10
Gdy Jean z ulgą dotarł wraz z resztą do Głównych Koszar natychmiast stracił dobry humor gdy tylko zobaczył jak członkowie Brygady Zaopatrzeniowej chowają się pod meblami i wszędzie tam gdzie tylko mogą z bladymi przerażonymi twarzami.
- Wy jesteście z Brygady zaopatrzeniowej, prawda? - Ci nic nie odpowiedzieli jednak nie musiał otrzymywać od nich potwierdzenia, złapał w końcu jednego z nich ukrywającego się pod biurkiem po czym uderzył go w twarz tak mocno że z dziąseł i nosa poleciała mu krew
- Przestań Jean! - Krzyknął Marco szybko podbiegając i łapiąc Jeana chcąc go powstrzymać
- Wystawili nas do wiatru! - Usprawiedliwiał swój czyn Jean próbując się wyrwać by jeszcze dołożyć chłopakowi - Macie pojęcie ilu zginęło!
- Tytani dostali się do magazynu! - Powiedziała z rozpaczą dziewczyna z Brygady kucając nad ledwo przytomnym kolegą zalewając się łzami - Co mieliśmy zrobić!?
- Powstrzymywanie ich to wasze zadanie! - Krzyknął w złości Jean jakby zapominając o czym mówi
W tedy wszyscy usłyszeli mocny świst pwietsza. Ktoś krzyknął by wszyscy rzucili się na ziemię ale było za puźno, olbrzymie uderzenie wstrząsnęło pomieszczeniem niszcząc jedną ze ścian. Gdy kurz opadł w śród tych niektórych wybuchła panika która przeniosła się na resztę. Przerażenie uciekali bądź chowali się wszędzie gdzie się dało. Jean załamał się i niepotrafił zrobić choćby kroku.
I gdy już sądził że to jego czas dobiegł już końca, że ich czas dobiegł końca i nic już ich nie uratuje... Wtem świat się dla niego na chwile zatrzymał i jakby zaczął powoli nabierać tępa.
- Co!? - Zdążył jedynie powiedzieć gdy nieznane mu zielone światło uderzyło w jednego z tytanów tak mocno że nie tylko rozwaliło mu pół twarzy ale i zepchnęła go, a co za tym idzie, i drugiego tytana w dół
Zobaczył jeszcze jak cos dużego i czarnego z wyciem przelatuje nad wyrwą w ścianie. Wtem zamarł gdy z za ściany wyłonił się czarny, chyba metaliczny, obiekt który ustawił się idealnie po środku ściany prawie w całości ja zasłaniając a z dużego koła którego Jean nie potrafił nazwać buchały błękitne płomienie ognia. To coś ciskało w dół zielone promienie które, jak zauważył, z jakiegoś powodu mocno rozgrzały powietrze wypełniając je zapachem nieprzyjemnej spalenizny.
Przez to wszystko ledwo zaobserwował jak przez szyby wpadła Mikasa i Connie z Arminem w ramionach.
- Wy żyjecie!? - Zawołał nie wierząc własnym oczom Jean
- Nie teraz - Odparła Mikasa - Szybko! Do wierzy!
- Sir - Do Erena podszedł jeden z oficerów mostka - Działa gotowe, pozycja zajęta, czekamy na rozkaz otwarcie ognia - Zameldował
- Hm - Mruknął Eren spoglądając na panoramę miasta pogrążonego w ogniu i zniszczeniu a następnie przeniusł wzrok na Imperialną kanonierkę która właśnie wystartowała i poszybowała w stronę miejskich koszar - Czekamy aż zakończy się ewakułacja - Odparł w końcu
- Sir, pragnę przypomnieć że dowództwo nieustannie...
- Dobrze o tym wiem podporuczniku - Uciszył go zdenerwowany jego zachowaniem - Teraz jednak musimy czekać, uderzymy gdy nadejdzie ta chwila
Tak jest - Odparł oficer choć niechętnie i bez przekonania po czym odszedł
Jean wysłuchał w spokoju pomysłu Mikasy i Armina mającego wydostać ich z tego gówna w jakim się znaleźli. Był prosty, podstępem wyeliminować tytanów w magazynie z gazem, po czym użyć go by przebić się na główne mury. Jednak...
- Tam na pewno jest jeszcze sporo Tytanów, możemy się nieprzebić
- Wiemy jednak latający obiekt dość skutecznie je iliminuje - Zauważył Armin - Mamy dzięki niemu większe szanse
- Ale dalej niewielkie - Odparł Jean - Ciągle słyszę jak oddaje strzały, to jasno świadczy o tym że jest ich tam od groma skoro do tej pory się z nimi urzera i nie jest tak skuteczny
Nagle usłyszeli odgłosy za za drzwi które prowadziły na schody którymi tutaj przyszli.
- Cicho - Syknęła Mikasa
Wszyscy zamarli z lękiem wpatrując się w drewniane drzwi. Z za nich dźwięki nabierały na sile. Jakby stukot butów o posadzkę. Gdy już się wydawało że już są pod drzwiami, ucichły. Jean, ze strzelb w dłoni przełknął ślinę i zrobił kilka kroków w stronę drzwi mocno ściskając broń w dłoniach. Jednak nie zrobił więcej niż kilku kroków gdy drzwi zostały wywarzone. Przerażeni rekrucie albo chwytali ze strachem za broń lub krzyczeli i uciekali na tyły. Do pomieszczenia nie wbiegli jednak Tytani, jak wszyscy się obawiali a ludzie zapięci w białe zbroje. Było ich siedmiu. Sześciu z nich stworzyło formacje wokół drzwi a za nimi stał, zdaje się, ich dwudztwa co wnioskowali po pomarańczowym naramienniku. Żołnierze gdy tylko wpadli nerwowo rozglądali się w około po pomieszczeniu machając swoimi czarnymi niewielkimi pistoletami zdawało by się we wszystkie strony ale po szybkim zapoznaniu się z sytuacją opuszczali broń jednak trzymali ją w gotowości.
- Kim jesteście? - Krzyknął jeden z kadetów celując w intruzów bronią palną
- We are allies - Odezwał się zapewne dowódca z pomarańczowym naramiennikiem - We're taking you out of there
Wszyscy stali jak słup soli nie rozumiejąc ani słowa które opuściły gardło nieznajomego. W śród wielu wzmorzyło to tylko nieufność wobec przybyszy.
Dowódca Szturmowców zdawał sobie sprawę z tej bariery językowej i wiedział że ma niewielkie pole manewru i że w tej sytuacji istnieje tylko jedno wyjście ku rozwiązaniu tej sytuacji.
- Blasted damn, everybody do what I do! - Krzyknął zwracając uwage swoich ludzi
I ku ich ogromnego zaskoczenia ich kapitan rzucił blaster o ziemię. Wprawiło ich to w konsternacje tak samo jak kadetów. Nie byli pewni czy mogą to zrobić. Jednak rozkaz to rozkaz i wszyscy rzucili blastery na ziemię
- Co oni robią? - Spytał zaskoczony Connie
- Dają nam do zrozumienia że nie mają złych zamiarów - Powiedział Armin dalej zaskoczony powoli wychodząc im na przeciw
- Co ty robisz? - Spytała Mikasa zaniepokojona zachowaniem Armina
- Spokojnie, jeśli mam rację - Nerwowo przełknął ślinę - Będzie dobrze... chyba - Zaśmiał się nerwowo
Stanął kilka kroków od szturmowców. Wyciągnął do przodu dłoń w której trzymał niewielki sztylet. Szturmowcy spięli się gotowi obezwładnić Armina w razie podejrzanego ruchu. Ten jednak upuścił sztylet na ziemię dając do zrozumienia że też nie mam złych zamiarów.
Dowódca Szturmowców odetchnął cicho po czym zdjął z głowy hełm dając do zrozumienia pozostałym kadetom że też jest człowiekiem. Następnie zbliżył się do chłopaka o złocistych włosach i wyciągnął do niego rękę. Armin przez chwile się wahał jednak w końcu uścisnął dłoń obcego człowieka. Kapitan w odpowiedzi kiwnął głową po czym puścił dłoń blondyna i założył swój hełm. Patrzyli przez chwile na siebie nie wiedząc co dalej zrobić. Niepewność i nieufność wciąż były obecne. Nie ułatwiło to sytuacji. W końcu wskazał ręką w górę.
- Słucham? - Spytał Armin specjalnie gestykulując nie rozumiejąc gestu nieznajomego
Kapitan parę razy poruszył ręką w górę i w dół by dać blondynowi do zrozumienia by szli na górę.
- Co to ma być? - Spytała Jean sceptycznie obserwując przybyszy
- Chyba chce byśmy szli na górę - Powiedziała Mikasa
Wszyscy wlepili w nią wzrok. Niedowierzali.
- Po cholerę!? Tam już nic na nas nie czeka!
- Take Blasters! We're going upstairs! With as many local people as we can! Notify the Circulator! - Rozkazał Kapitan wiedząc że z tą barierą językową niewiele wskóra
Pozostali w białych zbrojach zgodnie z rozkazem łapali za blastery i zaczęli pchać kadetów w stronę wejścia na górę co nie było dość przyjazne i nie zostało przyjęte zbyt dobrze.
- Powaliło ich! - Krzyczał Jean - Przecież tam wszyscy...!
- Zaufajmy im! I tak nie mamy lepszego wyboru! - Krzyknął Armin
- Na dole są zapasy gazu! Jeśli je odzyskamy możemy... - Protestował dalej Jean
- I stracimy od cholery naszych - Przerwał mu Connie nieco zaskakując tym resztę
- Move it! - Warknął jeden w białych zbrojach popychając ich
Nie mieli wyboru. Musieli się udać na górę i mieć nadzieję że nie pożałują tej decyzji.
TIE przelatywały nad całym okręgiem w przeciągi kilku sekund, nieustannie zasypując okolice serią pocisków i rakiet które niszczyły wiele zabudowań. Trost z perspektywy żołnierzy na murze jak i po za nim, którzy widzieli ogromne słupy dymu i słyszeli potworne eksplozje, płonął. Jednak dla wprawnego oka nie była to prawda. Generał Pixsis widział że atakowane są jedynie regiony w których zbierały się większe grupy Tytanów. Oznaczało to że ktoś sterował obiektami, wiedział o zasadach taktyki, jednak w sferze domysłów dla niego był fakt iż dlaczego niektóre skupiska pozostawały nietknięte. Podejrzewał że to może z powodu zbyt małej liczby obiektów co uniemożliwiało im atakowanie wszystkich jednak miał też teorię mówiącą że to z powodu przebywających tam ludzi te części Trostu były oszczędzane. Były to jednak tylko domysły których, na razie, nie mógł potwierdzić.
Kadeci przeżyli szok widząc widok płonącego Trostu. Wcześniej wielu z nich nie zwracało zbyt dużej uwagi na latające obiekty na niebie zajmując się ratowania swojego życia. Teraz widzieli jak obiekty nurkowały, oddawały strzały i wzlatywały w powietrze z niebywałą wręcz prędkością będąc nieosiągalnym celem dla Tytanów.
- Don't look back! Offload them onto the Gunboat as fast as you can! - Krzyknął dowódca szturmowców
- Yes it is sir! - Odpowiedzieli churem sztórmowcy
- O czym oni gadają? - Zastanawiał się na głos Rainer
- Może na o tym? - Powiedziała sarkastycznie Annie wskazując palcem w niebo
Tam zobaczyli metalowy obiekt znacznie dłuższy i nieznacznie większy od obiektów ostrzeliwujących Trost. Szturmowiec dowódca zaczął machać do Kanonierki by ta się zapewne pośpieszyła. Nikt nie zwrócił uwagi jak większość żołnierzy w białych zbrojach ustawiła się żątkiem celując swoimi blasterami w dół. Gdy kanonierka nadleciała ustawiła się równo z poziomem barierek po czym otworzyła się zaskakując Kadetów. W środku było kolejnych dwóch szturmowców.
- Co mamy teraz zrobić? - Spytała Sasha i ten moment wybrał sobie Imperialny Kapitan by stanąć tuż koło niej
- Get in!
CDN
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro