróci z nim do domu. – odpowiedział Philip.
– Och, dobrze, w takim razie do widzenia – odpowiedziałam i zamknęłam za sobą drzwi.
Ruszyłam pewnym krokiem po schodach, drzwi się przede mną rozsunęły i weszłam do środka. Stanęłam na chwilę, rozglądając się po pomieszczeniu, po czym ruszyłam do recepcji.
– Dzień dobry. Pan Baris Harding u siebie? – zapytałam się młodej kobiecie, zerkającej na mnie znad monitora swojego komputera.
– Dzień dobry. Tak, pan Harding jest u siebie, ale ma teraz spotkanie. Była pani umówiona? – zapytała grzecznie.
– Nie byłam umówiona, ale na pewno mnie oczekuje. – odpowiedziałam, niecierpliwiąc się.
Nie lubiłam tej całej otoczki przesadnej uprzejmości, która panowała w tych wszystkim wielkich przedsiębiorstwach w Londynie. W Stanach było zupełnie inne podejście. Tutaj człowiek, wchodząc do budynku, czuł się jak intruz.
– Och, muszę w takim razie zadzwonić do pana prezesa i się upewnić czy może panią przyjąć – odparła młoda szatynka.
– Skoro pani musi – rzekłam.
– Kogo mam zaanonsować? – zapytała, podnosząc słuchawkę od telefonu.
– Proszę przekazać panu Hardingowi, że przyszła jego żona – odparłam, wbijając wzrok w kobietę, która niemal natychmiast oblała się szkarłatem.
– Dobrze, już dzwonię. – wydukała.
Nim zdążyła się dobrze odezwać do telefonu, już było po rozmowie. Widać było, że kobieta była nieźle zmieszana.
– Pani mąż na panią czeka. Miłego dnia – odparła zdenerwowana, wysilając się na uśmiech.
– Dziękuję – rzekłam i ruszyłam w kierunku wind.
Gdy drzwi windy otworzyły się na odpowiednim piętrze, wysiadłam z niej i ruszyłam długim korytarzem w dobrze znanym mi kierunku. Szłam jak zahipnotyzowana. Nogi same mnie prowadziły do biura, jakby znały drogę na pamięć.
– Dzień dobry, Baris u sie... – zapytałam sekretarki, ale nie zdążyłam, ponieważ drzwi się otworzyły i stanął w nich mój mąż.
– Witaj, kochanie, czekałem na ciebie, wejdź – odezwał się, czekając przy otwartych drzwiach.
Bez słowa weszłam do gabinetu. Harding wszedł za mną, zamykając za sobą drzwi.
– Po co chciałeś się ze mną tutaj spotkać? Nie mogliśmy się zobaczyć w domu? – zapytałam, odwracając się do niego przodem.
– Nie, ponieważ zabieram cię na kolację – odparł, całując mnie w policzek.
– Jaką kolację? O czym ty mówisz? – spytałam zaskoczona.
– Chcę zjeść z moją żoną kolację na mieście. Co w tym dziwnego Jamie? – zapytał, gładząc mnie po policzku.
– Kolacja? Na mieście? Gdzie tkwi haczyk? – prychnęłam, dając do zrozumienia, że nie dam się zwieść jego czułym gestom i słowom.
– Nie rozumie, dlaczego zaraz we wszystkim widzisz jakiś podstęp? – zapytał, chowając ręce do kieszeni i unosząc brew.
– Baris Harding, którego znam, nigdy nie robi niczego bezinteresownie – odparłam, patrząc mu prosto w oczy, które w tej chwili mocno pociemniały.
– Masz rację, rozgryzłaś mnie – rzekł, wzdychając, jakbym go przyłapała na gorącym uczynku.
– Wiedzia... – Chciałam się odezwać, ale wtedy on mnie zaskoczył. Objął mnie ręką w pasie, przyciągając mocno do siebie i pocałował. Po chwili nasze języki badały się wzajemnie. Całował mnie mocno, nie pozwalając się wyswobodzić z jego objęć.
Rozpłynęłam się w tym pocałunku. Kolana się pode mną ugięły, a po kręgosłupie przeszedł przyjemny dreszcz.
– Przejrzałaś mnie. Nie mogłem się doczekać, kiedy to zrobię. Cholera Jamie smakujesz tak dobrze, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak na mnie działasz – rzekł czubkiem nosa, pieszcząc mnie po policzku.
– Przestań, proszę – mruknęłam cicho, przymykając oczy na jego pieszczoty, którym było mi coraz trudniej się oprzeć.
– Wiem, jak na ciebie działam. Całe twoje ciało drży, gdy jesteś w moich ramionach. Dlaczego się przede mną ciągle bronisz? – zapytał, skubiąc zębami płatek mojego ucha.
– Nie ufam. Mam ku temu dość dużo powodów – odparłam, przełykając gulę w gardle.
– Zapomnijmy o tym, co było. Chcę zacząć od początku, tylko ciebie chcę – rzekł, składając lekkie, niczym piórko, pocałunki na mojej szyi.
Ciągle trzymał mnie mocno w ramionach, jakby się bał, że mu ucieknę. Szczerze mówiąc, zapewne bym to zrobiła, gdybym miała taką możliwość.
– Ojej, przepraszam, nie wiedziałam, że... – jąkała się sekretarka.
Baris przestał mnie momentalnie całować, odwracając się gwałtownie w stronę drzwi, w których stała jego pracownica.
– Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać. Ja... ja – zaczęła się jąkać, widząc złowrogi wyraz twarzy swojego szefa.
– Ile razy mam mówić, że nie życzę sobie, aby mi przeszkadzano. Nikt nie ma prawa wchodzić do mojego gabinetu bez pukania i wyraźnego zaproszenia. Chyba dość długo Claire tutaj pracujesz, żeby znać zasady, które wyraźnie ci przedstawiłem – ochrzaniał swoją pracownicę, jakby popełniła największy błąd w swoim życiu.
– Jeszcze raz przepraszam pana, panie prezesie. Chciałam tylko dać panu papiery do podpisu. Pana ojciec mówił, że to pilne. – powiedziała przerażona kobieta.
– Dlatego postanowiłaś wejść jak do siebie? – odpowiedział, zabierając teczkę z dokumentami od sekretarki. – Możesz już iść i lepiej, by taka sytuacja się więcej nie powtórzyła.
– Dobrze, proszę pana – odparła i wyszła, zamykając ze sobą drzwi.
Mężczyzna podszedł do biurka, przejrzał dokumenty, po czym je podpisał i wezwał sekretarkę, by przyszła po papiery i odniosła ją do starszego Hardinga.
– Proszę – odezwał się mój mąż, słysząc pukanie do drzwi.
Do gabinetu weszła kobieta, stojąc i czekając na to, co ma jej do przekazania szef. Widać było, że pracownicy się go boją i czują do niego respekt.
– Widzisz, jak chcesz, to potrafisz, zapukać jak należy. – powiedział mężczyzna, podchodząc do niej z teczką. – Zanieś te dokumenty mojemu ojcu. I jeszcze jedno, wychodzimy z moją żoną, dzisiaj już mnie w biurze nie będzie. – dodał i wskazał sugestywnie głową, że kobieta może odejść.
– Dobrze, proszę pana – odparła i wyszła.
– To co, gotowa na świętowanie? – zapytał, odwracając się do mnie.
– Świętowanie? Mamy co? – zapytałam zaskoczona i lekko oszołomiona sytuacją, która miała miejsce jeszcze chwilę temu.
– Owszem, Jamie, mamy. Dzisiaj był twój pierwszy dzień pracy. Musimy uczcić twój sukces – rzekł, całując mnie przelotnie w usta.
Musiałam przyznać, że z dnia na dzień mój mąż zaskakiwał mnie coraz bardziej. Wyszliśmy z jego biura w milczeniu, trzymając się za ręce jak zakochani, jak normalna para, która pobrała się z miłości, a nie którą łączył jakiś układ.
To było miłe uczucie. Pragnęłam, by było to prawdziwe. Zaczynałam coś czuć do tego mężczyzny, ale nie zamierzałam się nad tym rozwodzić, ani tym bardziej mówić mu o tym, dopóki się nie upewnię, czy jego intencje w stosunku do mojej osoby, są prawdziwe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro