Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 024 „Szczęśliwe zakończenia nie tylko dla żywych"


„A w życiu nie ma powrotów,

Czas przecież nigdy nie zawraca"

Kroniki autorskie 025:

Czuje dziwną łezkę w oku, gdyż zdaje sobie sprawę, że to ostatni rozdział tej historii.

Wciąż mam niepewność, czy wszystko dobrze napisałam.

Czy cała historia powstała w taki sposób w jaki chciałam ją wam pokazać. Tak. Ta niepewność z pewnością pozostanie na długo.

Dlatego każde wasze słowo jest mile widziane. Piszcie w komentarzach o emocjach jakie wam towarzyszyły podczas czytania. A może są jakieś błędy, czy sytuacje, które nie powinny mieć w ogóle miejsca. Czekam na wasze słowa a tymczasem zapraszam do czytania.

*~*~*

(mystic Falls, kilkaset lat wcześniej)

Dwie kobiety, ubrane w dość nędzny strój stały nad brzegiem pustki, otaczającej małe miasteczko.

Nie było tu nic po za lasami i rzeką. Wiedziały jednak, że wkrótce powstanie. Przybyły tu gnane wizją z przeszłości. Tutaj właśnie miała rozpocząć się wielka, magiczna przygoda. Nie wiedziały jak daleko ona sięgnie. Liczyły tylko, że ich moc rozpocznie coś dobrego dla wszystkich. Tego właśnie pragnęły. Po za tym chroniły swój dar przed siostrą. Ciemna strona kobiety pragnęła zagarnąć wszystko dla siebie. Nie mogły do tego dopuścić.

- Ten medalion będzie darem dla wybranej .... – powiedziała z namysłem kobieta. – Odnajdzie ją po krwi. Dzięki niemu uratuje swój świat. Niestety każda magia ma swoją cenę. Ona będzie musiała zapłacić najwyższą. Niestety nie mamy wyjścia. Tylko w ten sposób magia zostanie zachowana. Nie mamy żadnego wyjścia.

- Wiem .... – przyznała starsza dziewczyna. – Niestety w obecnym sytuacji nie mamy wyjścia. Jeśli czegoś nie zrobimy wówczas świat przestanie istnieć na zawsze, a nasza magia wraz z nim.

Kobieta skinęła głową ze zrozumieniem. W końcu nie miały wyjścia. Wiele żyć zależało od nich. Tu Mystic Falls da początek nowej historii. Będzie kolebką magii jeśli odpowiednie osoby nim pokierują. Młodsza wyciągnęła medalion w kształcie miecza owiniętego przez węża. Klinga mocno lśniła. Czuła jak moc przechodzi przez nią. Od pokoleń ta silna magia ratowała wiele istnień. Bardzo dużo też niszczyła wokół siebie.

- Mocy sióstr kapłanek niech spłynie na wybraną, która jej dotknie i da siłę nas wszystkich. Niech zjednoczy potęgę wiedźm na świecie. Tylko w ten sposób zwyciężą i zostaną niepokonane. Wierzyła w ich nieskończoną magię. Od pokoleń przechodziła przez ciała. Łączyła w jedności. W ogniu jaki rozbłysnął pojawiła się twarz pięknej dziewczyny z przyszłości. Dzierżyła w ręku miecz przeznaczenia. Gotowa do ostatecznej walki. Jej przeznaczenie wkrótce miało nadejść.

*~*~*

-Dzięki za telefon, Matt....

Jess rozłączyła się i westchnęła cicho. Stan śpiących mieszkańców nie poprawiał się. Musiała działać jak najszybciej. Nie rozumiała w jaki sposób Katherine znalazła wyjście z piekła, ale ta wiedźma potrafiła zrobić wszystko. Zniszczyć każdą szczęśliwą rzecz jaką chcieliby tu zrobić. Nienawidziła ich tak bardzo i ta nienawiść ją przerażała. W końcu sama odpowiadała za wszystko, co ją spotkało. Najwyraźniej nie docierało to do niej. Widocznie wszędzie musiał znaleźć się wampir, który chciał zniszczyć cały świat. Oni mieli tylko najgorszego. Katherine Pierce. I jeśli jej nie powstrzymają odbierze im wszystko. Tuż obok niej stała Karen Dragon. Martwiła się stanem Bonnie. Postanowili wszystkich ułożyć obok siebie. Ciemne chmury nad Mystic Falls nie wróżyły nic dobrego. Stefan wciąż przebywał z Katherine. Musiał ją czymś zająć, gdy one będą próbowały odnaleźć tajemniczy medalion o którym słyszała w wizjach Tessy. – Ich stan wciąż się nie poprawił. Czuwa nad nimi.

- Chociaż jedyna normalna osoba w tym świecie ... - mruknęła cicho Karen, na co Jess przytaknęła. Chociaż Matt popełnił w życiu parę błędów, wciąż pozostawał niezmienioną osobą. Podobnie jak Enzo i Tyler na których obecnie nie mogli liczyć. Tuż po rozstaniu z Caroline Tyler wyjechał i nie wrócił już, a Enzo wspiera Klausa w Nowym Orleanie. Od Freyii słyszała, że mają poważne kłopoty z Hope i znów musieli ratować dziewczynkę. Moc niezwykłego dziecka przyciągała. Podobnie czuła będzie w przypadku jej małej. Znów odruchowo pogłaskała się po brzuchu. Wierzyła iż zdoła powstrzymać przyszłość jaka ich czeka. Dziecko, które w sobie nosi będzie miało najnormalniejsze życie pod słońcem.

- Kiedy opowiesz im o dziecku? – zapytała ją wyrywając z zamyślenia, Karen. Jess wyglądała na zaskoczoną, ale nie zaprzeczyła. – Jestem wiedźmą. Od dawna podejrzewałyśmy z Bonnie. Starała się nawet szukać rozwiązania, by złagodzić twój głód krwi. Wiedziała, że musi dbać nie tylko o siebie, ale również o maleństwo, które w niej żyło. Tak. Dziecko zdecydowanie dodawało jej sił.

- Już wkrótce .... – wyznała szczerze. – Kiedy zwyciężymy te walkę wezmę ślub z Damonem. Planuje żyć długo i szczęśliwie. Nie dopuszczę, by ktokolwiek zepsuł moje plany. Zwłaszcza Katherina Petrova.

Karen zaśmiała się cicho, słysząc zaborcze słowa dziewczyny. Wierzyła w nią. Przeszła długą drogę, by stać tutaj. W tym miejscu. Mogła liczyć na swoje szczęśliwe zakończenie. Jeśli tylko odpowiednio o nie zawalczy.

Obydwie odważnie stanęły na wrzosowiskach. Z oddali widać było ruiny domu. Tam wszystko się zaczęło. Została napisana ich historia. Historia, która swój ciąg dalszy miała dzisiaj. Ruszyły do przodu, ignorując ogarniające je przeczucie. Jess z oddali słyszała złowrogie głosy. Kazały jej zawrócić. Poddać się. Lecz ona parła do przodu. Nie mogła tego zrobić. Zbyt wiele zależało od niej. Nagle poczuła jak ziemia osuwa się jej spod stóp. Krzyknęła. Zaczęła spadać. Próbowała złapać się czegokolwiek, ale pochłaniała ją ciemność. W pewnym momencie z łoskotem upadła na mokrą posadzkę. Jęknęła czując ból w kościach. Nigdzie nie było Karen. Została całkiem sama w dziwnej jaskini. Słyszała szum wody. Tajemnicze głosy ucichły. Zamiast tego spostrzegła dziwną kulę światła. Ruszyła instynktownie, wdeptując w jakieś pozostałości wody. Jaskinia wydawała się nie mieć końca. Szła, szła, nie zatrzymując się w ogóle.

- Powinnaś zawrócić! – usłyszała w głowie rozkazujący głos. – Póki nie jest za późno i możesz uratować siebie oraz dziecko, które nosisz.

Na wzmiankę o dziecku Jess gwałtownie się zatrzymała. Nic nie miało dla niej większego znaczenia niż maleństwo, które w sobie nosiła. Poświęciłaby dla niego naprawdę wszystko. Jednak, czy również życie mieszkańców Mystic Falls też? I ukochanego? Pokręciła głową. Bez względu na cokolwiek nie mogła się cofnąć. Musiała iść do przodu. Zignorowała kolejne głosy i ruszyła za światłem. Zatrzymała się, gdy usłyszała mocniejszy szum wody. Jej oczami ukazał się podziemny wodospad. Po jego środku wystawał duży kamień na którym błyszczał kryształ.

- To nie może być aż tak łatwe ... - mruknęła wyraźnie poirytowana. Wzięła głęboki oddech i wsunęła stopę w wodę. Wzdrygnęła się, gdy poczuła jak bardzo jest zimna. Jęknęła cicho, ale nie zawahała się. Wzięła głęboki oddech po czym zanurkowała cała. Nie dzieliła ją zbyt duża odległość, lecz w pewnym momencie poczuła jak coś ją szarpnęło. Zaczęło pochłaniać coraz bardziej. Próbowała wypłynąć na powierzchnię. Walczyła z coraz mocniejszym prądem. Krzyczała i wierzgała coraz bardziej. Niestety woda okazała się być bardziej niebezpiecznym żywiołem niż myślała.

- Nie wyjdziesz stąd żywa! – usłyszała. Nie zamierzała się poddać. Wręcz przeciwnie. pragnęła walczyć każdej chwili coraz bardziej. Młóciła rękami o każdy centymetr wolności. Nogami również. Jakoś zdołała wypłynąć, chociaż nie było to łatwe. Jęknęła dotykając kamienia i kalecząc sobie dłonie. Nie zważała na to. Wspinała się aż w końcu sięgnęła po co przybyła. Medalion, który miał dać jej moc pokonania zła jakie zasiała Katherine. Ledwie go dotknęła, a wszystko rozpłynęło się wokół.

- Jess! – Karen złapała ją nim zdążyła wylądować na ziemie. Obydwie upadły z trudem łapiąc oddech. – Zniknęłaś tak nagle. Nie wiedziałam co się stało. Moja magia zaczęła wariować, gdy usiłowałam cię przywołać.

- To było zaklęcie ... - wyjaśniła wampirzyca. – Udało mi się. Zdobyłam to po co przybyłyśmy. Medalion ... - pokazała błyszczący klejnot. – Czuje bijącą od niego moc. Moc tysiąca czarownic przed nami. Niezwykłe uczucie. Tylko z tą mocą ocalimy Mystic Falls nim Katherine zasieje spustoszenie.

- Jesteś pewna, że to zadziała? – Karen spojrzała na dziewczynę pełna wątpliwości. Jess ją rozumiała. Ona też je miała przez chwilę. Jednak tym razem zamierzała iść do przodu. Już nigdy więcej się nie zawaha ani nie przestanie walczyć. Napędzała ją miłość. Jak zawsze do tej pory. Tak wiele minęło od kiedy przybyła tu, by powstrzymać Klausa. Zdążyła nauczyć się przestać żyć w strachu. Pogodziła z własnym losem.

- Musimy spróbować! – powiedziała pewnie i ruszyły w stronę domu. Miały zamiar zakończyć wszystko, tam gdzie się zaczęło. Zwycięstwo stało przed nimi otworem.

*~*~*

-Nawet nie wiesz Stefanie jak bardzo czekałam na tę chwilę ...

Powiedziała Katherine, dumnie unosząc głowę. Była jak zawsze piękna, kusząca oraz niebezpieczna. Przez ostatnie lata Stefan zdążył już poznać wszystkie jej sztuczki. Kiedy umarła po ostatnim wybryku poczuł ulgę, lecz niestety ona znowu wróciła. Nie zapomniała o nich. Wręcz przeciwnie. – Zaskoczyliście mnie z Damonem. Dość szybko pogodziliście się po stracie Eleny. A myślałam, że tak bardzo ją kochaliście.

- Bo tak było ... - przyznał Stefan szczerze. Usiłował opanować strach. Musiał znaleźć jakiś sposób, by ją powstrzymać. Nie wiedział tylko jak powinien to zrobić. Tkwili w pułapce, którą rzuciła na nich Katherine. – Jednak ona odeszła, a życie idzie naprzód. Każdy z nas musiał ułożyć sobie życie od nowa. Myślę, że wiesz dlaczego Damon jest z Jess. Zniszczyłaś niejedno życie, gdy przybyłaś tu po raz pierwszy.

Katherine wybuchła gromkim śmiechem.

- A więc złamaliście klątwę... - mruknęła z uznaniem. – Nie spodziewałam się, że kiedyś do tego dojdzie. Klaus szukał naprawdę mocnego zaklęcia. Chciał ją całkowicie wymazać. No cóż. Nie udało mu się. Wielka szkoda. Mimo wszystko Jess zaimponowała Katherine, co się rzadko zdarzało. Klaus miał racje. Ta dziewczyna posiadała w sobie coś niebezpiecznego. – No cóż. Nawet wielki Klaus Michaelson musi kiedyś przegrać. Widzisz Stefanie. Zadbałam o każdy szczegół. Wkrótce te miasteczko nawiedzi coś więcej niż zwykła klątwa. Spłonie żywcem, a wraz z nim wszyscy mieszkańcy tego przeklętego miejsca. Nie zostanie żaden ślad iż kiedykolwiek tu było życie. Przeszłość zniknie wraz z przyszłością. A ja będę mogła odejść ze spokojnym sumieniem.

- Zabijając niewinnych ludzi? – Stefan był w wyraźnym szoku, słysząc jej słowa. Ogrom nienawiści dosłownie go przerażał. Nie tego się spodziewał. Wręcz przeciwnie. zawsze uważał Katherine za nieszkodliwą wariatkę. Najwyraźniej wszyscy pomylili się co do oceny kobiety. Umarła, a jednak znalazła sposób, by wrócić. Pragnęła zemsty. Nic innego nie miało dla niej żadnego znaczenia. Ani kogo przy okazji ubije. Wszelkie ofiary zawsze zabierała ze sobą. Stefan przez lata zdążył poznać jej mroczną stronę. Dbał też, by Damon nigdy jej nie zauważył . niestety. Piekło często bywały dobrymi chęciami stworzone. – Naprawdę uważasz, że to dobra droga do celu?

Katherine prychnęła niezbyt elegancko po czym pokręciła głową. Nie wyglądała przy tym jak dama, którą pragnęła udawać przed całym światem. No cóż. On więcej się nie nabierze. Teraz dziwił się, że w ogóle kiedykolwiek mu się podobała. Kochał Caroline. Naprawdę. Te uczucie było znacznie silniejsze niż uważał wcześniej. Wcale nie umniejszało temu co czuł niegdyś do Eleny. Można kochać kilka razy. Sam tego doświadczał.

- Wielka szkoda Stefan ... - powiedziała niemal ze współczuciem. – Liczyłam na odnowienie znajomości. Niestety. Nasza znajomość dobiega końca Stefan. Długo walczyłam o ciebie. Naprawdę zależało mi na tobie. Możesz myśleć co chcesz, ale cię kochałam. Byłeś dla mnie bardzo ważny, jednak pozbycie się ludzkich uczuć sprawiło, że jestem tym kim jestem obecnie. Sam powinieneś zrozumieć, to najlepiej.

Stefan skinął głową. Sam kiedyś podjął taką decyzje. Był wówczas Rozpruwaczem, ale to odległe czasy. Dzisiaj zamierzał żyć zupełnie inaczej. Rozumiał jednak Katherine, a przynajmniej się starał. Nie miał pojęcia jakim cudem wróciła. Wolał chyba nie wnikać. W Mystic Falls nic go nie zaskoczy. – Wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdziła, prawda? Może napijemy się za stare dobre czasy? W końcu nasza bohaterka uratuje wszystkich. Jessica Rogers jest na stanowisku. Jak zawsze. Ufasz, jej prawda? Więc może i mi zaufasz?

Stefan zawahał się, ale przez chwilę. W końcu skinął głową. Podążył za kobietą w głąb opuszczonego domu. Była gotowa na wszystko. Butelka ich ulubionego wina już na nich czekała. Podobnie jak nastrojowe świece. Najwyraźniej Katherine liczyła na coś wyjątkowego. No cóż. Pomyliła się. Jednak lubił wino. Nie odmówi jej tej ostatniej przysługi. Nalała wina do kieliszków. Podała mu jeden. Przez cały czas nie spuszczał z niej wzroku. Miał dziwne przeczucie, ale zignorował je. Jednym duszkiem wypił wino. Dziwny smak płynu nieco go zaskoczył.

- Pamiętasz moment w którym Elena zdobyła lekarstwo na wampiryzm? – zapytała z lekkim uśmiechem na twarzy. – Nigdy nie chciała być wampirem. Później owy lek podarowała mi. Jednak moja córka wykorzystała moją krew tworząc świeżą dawkę. Leżała ukryta aż czekała na ten moment. Postanowiłam wykorzystać ją dzisiaj. Dostajesz drugą szansę mój drogi. Poczujesz jak to jest być człowiekiem. To ma być twoja kara za zdradę, której dokonałeś....

- Katherine .... – wyjąkał oszołomiony mężczyzna upadając. Ostatnia rzecz jakiej się spodziewał po wampirzycy. Znów go oszukała. Oszukała i pokonała raz na zawsze. Tym razem, to właśnie ona miała ostatnie słowo.


Stała po środku salonu, który dobrze pamiętała.

Spędziła tu cudowny czas bawiąc się z przyjaciółmi. Dziećmi służby. One jej nie oceniały. Nie wyśmiewały za to im była. Wręcz przeciwnie. traktowały jak swoją. Tak było do czasu aż poznała Damona. Żałowała iż rodzice nigdy nie powiedzieli jej prawdy skąd pochodziła. Być może sami nie wiedzieli. Ostatecznie wszyscy zadbali aby nigdy nie poznała prawdy. Nawet sam Klaus jej nie znał. Westchnęła cicho. Kiedy to się skończy namówi Damona, by pojechali na kilka miesięcy do Nowego Orleanu. Chciała poznać bliżej ojca oraz przyrodnią siostrę. Z pewnością ma do tego pełne prawo. Jeśli przeżyje zakończenie tego pojedynku. Sięgnęła po medalion, który trzymała zawieszony na szyi. Już tętnił mocą. Kiedy uwolni ostateczną siłę, wówczas będzie niepokonana. I powstrzyma klątwę rzuconą na Mystic Falls. Wyczuwała nadchodzący ogień. Wkrótce pochłonie całe miasteczko. Nie mogła do tego dopuścić. Znała swoje przeznaczenie. Cel w jakim przyszła na świat. Została hybrydą. Pokonała własną siostrę i przejęła jej moc. Była silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. I czuła tę moc głęboko w sobie. Zamierzała wykorzystać każdy aspekt magii jaki posiadała. Zło nadchodziło. Czerwone niebo coraz bardziej spowijało wszystko. Czuć w powietrzu niemiłosierny żar. Tylko od niej zależała przyszłość tego miejsca. Trochę ją to przytłaczało. Nie sądziła iż wszystko będzie tak wyglądać.

- Tak myślałam, że tu będziesz ... - drgnęła słysząc za sobą rozbawiony głos Katherine. Poczuła niepokój o Stefana. Miał ją zatrzymać do czasu aż zdoła rzucić zaklęcie ochronne. Najwyraźniej coś poszło nie tak jeśli wampirzyca tu przybyła. Wyglądała o wiele mroczniej niż, gdy widziały się po raz ostatni. – W sumie to jestem nawet zadowolona z sytuacji. Już od dawna marzyłam o starciu między nami. Obserwowałam ciebie. Śmierć Eleny poszła ci na rękę, prawda? Gdyby ona wciąż żyła nie mogłabyś zdobyć Damona.

Gorzkie słowa prawdy wypowiedziane przez wampirzyce, uderzyły w czuły punkt dziewczyny. Wiedziała, że prawda jest aż taka oczywista. Jednak wolała o tym nie myśleć. W końcu nie ona przyczyniła się do śmierci Eleny. Tylko Kai. Nigdy nawet nie myślała w ten sposób. Pokręciła głową. Nie da się ponieść emocjom. Zbyt wiele od tego zależało.

- Gdzie Stefan? – zapytała, zmieniając temat. Słysząc imię padające z ust ukochanego, parsknęła śmiechem.

- Rozpoczyna nowe ludzkie życie .... – rzuciła rozbawiona. – Kai zostawił mi pewien prezent. Wykorzystałam go do ostatniej kropli. Gdy ponownie otworzy oczy nie będzie już wampirem. W końu zapłaci za swoje grzechy.

- Cholera ... - zaklęła pod nosem. Wiedziała czym to grozi. Obydwie doskonale zdawały sobie sprawę. Stefan będzie musiał opuścić Mystic Falls. Za wiele ofiar zostawił za sobą. Nie skończy się to dobrze. – Nie powstrzymasz mnie, Katherine .... – powiedziała stanowczym głosem. Oczy dziewczyny przybrały czerwony odcień. Już teraz odczuwała moc medalionu. Niemal widziała koło siebie czarownice jakie tę moc dawały. Medalion zaczął błyszczeć jasnym światłem. Potęgował coraz bardziej. Z wyzwaniem w oczach spojrzała na wampirzycę.

- Więc walczmy! – powiedziała zdecydowanym głosem. – Tylko to nam pozostało. Jeśli masz dość jaj, by uratować Mystic Falls.

Jess nie spodziewała się ataku ze strony wampirzycy. To bolało! Uderzyła w nią fala zaskakującej mocy. Jęknęła cicho. Zabolało. Nie spodziewała się aż takiej potężnej mocy. To dość niespodziewane dla niej. Najwyraźniej w jakiś dziwny sposób czarownica zyskała moc. Tego się nie spodziewała.

- Zaskoczona, co? – prychnęła z pogardą, używając mocy, by rzucić czarownicą na ścianę. – Widzisz otrzymałam pewien dar. Jestem bardzo zadowolona. Czegoś takiego właśnie się spodziewałam. Widzisz w końcu los postanowił wyrównać moje krzywdy. Wszystko, co straciłam. Nadszedł czas na odpokutowanie win.

- Sama jesteś sobie winna! – rzuciła jej Jess. – Mogłaś być szczęśliwa. Poznałaś dwóch wspaniałych mężczyzn. Pokochali cię. Ty w zamian zniszczyłaś im życie. Nie tylko moje i Damona. Także wielu innych ludzi przed tobą. Nadszedł czas byś zapłaciła za swoje grzechy.

Zwarły się w pojedynku. Jess czuła, że sama w starciu z czarownicą nie miała żadnych szans. Z trudem powstrzymywała swoją siłę. Przegrywała. Wampirzyca dusiła ją całą swoją mocą. Już drugi raz poddawała się komuś. Nie zamierzała nigdy więcej. wciąż sobie powtarzała, że nie jest sama.

- Uwierz w nas! – krzyczały w niej czarownice. Zamierzała ich posłuchać. Medalion zabłysł w rękach kobiety. Siła jaką czuła była niemal nie do zniesienia. Krzyczała donośnym głosem, ale nie przestawała walczyć. Rękami dotknęła twarzy Katherine. Czarownica zawyła. To ogień medalionu. Sprawiał, że błyszczała jasnym światłem. Potęgowała ją niezwykła siła. Ciało wampirzycy zaczęło płonąć. Jess czuła w duchu jego palącą moc. Nie wiedziała jak długo wytrzyma. Darła się z całych sił. Upadła próbując zachować równowagę. Nie dawała już rady. Pozwoliła sobie odpłynąć. Czuła iż to koniec. Szczególnie w tym momencie, gdy zdołała uratować wszystkich. Powstrzymała ją. Uratowała bliskich. Nic innego nie miało znaczenia.

- To jeszcze nie koniec, Jessico ... - Powoli otworzyła oczy. Tuż przed sobą zobaczyła uśmiechniętą twarz Lexie. Jedną z dawnych przyjaciółek. Lexie zawsze miała na nią zbawienny wpływ. Pozwalała zachować rzeczywistość oraz zdrowy rozsądek, gdy go traciła. – Myślałam, że zginiesz w chwili, gdy dotknęłaś medalionu. Przeżyłaś tylko dlatego iż jesteś czarownicą i hybrydą. Zachowałaś człowieczeństwo. Dostałaś drugą szansę. Twoja droga dobiegła kresu.

- Naprawdę? – zapytała zaskoczona tymi słowami. – Nigdy bym nie uwierzyła, że kiedykolwiek, hybrydzia natura dziewczyny może mi pomóc. Więc kim teraz jestem? Wciąż mam wampirzą krew?

- Nie do końca ... - Lexie nie bardzo wiedziała jak wyjaśnić to wszystko dziewczynie. Ostatecznie tak wiele ją spotkało. Teraz mogła wreszcie pójść własną drogą. Bardzo jej tego życzyła. Pamiętała dobrze moment w którym się poznały. To było jak zrządzenie losu. Przeznaczenie, które potem na zawsze odmieniło każdą z nich. – Widzisz twoja moc została wciąż zachowana. Tak samo jak wilcza krew po ojcu. Umarła jedynie wampirza część, ale głód krwi będzie ci towarzyszył. Musisz sporo zrozumieć. Od tej pory twoja krew będzie lekarstwem dla innych wampirów. Twoja oraz córka, którą w sobie nosisz. To dar, a zarazem przekleństwo. Wszystko zależy jak je wykorzystasz.

Skinęła głową ze zrozumieniem. Gdy ponownie otworzyła oczy zauważyła, że wszystko wróciło do normy. Mystic Falls nie spowijała czerwona mgła. Wręcz przeciwnie. Zrobiła to. Uratowała ten świat oraz własną rzeczywistość. Reszta mogła zostać już tylko marzeniem.

*~*~*

Na zakończenie:

Tak kochani moi. To już ostatni rozdział tej historii.

Muszę przyznać, ze nie mogę w to uwierzyć. Zaczęłam jąpisać ze dwa lata temu. Potem nastąpiła długa przerwa i znowu wróciłam! Jestemprzeszczęśliwa. Nienawidzę pozostawiać niedokończonych powieści, a pisało sięją dość ciężko. W sumie kto wie, czy kiedyś nie dopiszę ciągu dalszego. Ostateczniehistoria Jess zostawiła nam sporą furtkę. Jesteście ciekawi jak potoczyły sięjej dalsze losy? Zapraszam na epilog. Wyjaśni wszystko! Tymczasem dziękuje zawaszą obecność i do zobaczenia w kolejnym 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro